Pisać na ziemi, nie w kamieniu

Nie znalazłem w wypowiedziach Franciszka (być może za słabo szukałem) frazy, którą tak chętnie szafują dziś nasi prawi wojownicy: „ideologia LGBT”. Gdybym znalazł, chętnie polemizowałbym z Ojcem Świętym.

11.08.2019

Czyta się kilka minut

FOT. GRAŻYNA MAKARA /
FOT. GRAŻYNA MAKARA /

Ostatnio często przypomina się u nas wystąpienia papieża Franciszka dotyczące małżeństw homoseksualnych („destrukcyjny projekt wymierzony w Boży plan stworzenia” – z listu do wiernych napisanego jeszcze w Buenos Aires), „kolonizacji ideologicznej” prowadzonej przez promotorów „teorii gender”, próbujących zmieniać społeczeństwo przez wywieranie wpływu na dzieci, tak jak robiło to np. Hitlerjugend (wypowiedź na pokładzie samolotu w drodze z Manili do Rzymu) itd. – mające pokazać, że w zasadzie papież mówi dokładnie to samo, co abp Marek Jędraszewski. O co więc całe to halo po tym, jak ten ostatni uznał za stosowne w kazaniu z okazji rocznicy wybuchu powstania warszawskiego wspomnieć o pustoszącej obecnie nasz kraj „tęczowej zarazie”?

Teza kusząca, bo przyznać trzeba, że nasz obecny papież ma w tych sprawach poglądy bardzo jednoznaczne, a przy tym znaną powszechnie skłonność do nieowijania w bawełnę i jazdy po – jak to się mówi – bandzie. Nieuczciwością (również wobec niego samego) byłoby nie mówić o tym głośno i przyprawiać mu etykietkę liberała na tronie Piotrowym.

Z drugiej strony nie można jednak nie zauważyć tych jego wypowiedzi, które do białej gorączki doprowadzają to samo skrzydło naszego Kościoła, które za przytoczone wyżej cytaty gotowe byłoby ogłosić Franciszka błogosławionym. Słynnego: „Jeśli ktoś jest homoseksualistą i z dobrą wolą poszukuje Boga, kimże jestem, żeby go oceniać?”, wypowiedziane podczas podróży ze Światowych Dni Młodzieży w Brazylii. Czy wielokrotnego przypominania o „ryzyku, że niektóre programy formacji kapłańskiej będą kształcić według nazbyt określonych zasad, a tym samym skłaniać do stosowania sztywnych, ustalonych a priori ograniczeń i kryteriów, abstrahujących od konkretnych sytuacji: To wolno, tego nie wolno” (z przemówienia do polskich jezuitów, cyt. za aleteia.pl).

Nie znalazłem w wypowiedziach Franciszka (być może za słabo szukałem) frazy, którą tak chętnie szafują dziś nasi prawi wojownicy: „ideologia LGBT”. Gdybym znalazł, chętnie polemizowałbym z Ojcem Świętym. O ile bowiem da się mówić np. o „teorii gender”, o tyle „ideologia LGBT” to pusty znaczeniowo (bo homoseksualizm jest orientacją seksualną, a nie zbiorem idei) propagandowy wytrych, pozwalający zarządzać emocjami słuchaczy na skróty. Nie mogę też, jako się rzekło, wykluczyć, że w wielu sprawach co do zasady znalazłby on wspólny język z abp. Jędraszewskim. Nie o różnicę poglądów jednak tu chodzi, lecz o to, czy poza poglądami ktoś jeszcze naprawdę – a nie tylko z dbałości o retorykę – dostrzega tu człowieka.

Liczni nasi hierarchowie toczą ideologiczną wojnę, zaklinając się w co drugim oświadczeniu, że są pełni szacunku wobec osób homoseksualnych, ale owe zaklęcia obudowują taką ilością konfrontacyjnych stwierdzeń, że spotkanie stron staje się niemożliwe. Trudno bowiem na samym wstępie poinformować człowieka, że jest składową zarazy (czyli śmiertelnej choroby) toczącej społeczeństwo, po czym zapewnić o najgłębszym szacunku, miłości, czułej trosce – i liczyć, że w odpowiedzi zobaczy się wyciągniętą rękę.

Parę dni temu, podczas kazania w czasie porannej Eucharystii w bazylice św. Piotra, jałmużnik papieża kard. Konrad Krajewski (mający w tych sprawach poglądy identyczne jak papież) zwracał uwagę, że Jezus w Ewangelii wywołuje skandal za skandalem, na oczach pobożnych żydów czyniąc bohaterami ludzi spoza ideowej, religijnej wspólnoty. Uzdrowiona kobieta kananejska – a więc poganka – podejmująca z Jezusem dialog o spadających ze stołu okruchach, staje się wzorem wiary. Do każdego przyjęcia komunii przygotowują nas słowa innego poganina, setnika („Panie, nie jestem godzien...”). Niewykluczone – mówił kardynał Krajewski – że gdyby Jezus był z nami dziś, bohaterem czy bohaterką Ewangelii uczyniłby któregoś z uczestników białostockiego Marszu Równości.

Odcinając się od idei, poglądu, moralnej decyzji, nie możemy się odciąć od człowieka, bo Jezus zawsze stanie po stronie człowieka. Tu nie chodzi o to, by katoliccy biskupi nagle stali się gorącymi zwolennikami małżeństw jednopłciowych albo konceptu płci uzgadnianej kulturowo (będę się upierał, że trzeba z tego wyłączyć medyczne przypadki transpłciowości i jestem pewien, że Kościół – idąc za odkryciami nauki – w końcu to zrobi). Ich błędem jest to – powtórzę – że wyznają swoje poglądy w sposób, który odcina drogę do spotkania. Jak to bowiem jest, że nikt chyba nie ma wątpliwości, iż Franciszek (choć powiedział to, co na początku cytowałem) z radością spotkałby się z każdą osobą, niezależnie od jej orientacji i przynależności, która chciałaby się spotkać i szczerze z nim porozmawiać, ale czy ktoś może sobie takie spotkanie wyobrazić w przypadku naszych hierarchów?

Owszem, może takie spotkania mają miejsce, może po prostu nic o nich nie wiemy. Ja mówię o (wywieranym coraz częściej) wrażeniu, zasilanym przez kolejne pasterskie enuncjacje, że Kościół idzie na wojnę z gejami. Papież umie połączyć wierność sobie z otwartością na innych. U nas wierność sobie zdaje się być równoznaczna z przekonaniem, że otwarci na innych to będziemy dopiero, gdy przestaną oni być wierni swoim przekonaniom.

A to chyba nie Ewangelia. Bo gdy popatrzy się na relacje Jezusa z Zacheuszem, kamienowaną kobietą, apostołami – wyraźnie widać, że spotkanie wyprzedza jakąkolwiek decyzję o zmianie myśli czy życia. Umiejętność zawieszenia sądu jest równie ważna jak odwaga do jego proklamacji. Wspaniale pisał o tym Sergio Massironi w „L’Osservatore Romano” (6-7 września 2016 r., cyt. za aleteia.pl): „Zawiesić osąd nie oznacza bowiem zrezygnować z niego, ale znaleźć miejsce i czas na znacznie delikatniejszą i odważniejszą pracę. Jedyną, do której na tym świecie jesteśmy zdolni: pracę nad sobą. (...) Tylko w obecności Chrystusa jesteśmy doprowadzeni, bez upokorzenia, na skraj owej otchłani, jaką każdy z nas jest dla siebie. Jezus jest cierpliwością Boga, dzięki której w tę otchłań nie wpadamy. Gdy zawieszamy osąd, On prowadzi nas do świata, w którym można tylko pisać na ziemi, nie wykuwać w kamieniu”. ©

Czytaj także: Piotr Sikora: Papieżem w tęczę

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Polski dziennikarz, publicysta, pisarz, dwukrotny laureat nagrody Grand Press. Po raz pierwszy w 2006 roku w kategorii wywiad i w 2007 w kategorii dziennikarstwo specjalistyczne. Na koncie ma również nagrodę „Ślad”, MediaTory, Wiktora Publiczności. Pracował m… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 33/2019