Podkoszulki miejscami za ciasne

W przestrzeni publicznej wolno mówić o wszystkim. Nie ma tematów tabu. W tym sensie każdy pojawiający się w niej komunikat, każda rozbrzmiewająca w niej wypowiedź służy sprawie wolności. Nie każda jednak jest zaproszeniem do dialogu. Są wypowiedzi, które znoszą podziały między ludźmi, i takie, które je tworzą lub utrwalają. Warto o tym pamiętać, rozważając przypadek "Tiszertów dla wolności.

27.02.2006

Czyta się kilka minut

Tiszerty dla wolności: "Nie stać mnie", "Nie płakałem po Papieżu" i "Nie noszę tiszertów dla wolności" /
Tiszerty dla wolności: "Nie stać mnie", "Nie płakałem po Papieżu" i "Nie noszę tiszertów dla wolności" /

Kampania pod takim hasłem rozpoczęła się w połowie 2004 r. Ostatnio znów zrobiło się o niej głośno za sprawą organizowanego przez Helsińską Fundację Praw Człowieka festiwalu "Prawa człowieka w filmie". W tym roku lubelskiej edycji festiwalu miała towarzyszyć wystawa fotografii - pokazywanych wcześniej w publicznych miejscach m.in. w Warszawie, Krakowie i Poznaniu - na których rozmaite znane osoby pojawiają się w koszulkach z napisami typu: "Jestem ze wsi", "Jestem bezrobotny", "Jestem gejem", "Mam okres", "Będę stara", "Mam AIDS", "Jestem Żydówką", "Jestem Arabem", "Nie płakałam po Papieżu", "Usunęłam ciążę". Te same koszulki - właśnie "tiszerty dla wolności" - miały być sprzedawane w trakcie trwania imprezy.

Dwa w jednym

Przeciwko wystawie prezentowanej w klubie studenckim "Chatka Żaka" zaprotestowało jednak Centrum Duszpasterstwa Młodzieży. Opiekujący się nim ks. Mieczysław Puzewicz napisał w uzasadnieniu protestu, że popiera ideę festiwalu, ale nie zgadza się, aby towarzyszyły mu "obraźliwe koszulki". "Obronie praw człowieka na Białorusi czy w Czeczenii nie może towarzyszyć promocja koszulek, które uderzają w ludzi chorych na AIDS, kobiety dokonujące aborcji, ludzi słuchających Papieża. (...) protestuję przeciwko nieudanemu »dwa w jednym«, czyli obronie praw człowieka (którą całkowicie popieram i w którą stale się angażuję) i jednocześnie naruszaniu praw innych ludzi, czemu nadal będę się sprzeciwiał". Protest poparł metropolita lubelski abp Józef Życiński, krytycznie oceniając samą ideę "tiszertów dla wolności": "Przyznam się, że ta rodzima inicjatywa ma przerażający posmak prowincji: zamiast uniwersalnych praw człowieka otrzymujemy próbę przekształcenia dramatu w dowcip wątpliwej jakości. (...) Jeśli zatrzemy różnicę między dramatem a dowcipem, to będzie to właśnie uderzać w istotę człowieczeństwa, czyli będzie dokładnie zaprzeczeniem ducha Helsinek, bo zamiast uniwersalnych praw i wartości otrzymamy wtedy kiepski dowcip narcyzów, którzy chcą zwrócić na siebie uwagę".

"Po zapoznaniu się z protestami" rektor UMCS, do którego należy "Chatka Żaka", nakazał zamknięcie wystawy, argumentując, że "treści wydrukowane na koszulkach mogą naruszać uczucia i poglądy wielu osób". To naturalnie wywołało protesty organizatorów, którzy w końcu zdecydowali, że odwołują całą imprezę. "To bardzo niebezpieczny sygnał, kiedy cenzuruje się festiwal poświęcony m.in. prawu do wolności słowa" - napisała w oświadczeniu polska sekcja Amnesty International. "W sprawie wolności nie ma kompromisów" - stwierdził prof. Zbigniew Hołda z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Przyznał, że tiszerty "zawierają pewien element prowokacji na rzecz wolności wyboru czy wolności słowa, ale tu nic złego się nie dzieje. Na pewno nie jest to też obrażanie pamięci Papieża. (...) Są granice wolności słowa, ale uważam, że nikt ich nie przekroczył". Osobne oświadczenie wydała też Fundacja dla Wolności, która jest organizatorką całej "tiszertowej" kampanii: "W naszym społeczeństwie żyją Arabowie, ludzie, którzy się masturbują [sprzedawano także koszulki z napisem: "Masturbuję się" - przyp. WB], którzy usunęli ciążę, geje, osoby, które nie płakały po śmierci Papieża. Takie osoby po prostu są i także z chrześcijańskiego punktu widzenia mają prawo istnieć. Można być z tego faktu niezadowolonym, ale trudno się obrażać. (...) Nie promujemy aborcji, ani gejów, ani nikogo i niczego innego - mówimy tylko, że tacy ludzie są wśród nas i mają prawo, aby o tym otwarcie mówić. Koszulki nikogo nie atakują. Akcja ma na celu zwrócenie uwagi na ludzi, którzy nie czują się komfortowo, których problemy są uważane za śmieszne, a ich prawa (zapisane w Konstytucji RP) są powszechnie łamane".

Rozmowa dla wolności

Przytaczam te opinie, by jak najrzetelniej pokazać czytelnikom "Tygodnika", o co toczy się sprawa. A może nawet nie tyle o co, ile - jak. Zauważmy, że wszystkie strony mówią tu o prawach człowieka. Jeszcze kilka lat temu argumenty byłyby inne. Język praw człowieka stał się językiem uniwersalnym. Jak to więc możliwe, że ci, którzy mówią tym samym językiem, nie mogą się porozumieć?

Mam ochotę na jeszcze jeden obszerny cytat. Fundacja dla Wolności na swoich stronach internetowych zamieszcza takie oto uzasadnienie prowadzonej kampanii: "Czy nie ma spraw, wokół których przechodzisz obojętnie? Czy nie unikasz pewnych tematów tylko dlatego, że są »zbyt śmiałe« lub »niewygodne«? Czy wszyscy, którzy żyją obok ciebie, są traktowani godnie i sprawiedliwie? (...) Szacunek dla drugiego Człowieka, dla jego człowieczeństwa - niezależnie od tego, jakie wartości wyznaje i do jakiej grupy należy - jest podstawą i zarazem najsilniejszą miarą demokracji. Czy potrafimy w Polsce sprostać tej zasadzie? Czy przestrzegamy i bronimy konstytucyjnych praw do wolności wypowiedzi, swobody religii czy równości wobec prawa? Niestety, nie zawsze. Rzadko w ogóle otwarcie rozmawiamy na te kontrowersyjne tematy. (...) Naszym celem jest pobudzenie dyskusji na temat tolerancji i praw grup mniejszościowych. Chcemy oduczać potępiania tych, którzy żyją według innych niż nasze wartości".

Zwróćmy uwagę, że cały powyższy tekst jest zaproszeniem do rozmowy. Celem akcji jest "pobudzenie dyskusji". Trzeba wreszcie "otwarcie porozmawiać". Organizatorzy stawiają liczne pytania. Myślę, że wielu z nas odruchowo odpowiedziałoby: tak, chętnie wezmę udział w tej rozmowie. Przecież nie zamierzam "przechodzić obojętnie"... Jedynie w ostatnim z zacytowanych zdań ton nieco się zmienia. Organizatorzy piszą: "chcemy oduczać", chcemy uwolnić świat od pewnych postaw. Akcja ma więc cel nie tylko perswazyjny, ale i edukacyjny. "Tiszerty dla wolności" mają zmieniać oblicze ziemi.

Idee organizatorów akcji są mi bliskie. Tak, należy zmieniać oblicze ziemi: usuwać podziały, które rodzą się z uprzedzeń, uwalniać życie społeczne od "potępień", miarą naszego postępowania czynić szacunek dla drugiego człowieka. A jednak czuję, że w jakimś miejscu nasze drogi się rozchodzą. W jakim?

Prowokacja i problem

Zanim odpowiem na to pytanie, najpierw kilka słów o tym, z czym się zgadzam. Jestem pełen podziwu dla odwagi i pomysłowości autorów niektórych haseł na koszulkach. Zakładam, że nie są one "zgrywą", gdyż publiczne pojawienie się z niektórymi z nich na piersiach może narazić noszących nie tylko na drwiny, ale nawet - jak w przypadku tiszertów z napisami: "Jestem murzynem / murzynką", "Jestem Żydem / Żydówką" czy "Jestem kibicem innej drużyny" - na fizyczną agresję. Uderzają one w stereotypy i postawy, z którymi jako społeczeństwo nie umiemy sobie poradzić. Podobny sens mają zresztą także hasła: "Jestem bezrobotny / bezrobotna", "Jestem ze wsi" czy "Nie stać mnie". Podział na Polskę "gorszą" i "lepszą" - a raczej wiele tego typu podziałów, które rozbijają poszczególne społeczności i środowiska - jest dziś być może najbardziej palącym problemem, z którym przychodzi się nam mierzyć. Jeszcze głębiej docierają hasła: "Będę stary / stara" i "Jestem chory / chora psychicznie". Odsyłają one do pytań o to, co jest fundamentem naszej cywilizacji, jaka antropologia, jaka myśl o człowieku leży dziś u jej podstaw. Otwiera się tu ogromne pole do dyskusji.

Ale tuż obok tych niezwykle trafnie wybranych haseł pojawiają się i takie, których intencją wydaje się prowokacja dla samej prowokacji. O czyich prawach chcemy dyskutować, kiedy umieszczamy na koszulce napis "Mam okres" albo "Masturbuję się"? Odpowie ktoś: chodzi o wolność wypowiedzi. Nie wydaje mi się, aby w Polsce istniał zakaz wypowiadania się na temat menstruacji czy samogwałtu. Jeżeli ktoś uważa je za temat dla siebie ważny, może o nich pisać i mówić swobodnie, podlegając takiej samej ocenie, jak ten, kto pisze o modzie czy miłości. Czy pojawienie się tego rodzaju deklaracji w sąsiedztwie haseł: "Jestem Żydem", "Jestem Arabem" nie powoduje, że ważne problemy, na które te hasła wskazują, zostają opatrzone cudzysłowem? A można to przecież powiedzieć mocniej: czy nie jest obrazą ofiar Holokaustu, że problem antysemityzmu stawiany jest na tej samej płaszczyźnie, co problem autoerotyzmu?

Inaczej ma się rzecz z hasłem: "Usunęłam ciążę". Dotykamy tu w sposób bezpośredni dramatu osób, które - dodajmy: nie zawsze w sposób wolny - podejmują takie decyzje. Kwestia aborcji była i jest przedmiotem gorących dyskusji, w których trudno o kompromisy już na poziomie języka. Jakiś kompromis w wymiarze prawnym osiągnięto, jednak stosunek do aborcji nadal dzieli nasze społeczeństwo. Wydaje mi się, że akurat w tej sprawie toczących się sporów nie wypada sprowadzać do haseł na tiszerty. To tak, jakby powiedzieć komuś: "Widzisz, zrobiłam coś, co dla ciebie jest w najwyższym stopniu niemoralne. Ale gwiżdżę na to, co myślisz. Możesz przyjąć mój pogląd, jeśli chcesz, twój w każdym razie mnie nie interesuje". To odmowa dyskusji, a nie zaproszenie.

I wreszcie koszulki z hasłami: "Nie słucham Papieża" i "Nie płakałem / płakałam po Papieżu". Rozumiem, dlaczego się pojawiły - są w Polsce osoby, dla których Jan Paweł II nie był autorytetem, a trwająca długo żałoba po jego śmierci była czymś, z czym się nie identyfikowały. Rozumiem też, że odczuwają potrzebę, by o tym głośno powiedzieć. Czy jednak taka publiczna deklaracja nie tworzy podziału, którego wcale być nie musi? Czy zawsze musimy zaznaczać swoją inność i zachowywać się tak, jak pewien ksiądz, który przed obiadem w gronie chrześcijan różnych wyznań, Żydów i agnostyków koniecznie chciał zmówić katolicką modlitwę?

Wiem, że nie jestem odosobniony w swoich zastrzeżeniach. A przecież sprawa wolności i praw człowieka jest również moją sprawą. Gdzie zatem rozchodzą się nasze drogi? Może tam, gdzie zaproszenie do dyskusji zamienia się w jakąś grę. O co to gra? Nie wnikam. Chcę tylko mocno podkreślić: sprawie wolności najlepiej służy dialog i wszystko, co do dialogu prowadzi. Owszem, służy jej też bunt i prowokacja, dowcip, a niekiedy nawet szyderstwo. Ale wolność utrwala się w dialogu. Trzeba szukać dialogu nawet wtedy, kiedy sięga się po prowokację.

Mało to efektowna myśl i na tiszert się nie nadaje...

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Poeta, publicysta, stały felietonista „Tygodnika Powszechnego”. Jako poeta debiutował w 1995 tomem „Wybór większości”. Laureat m.in. nagrody głównej w konkursach poetyckich „Nowego Nurtu” (1995) oraz im. Krzysztofa Kamila Baczyńskiego (1995), a także Nagrody… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 10/2006