Łatwa apokalipsa

W Barace Ron Fricke próbuje uwodzić widza pięknymi kadrami pejzaży i straszyć brzydotą zgniłego Zachodu. Wszystko służy zilustrowaniu założonej przez niego tezy, która ociera się o intelektualny banał.

26.06.2005

Czyta się kilka minut

 /
/

Od pierwszych scen “Baraka" zapiera dech w piersiach pięknymi widokami. W wypieszczonych, kolorystycznie cudownych kadrach oglądamy zaśnieżony górski szczyt, zieleniącą się puszczę Amazonii, bezbrzeżne przestrzenie afrykańskiej pustyni. Fricke kontempluje te obrazy, sam upaja się ich urokiem. Pozwala widzowi wpatrzeć się w nie głęboko, operuje zbliżeniem, wygrywa detale. A obok umieszcza zdjęcia współczesnej metropolii, rozpędzonej, zautomatyzowanej. Ulice miast zapełniają sznury samochodów, chodniki zalane są tysiącami ludzi. W jego obiektywie rzeczywistość wygląda jak zrobiona dla czyjejś zabawy makieta skądś znanego nam świata. Tyle że miniatura ta jest nieco upiorna. Wszystko jest w niej brzydkie, pozbawione polotu, odarte z resztek godności.

Na podobnej zasadzie opiera się cały film Fricke’a, który piękno dziewiczego raju zestawia z ponurą cywilizacją. Tak zbudowane kontrasty nie tylko uderzają, ale wręcz odstręczają. Irytację wzbudza nachalność, z jaką reżyser łączy obrazek dzikiej puszczy z ujęciem wkraczającego do niej człowieka, który przy wciąż rosnącym huku piły motorowej niszczy szlachetne płody matki natury. Subtelnością nie grzeszy także zmontowanie z sobą scen z wylęgarni kurcząt oraz ulicznego tłumu oczekującego na zapalenie się zielonego światła i ludzi kłębiących się w korytarzach tokijskiego metra.

Lekkość, z jaką reżyser czyni tego typu porównania, jest główną słabością “Baraki". Cóż bowiem łatwiejszego niż zbudowanie radykalnych kontrastów i ferowanie oczywistych wyroków? Tyle, że skonstruowany w ten sposób obraz nijak nie może uchodzić za wierne odzwierciedlenie rzeczywistości. Banalne stwierdzenie, że tyleż samo dobra i zła, piękna i brzydoty znaleźć można w świecie pierwotnych ludów co pomiędzy nowojorskimi wieżowcami, w kontekście filmu Fricke’a nie jest wcale oczywiste.

Bo żeby dostrzec wielowymiarowość świata, trzeba mu się najpierw przyjrzeć. Skrzętnie unika tego twórca “Baraki", który nawet kontemplując portrety Indian, Afrykańczyków i Hindusów nie stara się zajrzeć poza własny kadr, poznać świata swoich anonimowych bohaterów. Poprzestaje na pocztówkowej ładności i plastycznym wysmakowaniu. Nie inaczej z wizją współczesności. Jak bowiem dostrzec coś więcej poza mrówczym pędem mas, kiedy przed oczami obrazy zmieniają się w przyspieszonym tempie stu kilkudziesięciu klatek na sekundę?

Także religioznawcze wycieczki Fricke’a okazują się bardzo powierzchowne. Zafascynowany transowym rytmem afrykańskiego tańca oraz obrazami modlących się mnichów i Żydów pod Ścianą Płaczu ukazuje je jedynie jako wizualne fenomeny. Piękne, wręcz hipnotyzujące kadry układają się w minoderyjną feerię. Nie ma w “Barace" próby zrozumienia głębokiego sensu religijnych rytuałów. Pod pozorami wzniosłości kryje się jedynie rozczarowująca pustka, ekumeniczny trop okazuje się mylny.

Co wobec tego pozostaje? Nużąca z czasem seria pięknych obrazków, montowanych w rytm patetycznej muzyki skomponowanej przez Michaela Stearnsa, twórcy związanego z grupą Dead Can Dance, który orientalność łączy z rytmem na wskroś współczesnym.

“Barace" nie udało się powtórzyć sukcesu głośnego “Koyaanisqatsi" Godfreya Reggio (Fricke był autorem zdjęć do tamtego filmu), do którego jest często porównywana. Zamiast filmowego eseju albo wyciszonej symfonii obrazów reżyser proponuje łatwy osąd cywilizowanego świata i straszy widmem rzekomej zagłady. Tyle, że świat, który na co dzień widzimy, niewiele ma wspólnego z sugerowaną przez Fricke’a jednoznacznością, a zawarte w “Barace" apokaliptyczne proroctwo bardziej irytuje, niż przeraża.

“BARAKA", reż.: RON FRICKE, scen.: Constantine Nicholas, Genevieve Nicholas, zdj.: Ron Fricke, muz.: Dead Can Dance, Lisa Gerrard, David Hykes. Prod.: USA 1992. Dystryb.: Best Film.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 26/2005