Poeta na linie

8 sierpnia 1974 r. młody Francuz zadziwił świat, spacerując na linie zawieszonej tysiące stóp ponad ziemią, pomiędzy wieżami właśnie wznoszonego World Trade Center...

06.04.2009

Czyta się kilka minut

Zaczyna się jak kryminał. "Obudziłem się w środku nocy, bo zapomniałem zabić gwoździami skrzynię. Zerwałem się więc i pobiegłem do niej, mimo że strasznie lało, żeby ją zamknąć - musiałem pobudzić całą dzielnicę, tak hałasowałem. I kiedy wbijałem gwoździe w wieko, czułem się, jakbym zabijał trumnę" - mówi głos z offu. Sfilmowane w zamglonej czerni i bieli sceny, ilustrujące tę ponurą nocną aktywność, ilustrują opowieść. Dopiero po tej pierwszej, dramatycznej kwestii realizatorzy pokazują osobę, która ją wypowiedziała: przed kamerą siedzi rudowłosy mężczyzna około sześćdziesiątki, o ciągle chłopięcych rysach i promiennym uśmiechu. Żywo gestykuluje, mówiąc po angielsku z ciężkim francuskim akcentem. Nazywa się Philippe. Philippe Petit.

Pierwszy raz usłyszałam to nazwisko z ust jednego ze starych nowojorczyków, prawie 10 lat temu: ktoś, kto był i widział, opowiedział mi o zdarzeniu tak nieprawdopodobnym, że przez moment myślałam, iż zmyśla. W pewien wietrzny, środowy poranek, 8 sierpnia 1974 r., młody Francuz zadziwił świat, spacerując na linie zawieszonej tysiące stóp ponad ziemią, pomiędzy wieżami właśnie wznoszonego World Trade Center. Oczywiście cała operacja była nielegalna, a nowojorska policja zatrzymała zuchwałego linoskoczka zaraz po tym, jak postawił stopę na dachu jednej z Bliźniaczych Wież. W aktach sprawy przeciwko niemu, w rubryce, gdzie wpisuje się zwykle rodzaj wykroczenia, oficer policji wpisał drukowanymi literami MAN ON WIRE. Człowiek na linie: ot i cała zbrodnia. Sensacja, jaką wywołał wyczyn francuskiego akrobaty, ekscytowała lokalne gazety aż do dnia, kiedy w kilka dni później gruchnęła wiadomość jeszcze bardziej nieprawdopodobna: informacja o rezygnacji prezydenta Nixona. Świat zdawał się zapominać o istnieniu słowa "niemożliwe".

Ta opowieść to jedna z nowojorskich legend - zwłaszcza od czasu, gdy miejsce, gdzie rozegrał się "zamach" Petita, stało się sceną prawdziwego, tragicznego w skutkach terrorystycznego zamachu. Linoskoczek między wieżami WTC powrócił na okładce tygodnika "New Yorker", opublikowanego w rocznicę zamachów 2001 r. Jego historię wspomina też Ric Burns, kronikarz nowojorskiej historii i autor monumentalnego cyklu dokumentalnego "New York: A Documentary Film", zrealizowanego kilka lat temu na zlecenie PBS. Nikt jednak dotąd nie opowiedział o człowieku na linie w tak niezwykły sposób jak James Marsh, brytyjski dokumentalista i twórca nominowanego do Oscara filmu "Man on Wire".

Historia taka jak wyczyn Petita wydaje się filmowym samograjem - i może się zdarzyć, że dopiero po drugim seansie widzowie naprawdę docenią niezwykłość ujęcia i maestrię wykonania, jakie zmaterializowały się w filmie Marsha. Brytyjczyk dokonuje drobiazgowej rekonstrukcji wydarzeń z sierpnia 1974 r. Słucha opowieści uczestników z Petitem na czele (cóż za niezwykła galeria dziwacznych postaci!). Wygrzebuje stare zdjęcia i dokumenty. Odtwarza z udziałem aktorów te wydarzenia, które nie doczekały się zapisu. Opowiada o wszystkim od samego początku: od dnia, kiedy w dentystycznej poczekalni Philippe po raz pierwszy zobaczył szkice nowojorskich Wież, których jeszcze nie było, i zapragnął przejść po linie zawieszonej między nimi, przez wielomiesięczne przygotowania zespołu śmiałków, dzięki którym całe przedsięwzięcie mogło się sfinalizować, aż po smutny koniec przyjaźni, która niegdyś łączyła spiskowców. Należy na wielki plus zapisać twórcy, że nie uległ łatwej pokusie zbijania kapitału na tragedii, która miała miejsce 28 lat później. Marsh opowiada tylko o tym, co wydarzyło się wtedy - a opowieść sprzed ponad ćwierć wieku ożywa w miarę, jak się w nią zagłębiać. I mimo że od początku wiadomo, jak się skończy, świetnie dawkowany dramatyzm wydarzeń trzyma widzów na krawędzi fotela.

Jest jednak w filmie Marsha coś więcej niż zręczność dobrze prowadzonej narracji. Jest metafora, przesłanie, które sprawia, że patrząc jego oczami na śmiałka balansującego na niebotycznej wysokości, widzimy nie szaleńca, ryzykującego życie dla pustej mrzonki - ale poetę, próbującego bez słów wyrazić rodzaj doświadczenia, które jak żadne inne czyni ludzi ludźmi. Philippe Petit, chudy chłopak o twarzy Pierrota, robi coś o wiele bardziej doniosłego niż akrobatyczny wyczyn: przekracza granicę niemożliwego. I patrząc na niezwykłą scenę, która jest ukoronowaniem opowieści, czujemy się trochę, jakbyśmy byli z nim: zawieszeni na wysokościach, gdy lekkim krokiem maszeruje tam, gdzie dotrzeć może tylko muzyka, poezja, naukowy geniusz - albo linoskoczek.

CZŁOWIEK NA LINIE - reż. James Marsh, zdj. Igor Martinovic, muz. Michael Nyman, wyst. Philippe Petit, Jean-Louis Blondeau, David Forman i inni. Prod. USA/Wielka Brytania 2008

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 15/2009