Panie rektorze, proszę przodem

Przodujące warstwy ludności Polski winny być unieszkodliwione – mówił 8 września 1939 r. szef Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy. Wkrótce zamysł ten zrealizowano w okupowanym Krakowie.

21.10.2019

Czyta się kilka minut

Mieczysław Wątorski  „Aresztowanie profesorów UJ”,  obraz z 1956 r., ze zbiorów Muzeum  Uniwersytetu Jagiellońskiego / JANUSZ KOZINA / MUZEUM UJ
Mieczysław Wątorski „Aresztowanie profesorów UJ”, obraz z 1956 r., ze zbiorów Muzeum Uniwersytetu Jagiellońskiego / JANUSZ KOZINA / MUZEUM UJ

6 listopada 1939 r. miał być pierwszym dniem nowego roku akademickiego na Uniwersytecie Jagiellońskim. W chłodne przedpołudnie do budynku Collegium Novum zdążało więc prawie dwustu uczonych. Zastanawiali się, co powie im niemiecki oficer, niejaki doktor Müller. To on kilka dni wcześniej zaprosił ich na swój wykład, mający inaugurować ten semestr.

Nic nie zapowiadało podstępu. Początkowo okupacja w Krakowie miała dość łagodny charakter. Wiadomości z innych zajętych przez Niemców terenów nie przychodziły wcale lub z opóźnieniem. Zresztą praca pod obcą władzą nie była czymś nowym dla galicyjskich uczonych. Jeszcze we wrześniu pracę wznowiła Polska Akademia Umiejętności. W połowie października Senat UJ postanowił o rozpoczęciu roku akademickiego 6 listopada. Decyzję motywowano niemieckim wezwaniem do wznowienia przez wszystkie instytucje „normalnej pracy”.

Niemiecki komisarz miasta Ernst Zörner nie wyraził sprzeciwu. Jednak Bernhard Rust – minister nauki, wychowania i oświaty III Rzeszy – do tego pomysłu nastawiony był inaczej: w piśmie do Hansa Franka (szefa Generalnego Gubernatorstwa, GG – jak odtąd miała nazywać się ta część okupowanej przez Niemców Polski, której nie anektowano do Rzeszy), polecił przeszkodzić w uruchomieniu UJ. Realizatorem akcji został SS-Sturmbannführer Bruno Müller – z wykształcenia prawnik, dowódca Oddziału Operacyjnego Policji Bezpieczeństwa i Służby Bezpieczeństwa SS w Krakowie. Akcja musiała mieć przyzwolenie Franka i szefa SS Heinricha Himmlera.

Intelligenzaktion

Określenie „Sonderaktion Krakau” (Akcja Specjalna Kraków) – jak dziś nazywa się to wydarzenie – pojawiło się w polskiej literaturze historycznej dopiero w latach 60. XX w. Możliwe, że powstało w kręgach rodzinnych aresztowanych. W każdym razie w niemieckich dokumentach taki kryptonim nie występuje.

Data 6 listopada 1939 r. miała okazać się symboliczna – choć aresztowania, deportacje i egzekucje przedstawicieli polskiej inteligencji i środowisk twórczych trwały już od września, zarówno pod okupacją niemiecką, jak też sowiecką. Niemniej tego dnia Niemcy wydali wyrok nie tylko na UJ, ale na całe polskie szkolnictwo wyższe i średnie.

Według prof. Henryka Pierzchały, uwięzienie uczonych UJ było ciosem przygotowanym z premedytacją. Reinhard Heydrich, szef Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy (RSHA), już 8 września 1939 r. stwierdził: „Przodujące warstwy ludności w Polsce winny być w miarę możliwości unieszkodliwione. (...) Zdecydowano, że przodująca warstwa, która w żadnym wypadku nie może pozostać w Polsce, będzie przewieziona do niemieckich obozów koncentracyjnych”. Z kolei 17 października 1939 r. Adolf Hitler podkreślił, że „należy zapobiec temu, aby polska inteligencja stała się warstwą kierowniczą” na terenach okupowanych, więc w pierwszej kolejności represje były skierowane przeciw elitom intelektualnym II RP.

Akcje fizycznego wyniszczania inteligencji, mające charakter ludobójstwa, Niemcy prowadzili w wielu etapach i nadali im rozmaite kryptonimy, m.in. „Intelligenzaktion” lub „Aktion AB” („­Außerordentliche Befriedungsaktion”, Nadzwyczajna Akcja Pacyfikacyjna). Szacuje się, że ofiarami tych operacji – prowadzonych od września 1939 r. do lipca 1940 r. zarówno w GG, jak też na terenach anektowanych do Rzeszy – padło 100 tys. obywateli II RP.

W niemieckich planach ważne miejsce zajmowało unicestwienie elity umysłowej Krakowa jako ośrodka polskiej nauki i kultury.

Herr Rektor, bitte voran!

Niemcy zastosowali fortel. Rektor Tadeusz Lehr-Spławiński zaprosił kadrę profesorską na wykład Müllera, który miał przedstawić stosunek III Rzeszy i narodowego socjalizmu do zagadnień nauki i szkolnictwa wyższego. Spotkanie miało się odbyć 6 listopada o dwunastej w Collegium Novum, w sali wykładowej nr LXVI im. Mikołaja Kopernika (dziś sala nosi numer 56 i imię Józefa Szujskiego). Rektor sądził zapewne, że wykład Müllera to sygnał, iż władze okupacyjne zgadzają się na otwarcie UJ, więc zaapelował o liczny udział pracowników. Apel poskutkował: w sali zgromadzili się prawie wszyscy profesorowie. Niektórzy, spóźnieni i zatrzymani przez niemiecki kordon otaczający UJ, domagali się wręcz, by ich przepuszczono.

Akcja przebiegła szybko. Prof. Jan Marian Gwiazdomorski wspominał, że Müller wszedł na salę, a za nim esesmani z bronią, co zrobiło na zebranych duże wrażenie i wywołało obawy. Zamiast prelekcji usłyszeli krótkie oświadczenie: „Moi panowie, zwołałem was, aby wam powiedzieć, że Uniwersytet Krakowski był zawsze ogniskiem antyniemieckich nastrojów, w tym duchu nieżyczliwym wychowywał młodzież. Teraz panowie próbowali otworzyć uniwersytet, nie pytając się nas; panowie próbowali odbywać egzaminy, nie pytając się nas. Dlatego zostaniecie aresztowani i posłani do obozu”. Müller dodał, że protesty są niedopuszczalne, a kto stawi opór, będzie zastrzelony (według relacji prof. Władysława Konopczyńskiego).

Kilku profesorów, m.in. były rektor Stanisław Estreicher, podniosło ręce na znak, że proszą o głos. Müller odmówił. Wskazał drzwi. „Herr Rektor, bitte voran” (Panie rektorze, proszę przodem) – rzekł z ironiczną kurtuazją.

Rozległy się krzyki: „Raus! Alle raus!” (Wszyscy wychodzą). Jeden z Niemców kopnął Estreichera, a gdy ten odwrócił głowę z gniewem, został spoliczkowany. Inny uderzył kolbą w plecy byłego rektora Fryderyka Zolla, którego chwilę wcześniej przedstawiono Müllerowi jako członka Akademii Prawa Niemieckiego. Akcja prowadzona była brutalnie. Bijąc i znieważając profesorów, Niemcy załadowali ich na ciężarówki zaparkowane dyskretnie z tyłu Collegium.

Gdzieś nas wiozą

Aresztowano 183 osoby, w tym 142 z UJ i 21 z Akademii Górniczej, zebrane w innej sali Collegium Novum. Obok rektora Lehra-Spławińskiego byli wśród nich wybitni naukowcy, jak anatom Kazimierz Kostanecki, filolog klasyczny Leon Sternbach, zoolog Michał Siedlecki, prawnicy Fryderyk Zoll i Stanisław Estreicher, znawcy literatury Ignacy Chrzanowski, Kazimierz Nitsch i Stanisław Pigoń, astronom Tadeusz Banachiewicz, historyk Władysław Konopczyński, historyk prawa Stanisław Kutrzeba, ekonomista Adam Krzyżanowski, antropolog Kazimierz Stołyhwo, filozof ks. prof. Konstanty Michalski, medyk sądowy Leon Wachholz. Konopczyński wyliczył, że wśród aresztowanych było 18 rektorów oraz 50 dziekanów i prodziekanów, aktualnych lub byłych.

Uczonych przewieziono do więzienia na ul. Montelupich, a następnego dnia przeniesiono do dawnych koszar 20. Pułku Piechoty na ul. Mazowieckiej. Tu straż sprawowali Austriacy i rygor zmalał. Profesorowie mieli nadzieję, że zostali jedynie zakładnikami przed – zakazanym przez Niemców – Świętem Niepodległości 11 listopada i zostaną potem zwolnieni.

Stało się inaczej: przewieziono ich do Wrocławia. Niektórzy liczyli, że niemieccy koledzy z tutejszego uniwersytetu dowiedzą się o ich losie i wstawią za nimi. Ale nie podjęli się oni żadnej interwencji. W międzyczasie zwolniono kilkunastu aresztowanych, m.in. Zolla.

Pozostali 27 listopada znów znaleźli się w transporcie kolejowym. Podróżowali po dziesięciu w przedziałach, mieli zakaz wyglądania przez okna. Na niemieckie żądanie w każdej grupie wyznaczono dwóch ludzi przewidzianych do rozstrzelania na wypadek niesubordynacji kolegów. Prof. Gwiazdomorski wspominał: „policjanci traktowali nas strasznie. Przygnębienie nasze było ogromne, gdy zdaliśmy sobie sprawę, że nie wychodzimy na wolność, tylko gdzieś nas wiozą, ale nie mieliśmy pojęcia, jaki jest kierunek tej jazdy”.

Z niemym współczuciem

Przez Legnicę pociąg dotarł do Berlina, a następnie do obozu koncentracyjnego Sachsenhausen. Gwiazdomorski wspominał ten moment: „Pędzono nas w morderczym tempie, między nami byli ludzie starzy, chorzy, którzy upadali ze znużenia, bito ich i tłuczono kolbami”.

Po przejściu kilku kilometrów uczeni stanęli przed bramą obozu z napisem „Arbeit macht frei” (widniał on nie tylko w Auschwitz). Otrzymali obozowe ubrania z czerwonymi trójkątami, oznaczającymi tzw. więźniów politycznych. Ogolono im głowy i zakwaterowano w barakach. Profesorowie żydowskiego pochodzenia i księża zostali oddzieleni.

Naukowców zwolniono od ciężkiej pracy w obozowych komandach, ale zmuszano np. do wielogodzinnego stania na codziennych apelach, przy złej pogodzie. Stan zdrowia profesorów, w większości sędziwych, się pogarszał. Szerzyły się choroby dróg oddechowych, infekcje, krwawe biegunki, tyfus.

Prof. Zdzisław Jachimecki wspominał: „Pierwszy, bo zaraz pierwszej nocy po przyjeździe do Sachsenhausen, zachorował czcigodny rektor Stanisław Estreicher”. W innym miejscu pisze: „Z niemym współczuciem patrzyliśmy na znikającą z każdym dniem postać profesora Estreichera”. Był on jedną z pierwszych ofiar. Potem zmarli: Stefan Bednarski, Ignacy Chrzanowski, Tadeusz Garbowski, Antoni Hoborski, Kazimierz Kostanecki, Antoni Meyer, Feliks Rogoziński, Adam Różański, Michał Siedlecki, Jerzy Smoleński, Leon Sternbach, Władysław Takliński. W Mauthausen-Gusen zamordowany został Wiktor Ormicki (w 1941 r.), a w Buchenwaldzie Joachim Metallmann (w 1942 r.).

Frank wyciąga wnioski

Wielu aresztowanych było uczonymi cenionymi także na świecie, doktorami honoris causa zagranicznych uczelni, członkami towarzystw naukowych. Rodziny uruchomiły więc wszelkie kontakty – w efekcie rozległy się protesty zagranicznych środowisk naukowych. Informacje o polskich uczonych ukazały się w „Le Figaro”, „La Stampie”, „Timesie” czy „Morning Herald Tribune”. O uwolnienie uczonych zabiegać zaczęły dyplomacje Włoch i Węgier, sojuszników Rzeszy. Na uwagę zasługują tu starania Mussoliniego – później, w podziękowaniu od oswobodzonych profesorów, otrzymał on album z reprodukcjami dzieł Wyspiańskiego i dedykacją „Dla Duce”. Interweniował Watykan i państwa neutralne, dyplomacje USA i Kanady. Działał też arcybiskup Adam Stefan Sapieha i książę Janusz Radziwiłł (skoligacony z Hermanem Göringiem, ministrem lotnictwa Rzeszy).

Wskutek międzynarodowego nacisku Niemcy – do pewnego stopnia liczący się jeszcze, przynajmniej czasami, ze światową opinią – zwolnili 8 lutego 1940 r. ponad stu naukowców, którzy przekroczyli 40. rok życia (wśród nich zabrakło 12 profesorów urodzonych przed 1900 r.). Zwolnionych przewieziono do Krakowa. Byli skrajnie wyczerpani. Niektórzy wkrótce zmarli, m.in. Franciszek Bossowski, Arnold Bolland i Leon Wachholz.

W obozach zostało więc kilkudziesięciu. W marcu 1940 r. wszystkich, którzy nie mieli 40 lat, przewieziono do obozu koncentracyjnego Dachau. „Starsi” profesorowie, w tym Władysław Semkowicz, zostali w Sachsenhausen. Z obozów zwolniono ich do końca 1940 r. Prawie rok później Dachau opuścił ostatni krakowski naukowiec, Kazimierz Piwarski.

Z tej lekcji decydenci III Rzeszy wyciągnęli swego rodzaju praktyczne wnioski. Hans Frank stwierdził: „Nie możemy obarczać obozów koncentracyjnych w Rzeszy naszymi sprawami. Kłopoty, jakie mieliśmy z profesorami krakowskimi, były okropne. Gdybyśmy tu załatwili tę sprawę, miałaby ona inny przebieg”.

Dlatego, realizując kolejne plany eksterminacji inteligencji, postanowiono, że profesorowie uczelni lwowskich nie będą więzieni, lecz od razu rozstrzelani. Egzekucje przeprowadzono w lipcu 1941 r. na podmiejskich Wzgórzach Wuleckich. W kolejnych latach przedstawiciele inteligencji II RP byli więzieni, rozstrzeliwani w publicznych egzekucjach, wysyłani do obozów.

Nie zmarnujcie naszej śmierci

Na uwagę zasługują jeszcze dwa aspekty tych wydarzeń. Analogiczna likwidacja polskiej inteligencji, podjęta przez władze sowieckie na terenach okupowanych po 17 września 1939 r. Akcje niemiecka i sowiecka zapewne były między obiema stronami konsultowane.

Druga kwestia to stosunek przeważającej części niemieckiego środowiska naukowego do uczonych polskich w okresie II wojny światowej. To jedna z najmroczniejszych kart w dziejach niemieckiej nauki. Uczeni niemieccy w znacznej mierze sprzeniewierzyli się etosowi nauki, milcząc wobec cierpień kolegów, z którymi wcześniej łączyła ich często wieloletnia współpraca.

Środowisko naukowe Krakowa mocno ucierpiało. Jednak plany fizycznego wyniszczenia nie powiodły się, a inteligencja krakowska szybko przystąpiła do podziemnego działania, organizując tajne nauczanie – w tym także podziemny uniwersytet. Niemniej gdyby nie międzynarodowa pomoc dyplomatyczna i solidarna postawa intelektualistów z różnych krajów (prócz Niemiec), plan eksterminacji krakowskich uczonych zapewne zostałby zrealizowany.

Ostatnie słowa prof. Estreichera brzmiały: „Nie zapomnijcie naszej śmierci, nie dajcie jej zmarnować”. ©

Autor jest historykiem, pracuje w Muzeum Historycznym Miasta Krakowa.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 43/2019