Wielki Brat Kindle

Nie ma wątpliwości - w ciągu kilku dziesięcioleci e-książki zastąpią druk. Będzie to wymagało nowych przyzwyczajeń. I przyniesie nowe niebezpieczeństwa.

04.08.2009

Czyta się kilka minut

Pierwszy Kindle z listopada 2007 r. Mógł pomieścić 200 książek; dziś Kindle DX – ok. 3500. No i ma nadal roczną gwarancję. /fot. Amazon.com / Handout /
Pierwszy Kindle z listopada 2007 r. Mógł pomieścić 200 książek; dziś Kindle DX – ok. 3500. No i ma nadal roczną gwarancję. /fot. Amazon.com / Handout /

Pewnego lipcowego poranka użytkownicy Kindle - czytnika elektronicznych książek, sprzedawanego przez firmę Amazon - dokonali zadziwiającego odkrycia. Z ich kolekcji e-książek zniknęło kilka tytułów. E-mail od firmy - giganta internetowego księgarstwa - informował, że "odkryto problem" z prawami autorskimi do tych wydań i Amazon musiał je usunąć. Jednak nie tylko z własnego katalogu... ale też z kont i urządzeń użytkowników. Pieniądze za skasowane książki zwrócono, ale nim ktoś zdążył zaprotestować, pliki z Kindli klientów zniknęły, jakby ich nigdy nie było.

Zakrawa na ironię, że wśród tych książek były dwie powieści George’a Orwella: "Folwark zwierzęcy" i "Rok 1984".

Egzemplarz w kilka sekund

Gdy zdarzenie opisał "New York Times", a szeroko komentowali je blogerzy, Amazon ogłosił oficjalny komunikat, w którym zapewnia, że nic podobnego więcej się nie powtórzy. Jednak ziarno wątpliwości zostało zasiane w sercach wielu potencjalnych nabywców czytnika Kindle.

Przyszłość rynku wydawniczego należy do publikacji elektronicznych. Przemawia za tym nie tylko wzrastająca świadomość ekologiczna użytkowników, ale przede wszystkim znacznie niższy koszt produkcji i dystrybucji takich książek i czasopism. Wyceniany na 80 miliardów dolarów rocznie amerykański rynek księgarski wydaje co roku prawie połowę tej kwoty na druk, transport i magazynowanie książek. Dla ich wersji elektronicznej koszt ten byłby nieporównywalnie niższy. Książki elektroniczne i kanały ciągle są na bardzo wczesnym etapie rozwoju, ale amazonowski Kindle ma szansę zrewolucjonizować rynek, tak jak iPod i iPhone firmy Apple zmieniły myślenie o słuchaniu muzyki oraz o telefonii komórkowej.

Najnowszy model urządzenia firmy Amazon - KindleDX, w sprzedaży od zaledwie kilku tygodni - wzbudził spory entuzjazm recenzentów i użytkowników. Pięknie zaprojektowany, umożliwiający czytanie nie tylko kupionych w Amazonie e-książek w formacie Kindle, ale i dokumentów w popularnym formacie PDF - nowy e-reader szybko wysunął się na prowadzenie wśród konkurentów. Największym atutem Amazon w rywalizacji z ponad tuzinem innych firm, próbujących skolonizować rodzący się rynek elektronicznych książek, jest jednak fakt, że dysponuje on olbrzymią siecią dystrybucji: e-książki i magazyny kupuje się w kilka sekund. Wydawcy chętniej zawierają więc umowy z Amazon niż z konkurencją. W efekcie cyfrowa biblioteka dla urządzeń Amazona liczy już ponad ćwierć miliona tytułów, podczas gdy katalog najpoważniejszego konkurenta - firmy Sony - zbliża się dopiero do 150 tys.

Ceny obecnie dostępnych na amerykańskim rynku modeli e-readerów wahają się od około 200 do prawie 900 dolarów. Kindle kosztuje od 300 do prawie 500 dolarów - czyli wciąż bardzo dużo. Firma robi jednak, co może, by zachęcić klientów: nowości wydawnicze w formacie Kindle kosztują poniżej 10 dolarów (często mniej, niż Amazon płaci wydawcom za jeden egzemplarz e-wydania), podczas gdy ta sama książka w twardej oprawie kosztuje trzy razy tyle.

Blokada w pliku

Mimo rewolucji cyfrowej ludzie ciągle lubią czytać w tradycyjny sposób, z dala od komputera. Rosnący rynek przenośnych urządzeń przyciąga zatem więcej klientów niż np. projekty udostępniania książek przez WWW (wśród których największy - Google Books - zawiera prawie milion tytułów niechronionych prawami autorskimi). Czytelnicy lubią czuć się właścicielami swojego egzemplarza. Tymczasem użytkownicy Kindle stają jednak przed nieoczekiwanym dylematem: publikacje, które ściągają, nie należą do nich. Zaś wraz ze zdalną kontrolą urządzenia dostawca zyskuje bezprecedensowy nadzór nad tym, co i jak będzie udostępniane użytkownikom. Jak ujął to Nicholson Baker na łamach "New Yorkera", "kupując wydanie kindlowe, płacimy za prawo wyświetlania bloków tekstu przed naszymi oczami i na swój wyłączny użytek, przy zastosowaniu urządzenia zaaprobowanego przez Amazon".

Afera wokół skasowania książek z kont klientów Kindle uświadomiła potencjalnym nabywcom e-książek, że z tym wiążą się ograniczenia, a może nawet zagrożenia, o których nikt dotąd nie pomyślał.

Problem DRM, czyli Digital Rights Management - technologicznych blokad i ograniczeń, nakładanych na pliki przez właścicieli ich praw autorskich - znany jest praktycznie od zarania ery cyfrowej informacji, a dyskusje nad zasadnością i przyszłością technologii DRM przybierają na sile. Jak pokazała batalia przemysłu fonograficznego przeciwko użytkownikom serwisów peer-to-peer (P2P), takich jak Napster czy eMule, nie zawsze stosowanie DRM gwarantuje kontrolę nad rynkiem. Okazało się, że fani ciągle kupują płyty i chodzą na koncerty ulubionych wykonawców - paradoksalnie darmowa dostępność nagrań często przysparza wielbicieli wykonawcom. Nie mogąc konkurować z piratami, dostawcy muzyki w formacie MP3 - w tym także iTunes firmy Apple - zrezygnowali ostatecznie z zabezpieczeń ograniczających kopiowanie nagrań.

W przypadku MP3 istniała bowiem alternatywa dla oficjalnych plików objętych DRM: zirytowani ograniczeniami melomani mogli łatwo zgrać płyty CD do MP3 i udostępnić w sieci. Tymczasem cyfryzacja książek jest dużo bardziej czasochłonna i skomplikowana. Co więcej, jest bardziej niż prawdopodobne, że za kilka dziesięcioleci papierowe książki i periodyki w ogóle przestaną się ukazywać, nie będzie więc z czego stworzyć cyfrowego "drugiego obiegu".

Więcej: jak wtedy będziemy weryfikować treści np. prasowe? Kontrola nad urządzeniem i treścią w rękach tego samego koncernu (np. e-książki z Amazonu da się czytać tylko na czytniku Kindle lub na licencjonowanej przez Amazon aplikacji na iPhone’a) stwarza poważne zagrożenie dla wolności i wiarygodności dziennikarskiej, która w takim układzie będzie mogła dużo łatwiej padać ofiarą politycznych i komercyjnych nacisków.

Pożegnanie z czytelnią

Co jeszcze istotniejsze, póki rynek zdominowany jest przez formaty e-publikacji, które da się odczytać tylko na urządzeniach konkretnego producenta, istnieje obawa, że jeśli dostawca zbankrutuje lub zmieni model na niekompatybilny ze starszym - mozolnie gromadzona elektroniczna biblioteka stanie się bezużyteczna. Użytkownik Kindle nie może się dzielić e-książkami, nawet nieodpłatnie. Jeśli więc przyszłość elektronicznych publikacji faktycznie należy do objętych DRM technologii - przyszłe pokolenia nie tylko nie będą w stanie odsprzedać nikomu swoich egzemplarzy ani pożyczać książek znajomym, ale wychowają się w kompletnej nieznajomości instytucji publicznej biblioteki.

Jak w takim razie zagwarantować, by wielcy monopoliści nie zawłaszczyli intelektualnego dorobku całych pokoleń? Jak zapobiec cenzurze albo reglamentacji dostępu do wiedzy i informacji?

Mimo wszystkich pytań i wątpliwości, technologie te kuszą szczególnie tych, którzy czytają zawodowo - dziennikarzy, naukowców, studentów. Prestiżowy uniwersytet w Princeton już od kilku lat testuje możliwości zastąpienia podręczników i materiałów akademickich wersjami elektronicznymi; większość amerykańskich placówek naukowych interesuje się poważnie cyfrowaniem swoich bibliotek.

Najnowszy Kindle Amazona, wyposażony w bezprzewodowe podłączenie do internetu i umożliwiający robienie w książkach własnych notatek i fiszek, wydawał się wymarzonym narzędziem. Cała biblioteka w zasięgu ręki, gotowa, by zabrać ją na wakacje lub kongres naukowy. Jak jednak pokazała historia niejakiego Justina Gawronskiego, także i ten aspekt cyfrowych książek ma swą ciemną stronę. Gawronski, 17-letni uczeń spod Detroit, czytał "Rok 1984" jako szkolną lekturę i robił notatki do pracy domowej na swoim KindleDX - cała jego praca zniknęła z czytnika wraz z kopią książki wykasowaną przez Amazon. Pechowiec przejdzie do historii jako pierwszy uczeń w historii z nową, technologicznie zaawansowaną wymówką.

***

Polscy amatorzy e-książek mogą na razie spać spokojnie: większość formatów na objęte DRM e-czytniki, w tym Amazon Kindle, nie obsługuje jeszcze innych alfabetów niż zachodnioeuropejski, a firma nie ma planów udostępniania Kindle Books poza rynkiem amerykańskim. Nieliczne polskie e-książki ukazują się w formacie PDF, który można odczytać (i - ku utrapieniu wydawców - bez problemu kopiować) na każdym komputerze.

Może więc zanim technologia upowszechni się u nas, producenci i wydawcy zdołają rozwiązać problemy. Jak na razie - jest jeszcze jeden powód, by cieszyć się staroświeckim szelestem kartek.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 32/2009