Porcja wolności

W czasach, gdy dominuje animacja komputerowa i rozwijają się nowe media, rysunek powinien zostać skazany na zagładę. A jednak coraz więcej artystów sięga po tę technikę.

17.09.2012

Czyta się kilka minut

Olaf Brzeski, „Upadek człowieka, którego nie lubię”, 2012 r. Film, instalacja / Fot. Maciej Zaniewski / Galeria Arsenał
Olaf Brzeski, „Upadek człowieka, którego nie lubię”, 2012 r. Film, instalacja / Fot. Maciej Zaniewski / Galeria Arsenał

Rysunek jest równie stary jak sama sztuka. Najczęściej był jednak traktowany jako zaledwie pomoc w pracy dla kolejnych pokoleń malarzy i rzeźbiarzy. Bo też ogromna masa rysunków powstała jako studia czy szkice przygotowawcze. Na etapie nauki służył doskonaleniu warsztatu artysty, jego umiejętności. Potem – po jej zakończeniu, był częścią pracy nad obrazami, rzeźbą czy freskami. Bez nich nie wyobrażano sobie całego procesu tworzenia dzieła (tylko nieliczni rezygnowali z tego etapu przygotowawczego).


DZIEŁO MISTRZA


Od czasów nowożytnych rysunki są coraz bardziej cenione, zwłaszcza przez wyrafinowanych kolekcjonerów (często byli nimi artyści). Zaczynają powstawać rysunki jako samoistne dzieła, doskonale wykończone, przeznaczone właśnie dla zbieraczy. Pojawia się także przekonanie, że te różnorodne prace na papierze, nawet drobne szkice, mówią o mistrzostwie ich twórców, są świadectwem ich umiejętności, bo wykonywane własnoręcznie (a nie, jak w przypadku wielu obrazów czy rzeźb, które tworzono z udziałem pomocników). Z czasem rysunki zostają otoczone swoistym kultem, jako bardziej autentyczne i świeże niż wystudiowane obrazy czy rzeźby. Trudno się dziwić temu uwielbieniu, skoro wybitnymi rysownikami okazywali się najwięksi z twórców: Michał Anioł, Rafael i Leonardo da Vinci, Dürer i Bruegel Starszy, Rembrandt i Rubens, Watteau i Fragonard, Degas i Seurat, Picasso i Matisse.

Wielu uważało też rysunek za podstawę sztuki, zwłaszcza malarskiej, a spór między wyznawcami jego nadrzędnej roli a podkreślającymi rolę koloru trwał przez kilka stuleci. Jak głosił z pewną emfazą wielki malarz Jean Auguste Dominique Ingres: „Rysunek to więcej niż trzy czwarte tego, co składa się na malarstwo. Gdybym miał zawiesić napis nad moimi drzwiami, napisałbym: »Szkoła rysunku« i jestem pewien, że kształciłbym malarzy”.

Wraz z kolejnymi przewrotami XIX i XX wieku w sztuce rysunek zaczyna tracić swe znaczenie. Przestaje być konieczny, skoro można było zacząć malować bezpośrednio w naturze, a aparat fotograficzny mógł zastąpić szkicownik. Wciąż pozostawał elementem akademickiego kształcenia, ale można było powątpiewać, czy przeżyje nawałę kolejnych nowych mediów. Co prawda nikt nie ogłosił jego „śmierci”, w odróżnieniu od malarstwa, któremu raz po raz wieszczono ostateczny koniec. Być może dlatego, że nie wydawał się już tak ważny, by chciano go jakoś specjalnie odsyłać do grobu.


POWRÓT


Jednak od lat 90. ubiegłego stulecia rysunki coraz częściej można zobaczyć na wystawach. Ten powrót nie powinien dziwić, skoro w tym samym czasie zaczyna się mówić o odrodzeniu malarstwa. Płótno i farby ponownie stają się modne, a posługiwanie się nimi przestaje być uznawane za coś archaicznego. Niektórzy zaczynają także wystawiać rysunki, jak Marlen Dumas, jedna z najważniejszych malarek ostatnich dwóch dekad, która stworzyła m.in. cykle aktów zawieszonych między życiem a śmiercią. Bywa, że nie wiemy, czy przedstawiają żywych, czy też są portretami zmarłych.

Nie tylko malarze spowodowali, że dziś można mówić o boomie na rysunek. Co więcej, znaleźliby się oni zapewne w mniejszości, gdyby pokusić się o stworzenie listy najciekawszych obecnie rysowników. Dlaczego zatem powrócono do kartki i ołówka, węgla, tuszu czy akwareli? Nie ma zapewne jednej dobrej odpowiedzi.

Rysunki są mniej efektowne, nie osiągają też tak wysokich cen na rynku, ale to daje ich twórcom więcej swobody. Nie są tak silnie poddani wymogom handlu sztuką, funkcjonują w pewnej niszy. Rysunki pozwoliły też odejść artystom od monumentalności sztuki ostatnich dekad, mody na ogromne obrazy czy rzeźby chętnie wykonywane przez zwolenników minimalizmu, ale też od skomplikowanych, przestrzennych instalacji, spektakularnych prac wideo czy gigantycznych fotografii. Rysunek jest także tani w wykonaniu, bo nie wymaga wykładania znaczących sum na stworzenie dzieła, wielkich pracowni, grona współpracowników lub podwykonawców. Zapewnia artyście trudną do przecenienia autonomiczność.

Młodzi twórcy zaczęli czerpać z bardzo różnych źródeł: sztuki komiksu, japońskich anime, street-artu, wszystkiego, co przełamuje akademickie wyobrażenia o sztuce. Wreszcie, podobnie jak w przypadku malarstwa, dostrzeżono możliwości, jakie może dać obraz fotograficzny jako pośrednik między artystą a otaczającą go rzeczywistością. Rysunek dziś stał się jedną z technik wykorzystywanych przez artystów obok fotografii, filmu czy sztuki komputerowej. Funkcjonuje samodzielnie, bywa częścią instalacji lub jest wykorzystywany w filmie.


TŁUM RYSOWNIKÓW


Lista artystów sięgających po rysunek jest zaskakująco długa. W tomie „Vitamin D. New Perspectives in Drawing” wydanym przed kilkoma laty przez prestiżowe wydawnictwo Phaidon znalazło się ponad sto nazwisk z całego świata. A można z łatwością wymieniać kolejne. Kto zatem dziś sięga po rysunek? Chociażby osiadły w Meksyku Belg Francis Alÿs – autor instalacji wideo i malarz – wykonujący drobne szkice przedstawiające fragmenty scen ulicznych, przyuważonych przypadkowo zdarzeń, pozornie pozbawionych jakiegokolwiek znaczenia. Z kolei Amerykanka Ellen Gallagher sięga po dawne czasopisma, nawiązuje do ozdobnych dekoracji książkowych, a nawet do iluminowanych rękopisów. Tworzy eleganckie, ale jednocześnie ostre politycznie dzieła, dotykające przede wszystkim problemu rasizmu. Pochodzący z Republiki Południowej Afryki William Kentridge w swych znacznych rozmiarów rysunkach wykonywanych węglem kreuje brutalny obraz świata, ale nie bez nuty nostalgii. Natomiast w pracach urodzonej w Kenii Wangechi Mutu pojawiają się dziwne, tajemnicze postacie atrakcyjnych, ponętnych kobiet, bóstwa ni to z dawnych afrykańskich wyobrażeń, ni to ze współczesnych pism kolorowych.

Wśród najciekawszych rysowników są też artyści z naszego regionu. Bułgar Nedko Solakov opowiada dziwne, pozornie banalne historyjki, rejestruje proste zdarzenia. Jego rysunki można odnaleźć w zaułkach ścian. Łatwo je przegapić, pominąć. Dowcipne, trochę tajemnicze. Bywa, że zagadkowe. Rumun Dan Perjovschi pokrywa nimi ściany galerii, umieszcza je na podłogach. Rysuje kredą bezpośrednio na murze. Tworzy przewrotny, ironiczny komentarz do otaczającej nas rzeczywistości. Nieraz odnosi się do lokalnego kontekstu, do miejsca, w którym pokazuje swe prace. Swoje bezpretensjonalne, chwilami bliskie dziecięcym bazgrołom rysunki uzupełnia zabawnymi i zaskakującymi grami słownymi.


TAKŻE W POLSCE


W naszym kraju dość długo rysunek pozostawał na marginesie. W latach 90. dominowały nowe media i instalacje. Do wyjątków należał Grzegorz Sztwiertnia, który tworzył rysunki jakby zaczerpnięte ze starych podręczników lekarskich, poglądowych tablic bądź z atlasów anatomicznych. Z kolei w rysunkach Zbigniewa Libery pojawiały się wątki znane z jego innych prac: urządzenia korekcyjne, zmutowane narzędzia, projekty dziwnych zabawek. Długo nieznane prace, w pełni pokazane dopiero na wielkiej wystawie monograficznej w warszawskiej Zachęcie w 2009 r., pokazały twórcę pracy „Lego. Obóz koncentracyjny” jako ciekawego rysownika.

Jednak dopiero artyści związani z powrotem do malarstwa zwrócili uwagę na potencjał tkwiący w rysunku. Doszli do niego poprzez komiks. „Życie codzienne w Polsce w latach 1999– –2001” Wilhelma Sasnala jest chyba najciekawszą opowieścią o pokoleniu dorastającym w dobie polskich przemian po 1989 r., zaś rysunki Macieja Maciejewskiego dla „Przekroju” (przez kilka lat wykonywał je także Sasnal) stały się regularnym komentarzem do naszej rzeczywistości. Pozwalały, jak mówił ten ostatni, „powiedzieć to, co mnie wkurza”. Z kolei „Krytyka Polityczna” spróbowała przywrócić dawną tradycję ilustracji książkowej tworzonej przez ważnych twórców. To dla niej powstały m.in. świetne, delikatne, aluzyjne rysunki Wilhelma Sasnala do „Św. Pawła” Piera Paolo Pasoliniego i „Płomieni” Stanisława Brzozowskiego.

Dziś coraz częściej artyści wykonują rysunki o mniej użytkowym przeznaczeniu. Rafał Bujnowski pokazał przed kilkoma laty świetne rysunki, skrajnie oszczędne, sprowadzone jedynie do kilku pojedynczych linii, ale stworzył także ciekawy cykl wykonanych węglem, na wpół startych portretów górnika, raz jeszcze grając między realistycznym obrazowaniem i abstrakcją. Z kolei Sasnal zaczął wystawiać rysunki wykonane czarnym tuszem, bliskie pracom ekspresjonistów czy też polskiej grafice z lat 40. i 50. (na tegorocznych targach Art Basel Fundacja Galerii Foksal pokazała jego kilkumetrowy rysunek wykonany na podstawie szkiców z podróży pociągiem z Pekinu do Moskwy).


W ARSENALE


Dziś rysuje w Polsce przede wszystkim młodsze pokolenie artystów. Oni też są silnie obecni na wystawie w białostockim Arsenale. Ich prace zestawiono z twórczością poprzednich roczników (od Antoniego Mikołajczyka po Zbigniewa Liberę), a także pochodzących z innych krajów. Nie są to szkice czy studia, lecz wykończone dzieła. Jedni wykorzystują rysunek dość tradycyjnie. Pola Dwurnik i Mariusz Tarkawian sięgają po język komiksu. Dla obojga stał się też on podstawowym narzędziem wypowiedzi. Pola Dwurnik od lat relacjonuje aktualne wydarzenia. W jej rysunkach pojawiają się przede wszystkim artyści i krytycy, oglądane obrazy i zobaczone widoki. Zaś Mariusz Tarkawian stał się reporterem-rysownikiem. Założył nawet w 2006 r. firmę Szybki Bill oferującą udokumentowanie – szybsze niż przy pomocy aparatu fotograficznego – rozmaitych uroczystości: wesel, urodzin, domowych obiadów. Jednak przede wszystkim zajmuje się konkretnymi wystawami, dziełami, postawami artystycznymi. W jego cyklu „W poszukiwaniu sztuki” powstało ponad tysiąc rysunków. Udało mu się stworzyć świetne charakterystyki bardzo różnych artystów, współczesnych, ale też klasyków nowoczesności. Powoli powstaje wielka encyklopedia historii sztuki.

W Arsenale znalazły się prace odwołujące się do innego rozumienia rysunku, wydobywające przede wszystkim jego linearność czy sumaryczność tego, co przedstawiane. Są tu obrazy Karola Radziszewskiego „Ćwiczenia na równowagę”, w których skopiował ilustracje ze starej książki z ćwiczeniami dla chłopców, czy hafty na tkaninie młodego ukraińskiego artysty Wołodymyra Kuzniecowa. Jednak podstawowe znaczenie na wystawie ma sposób myślenia o formie, „rysunkowość” dzieła. Użyta technika jest już czymś wtórnym.

Rysują też inni, nieobecni na ekspozycji. Po tę technikę sięgnęli głośni niedawni debiutanci. Członkowie poznańskiej grupy Penerstwo – Tomasz Mróz, Magdalena Starska czy Radosław Szlaga tworzą sztukę świadomie nie-piękną, wręcz brutalną. Podobnie Iza Tarasewicz, autorka m.in. rzeźb z preparowanego mięsa, która stworzyła też serię prac przedstawiających zabawy dzieci ze zwierzętami, na pozór radosnych, ale w rzeczywistości przepełnionych smutkiem i ujawniających ukrytą przemoc. Z kolei Wojciech Bąkowski wykonał rysunki bezpośrednio na taśmie filmowej. Układał z nich „Filmy mówione” – opowieści o codziennych wydarzeniach, najbardziej banalnych, zwykłych, uzupełniane słownym komentarzem. Czasami przeradza się on w długi monolog, ostry, pełen wulgaryzmów. To nie jest świat przeznaczony dla subtelnych estetów.

Rysują też ich rówieśnicy, Tomasz Kowalski czy Jakub Julian Ziółkowski, okrzyknięci nowymi surrealistami. Robią to inaczej: ich twórczość jest zanurzona w przeszłości. Świadomie korzystają z doświadczeń poprzedników, a nawet posuwają się do gier z publicznością, np. Kowalski próbujący, jak się sam przyznaje, zatrzeć ślady współczesności, stworzyć złudzenie, że jego prace istnieją poza czasem. Dlatego też celowo postarza papier, na którym rysuje, lub korzysta ze starych materiałów.

Okazuje się bowiem, że kartka papieru czasami oferuje artyście więcej wolności niż wielkie płótna czy świetny sprzęt filmowy. Tu wystarczy jedynie wyobraźnia, kreatywność i oczywiście umiejętności.  


RYSUNEK WRACA W WIELKIM STYLU, Białystok, Galeria Arsenał, wystawa czynna do 4 października. Kuratorzy: Monika Szewczyk, Michał Jachuła

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyk sztuki, dziennikarz, redaktor, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Laureat Nagrody Krytyki Artystycznej im. Jerzego Stajudy za 2013 rok.

Artykuł pochodzi z numeru TP 39/2012