Antykoncepcja po adhortacji

Środowiska spodziewające się zmian w podejściu do antykoncepcji mogą poczuć się zawiedzione – komentował adhortację „Amoris laetitia” abp Henryk Hoser. Czy rzeczywiście papież nic nie zmienił?

30.04.2016

Czyta się kilka minut

Papież Franciszek podczas Synodu o rodzinie, Watykan, październik 2015 r. / Fot. Vandeville Eric / ABACA / PAP
Papież Franciszek podczas Synodu o rodzinie, Watykan, październik 2015 r. / Fot. Vandeville Eric / ABACA / PAP

Środowiskiem wspomnianym przez abp. Hosera mogą być np. matki karmiące piersią, które do czasu zajścia w ciążę kierowały się pochwalanymi przez Kościół naturalnymi metodami poczęć. Podczas karmienia rozregulowany system hormonalny sprawia, że płodność powraca w sposób nieprzewidywalny. Wówczas skuteczność metod rozpoznawania płodności gwałtownie spada. Para staje przed dylematem: albo będą ryzykować kolejnym poczęciem w najmniej odpowiednim momencie, albo na wiele miesięcy zawieszą współżycie. I to w chwili, gdy ona potrzebuje jego wsparcia w trudach macierzyństwa, a on z niepokojem spogląda, jak dziecko skupia na sobie prawie całą jej uwagę. Trudno się dziwić, że chcą wówczas wspomóc się prezerwatywą. Można wyobrazić sobie, że z nadzieją zaglądają do adhortacji „Amoris laetitia”. Czy rzeczywiście czeka ich rozczarowanie?

Powściągliwość i rewolucja

Na pierwszy rzut oka papież w ogóle nie zajmuje się tym problemem. Słowo „antykoncepcja” użyte jest w adhortacji tylko raz i to w społeczno-politycznym kontekście. Franciszek w punkcie 42. powtarza nauczanie, że Kościół zdecydowanie sprzeciwia się przymuszaniu przez państwo do stosowania antykoncepcji. O prezerwatywie w ogóle nie ma mowy. Skąd ta powściągliwość?

Najwyraźniej Franciszek postępuje według wcześniejszych zapowiedzi. „Nie możemy kłaść nacisku tylko na kwestie związane z aborcją, małżeństwami homoseksualnymi i stosowaniem metod antykoncepcyjnych. Tak się nie da. Nie wypowiadałem się zbyt wiele o tym, co mi wypomniano” – mówił we wrześniu 2013 r. w głośnej rozmowie z naczelnym „La Civiltà Cattolica” ks. Antoniem Spadaro. Dwa miesiące później powtórzył to samo w swoim programowy dokumencie – adhortacji „Evangelii gaudium”: „Przede wszystkim trzeba powiedzieć, że w głoszeniu Ewangelii konieczne jest zachowanie należytej proporcji. Można ją rozpoznać w częstotliwości, z jaką porusza się niektóre tematy, oraz w akcentach, jakie się kładzie w przepowiadaniu”. Ale tu nie tylko o monotematyczną „gadatliwość” w Kościele chodzi. Przede wszystkim chodzi o zmianę sposobu mówienia o doktrynie. Jeśli mówimy o „rewolucji Franciszka”, to polega ona głównie właśnie na zmianie języka, którym Kościół powinien się posługiwać.

Papież promuje prymat praktyki głoszenia Ewangelii rozumianej jako kerygmat, a więc najbardziej podstawowe zbawcze prawdy, nad troską o spójność i propagowanie doktryny pojmowanej jako zbiór wszystkich prawd dogmatycznych głoszonych w Kościele. W rozmowie z ks. Spadaro mówił: „Duszpasterstwo misyjne nie jest ogarnięte obsesją przekazywania wielu oderwanych od siebie doktryn po to, by je narzucać z całą mocą. (…) Musimy znaleźć zatem nową równowagę, inaczej grozi nam, że również moralny gmach Kościoła zawali się jak domek z kart, zatraci świeżość i powiew Ewangelii. Propozycja ewangeliczna musi być prostsza, głębsza, bardziej promienna. Z niej dopiero wypływają konsekwencje moralne”.

Powtarza to w „Amoris laetitia”: „Przez długi czas byliśmy przekonani, że jedynie kładąc nacisk na kwestie doktrynalne, bioetyczne i moralne, nie pobudzając do otwartości na łaskę, dostatecznie wsparliśmy rodziny, umacniając więź małżonków, i wypełniliśmy sensem ich wspólne życie. Trudno nam zaprezentować małżeństwo bardziej jako dynamiczny proces rozwoju i realizacji niż jako ciężar, który trzeba znosić przez całe życie. Z trudem dajemy też miejsce dla sumienia wiernych, którzy pośród swoich ograniczeń często odpowiadają najlepiej, jak potrafią, na Ewangelię i mogą rozwijać swoje własne rozeznanie w sytuacji, gdy wszystkie systemy upadają. Jesteśmy powołani do kształtowania sumień, nie zaś domagania się, by je zastępować” (37). W numerze poprzednim papież mówi konkretnie, na czym polegała dotychczasowa „nadmierna idealizacja” małżeństwa: „Często przedstawialiśmy małżeństwo w taki sposób, że jego cel jednoczący, zachęta do wzrastania w miłości i ideał wzajemnej pomocy pozostawały w cieniu z powodu niemal wyłącznego nacisku na obowiązek prokreacji”.

Zmiana w podejściu nie jest jedynie duszpasterską „kosmetyką” – ma ona doktrynalne znaczenie.

Doktrynalna nowość

Rozdział poświęcony przekazywaniu życia Franciszek rozpoczyna od uwagi, że „małżeństwo jest przede wszystkim »głęboką wspólnotą życia i miłości małżeńskiej«, stanowiącą dobro dla samych małżonków, a seksualność jest »podporządkowana miłości małżeńskiej mężczyzny i kobiety«”. Mamy tu do czynienia z wyraźnym przestawieniem akcentów, które jest czymś nowym w doktrynie. Bardzo długo bowiem Magisterium broniło się przed uznaniem oczywistości, że małżeństwo jest przede wszystkim głęboką wspólnotą, której podporządkowana jest także prokreacja. W 1951 r. Pius XII w przemówieniu do położnych, przypominając tradycyjną naukę o hierarchii celów, mówił coś dokładnie odwrotnego: „Małżeństwo jako instytucja naturalna na mocy woli Stwórcy ma jako cel pierwszorzędny i istotny nie doskonalenie osobiste małżonków, ale rodzenie i wychowywanie nowego życia. Inne cele, chociaż także zamierzone przez naturę, nie są na tym samym stopniu, co cel pierwszorzędny, a tym mniej są wyższe od tego celu, ale raczej są mu istotnie podporządkowane”. Jakie są owe „drugorzędne cele”, wyliczył dwie dekady wcześniej w encyklice „Casti connubii” Pius XI: „Małżeństwo bowiem i używanie go obejmuje jeszcze drugorzędne cele, jak wzajemną pomoc, wzajemną miłość i uśmierzanie pożądliwości”. Hierarchii celów bronił także Jan Paweł II w katechezach o małżeństwie, choć starał się równocześnie dowartościować miłość małżeńską.

Ta pierwszorzędność prokreacji pozwalała papieżom traktować antykoncepcję jako zamach na samo małżeństwo, czyniąc jednak z niego instytucję przeznaczoną po prostu do reprodukcji. Takie zniekształcenie nie mogło się długo bronić. Dlatego już Paweł VI w słynnej encyklice „Humanae vitae” w 1968 r. dostrzegł w akcie małżeńskim przede wszystkim działanie jednoczące małżonków, ale jego zdaniem, aby takie mogło być, musi być jednocześnie „otwarte na płodność”. Jednak ani ten papież, ani następni nie potrafili wyjaśnić, na czym polega „otwarcie na płodność” stosunku celowo podejmowanego w okresie niepłodnym, by uniknąć poczęcia (przy stosowaniu dopuszczalnych naturalnych metod), ani też, dlaczego stosunek uczyniony niepłodnym, np. przez prezerwatywę (niedopuszczalną), ma „działać” przeciwko miłości małżeńskiej.

Jest zaskakujące, że Franciszek, prostując wspomnianą zmianą akcentów nauczanie o sensie małżeństwa, w tym samym 80. punkcie dodaje stałą doktrynalną mantrę: „Zatem żaden akt płciowy małżonków nie może zaprzeczyć temu znaczeniu [prokreacyjnemu]”. W ciągu całego życia małżeńskiego seksualna intymność służy budowaniu i odnawianiu owej głębokiej wspólnoty, a jedynie w kilku aktach także prokreacji. Powtarzanie warunku, że żaden akt płciowy małżonków nie może zaprzeczyć otwarciu na płodność, staje się teraz jeszcze bardziej niezrozumiałe. Jak wyjaśnić takie postępowanie papieża?

Strategia Franciszka

Spróbujmy jeszcze raz zrekonstruować strategię papieża. Dla Franciszka najważniejsze jest głoszenie Ewangelii. Niektóre prawdy doktrynalne, nieustanie dawniej powtarzane, okazują się dziś przeszkadzać w tym głoszeniu. Jednak wielu kardynałów i biskupów jest do tych prawd bardzo przywiązanych. Papież, chcąc uniknąć powiększania wewnętrznych sporów i napięć, nie robi niczego, by tym prawdom bezpośrednio zaprzeczyć. Zauważmy, że w punkcie 222, mówiącym o właściwym sposobie planowania rodziny, a więc pośrednio odnoszącym się także do antykoncepcji, Franciszek po prostu cytuje Relację końcową z ostatniego Synodu. We fragmencie tym biskupi m.in. zalecają „ponowne odkrycie” tych fragmentów „Humanae vitae” Pawła VI i „Familiaris consortio” Jana Pawła II, które mówią o złu moralnym antykoncepcji.

Co zatem powinna wynieść z lektury „Amoris laetitia” para zajmująca się małym dzieckiem?

Ewangeliczne przesłanie w ich życiowej sytuacji jest takie: najważniejsza jest dla was więź miłości, która was łączy. Troszcząc się o nią, stwarzacie jednocześnie najlepsze warunki dla rozwoju dziecka – owocu waszej miłości. Wszystko, co służy tej więzi, jest dobre. Wszystko, co przeszkadza, powinniście starać się usuwać, kierując się własnym sumieniem. Bo to wy jesteście odpowiedzialni za tę więź – nikt inny was w tym nie zastąpi.

Sprzeczności doktrynalne nie powinny ich zatem zajmować. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Kierownik działu Wiara w „Tygodniku Powszechnym”. Ur. 1966 r., absolwent Wydziału Mechanicznego AGH, studiował filozofię na Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie i teologię w Kolegium Filozoficzno-Teologicznym Dominikanów. Opracowanymi razem z… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 19/2016