Mandala na sprzedaż

Nie można odmówić „Samsarze” czystego piękna i poprawnej refleksji, lecz skojarzenia i pamięć okazują się istnym przekleństwem – nie pozwalają dumać w nieskończoność nad losem ludzkości.

22.10.2012

Czyta się kilka minut

Kadr z filmu „Samsara” / Fot. Materiały prasowe
Kadr z filmu „Samsara” / Fot. Materiały prasowe

Zagraj to jeszcze raz, Ron!” – usłyszał zapewne reżyser „Baraki”, zanim zabrał się za realizację filmu „Samsara”. Efekt déjà vu jest bowiem uderzający, a brzydka myśl o odcinaniu kuponów od artystycznego sukcesu nie przestaje opuszczać aż do ostatniego ujęcia.

Ktoś porównał najnowszy dokument Rona Frickego do pokazu slajdów – nie przypominam sobie, żeby tego rodzaju skojarzenia towarzyszyły recepcji poprzedniego filmu: „Baraka” (1992) ma dzisiaj status niemal kultowy. Amerykański reżyser stworzył w niej filmowy esej o współczesnym świecie, który przestał być rajem, choć jego odpryski znaleźć jeszcze można tu i ówdzie: w życiu egzotycznych kultur nietkniętych przez zachodnią cywilizację, w zanikających oazach nieskażonej natury, w wytworach ludzkiego geniuszu. Poprzez olśniewająco piękne obrazy opowiedział Fricke o różnych wymiarach duchowości współczesnego człowieka, broniącego się przed odczarowaniem świata. Po dwudziestu latach reżyser sięgnął po ten sam klucz, efekt nie jest już jednak tak znakomity.

Przez sto minut oglądamy foldery, w których wymieszano różne sekcje tematyczne: cuda świata, portrety współczesnych pariasów, żarłoczną machinę globalnej gospodarki... Sterylna nowoczesność przenika się tu z tysiącletnią kulturą, kaprysy bogaczy z ruinami po kataklizmach, korporacyjna gorączka z codziennością ludzi zredukowanych do fabrycznych trybików. Trzeba przyznać, że pojawiają się w tym wszystkim obrazy naprawdę intrygujące i oryginalne, jak opustoszały, ale całkiem współczesny dom, w którym tony pustynnego piasku zdążyły usypać wydmę. Albo elektryzujący performans, w którym siedzący za biurkiem biznesmen nagle maluje sobie na twarzy maskę, a następnie nerwowymi ruchami zaczyna ją odklejać, dziurawić, zniekształcać, by w końcu dodrapać się do własnej twarzy.

Tymczasem cały film ma formę kalejdoskopu, w którym wszystko miesza się ze wszystkim – w sposób przemyślany i estetyczny, ale niepozostawiający miejsca na odkrywanie czegokolwiek. Siłą rzeczy widz musi więc uwiesić się tytułu: w religiach Wschodu tytułowa samsara oznacza cykliczną wędrówkę narodzin i śmierci – do tego też (kontemplowania zmienności świata wcielającego się w rozmaite formy) sprowadza się oglądanie „Samsary”. Czy nie jest to jednak wizja rodem z pisma „Yogalife”, którym zaczytują się bohaterki najnowszej książki Doroty Masłowskiej, poszukujące ładnie opakowanych i sformatowanych przeżyć duchowych?

Zwykle zarzuca się „Samsarze” nadmierną estetyzację, która w przypadku pokazywania biedy czy różnych chorób naszej cywilizacji wydaje się ucieczką od dyskursu krytycznego. Tym, co mnie najbardziej rozczarowuje w filmie Frickego, to wspomniana już powtarzalność i wtórność – głównie wobec tego, co w kinie dokumentalnym wielokrotnie pokazano. Przyspieszone zdjęcia ludzkiego mrowiska twórczo wykorzystał dwie dekady temu Godfrey Reggio w trylogii zapoczątkowanej przez „Koyaanisqatsi”. Morderczy wysiłek, z jakim jawajscy robotnicy wydobywają bryły siarki wyrzucanej przez krater Kawah Ijen, pokazywał Michael Glawogger w „Śmierci człowieka pracy”. Japoński naukowiec, który wykonał robota na swój obraz i podobieństwo, pojawił się już w dokumencie „Mechaniczna miłość” Phie Ambo, a kombinaty rzeźnicze filmowane niczym fabryki śmierci przywołują inny głośny dokument, „Nasz chleb powszedni” Nikolausa Geyrhaltera. Tego rodzaju mniej lub bardziej świadome zapożyczenia można by mnożyć.

Fricke jest na tyle beztroski, że z upodobaniem cytuje nawet samego siebie. Powracają więc wzięte z „Baraki” apokaliptyczne obrazy wysypisk śmieci czy wielotysięcznej ludzkiej ciżby falującej wokół Czarnego Kamienia w Mekce. Wracają Żydzi modlący się przy Ścianie Płaczu i afrykańskie plemiona przyozdabiające swoje ciała z niespotykaną w naszej kulturze finezją. Mniej za to muzyki Lisy Gerrard z Dead Can Dance, która współtworzyła ścieżkę dźwiękową do „Baraki” – może dlatego i ten aspekt wypada na niekorzyść w porównaniu z tamtym filmem.

I choć nie można odmówić „Samsarze” czystego piękna i poprawnej refleksji, skojarzenia i pamięć okazują się istnym przekleństwem – nie pozwalają po raz enty zachwycać się tym samym czy dumać w nieskończoność nad losem ludzkości. Mimo to wierzę, że widzowie nieobarczeni zbytnio filmowymi konotacjami mogą znaleźć w „Samsarze” chwilę wyciszenia i skupić uwagę na tym, co zwykle umyka nam w natłoku zdarzeń i obrazów.

Film Frickego spięty jest klamrą, w której pokazano buddyjski rytuał usypywania wielkiej mandali z kolorowego piasku, która w finale zostaje zniszczona. Jaki więc był sens całej tej pracy? Podobne pytanie można by zadać twórcom filmu, którzy latami kolekcjonowali obrazy z różnych zakątków świata, by ostatecznie wtłoczyć je w ten sam wypróbowany wzór. Tyle że w przeciwieństwie do mnichów, Fricke swojej mandali nie zniszczył i właśnie próbuje nam ją sprzedać.  


„Samsara” – reż. Ron Fricke, scen. Ron Fricke, Mark Magidson, zdj. Ron Fricke, muz. Marcello De Francisci, Lisa Gerrard, Michael Stearns. Prod. USA 2011.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 44/2012