Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Byłoby z gruntu niesmaczne, gdyby reżyser wykorzystał przypadek Alfreda Dreyfusa, zagranego przez Louisa Garrela – ikonę francuskiego kina i syna słynnego reżysera – w swoich prywatnych interesach. „Oficer i szpieg” to dzieło bardzo powściągliwe także w sposobie opowiadania. Wystrzega się też nut typowo męczeńskich. Zamiast tego odtwarza wydarzenia, głównie zakulisowe, które doprowadziły do skazania, a następnie zrehabilitowania francuskiego oficera.
Efekt wydawać się może za mało polityczny, zważywszy wrzenie, jakie wywołała ta sprawa w życiu ówczesnej Francji, oraz podziały, jakie się wtedy zaostrzyły. Polańskiemu bardziej zależy na stronie proceduralnej owych zdarzeń. Dzień po dniu, kawałek po kawałku, niczym cierpliwy oficer śledczy sklejający w całość podarty list, scenarzysta i pisarz Robert Harris („Autor widmo”) wydobywa na światło dzienne okoliczności procesu. Pierwsze skrzypce oddaje postaci podpułkownika Georges’a Picquarta (Jean Dujardin), który przeprowadza własne śledztwo mające dowieść niewinności Dreyfusa. Jak w każdym dramacie sądowym, są tu momenty porywające i te zatopione w prawniczej rutynie. Twórcy starają się jednak, żebyśmy na dobre nie ugrzęźli w szarych tekturowych teczkach, zapisanych gęstym, acz beznamiętnym pismem.
Ta historia fascynowała filmowców niemal od momentu, kiedy się naocznie rozegrała, czyli od samych narodzin kinematografu – wystarczy wspomnieć film Georges’a Mélièsa, przywoływany we wszystkich podręcznikach historii kina. Jego „Sprawa Dreyfusa” powstała w roku 1899, a więc dokładnie wtedy, gdy prezydent Francji unieważnił wyrok ciążący na oficerze artylerii. Sto dwadzieścia lat później Harris i Polański biorą na warsztat całą teatralność tej historii, stąd też jej zawieszenie na słowie. Poza nielicznymi scenami plenerowymi: jakieś śniadanie na trawie, otwierająca film publiczna degradacja oficera na dziedzińcu paryskiej Szkoły Wojskowej czy migawki z Wyspy Diabelskiej, gdzie domniemany szpieg odsiaduje dożywocie, zamknięci jesteśmy w dusznych, przeładowanych pomieszczeniach: w gabinetach, salach sądowych, to znów w dekadenckich lokalach obsiadłych przez tajniaków. Lecz choć z wielu kadrów wyziera Manet, Cézanne czy Toulouse-Lautrec, stanowi to tylko ozdobny sztafaż. W „Oficerze i szpiegu” rządzi sztywny świat wojskowości i wywiadu, który spycha na dalszy plan wszelkie uroki, namiętności i emocje.
Polański żegna się bez żalu z belle époque – w obiektywie Pawła Edelmana trochę przykurzoną, ciężką, ciemną i groźnie wąsatą. Tymczasem w wybijającej marszowy rytm muzyce Alexandre’a Desplata słychać jeszcze groźniejsze pomruki wieku XX. Widzimy, jak nowoczesne narzędzia komunikacji – fotografia czy telefon – stają się jednocześnie narzędziami zbiorowej inwigilacji. Policyjny grafolog Alphonse Bertillon (w tej roli Mathieu Amalric) prowadzi na kryminalistach prekursorskie badania antropometryczne. Za chwilę wszystkie te metody i wynalazki odegrają swoją rolę w wielkich projektach totalitarnych. Ale rośnie także rola środków masowego przekazu, na razie papierowych. Gazeta codzienna z listem „J’Accuse...!” autorstwa Émile’a Zoli ujawnia nazwiska tych, którzy wzięli udział w preparowaniu dowodów przeciwko Dreyfusowi, co doprowadza do rewizji procesu, lecz wcześniej na ławie oskarżonych sadza sygnalistów. W odbywającej się na ekranie dyskusji na temat różnicy pomiędzy kopią a fałszywką słychać zapowiedź nie tylko stalinowskich czy hitlerowskich socjotechnik, ale i dobrze nam znanej epoki fakenewsowej.
Męski, umundurowany świat „Oficera i szpiega” przynosi zarazem ostrzeżenie przed nowymi wcieleniami Wielkiego Brata i bezkrytycznym zaufaniem do różnego kalibru „teczek”. Dziś otwieranie prywatnych listów nad palnikiem czy przeczesywanie koszy na śmieci w celu znalezienia „haka” coraz częściej przybiera postać niewidzialnej kontroli nad Big Data, o wiele skuteczniejszej i bardziej demonicznej. U Polańskiego dotyczy ona przede wszystkim grup mniejszościowych: Żydów i homoseksualistów, stanowiących najłatwiejszy obiekt w prowokowaniu politycznych „polowań na czarownice”, w węszeniu różnej maści spisków i zdrad. Jest wreszcie „Oficer...” opowieścią o odzyskanym honorze. Obecnie to staroświeckie słowo coraz częściej bywa mylone z medialnym wizerunkiem, przez co również pojęcie zniesławienia nabrało zupełnie innego wydźwięku. Co ciekawe, desperacka walka Picquarta, Zoli czy dziennikarzy pisma „L’Aurore” toczy się nie o uwolnienie Dreyfusa, co o jego honor właśnie, o zdjęcie odium hańby i przywrócenie rangi oficerskiej rzekomemu szpiegowi.
Wymowne, że pułkownik Jean Sand- herr, czyli jeden z tych, którzy zapoczątkowali ową nagonkę w ramach wielkiej akcji inwigilacyjnej mającej chronić kraj przed obcym wywiadem, prawie na naszych oczach umiera zarażony syfilisem. To nie on, lecz Alfred Dreyfus będzie dowodził oddziałami przeciw niemieckiej armii podczas I wojny światowej. Wypada zatem potraktować film Polańskiego również jako rozprawę na temat tego, czym jest patriotyzm i komu przysługuje miano „prawdziwego Francuza” czy „prawdziwego Polaka”. W tym sensie ów chłodny, przegadany, rozmyślnie nieefektowny film można uznać do pewnego stopnia za kontynuację „Pianisty” – historii polskiego Żyda, któremu wielu odmawiało polskości i któremu granie Szopena uratowało kiedyś życie. ©
OFICER I SZPIEG (J’accuse) – reż. Roman Polański. Prod. Francja/Włochy 2019. Dystryb. Gutek Film.