Klucze do Sasnala

W jednej z najważniejszych galerii świata, londyńskiej Whitechapel Gallery, otwarto wystawę Wilhelma Sasnala, a w prestiżowej serii wydawnictwa Phaidon ukazała się monografia artysty. Ale krytykom malarz ciągle się wymyka.

02.11.2011

Czyta się kilka minut

Wilhelm Sasnal, "Kacper i Anka", 180 x 220 cm, 2009 r. / Whitechapel Gallery /
Wilhelm Sasnal, "Kacper i Anka", 180 x 220 cm, 2009 r. / Whitechapel Gallery /

Wiele się wydarzyło od założenia w 1996 r. słynnej i działającej przez 5 lat Grupy Ładnie. Szybko też okazało się, że obrazy Marcina Maciejowskiego, Rafała Bujnowskiego i samego Sasnala są atrakcyjne dla młodego pokolenia, stały się rodzajem manifestu roczników urodzonych w latach 70., którzy w pracach krakusów próbowali odnaleźć własny świat, może nie najlepszy z możliwych, ale na pewno akceptowalny. Była to twórczość zwrócona ku codziennemu doświadczeniu, nie przypadkowo określana hasłem pop-banalizm, pokazująca rzeczywistość bez wielkich idei czy sporów. Jednak już wtedy artyści stawiali pytanie o malarstwo: czy i w jaki sposób można je dziś uprawiać? Czy można przy jego pomocy mówić o tym, co aktualne?

Długa droga

Jest rok 2001. Wychodzi komiksowe "Życie codzienne w Polsce w latach 1999-2001", autobiograficzny zapis borykania się z rzeczywistością młodego artysty. W tym samym roku powstaje cykl "Maus". Z głośnego komiksu Arta Spiegelmana Sasnal pozostawia głównie wnętrza. Opustoszałe. Nie ma tu już więźniów (z wyjątkiem jednego, dość niezwykłego portretu), zostało miejsce po tragedii. Do malowanych przez Sasnala obrazów coraz częściej wkracza historia. 2001 rok to też wystawy w Rastrze i Galerii Foksal. W następnym roku prace Sasnala zostają pokazane na Liste Air Fair w Bazylei. Rozpoczyna się międzynarodowa kariera, przychodzą kolejne prezentacje w prestiżowych galeriach. Wreszcie artysta zostaje dostrzeżony przez polskie media, które zostają oczarowane nim i cenami osiąganymi przez jego obrazy.

Jednak dopiero monograficzna wystawa w Zachęcie w 2007 r. i wydany w tym samym roku Przewodnik "Krytyki Politycznej" pokazują malarza szerszej polskiej publiczności. Wyłania się z nich obraz artysty niestroniącego od podejmowania ważnych tematów, nieomal malarza historycznego. Wizerunek artysty sięgającego po przeszłość, nie tylko związaną z Zagładą, który maluje m.in. portrety Narutowicza i Wyszyńskiego, ale też Broniewskiego. W tym samym roku dla Muzeum Powstania Warszawskiego wykonuje zaskakujący mural, przedstawiający żółte bratki na czarnym tle. Kwiaty niepokojąco bliskie są swym kształtem ludzkim czaszkom. Sasnal coraz wyraźniej deklaruje zaangażowanie polityczne i podkreśla związki ze środowiskiem młodej lewicy. Wykonuje dla "Krytyki" m.in. świetne ilustracje do "Płomieni" Brzozowskiego. Wypowiedzi artysty wywołują spory i dyskusje: czy rzeczywiście można w jego przypadku mówić o lewicowości i czy w ogóle obrazy mogą być lewicowe? Jak sam tłumaczył w rozmowie z "Tygodnikiem": "To obywatel powinien się angażować. (...) Ale jako artysta? Nie. Nie angażuję mojej twórczości bezpośrednio".

Wróćmy jednak do obrazów. Z kadrów słynnego filmu Clauda Lanzmanna pozostały jedynie puste pejzaże. W "Shoah (Las)" (2003) dominują namalowane grubymi, wyrazistymi pociągnięciami drzewa i dopiero po chwili można dojrzeć gdzieś w oddali niewielkie figury ludzi. Sasnal maluje też portret tłumaczki, która towarzyszyła Lanzmannowi w jego rozmowach z Polakami. W innych obrazach sięga po zdjęcia meksykańskiego fotografa Enrique Metinidesa, który przez całe dekady, dla tzw. nota roja (czerwonej prasy) dokumentował miejsca tragicznych wypadków i zbrodni. Także w tym przypadku na jego płótnach pozostają tylko jakieś fragmenty, wyimki z brutalnych zdjęć. Sasnal maluje także miejsca znane z dzieciństwa jak tarnowskie Mościce, utrwala wizerunki bliskich. Na jego wystawach, obok obrazów zaczynają się pojawiać filmy kręcone przez artystę na tradycyjnej taśmie 8 i 16 milimetrów, z jakąś premedytacją nienowoczesne. Wreszcie w tym roku premierę ma "Z daleka widok jest piękny", pełnometrażowy film wyreżyserowany wspólnie z żoną Anną. Obok Sasnala-malarza coraz ważniejszy się staje Sasnal-reżyser filmowy.

Zbyt wiele?

Czy malowanie dziś obrazów nie jest perwersyjne? - zastanawia się Adrian Searle, pisząc o wystawie w Whitechapel na łamach "Guardiana". Po czym dodaje: "przekonanie, że malarstwo nadal może mówić o świecie w znaczący sposób, może samo w sobie być przewrotne, jak również paradoksalne". Sasnal dobrze zdaje sobie sprawę z kłopotliwości malarstwa, z wielkiego ciążenia jego tradycji i "wsteczności" wpisanej w posługiwanie się płótnem i pędzlem. Mówił, że obawia się "malarskości malarstwa" i chyba z premedytacją stara się nie tworzyć atrakcyjnych obrazów, przykuwających uwagę wizualną spektakularnością. Przeciwnie, niektóre z nich starają się wręcz być nieładne. Drażnią, irytują. W poszukiwaniu przez Sasnala języka malarskiego adekwatnego dla współczesności ogromne znaczenie ma nie tylko fotografia (jak w przypadku kilku innych malarzy, od Gerharda Richtera i Luca Tyumansa po Marlene Dumas), lecz także film. Dlatego też dobrym pomysłem było pokazanie na londyńskiej wystawie kilku filmów artysty: poszczególne ich kadry są uderzająco bliskie obrazom Sasnala, a może jego obrazy są bardzo filmowe...

"Sasnal namalował papieża Jana Pawła II (...) i portret Hitlera, Roberta Oppenheima opierającego się o samochód, postaci historyczne i własną żonę" - zaznacza Searle, chyba zakłopotany różnorodnością prac. Może ona przeszkadzać, a też prowokować do amputowania wątków "niepasujących" do aktualnie pożądanego wizerunku artysty. Był już Sasnal pop-banalista, Sasnal zaangażowany politycznie, a dziś? Słychać, że uwolnił się od przeszłości, bo maluje rodzinę i powtarza w jednym z obrazów fragment słynnej "Kąpieli w Asni?res" Seurata. Tymczasem przed rokiem namalował niepokojący portret... Hitlera. W rozmowie z Andrzejem Przywarą wyjaśnia: "zastanawiałem się, co by się stało, gdybym namalował Hitlera. Jakie byłyby reperkusje. Czy obraz zawsze jest hołdem?" I dodaje, że malowanie to rodzaj analizy.

Pomarańcze

Wystawa w Whitechapel stara się uniknąć przykrajania Sasnala i próbuje uchwycić mozaikowość jego twórczości. Poza jedną salą, w której zebrano kilka obrazów utrzymanych w czarno-białej tonacji z cyklu "Maus" czy płótna dotyczące monachijskiej Olimpiady w 1972 r., rozmaite wątki przeplatają się przez całą ekspozycję. Obraz przedstawiający kota śpiącego na sprzęcie muzycznym zawisł nieopodal przerażonej Japonki owiniętej w koc, znacząco zatytułowany "Tsunami" (2011). Ten wybór bardzo dobrze pokazuje, że twórczość Sasnala jest przede wszystkim reakcją na codzienne wydarzenia, na obrazy, zdjęcia, lektury, muzykę. Malarstwo staje się tu rodzajem opowieści o doświadczaniu świata, bardzo indywidualnym. Jednocześnie, jak sam zauważa w rozmowie z kuratorem wystawy Achimem Borchardtem-Hume’em: "Artysta musi być świadom społeczeństwa, którego jest częścią". Nie jesteśmy w stanie uciec od rzeczywistości. Jeżeli nie chcemy zamienić się w biernych konsumentów, to musimy dostrzec rzeczywistość w jej rozmaitych przejawach, nawet jeżeli pozostaje nam tylko namalowanie portretu Agathe Kanziga Habyarimana, wdowy po prezydencie Rwandy, którego śmierć była początkiem tragicznych wydarzeń w tym kraju.

W Whitechapel są płótna głęboko dotykające polskich spraw. Na jednym z nich ("Bez tytułu", 2010) widzimy papieża siedzącego na ceremonialnym tronie. Wokół pustka. Nie ma nikogo. Tylko samotny, stary człowiek. Na innym - "Częstochowa" (2010) - ludzie modlą się w kościele. Wszystko jest tu zszarzałe, zwyczajne. Jeżeli to tylko rytuał, to niezwykle istotny dla mieszkańców dziwnego kraju nad Wisłą. Jest też w Londynie niezwykły obraz. Przedstawia "Palestyńczyka" (2010), który trzyma w ręku pomarańcze. Intensywnością barw w pierwszym momencie przykuwają szczególną uwagę. Niewielkie płótno mogłoby - zwrócono mi uwagę - zastąpić zaginioną podczas wojny "Pomarańczarkę". Obraz Gierymskiego szczęśliwie wrócił niedawno do Warszawy, jednak to bardzo trafna uwaga. Nie chodzi o formalne podobieństwo między dziełami obu malarzy. Gierymski malując starą żydowską kobietę, zwrócił uwagę na "nieobecnych" w naszej sztuce, co natychmiast prowokuje pytanie o stosunek do nich. Sasnal także stawia pytanie o nasz stosunek do innych, trudne, biorąc pod uwagę skomplikowanie relacji polsko-żydowskich i izraelsko-palestyńskich.

Ale tenże Sasnal chwyta przelotność chwili, utrwala prywatne przeżycia, malując chociażby postać własnego dziecka w świetle silnego słońca ("Kacper", 2009). Nieomal czujemy ciepłe promienie, szczególny urok tej przelotnej chwili i intymność samej sytuacji. Może trzeba się pogodzić z tym, że nie ma jakiegoś jednego, uniwersalnego klucza do jego twórczości. I nie ma potrzeby, by go na siłę poszukiwać.

Wilhelm Sasnal, Whitechapel Gallery, Londyn, kurator Achim Borchardt-Hume, wystawa czynna do końca 2011 r.

Dominic Eichler, Andrzej Przywara, Jörg Heiser, "Wilhelm Sasnal", Phaidon Press, Londyn - Nowy Jork 2011

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyk sztuki, dziennikarz, redaktor, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Laureat Nagrody Krytyki Artystycznej im. Jerzego Stajudy za 2013 rok.

Artykuł pochodzi z numeru TP 45/2011