Portret totalny

Po seansie „Człowieka” zostaje nie tyle uniwersalna humanistyczna refleksja, ile pojedyncze twarze czy zdania. Np. Aborygen, który wspomina, że w jego języku nie istniały kiedyś pojęcia „dziękuję” i „proszę”, bo dzielenie się było czymś naturalnym.

08.08.2016

Czyta się kilka minut

„Człowiek” – to brzmi dumnie. Zwłaszcza gdy w tym jednym słowie zamyka się tytuł filmu dokumentalnego, który trwa ponad trzy godziny, kręcony był w 60 krajach i ma około 2 tys. bohaterów mówiących w 63 językach. Gigantyczny projekt Yanna Arthusa-Bertranda kojarzy się z przedsięwzięciami z dziedziny tzw. fotografii humanistycznej, jak słynna „Rodzina człowiecza” z 1955 r. Nieprzypadkowo: jego twórca jest od kilkudziesięciu lat uznanym fotografikiem, szczególnie zatroskanym sprawami człowieka i natury. Jako dokumentalista również podąża tą ścieżką, choć jego najnowszy film ma ambicje znacznie większe. Chciałoby się rzec – totalne.

Przepytywanie zwyczajnych, często przypadkowych ludzi o to, co w ich życiu jest najbardziej istotne, ma w kinie dokumentalnym bogatą tradycję. Mistrzostwo skrótu i celności osiągnął w tym Krzysztof Kieślowski w „Gadających głowach” (1980). W ostatnich dekadach, kiedy pojęcie globalnej wioski za sprawą ekonomii i technologii informacyjnej przestało być metaforą, coraz chętniej przenosi się tę formułę na „rodzinę człowieczą” pojętą jak najszerzej. Arthus-Bertrand jest pod tym względem minimalistą i maksymalistą jednocześnie. Przez trzy lata jeździł po świecie filmując wypowiedzi kobiet i mężczyzn w różnym wieku, o różnym kolorze skóry, poglądach i statusie społecznym. Zadawał im pytania najprostsze, a kamerę potraktował jak aparat fotograficzny. Jego bohaterowie siedzą przed obiektywem nieruchomo, na czarnym tle, filmowani tylko w zbliżeniach. Bloki ich wypowiedzi przerywane są klipami, na których z lotu ptaka oglądamy zapierające dech zdjęcia pustyń, wulkanów, pól uprawnych czy nieprzebranych ludzkich tłumów.

Skądś już to wszystko znamy. Montowanie tych niepokojąco pięknych obrazów pod ekstatyczną muzykę kojarzy się z trylogią „Qatsi” Godfreya Reggio czy z „Baraką” i „Samsarą” Rona Fricke’a. Estetyzacja wydaje się zrozumiała: przypomina o bogactwie, ale i kruchości świata, który nie został nam dany raz na zawsze. Dziś jednak jesteśmy wręcz bombardowani tego typu obrazami, podretuszowanymi i wystawionymi na sprzedaż w turystycznych folderach. Również wypowiedzi na wpół anonimowych bohaterów brzmią czasem jak wzięte z telewizyjnej reklamy społecznej. Jest wśród nich amerykański skazaniec z celi śmierci, inwalida bez kończyn, transseksualistka, ofiara Hiroszimy, Hinduska, która z głodu wybierała ryż ze szczurzych nor, Rwandyjka po aborcji, ofiary gwałtu i przemocy domowej, wyzyskiwani pracownicy z fabryk odzieżowych w Bangladeszu, upokorzony bezrobociem Grek, tęskniąca za domem ukraińska pomoc domowa, porwana kazachska narzeczona… Mówią o miłości, pracy, pieniądzach, o wojnie i o śmierci. Oskarżają włodarzy tego świata i apelują wprost do widza.

Jako całość „Człowiek” nie do końca przekonuje. Nagromadzenie dramatów i emocji znosi się nawzajem. Siłą kina dokumentalnego jest raczej skupienie na szczególe, nie wielkie uogólnienia. A temu zdaje się służyć monumentalny francuski projekt, złożony z okruchów życia tych, którzy na co dzień pozostają niewidoczni i niewysłuchani. Dlatego po seansie „Człowieka” zostaje nie tyle uniwersalna humanistyczna refleksja, ile pojedyncze twarze czy zdania. Aborygen, który wspomina, że w jego języku nie istniały kiedyś pojęcia „dziękuję” i „proszę”, bo dzielenie się było czymś naturalnym. Zestawienie obrazu ojca palestyńskiego i izraelskiego, którzy stracili dzieci w bliskowschodnim konflikcie. Były prezydent Urugwaju, który tłumaczy, że kupując rzeczy, płacimy tak naprawdę nie pieniędzmi, ale czasem, czyli własnym życiem.

Reżyser stosuje ciekawy zabieg formalny, kiedy wypowiedzi jednych rozmówców nachodzą na milczące portrety innych. Mamy wówczas wrażenie, jakby bohaterowie mieszkający w najdalszych zakątkach świata z uwagą słuchali siebie nawzajem. Jeśli dokument Arthusa-Bertranda choćby na moment potrafi zrobić to samo z widzem, będzie znaczyło, że osiągnął swój cel.

Film pokazywany będzie w kinach w wersji skróconej do 131 minut. ©


​CZŁOWIEK (Human) – reż. Yann Arthus-Bertrand. Prod. Francja 2015. Dystryb. Against Gravity. W kinach od 12 sierpnia.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 33/2016