Polacy kategorii B

Do kraju trafia coraz mniej repatriantów. Coraz większa ich liczba czeka na swoją kolejkę. Mają przyrzeczenie wizy repatriacyjnej, ale nie mają dokąd jechać – nie dostaną mieszkań ani pracy.

15.11.2014

Czyta się kilka minut

Na szansę powrotu czeka 2,6 tys. naszych rodaków, którzy są obywatelami innych państw. Jeśli proces będzie nadal trwał w takim tempie, zajmie jeszcze 16 lat – wynika z niepublikowanego dotąd raportu Najwyższej Izby Kontroli, do którego dotarł „Tygodnik Powszechny”.

Pieniądze wracają, problem rośnie

Okres oczekiwania na osiedlenie się w Polsce w ramach repatriacji trwa nawet 10 lat. Smutne to, tym bardziej że nie chodzi o duże liczby: w 2007 r. do Polski przyjechało 243 repatriantów i od tamtego czasu proces systematycznie hamuje (według danych Izby w 2012 r. spadł do 123 osób). Rośnie za to kolejka tych, którzy czekają na przyjazd do Polski. Tych, którzy z wizą przesiedleńczą oczekują na możliwość powrotu, w 2007 r. było 1476 osób, a w 2012 – 1937.

Zazwyczaj w takich przypadkach sprawa rozbija się o brak pieniędzy. Tym razem jednak przyczyna tkwi gdzie indziej: na pomoc dla repatriantów państwo rokrocznie przeznacza 9 milionów zł. Suma ta – jak ustalili kontrolerzy NIK – nigdy nie została wykorzystana w całości. W 2011 r. wydano niecałe 75 proc., w 2009 – 82 proc., najwięcej, bo prawie 95 proc., udało się rozdysponować w 2010 r.

Środki rozdziela MSW. Resort tłumaczył kontrolerom NIK, że byłoby na co wydać całą sumę – wystarczyłoby tylko przekazać jej część gminom, które chcą się zaangażować w proces repatriacji. Na to jednak nie zgadza się Ministerstwo Finansów. Urzędnicy uważają, że ustawa o finansach publicznych nie pozwala wykorzystywać środków z rezerwy celowej na realizację zadań własnych samorządu. „Z wyjaśnień MSW wynika, że Ministerstwo kilkakrotnie zwracało się z prośbą do ministra finansów o zmianę stanowiska w tej sprawie – bezskutecznie”, czytamy w raporcie NIK.

Pieniądze przeznaczone na repatriantów wracają więc do budżetu, a problem oczekujących na powrót narasta.

Ministerstwa się nie spisały

Kolejny cytat z raportu: „Wyniki kontroli pokazują, że mierne efekty repatriacji wynikają zarówno z braku skutecznych rozwiązań prawnych, jak i nieefektywnych działań organów administracji publicznej”.

Przykład? Działania na rzecz repatriacji określał „Rządowy Program Współpracy z Polonią i Polakami za granicą na lata 2007–2012”. Jego celem było ułatwianie powrotu do kraju, a także wspieranie początku pobytu repatriantów. Za realizację odpowiadało kilka resortów: MSW, Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej, MEN oraz MSZ; resort dyplomacji miał być koordynatorem wszystkich działań.

Jak wyszło? „Żaden ze skontrolowanych ministrów nie wdrożył programu. Nie opracowali oni harmonogramów działań swoich resortów, nie określili kryteriów ani sposobu oceny wykonania celów. Poszczególne ministerstwa ograniczały się do wykonywania zadań wynikających z przepisów prawa” – pisze NIK.

Każdy z resortów – zdaniem kontrolerów – ma coś za uszami. MSZ nie prowadziło przewidzianej w programie akcji informacyjnej wśród Polaków na Wschodzie. Miała ona wyjaśniać, jak ubiegać się o powrót do ojczyzny i co ich czeka w nowym miejscu. Tymczasem po sprawdzeniu w konsulatach okazało się, że jedynym obszernym źródłem wiedzy dla repatriantów był informator przygotowany przez Polską Akcję Humanitarną.

Jest jeszcze jedna gruba sprawa: „Wciąż nie został uregulowany w akcie prawa powszechnie obowiązującego tryb postępowania przed konsulem. Od 13 lat obowiązuje w tej sprawie jedynie zarządzenie ministra, co w polskim porządku prawnym jest niezgodne z Konstytucją”.

Zgodnie z założeniami MSW miało doprowadzić do zwiększenia liczby repatriantów do tysiąca rocznie. Nie udało się. Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej? Nie przygotowało systemu opieki nad repatriantami, także tymi, którzy szukali sobie zatrudnienia. MEN? Nie stworzyło strategii wspierania polskiej oświaty na świecie. Wśród badanych jednostek państwowych trzy: Ministerstwo Pracy, Ośrodek Rozwoju Polskiej Edukacji za Granicą i Ambasada RP w Kazachstanie (gdzie jest tradycyjnie najwięcej kandydatów do repatriacji) dostały od NIK jednoznacznie negatywne oceny.

Repatrianci przeważnie kiepsko znają język polski, co oczywiście na starcie upośledza ich przy poszukiwaniu pracy w ojczyźnie. Ale lepiej ze znajomością języka raczej nie będzie. W 2012 r. – po pięciu latach obowiązywania „Rządowego Programu Współpracy z Polonią i Polakami” liczba miejsc, gdzie można uczyć się polskiego, zmniejszyła się o 40 proc. A sama Polonia jest coraz mniej chętna do nauki. NIK przytacza dane: w 2005 r. języka polskiego uczyło się 2300 osób w 50 ośrodkach dydaktycznych, w 2013 r. liczba ta zmniejszyła się niemal o połowę – w niespełna 30 ośrodkach.

Dlaczego Polacy nie chcą się uczyć? „Tendencja malejąca związana jest przede wszystkim z coraz powszechniejszym rozczarowaniem miejscowych Polaków trudnościami w zagwarantowaniu możliwości wyjazdu do Polski w charakterze repatriantów. Minister edukacji zapewnia wprawdzie, że istnieje możliwość nauki przez internet, Ministerstwo nie sprawdzało jednakże, czy internet jest dostępny na terenach objętych repatriacją” – piszą kontrolerzy.

Samorządy bez wsparcia, repatrianci bez wiedzy

W gminach, które chciały przyjmować repatriantów, też nie działo się najlepiej. NIK doszedł do wniosku, że samorządy nie miały wystarczającego wsparcia rządu.

Te, które zapraszały konkretnych repatriantów, nie mogą zgodnie z prawem otrzymać od państwa pieniędzy na zapewnienie im mieszkania. Izba postuluje, by pilnie zmienić ten przepis. Wydaje się to logiczne: dlaczego „karać” gminę, która chce sprowadzić sobie z Kazachstanu znanego z imienia i nazwiska lekarza albo mechanika samochodowego, który jest potrzebny na jej terenie? Zwłaszcza że gminy chętniej zapraszają konkretne osoby.

Samorządy, które zadeklarowały, że przyjmą Polaków „nieokreślonych imiennie”, mają prawo do dotacji. Jednak okres oczekiwania na pieniądze, ustalony w prawie na 30 dni, wydłuża się czasami nawet do trzech miesięcy.

To samo dotyczy samych repatriantów: przysługuje im pomoc od państwa, która ma pozwolić na lepszy start i pokryć koszty podróży. Zgodnie z prawem pieniądze powinny nadejść w ciągu 60 dni. Tymczasem trzeba na nie oczekiwać nawet rok.

Kontrolerzy zdołali zbadać przy pomocy ankiet 1645 gmin (na 2479). Okazało się, że w latach 2009–2013 jedynie w 57 z nich osiedlili się repatrianci, w 12 innych proces był w toku. Daje to 3,5 proc. i 0,7 proc. zbadanych gmin.

Dlaczego tak mało? Głównymi przeszkodami był brak mieszkania i znalezienie źródła utrzymania. Jednak blisko 20 proc. gmin mówiło o zbyt małym wsparciu państwa.

Ciekawe, że 37 proc. gmin, które nigdy nie próbowały zaprosić Polaków z zagranicy, uskarża się na pogarszającą się sytuację demograficzną. Wynika ona z wyjazdów mieszkańców na Zachód albo z ujemnego przyrostu naturalnego.

70 proc. gmin, które przyjęły rodaków ze Wschodu, zgłaszało problemy z zapewnieniem im źródeł utrzymania. Jedna trzecia sygnalizowała, że ma trudności z zapewnieniem mieszkania. Jedna trzecia wskazywała, że ma problemy z porozumiewaniem się z repatriantami – słabo znającymi polski język i polskie realia.

NIK zapytała o zdanie także samych repatriantów. Połowa stwierdziła, że przed przyjazdem zbyt mało wiedziała o warunkach życia w Polsce. Ponad jedna trzecia mówiła, że brakowało jej wiedzy o tym, jak ubiegać się o wizę. 7 z 45 osób przyznało, że od momentu złożenia wniosku o wizę do przyjazdu do Polski czekało ponad 5 lat, a jedna – nawet 10 lat. Ciekawe, że główną przeszkodą w szybkim przyjeździe były „procedury biurokratyczne”, dopiero drugą „mała oferta mieszkań”.

Połowa ankietowanych uznała, że pomoc państwa w znalezieniu pracy po przyjeździe do Polski była niewystarczająca. Dużo lepiej było w innych dziedzinach: załatwianiu spraw urzędowych, pomocy w adaptacji w środowisku lub nauce polskiego. Tu wsparcie państwa dobrze ocenia dużo więcej niż połowa ankietowanych.

Potrzebujemy ich

Wyniki kontroli NIK są przykre. Po pierwsze, założenia „Rządowego Programu Współpracy z Polonią i Polakami za granicą na lata 2007–2012” nie zostały osiągnięte. Mimo tylu pięknych słów o konieczności rozwoju „szkolnictwa polskojęzycznego”, „rozwinięcia akcji repatriacyjnej” oraz o „ułatwianiu przyjazdu i osiedlania się w Polsce wszystkim zainteresowanym osobom polskiego pochodzenia”.

W exposé na temat założeń polityki zagranicznej szef dyplomacji Grzegorz Schetyna zapowiedział przekazanie do konsultacji społecznych nowego programu, „Współpracy z polską diasporą”. Pada tam znów wiele zapewnień, m.in. o rozwoju polskich szkół oraz o tworzeniu zachęt do osiedlania się w kraju osób polskiego pochodzenia.

Tym razem jednak pojawia się nowy element: MSZ zauważa, że w Polsce gwałtownie pogarsza się sytuacja demograficzna. Coraz bardziej potrzebujemy nowych obywateli. Także dlatego wydaliśmy od początku roku 22 tys. wiz dla studentów zagranicznych (15 tys. dla Ukraińców).

Tym bardziej szkoda, że tak słabo dbamy o tych kilka tysięcy Polaków, którzy chcą osiedlić się w ojczyźnie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, felietonista i bloger „Tygodnika Powszechnego” do stycznia 2017 r. W latach 2003-06 był korespondentem „Rzeczpospolitej” w Moskwie. W latach 2006-09 szef działu śledczego „Dziennika”. W „Tygodniku Powszechnym” od lutego 2013 roku, wcześniej… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 47/2014