Potwory i spółka

Gdy kradną nam rzeczywistość, nie można pozwolić wyjałowić się z marzeń. Gdy kradną nam teraźniejszość, nie oddać przyszłości.

10.11.2019

Czyta się kilka minut

Fot. Grażyna Makara /
Fot. Grażyna Makara /

Wyznaczenie przez prezydenta Andrzeja Dudę Antoniego Macierewicza na marszałka seniora nowego Sejmu (pamiętamy chyba wszyscy szorstkość relacji obu panów w czasach, gdy ten ostatni był ministrem obrony) oraz wystawianie przez PiS jako kandydatów na sędziów Trybunału Konstytucyjnego Krystyny Pawłowicz i Stanisława Piotrowicza rozumieć można chyba tylko w jednym kluczu.

Skoro partia rządząca nie wygrała tak, jak spodziewała się wygrać, a teraz musi walczyć o większość w Senacie, faktyczny przywódca państwa doszedł do wniosku, że najlepszym socjotechnicznym ruchem będzie pokazanie całej reszcie świata, ze szczególnym uwzględnieniem „totalnej opozycji”, środkowego palca. A następnie sycenie się jej bezsilnym wyciem (które natychmiast nastąpiło). Sytuacja – wypisz wymaluj – jak z megahitu dziecięcego kina, filmu „Potwory i spółka”, w którym śledzić możemy przygody sympatycznych monstrów, pracowników zakładu generującego potrzebną im do życia energię z krzyku dzieci straszonych na coraz to bardziej wymyślne sposoby.

Kadrowe horrendum to jedno z licznych przejawów tego, co robią z tym krajem i z polityką (która w założeniu ma być przecież szlachetną sztuką służenia ludziom poprzez ogarnianie ich wspólnych spraw) działające u nas partie polityczne (zwłaszcza dwie). Partie same w sobie nie są niczym złym, ich spór o to, jak urządzić ten czy inny wspólny kawałek rzeczywistości, jest czymś naturalnym. Kłopot zaczyna się wtedy, gdy spór zaczyna obejmować pola, które z definicji powinny być od niego wolne, gdy zabudowuje swoimi straganami kliny napowietrzające Polskę, na skutek czego wszyscy zaczynamy się dusić.

Nie mówię tu wyłącznie o urzędzie prezydenta, który – nie tylko chyba w moich marzeniach – powinien mieć za szefa naród, a nie szeregowego posła czy przewodniczącego partii politycznej, by nie musieć robić co chwila rozbijających wspólnotę głupot (z którymi pewnie często sam się nie zgadza), bo jest przecież zakładnikiem partyjnych struktur i pieniędzy, gdy idzie o wdzięczność za pierwsze wybory i wybór na kolejną kadencję. Tu naprawdę nie chodzi o tę czy inną osobę, lecz o to, że prezydent partyjny – kto by nim nie był – to poważny błąd systemowy: to miejsce zarezerwowane jest dla stróża ponadpartyjnej wspólnoty. Kolejnym obszarem wyłączonym z upartyjnienia powinny być sądy (bo to paranoja, by działacza czy fana jednej partii sądził nominat innej), kolejnym – aż strach powtarzać takie banały: sfera wiary, Kościół. Kiedy podczas dziesiątek spotkań autorskich rozmawiam z ludźmi w całej Polsce, zdumiony jestem tym, jak łatwo daliśmy sobie wmówić, że niepodobna pomyśleć innego świata, że skoro oni to sobie biorą, to widocznie muszą brać, i nie ma alternatywy.

Ale to ma, obawiam się, dużo głębszy i poważny korzeń. Takie działania naszych liderów, czy politycznych, czy kościelnych (często też biznesowych, ideowych), wypłukują z nas na potęgę przekonanie o sprawczości dobra. W życiu udaje się tym, którzy wiemy, jacy są. Którzy na plakatach piszą „nadzieja”, ale w istocie myślą „stołek”. Którzy „dają popalić” z ambon, zamiast głosić z nich Ewangelię.

Jasne, raz czy dwa razy w roku zachwycimy się ogólnopolską akcją, realnym ruchem dobrych serc (np. WOŚP), a później wrócimy do śledzenia konfrontacyjnej kombinatoryki panów Grzegorzów i Jarosławów. To jest też, mam wrażenie, jeden z najważniejszych powodów wypłukiwania się polskiego katolicyzmu, laicyzacji, która coraz śmielej sobie u nas poczyna (patrz choćby tegoroczne wskaźniki powołań). To oczywiste, że „ideologie LGBT” i inne farmazony to wróg wymyślony przez niemających pomysłu na to, jak poradzić sobie z przeciwnikiem realnym: wsączającym się zewsząd pastelowym, nienachalnym zwątpieniem, spychającym nasze chrześcijańskie czy obywatelskie ideały do szafy z napisem: „piękne, ale nierealne”. Bo przecież gołym okiem widać, że jak człowiek jest im radykalnie wierny, to dostaje po łbie, a skuteczność jest synonimem konformizmu.

Brak to jeszcze nie jest tragedia, tragedią jest przyzwyczajenie się do niego, na skutek czego dochodzi do uznania go za normę. To równia pochyła, bo jeśli nasza norma będzie dziś na poziomie minus dziesięć, to jutro, po kolejnej asymilacji, udomowieniu kolejnego braku – będzie to minus dwadzieścia, a później minus trzydzieści. Co można z tym zrobić? Wiem, że piszę te słowa do ludzi, których okłamano już setki, jeśli nie tysiące razy; wiem to, bo sam do nich należę. Odpowiedź mam od lat jedną. W każdym z opisanych wyżej obszarów – bycia obywatelem RP, członkiem Kościoła (ale to przecież ma zastosowanie również do bycia częścią innych społeczności) – trzeba zrobić wszystko, zanim jeszcze w głowie pojawi się zmieniające człowieka w amebę pytanie: „ale co to zmieni?”.

Gdy kradną nam rzeczywistość, nie pozwolić wyjałowić się z marzeń. Gdy kradną nam teraźniejszość, nie oddać przyszłości.

Pamiętam, jak przed ostatnimi wyborami zachwycił mnie w Lublinie plakat kandydata na posła, na którym widniało hasło – matka i mistrz wszystkich wyborczych haseł: „Zrobimy to, co potrzebne”. Zapewniam, że nie potrzeba niczego więcej, byśmy jutro obudzili się w takiej Polsce, gdzie więcej energii można poświęcić na budowanie niż na wojny, sprzątania i wszystkie inne czynności, w których od trzydziestu lat się specjalizujemy. ©

 

Felieton pochodzi z „Tygodnika Powszechnego” nr 46/2019, w kioskach i na www.TygodnikPowszechny.pl od 13 listopada.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Polski dziennikarz, publicysta, pisarz, dwukrotny laureat nagrody Grand Press. Po raz pierwszy w 2006 roku w kategorii wywiad i w 2007 w kategorii dziennikarstwo specjalistyczne. Na koncie ma również nagrodę „Ślad”, MediaTory, Wiktora Publiczności. Pracował m… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 46/2019