Porcja nadziei

17.06.2019

Czyta się kilka minut

Kiedy ładnych parę lat temu przez Polskę przetaczała się debata lustracyjna, zwracałem uwagę moim kolegom z Kościoła, których w niezdrowym stopniu podniecało tropienie byłych agentów, demaskowanie ich (i – rzecz jasna – noszące znamiona moralnego autoerotyzmu powtarzanie, że są w tym tylko pokornymi „sługami prawdy”), iż dla chrześcijanina praca nad porządkowaniem i uzdrawianiem pamięci zaczyna się tam, gdzie dla państwa, dla historyka, dla sądu się kończy. OK, na kogoś są papiery, ktoś coś podpisał, okazał słabość w chwili próby, zawiódł albo – jak Lesław Maleszka, mój starszy kolega z czasów, gdy pod koniec lat 90. ubiegłego wieku zaczynałem pracę w „Gazecie Wyborczej” – donoszenie, nie wiedzieć właściwie czemu, uczynił częścią swojego DNA. Człowiek, który choć naskórkowo zna Ewangelię, nie może jednak nie pójść dalej, nie może zatrzymać się na konstatacji: „o, zło”. Musi zacząć pracę nad swoim osobistym przebaczeniem, przepracować pytanie: czy w ogóle można wybaczyć komuś, kto wcale nie czuje się winny i brnie w zaparte, że nic złego nie zrobił? Do tego dochodzi kwestia (bardzo trudna) zarządzania gniewem, pogardą, pokusą ostracyzmu. Wyjście poza paradygmat „ma za swoje”, „jest sprawiedliwość na tym świecie”, ba – udzielenie wsparcia niegdysiejszemu oprawcy.

Że to koszmarnie trudne? Pamiętam, jak pewien mądry ksiądz na pewnej konferencji stwierdził, że polscy księża (jego samego nie wyłączając) w znacznej mierze nie głoszą swoim słuchaczom Ewangelii, a wciąż tylko i wyłącznie Dekalog. Bojąc się, że gdyby ogłosili swoim owieczkom Ewangelię, taką sauté, zderzyli ich z jej „nieżyciowością”, radykalizmem, a wręcz szaleństwem jej wymagań, następnego dnia zastaliby puste kościoły. Iluż na swojej drodze (często również przed lustrem) spotykam takich, którzy widząc rewolucyjność wymagań i propozycji Jezusa, zaczynają przy nich dłubać, rozwadniać je, otorbiać, topić w „przecież Jezus nie mógł mieć tego na myśli”, „przecież zważmy na cytaty z Ojców Kościoła oraz kardynała Wyszyńskiego”. Jakiż szacunek budzą we mnie nieliczni ci, którzy mają odwagę powiedzieć: przeczytałem, dziękuję, to dla mnie za trudne, nie zgadzam się, to szalone, ja tego po prostu nie rozumiem.

Jeśli miałbym się tu przez chwilę wyspowiadać, to dla mnie osobiście jednym z najtrudniejszych dziś – w świecie, w jakim żyję – nakazów Ewangelii jest nie poprzestawanie na diagnozowaniu świata, na budzeniu w ludziach przerażenia i rozpaczy, ale codzienne dawanie im solidnej porcji nadziei. Bo przecież nikt jeszcze nie wyzdrowiał od czytania recepty (nawet jeśli robi się to dramatycznym tonem, nawet z podziałem na role w wykonaniu wybitnych aktorów). Na wielu spotkaniach i wykładach mam przed sobą ludzi, którzy po pokazaniu im czegoś, czego sami się domyślali – skali powikłania tego świata, mówią: „O matko z ojcem. I co teraz?!”. Z idiotycznego modelu „business as usual”, „jest świetnie”, „jeszcze nigdy tak nie było, żeby jakoś nie było, więc odcinajmy kupony od naszego sukcesu” – w świecie o takiej dynamice będzie wyłącznie kata-strofa. Z mnożenia jeremiad nad stanem klimatu, więzi społecznych – też. Najtrudniejsze zadanie dla każdego z nas, chrześcijan w miarę zorientowanych w tym, jak sprawy się mają: jak nie być dla swoich słuchaczy (a każdy z nas ma jakichś) tylko Savonarolą, jak próbować wzorować się raczej na karmiącym prawdziwą nadzieją zawieszonych w beznadziei (politycznej, ekonomicznej, religijnej) Jezusie.

W swoim słynnym przemówieniu w Davos 16-letnia szwedzka aktywistka ekologiczna i klimatyczna Greta Thunberg wbiła w mięciuchne fotele wszystkich piaskowych dziadków i starych wyjadaczy polityki i biznesu twardą mową: „Nie chcę waszej nadziei. Nie chcę, żebyście żyli nadzieją. Chcę, żebyście wpadli w panikę. Chcę, żebyście czuli strach, który ja czuję każdego dnia. A wreszcie – chcę, żebyście zaczęli działać. Chcę, żebyście zachowywali się tak, jakby nasz dom płonął. Ponieważ tak właśnie jest”. Mocno kibicując Thunberg (i wielu jej podobnym nastolatkom, którzy lepiej od nas widzą, jak pokolenie ich rodziców zabija ich świat, ich przyszłość, ich marzenia), uważam, że ten pożar da się ugasić jednak tylko i wyłącznie nadzieją. Nie teoretyczną, rzecz jasna. To chore, że chrześcijanie postrzegani są dziś przez wielu jako w pierwszym rzędzie kierunkowi specjaliści od etyki seksualnej czy szerzej – bioetyki, technik wywierania wpływu czy nawet edukacji.

Chrześcijanin, którego obraz wyłania mi się z Nowego Testamentu, to specjalista od jednej tylko rzeczy, od nadziei. Ktoś, kto samym swoim pojawieniem się w otoczeniu sprawia, że jest w nim mniejsze stężenie lęku, że w ścianach pojawiają się drzwi. To ktoś, kto robiąc wieczorny rachunek sumienia nie tyle spędza minuty nad rozdłubywaniem na atomy swojej ulotnej „nieczystej” myśli, ale zadaje sobie to zasadnicze pytanie: „czy dzięki temu, że ja żyję, mógł żyć dzisiaj na świecie także ktoś inny?” (to ważny, a często sprowadzany wyłącznie do biologicznej prokreacji wymiar chrześcijańskiej, z pochodzenia boskiej, płodności).

 

Świat sprawia dziś wrażenie, jakby zaczynał umierać, ale co zrobiłem dziś, by być na nim życiem? Konkretne recepty? To praca domowa, której nie odrobi za nas żaden autorytet, polityk, ksiądz czy felietonista. Wokół mnie, wokół ciebie ma dziś być jaśniej, nie ciemniej. Ludzie mają być nie tyle mądrzejsi (z tym można sprawdzić się w szkole czy na uczelni), ale bardziej szczęśliwi. Ciśnienie, przemoc (również ta symboliczna) rządzi? Na granicy mojej działki stawiam tablicę: „Strefa zdekontaminowana”. Kiedy zobaczysz drugiego takiego jak ty (słynna biznesowa zasada głosząca, że najważniejszy dla autora innowacji jest pierwszy, który poza nim w nią uwierzy), może się okazać, że w społeczeństwie, któremu powiedziano: „i tak nic nie możecie zrobić, więc zostawcie to nam, wy po prostu budujcie swój osobisty dobrobyt pieniędzmi, które wam rozdamy” – znowu zacznie kiełkować coś, za czym chyba większość z nas na tej pustyni tęskni bardziej niż za wodą. Wspólnota. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Polski dziennikarz, publicysta, pisarz, dwukrotny laureat nagrody Grand Press. Po raz pierwszy w 2006 roku w kategorii wywiad i w 2007 w kategorii dziennikarstwo specjalistyczne. Na koncie ma również nagrodę „Ślad”, MediaTory, Wiktora Publiczności. Pracował m… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 25/2019