Nie lękajcie się!

Atakują czerwonoarmiści. Niemcy się bronią. Słychać strzały, unoszą się kłęby dymu... Jesteśmy w Berlinie. W 2012 r.

15.05.2012

Czyta się kilka minut

"Klucz powrotu", wykonany z kluczy "zabranych przez Palestyńczyków którzy opuszczali swoje domostwa w 1948 i 1967 roku." /
"Klucz powrotu", wykonany z kluczy "zabranych przez Palestyńczyków którzy opuszczali swoje domostwa w 1948 i 1967 roku." /

Przygotowujący tegoroczne Biennale Artur Żmijewski zaproponował imprezę, która wprost odnosi się do problemów dzisiejszych Niemiec, do tamtejszej sporów o tożsamość i współczesność. Ale też dotyka innych kwestii: dyktatur, krwawych konfliktów społecznych, wielkich demonstracji ostatnich lat, wreszcie poszukiwań nowego modelu społecznego i ekonomicznego. Znalazło się tu miejsce na problem pamięci o wypędzeniach, dokumentacje demonstracji na placu Tahrir i przypomnienie o wojnach narkotykowych w Meksyku. Oraz pytanie o miejsce sztuki i możliwości jej politycznego i społecznego zaangażowania.

MIEJSCE ZWANE BERLINEM

W styczniu br. Czech Martin Zet ogłosił zbiórkę publiczną książki „Deutsch¬land schafft sich ab” Thila Sarrazina, finansisty, polityka SPD i byłego członka zarządu Bundesbanku, która w Niemczech stała się bestsellerem (od 2010 r. sprzedała się w 1,2 mln egzemplarzy). Planował, by z zebranych 60 tys. książek zbudować instalację w salach Kunst-Werke, czyli w miejscu głównej ekspozycji Biennale. Następnie zaś wspólnie z publicznością chciał podjąć decyzję o ich dalszym losie. Jego akcja miała być protestem przeciwko tezom Sarrazina: m.in. o zgubnym wpływie muzułmańskich emigrantów na współczesne Niemcy. Tymczasem to projekt Zeta stał się przedmiotem sporu. Niektórzy porównali nawet jego zamysł do palenia książek w latach 30. ubiegłego wieku. „To nigdy nie był mój plan” – tłumaczył się potem artysta. Pamięć o drastycznych wydarzeniach sprzed lat okazała się wyjątkowo silna i ostatecznie w Kunst-Werke można zobaczyć zaledwie kilka egzemplarzy książki Sarrazina.

Jednak ważniejsza od pracy Zeta jest debata jej towarzysząca. Bo dotyka ona tematów istotnych dla niemieckiego społeczeństwa: stosunku do imigracji, postaw wobec innych, stosunku do przeszłości. Wskazuje istniejące podziały, które trudno przekroczyć, używając jedynie epitetów takich jak rasistowska (to o książce Sarrazina) czy faszystowskie pomysły (to o projekcie Zeta).

O istnieniu innych przypomina urodzona w Sarajewie Nada Prija. Zaproponowała postawienie muru przegradzającego Friedrichstrasse, jedną z głównych ulic Berlina. Tym razem nie ma on dzielić miasta ze względów politycznych, lecz społecznych, ekonomicznych i kulturowych, o których zbyt łatwo się zapomina.

Inne projekty tegorocznego Biennale sięgają w głąb pamięci, do wydarzeń ubiegłego stulecia. Łukasz Surowiec w ramach „Berlin–Birkenau” przyniósł kilkaset młodych brzóz z okolic byłego obozu Auschwitz-Birkenau do centrum niemieckiej stolicy. Zasadzono je w parkach i w miejscach związanych z Holokaustem. Surowiec zaproponował inny sposób upamiętniania, wyjście poza tradycyjne ramy pomnika.

W obręb Biennale włączono też wciąż nieukończony berliński pomnik poświęconym Romom i Sinti zamordowanym podczas II wojny światowej, ale także Deutschlandhause, który był poświęcony pamięci o dawnych wschodnich terenach Niemiec. Do dziś w tym wielkim gmachu są witraże Ludwiga Petera Kowalskiego i rzeźba Hermana Joachima Pagelsa, dobrze oddające stosunek Związku Wypędzonych do tych obszarów. Obecnie budynek jest remontowany. W przyszłości ma się w nim znaleźć wystawa przygotowywana przez Fundację „Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie”. Mimo to podczas Biennale można w nim oglądać pamiątki osób, które musiały opuścić swoje ziemie. Dominują tu powieści Niemców, ale są też historie opowiadane przez Ormian czy też uchodźców z terenów dawnej Jugosławii.

Znaleźliśmy się w samym centrum polsko-niemieckich sporów, z których problem przesiedleń w ostatnich latach zajmuje szczególne miejsce. Chociaż przyszła wystawa jest przygotowywana pod patronatem Muzeum Historii Niemiec, a nie Związku Eriki Steinbach, to kontrowersje nie milkną.

Co wspólnego z tym wszystkim ma samo Biennale? Polityka pamięci zarówno w Polsce, jak i w Niemczech wciąż odrywa ogromną rolę. Zderza się też ona z pamięcią indywidualną i szukaniem innych sposobów przeżywania czy upamiętniania przeszłości.

Inną formą upamiętania są właśnie grupy rekonstrukcyjne. Na zaproszenie Żmijewskiego 29 kwietnia w Berlinie odtworzono wydarzenia z ostatnich dni obrony stolicy Trzeciej Rzeszy. Armia Czerwona i 1. Armia Wojska Polskiego oraz siły niemieckie znów zacięcie walczyły o miasto. Podobnie jak wciąż walczymy o historię i jej interpretacje.

Jednak Berlin jest czymś więcej. Zajmuje on szczególne miejsce na dzisiejszej mapie Europy, nie tylko politycznej, ale także kulturalnej. Dzięki m.in. polityce władz miasta ściągają nad Szprewę artyści. Wśród nich znalazła się Joanna Rajkowska. Jej praca wideo „Urodzona w Berlinie” to bardzo osobista historia: powolnego wrastania w miasto, ciąży, wreszcie narodzin dziecka. Indywidualnego szczęścia i dramatu, bo u małej Rosy zdiagnozowano nowotwór oczu. Teraz artystka walczy o leczenie dziecka. Ona, przybysz z Europy Środkowej, musi się w tej nowej sytuacji odnaleźć w Berlinie. Sama odpowiedzieć sobie na pytanie: czy jako matka chorego dziecka jest tu traktowana jako swoja czy jako ktoś obcy, kłopotliwy przybysz.

NA NOWO WYMYŚLEĆ ŚWIAT

Na dziedzińcu Kunst-Werke znalazł się gigantyczny klucz. Waży blisko tonę i mierzy ok. dziewięciu metrów. Nie jest to kolejne dzieło sztuki, ostrzegają organizatorzy Biennale. Stworzyli go mieszkańcy Aida Refugee Camp położonego nieopodal Betlejem. Ten ogromny obiekt wykonano w 2008 r. z kluczy zabranych przez Palestyńczyków, którzy opuszczali swoje domostwa w 1948 i 1967 r. Były dla uchodźców nie tylko pamiątką z przeszłości, ale czymś ważniejszym: potwierdzeniem ich prawa do powrotu. Na samej wystawie na zwiedzających czeka Khaled Jarrar, artysta i działacz, który proponuje wbicie do paszportu pieczątki państwa palestyńskiego. Wykonał ją, podobnie jak znaczki pocztowe, sam artysta. Tworząc symbole państwa, samorzutnie powołuje do istnienia Palestynę. Mieszkańcy obozu i artysta próbują zrobić to, co przez dziesiątki lat nie udaje się politykom.

Marina Napruszkina przypomina o sytuacji na Białorusi. Wydawana przez nią gazeta „Self # governing” nie tylko opowiada o sytuacji w państwie Łukaszenki, ale też proponuje – w graficznej formule komiksu – dyskusję o jego przyszłości i koniecznych zmianach. Natomiast Teresa Margolles zwraca uwagę na wydarzenia w Meksyku. Całą ścianę zajęły okładki lokalnego tabloidu „PM”, wydawanego w Ciudad Juárez. Są na nich zdjęcia ofiar porachunków gangów narkotykowych i wojny, jaką wypowiedziało im państwo, a także akty kobiet. Jedno i drugie to dla mediów atrakcyjne produkty do sprzedaży. Zatem bez skrupułów się na nich żeruje.

Obok tych prac znalazły się relacje filmowe z demonstracji, które miały miejsce w ostatnich latach. Są tu protesty w Egipcie, polskie wystąpienia przeciw ACTA i działania ukraińskiej grupy FEMEN. To wybór dokumentacji wykonanych przez artystów, ale też przez innych świadków tych wydarzeń. Zwiedzanie Kunst-Werke chwilami przypomina oglądanie informacyjnych programów TV czy przeglądanie czołówek gazet.

CZY SZTUKA JEST JESZCZE POTRZEBNA?

Wchodzących na główną wystawę wita napis: „To nie jest nasze muzeum, to jest wasz obszar działania”. Nieprzypadkowo. Część Kunst-Werke stała się przestrzenią akcji. Żmijewski zaprosił do współpracy rozmaite ruchy artystyczne i społeczne. Jest tu m.in. 15M Movement, Artists in Occupy Amsterdam czy Occupy Museums. Głośna rosyjska grupa Wojna pomagała układać program berlińskiej imprezy. Wszyscy oni przekonują, że należy zerwać z obecnym sposobem myślenia o funkcjonowaniu sztuki. Więcej, trzeba szukać nowych sposobów organizacji rzeczywistości. Każdy może się przyłączyć do tych poszukiwań. Forget Fear – Nie lękajcie się – to przecież hasło tegorocznego Biennale.

Sama wystawa nie jest na Biennale najważniejsza. Ogromną rolę odrywają rozmaite akcje, dyskusje etc. Niektóre z nich rozpoczęły się na długo przed początkiem imprezy, inne, jak organizowany przez Yael Bartanę kongres Ruchu Odrodzenia Żydowskiego, zaplanowano podczas trwania Biennale. Wszystko to ma pomóc odpowiedzieć na pytanie o miejsce sztuki w społeczeństwie.

Żmijewski nie chce po raz kolejny dyskutować o tym, czy sztuka może być zaangażowana. Dla niego odpowiedź jest oczywista: nie tylko może, ale powinna. Stawia zaś inne pytania: co wynika z zaangażowania sztuki. Dzisiaj bowiem, co podkreśla, sztuka nie działa. „Mimo że – jak pisze w najnowszym numerze „Krytyki Politycznej” – ma niezwykły potencjał kreowania rzeczywistości czy uprawiania polityki”. Próbuje zatem dociec, dlaczego większość sztuki tylko pozoruje zaangażowanie, służy do potwierdzania status quo, ewentualnie ogranicza się do stawiania pytań, nie próbując nawet udzielać na nie odpowiedzi. Żmijewskiego zaś interesuje twórczość, która jest w stanie dokonać realnej zmiany.

Biennale jest próbą poszukania takich skutecznych działań (w publikacji towarzyszącej imprezie znalazł się ich obszerny przegląd). Nieprzypadkowo wśród zaproszonych do Berlina jest Antanas Mockus, były burmistrz Bogoty, który namawia do podpisania zobowiązania przez zwiedzających, że do końca trwania Biennale nie będą zażywali narkotyków, chcąc tym samym przypomnieć zarówno o ofiarach wojen narkotykowych, jak i realnie przyczynić się do zmniejszenia ich spożycia. Utopia? Niekoniecznie. Jak sam podkreśla: „Sztuka była [jemu] pomocna w torowaniu drogi temu, co nazwałbym »nowymi sposobami uprawiania polityki«”. I opowiada o konkretnych akcjach społecznych, w których wykorzystywał praktyki artystyczne.

Żmijewski stawia także pytanie o dostępność sztuki i o jej adresatów. Paweł Althamer w dawnym kościele św. Elżbiety organizuje „Kongres rysowników”. Każdy może tam przyjść i wykonać własne dzieło. Biennale przestaje być tylko miejscem dla artystów. Zaproszono też do udziału w wystawie Mirosława Pateckiego, twórcę Chrystusa ze Świebodzina. W Berlinie pod jego nadzorem powstaje gigantyczna głowa posągu. Obojętnie, jak oceniać wartość artystyczną rzeźby w Świebodzinie (Patecki narzeka na zmiany dokonane w jego projekcie), to sprowadzenie tego fenomenu do megalomańskich ciągot miejscowego księdza jest pójściem na łatwiznę. Powstanie tej rzeźby każe zastanowić się – do czego namawia sam Żmijewski – nad sztuką religijną, zwłaszcza w jej ludycznym wydaniu, odrzucanym często przez krytykę, ale ważnym dla wierzących i dla lokalnych wspólnot.

Wreszcie obecne Biennale jest próbą zastanowienia się nad praktyką kuratora, nad jego prawem do podziału artystów na lepszych i gorszych. W listopadzie 2010 r. Żmijewski ogłosił „Open Call”. Każdy z artystów mógł zgłosić się do udziału w Biennale. Przyszło ponad 5000 zgłoszeń! W tej sytuacji artysta Pit Schulz stworzył bazę internetową ArtWiki, dzięki której wszyscy chętni mogą zaprezentować swoje prace w cyfrowej przestrzeni wystawy. Może to ułomne rozwiązanie, ale impreza stała się bardziej egalitarna.

Wokół wielu działań na Biennale powinna toczyć się dyskusja. Bo też z góry została wpisana w nie kontrowersja. Można chociażby spierać się o to, czy rozmaite ruchy oburzonych są zapowiedzią powstania nowego, lepszego ładu. Na razie nie potrafiły one przedstawić przekonującej alternatywy wobec dominującej nadal opcji neoliberalnej. Więcej, jak pokazują badania, młodzi wychodzący dziś na ulice nie mają rewolucyjnych zapędów. Niemcy mówią nawet o „pokoleniu biedermeieru”, ceniącym sobie przede wszystkim karierę, dom i rodzinę.

Trudne jest także wyjście z ram narzucanych przez rynek i instytucje sztuki. Tradycyjnie już otwarciu Biennale towarzyszył weekend tamtejszych galerii. Wśród zaprezentowanych przez nie wystaw jest „List do Rosy” Rajkowskiej zorganizowana w Galerii Żak|Branicka. Swoisty aneks do pracy artystki obecnej na Biennale. Z kolei Galeria Arratia Beer pokazuje działania czeskiej artystki Kateriny Šedy w Nošovicach, która stara się zintegrować tę niewielką wieś, której struktura społeczna została zniszczona przez powstały tam ogromny zakład Hyundaia. Obie, świetne zresztą wystawy, można uznać za przykłady przechwytywania sztuki społecznej przez rynek. Tylko czy same prace stały się mniej przekonujące? Nie. Warto jednak pamiętać o obecnych uwikłaniach ekonomicznych i instytucjonalnych sztuki.

A czy Berlińskie Biennale stanie się dzięki Żmijewskiemu inną imprezą? Nie wiem. Na pewno pokazał on jedną z możliwych opcji funkcjonowania sztuki. Wartą przemyślenia, bo stwarza to szansę, by dzieła artystów były czymś więcej niż tylko towarem czy miłą rozrywką.  

7. Bielińskie Biennale Sztuki Współczesnej – Forget Fear, kurator Artur Żmijewski, współpraca Joanna Warsza i Grupa Wojna, Berlin, czynne do 1 lipca 2012 r.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyk sztuki, dziennikarz, redaktor, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Laureat Nagrody Krytyki Artystycznej im. Jerzego Stajudy za 2013 rok.

Artykuł pochodzi z numeru TP 21/2012