Pamięci górników

W ostatecznym rozrachunku świat jest przeciwko człowiekowi. Tej prawdy nigdzie nie widać bardziej niż na Śląsku. Choćby w relacjach z miejsc górniczych tragedii, gdzie powtarza się wciąż, że "górnicy to twardy naród", a ci, którzy ledwie uszli z życiem, mówią, że jutro zjadą znowu na dół.

22.09.2009

Czyta się kilka minut

"Ślonsk się traci" - powtarza Zbigniew Kadłubek w zbiorze świetnych medytacji nad Śląskiem, zatytułowanym "Listy z Rzymu". Być może istotnie trzeba przyjąć perspektywę innej krainy, innego miasta, innej kultury, aby próbować ogarnąć tę ziemię o niezwykłej, zapętlonej historii, o której mówi się niekiedy jako o prowincji, a przecież intuicja wspólnego europejskiego losu pojawiła się tutaj wtedy, gdy na Mazowszu śnił się sen polskiej odrębności i wyjątkowości. Żaden Ślązak nie sformułowałby takiego programu kulturowego, jak uczynił to w 1595 r. Sebastian Klonowic we "Flisie", w którym Polska przedstawia się jako osobny i wyższy od innych model egzystencji i ekonomii. "Dajmyż już ten dank Hiszpanom i Niemcom, / Francuzom, Włochom, inszym cudzoziemcom, / Niech tamte świeże wynajdują światy / Z złotymi płaty (...) / Nam niechaj rodzi uprawiona niwa / Spokojne żniwa".

Śląsk żył internacjonalizmem europejskim, ożywianym najpierw impulsem religijnym, a potem przemysłowym, ale zachował swoją mowę; jak dowodzi książka Zbigniewa Kadłubka, mowa ta potrafi i dzisiaj podjąć najtrudniejsze problemy filozoficzne; jest mową ciężkiej pracy, ale dzięki temu filozofia nie wydaje się już dyscypliną ściśle akademicką. W tej gwarze (choć zdaję sobie sprawę z kontrowersyjności tego sformułowania) pojęcia dalekie od elegancji dyskursu salonowego pracują, trudzą się, męczą, piją piwo, ale nade wszystko zachowują jedną podstawową zdolność: widzą świat. Wędrując po stazione Termini, gdzie spotykają się "gymby wszyskich ras", pisze Kadłubek w tej strudzonej i umęczonej mowie: "Meinrad Dufner, nimjecki bynedyktyn, co tworzi wjersze i maluje obrazki (…) napisoł take zdanie: »Spotkani poczebuje zoboczynio się«. Ślonsk poczebuje zmysłowego rozpoznanio i uznanio, poczebuje prowdy zmysłów, świat poczebuje prowdy zmysłów. Za dużo tego quasi-intelektualnego rozprawjanio! Jałowe to!".

Śląsk zbudował się na przekonaniu, iż świat można zobaczyć tylko pod warunkiem, że nasze spojrzenie ogarnie nieznane siły niepokojące to, co pozornie stanowi domenę ładu i porządku. Niezwykła wyobraźnia obrazów Teofila Ociepki czy Erwina Sówki i XVII-wieczny mistycyzm Daniela Czepko, Angelusa Silesiusa i Abrahama Frankenberga tutaj znajdują swe źródło. To, co nie-ludzkie, jest na Śląsku stałym sąsiedztwem człowieka. Nie rozumiał tej mądrości Goethe, dla którego wiedza musiała być widocznie konstrukcją ściśle racjonalną i z tego niezrozumienia napisał w księdze gości w Tarnowskich Górach, gdzie pojawił się, by zobaczyć wielką kopalnianą maszynę parową, iż znalazł się "na krańcu imperium" (am ende des Reiches) wśród "nieuczonych ludzi" (fern von gebildete Menschen).

Zgoda na pierwsze określenie, lecz nie w znaczeniu, które przypisał mu poeta: Śląsk jest istotnie "krawędzią" i "krańcem", lecz nie w skali geografii politycznej; tutaj zawsze ludzkie graniczyło już z nie-ludzkim, a więc i wiedza nie była książkowa. Mądrość ma być bliska życiu, tego Goethe zdaje się nie pojmować. Wobec tego, co często dramatycznie wdzierało się w ludzkie życie, wiedza jako abstrakcyjny konstrukt pojęciowy była bezradna.

31 stycznia 1923 r. wybuch pyłu węglowego w kopalni Heintz (dzisiaj Rozbark) w Bytomiu pochłonął 145 ofiar.

Aby Śląsk ocalał, aby się nie "tracił", potrzebuje widzenia świata. Efektem tego specyficznego spojrzenia jest osobliwa relacja między człowiekiem a światem: docenienie jego wartości, ale bez poczucia władzy nad nim, czy też tego, że uczyniliśmy go sobie poddanym. Człowiek jest oddany światu poprzez zobowiązania wypływające ze swoich codziennych w nim czynności, ale jednocześnie nie ma złudzeń co do tego, że świat relację ową odwzajemnia. Jestem w świecie, to prawda; ale prawdą jest również i to, że świat łatwo kieruje się przeciwko mnie. Nie mam ze światem żadnego paktu, nie zawieram z nim żadnego układu, na mocy którego mógłbym spodziewać się jeśli już nie szczęścia, to przynajmniej respektowania moich zamierzeń i ambicji. Człowiek istnieje w świecie, który albo jest obojętny wobec człowieka, albo działa przeciwko niemu. Nie dlatego, że owładnięty jest niechęcią do człowieka i chce krzyżować jego plany, lecz dlatego, że kierują nim jego własne racje, które nie uwzględniają racji ludzkich.

W 1941 r. wyrzut dwutlenku węgla w kopalni Ruben w Nowej Rudzie zabija 180 górników.

W bardzo ciekawym Muzeum Historii Katowic znajduję serię pocztówek ze schyłku XIX w. Na jednej z nich, wydanej we Wrocławiu, Katowice przedstawiają się w stereotypowym mieszczańskim wystroju, a do ich odwiedzenia zaprasza figura będąca skrzyżowaniem arlekina i arystokraty w pasterskim przebraniu. Miasto jako wytwór fantazji mieszczucha. Ale już następna karta mówi o zupełnie innym mieście i innym rodzaju życia: znikają kamienice, pojawiają się dymiące kominy, dwóch górników i pozdrowienie powtarzane wielokrotnie jak zaklęcie: "Glück auf!", "Szczęść Boże!".

Mimo całej techniki z jej usprawniającymi pracę maszynami, mimo nowych wynalazków, wciąż świat tej pracy okazuje swoje nie-ludzkie oblicze, nie do ujarzmienia przez żadną technikę. Pojawia się zatem pytanie: co czynić w sytuacji, gdy rzeczywistość materialna jest domeną doświadczenia, którym człowiek próbuje radzić sobie z jej przypadkowym charakterem, a instrumentalna racjonalność oferująca coraz szerszą domenę maszyn i urządzeń okazuje się zawodna?

Odpowiedź mogłaby brzmieć następująco: człowiek i społeczność podejmują swoje zadania wynikające z ich zobowiązań i czynią to z odwagą, ale nie opuszcza ich poczucie pewnej bojaźni tak fundamentalnej, że moglibyśmy nazwać ją bojaźnią i drżeniem. Stąd owo "Szczęść Boże!", będące tyleż wynikiem owej bojaźni, co próbą jej "odczynienia": tylko coś, co jest poza człowiekiem, może nam pomóc przetrwać w kręgu, w którym dokonania racjonalnego rozumu raz po raz muszą ukorzyć się przed nieujarzmioną siłą materialnego istnienia, niezważającą na człowieka.

21 marca 1954 r. w kopalni Barbara-Wyzwolenie w Chorzowie pożar zabija co najmniej 80 pracujących pod ziemią.

Oto fragment życia kopalnianego, który górnik Edward Jeleń zapisał w 1930 r. w swym dzienniku: "Szedłem powoli za kolegami (...). Wołali mnie jednak, by im pomóc tę kapę [stropnicę - T.S.] założyć. Oni trzymali ją na drabinach, a ja miałem ją stemplem podeprzeć. Ostrzegali mnie, bym uważał, bo jedna Feszta [strop - T.S.] bardzo trzeszczała. Ledwo na nią spojrzałem, cała spadła i przywaliła mnie. Koledzy to zobaczyli, zaczęli wrzeszczeć: »Jezus, Jezus, Eduś zawalony«. Zeskoczyli z drabin, pomogli mi się wydostać, posadzili mnie i zemdlałem (...). Z tyłu byłem tak poraniony, że gdzie rękę wkładałem, wszędzie była krew".

Od tego czasu zmieniła się technika wydobycia, ale nie zmieniła się w niczym istota rzeczy: mimo wszelkiego ludzkiego ładu i porządku, w ostatecznym rozrachunku świat jest przeciwko człowiekowi. Nigdzie bardziej niż tutaj, na Śląsku, nie można dostrzec tej prawdy. Choćby w dziennikarskich relacjach z miejsc górniczych tragedii, gdzie powtarza się wciąż, że "górnicy to twardy naród", a ci, którzy ledwie uszli z życiem z miejsca śmiertelnego zagrożenia, mówią, że jutro zjadą znowu na dół, bo "taki zawód".

28 sierpnia 1958 r. pożar zabija 72 górników w kopalni Makoszowy.

Nie znaczy to, że świat jest uważany tutaj za wroga. Wprost przeciwnie - trudno o miejsce, w którym tyle wagi przykładano by do drobnych uroków życia, bowiem każdy powrót do domu jest powodem do cichego święta. Następna karta z serii pocztówek w Muzeum Katowic przedstawia górnika wracającego z kopalni, a na jego powitanie wybiega córka - każdy powrót to święto, bowiem każdy dzień to ryzyko. Mówią o tym kolejne wizerunki: ten przedstawiający zalanie chodnika i próbę ucieczki, i ten, gdzie mowa o "ostatniej szychcie", a anonimowy artysta przedstawił ciało górnika, któremu niepisany był szczęśliwy powrót. Człowiek jest wobec losu samotny, ale - co wszechobecne w tej kulturze - nie jest nigdy sam. W dzienniku Jelenia raz po raz odkrywamy przykłady górniczej solidarności: "Koledzy pomogli mi się wydostać" - pisze górnik.

Etyczny radykalizm ludzkiej solidarności: nie chodzi o żadne idee polityczne, nie chodzi o pieniądze, chodzi o człowieka w sytuacji granicznej, ostatecznej. Ale tutaj, na Śląsku, wszystko zawsze powraca do królestwa codzienności, bowiem nasza egzystencja pojmowana jest jako zobowiązanie wobec codziennego trudu. Nic "nadzwyczajnego", wprost przeciwnie - wszystko jak najbardziej zwyczajne, bowiem tylko tak ratuje się człowiek przed losem. Koledzy, którzy ledwo co uratowali górnika Edwarda Jelenia, który uszedłszy z życiem, mocno poraniony leży pod ścianą, nade wszystko pragną przywrócić bieg codzienności, czyli pracy: "Oni jednak prosili, bym dalej siedział, że oni sami wszystko zrobią". To, co nadzwyczajne, groźne, śmiertelne, można pokonać tylko sprowadzając do poziomu wyzwań codziennego życia.

Edward Jeleń notuje, jak kilka lat później drążąc otwory pod ładunki wybuchowe "świder wykruszył kawałek", a on sam spadł "z nim na kupę węgla". I szczególny ciąg dalszy: "Dzięki Bogu nie spadłem na pysk, tylko na nogi, ale tak je poraniłem, że z trudem tylko mogłem chodzić. Koledzy namawiali mnie, bym nie zostawał w domu, ale dalej chodził do roboty, a co cięższe rzeczy oni zrobią za mnie. Chodziłem więc...". I znów to samo: wspólnota pracy, w której jednostka pozostawiona sama sobie gubi się bez nadziei, radykalna solidarność nieoglądająca się na idee, lecz na zdolność podtrzymania trwania ludzkiego ciała przy codziennym wysiłku, bowiem tylko codzienność jako podstawowe zobowiązanie ratuje nas przed zwątpieniem i rozpaczą. "My som COLLABORANTES, czyli tymi, co trudzą się razem z innymi" - to świetny opis śląskiej specyfiki: trudzić się - niekoniecznie wygrywać, trudzić się - niekoniecznie dzielić łupy, trudzić się - zachowywać zdolność do rozpaczy w świecie cyrkowo uśmiechniętym.

28 czerwca 1974 r. w kopalni Silesia w Czechowicach-Dziedzicach wybuch metanu powoduje śmierć 34 górników.

Mówiło się o Śląsku nie bez złośliwości, że to kraina płynąca mlekiem dobrobytu i materialnych przywilejów. Pisze gorzko Zbigniew Kadłubek: "Poloki zaczyni wierzić w gupoty o Ślonsku, kere sami wymyślili". Wytworzona przez komunistyczną gospodarkę i propagandę pokusa prosperity była w istocie dla Śląska śmiertelnym zagrożeniem. Nie dlatego, że Śląsk chciał pozostać biedny, lecz dlatego, że tracił to, co stanowiło o jego mocy: poczucie, że istnieją rzeczy ważniejsze od materialnej korzyści, nadmierna wiara w tę ostatnią łatwo bowiem prowadzi do złamania owej radykalnej ludzkiej solidarności, będącej jedyną siłą, którą możemy przeciwstawić wrogiemu światu.

Horst Eckert, lepiej znany w świecie jako Janosch, w swej książce "Margarinien, das Land hinter den grossen Wäldern" przedstawił Ślązaka (bo przecież Margarynia to nic innego jak Śląsk właśnie) jako człowieka prostego, uczciwego, wyraziście moralnego, bowiem nie gromadzi on dóbr wiedząc, że aby dobrze pracować i cieszyć się życiem, trzeba mieć puste ręce. Nadmiar dóbr to przeszkoda w trudnej, lecz ekscytującej przygodzie zwanej życiem. Margaryńczyk nie broni się przed przyjęciem obcych, lecz okazuje im gościnność, zarazem jednak stroni od tłumów, gdyż jest zawsze pojedynczy, samotny.

Owo er ist immer Einer jest szczególnie ważne: trzeba doświadczyć samotności wynikającej z poczucia tego, że świat staje przeciwko mnie, po to, aby nie być samemu, aby móc praktykować radykalną ludzką solidarność. Najbardziej ludne miejsce w Polsce - Śląsk - zbudował swoją wielkość na przeżyciu ostatecznej samotności wobec losu. A wszyscy nie rozumieliśmy powagi sytuacji: gdybyśmy nie ulegli antynuklearnej histerii, może dzisiaj mniej potrzeba by było węgla i może nie trzeba by było kopać go tak głęboko.

10 października 1979 r. wybuch pyłu węglowego w kopalni Dymitrow w Bytomiu; ginie 34 górników. Dwadzieścia dni później z pożaru w kopalni Silesia nie udaje się uratować 22 osób.

Wobec losu stajemy z pustymi rękami. Kogo obciążają liczne przedmioty, ten może najwyżej stanąć przed ludzkim sądem. "Szczęść Boże!", tradycyjne górnicze powitanie, należy do miejsca, w którym w ludzkich sprawach pojawia się cień tego, co nie-ludzkie. Nasze wysiłki nie przestają być ważne, ale jakby przeszywała je jakaś ciemna igła. To dlatego muszę mieć wolne ręce; inaczej nie byłbym zdolny do podjęcia pracy, której warunkiem jest gotowość do takiego ogołocenia. "Szczęść Boże" to językowy wyraz gotowości do rezygnacji ze wszystkiego.

W innym miejscu pisze Janosch: "Nic nie powinno zostać po mnie. Tylko marynarka i spodnie, i nic więcej". Wystarczy popatrzeć uważnie na śląskie portrety fotograficzne Zofii Rydet, aby zrozumieć to przesłanie. Na Śląsku widać dobitnie, jak uporczywe trzymanie się gromadzenia przedmiotów, pomnażania dorobku, ekonomicznych zysków, połączone z lekceważeniem świata nie-ludzkich procesów, staje się źródłem nieszczęścia. Kto ma wolne i puste ręce, ten potrafi działać szybko, reagując na to, co dzieje się dookoła; gdyby koledzy Edwarda Jelenia nie znali tej prawdy, nigdy nie zdołaliby go wyciągnąć spod zwału węgla.

Życie jest dyspozycją do współ-działania szanującego inne życie. Ten, kto pozostaje zniewolony przez raz wytyczony plan działania, raz ustaloną perspektywę zysku, tego ręce w sensie najdosłowniejszym są spętane i nie będą w stanie przyjść nikomu z pomocą. Wyższy Urząd Górniczy wskazywał nieraz, że główną przyczyną wypadków w kopalniach są ludzkie błędy. A błędy te wynikają z przekonania, że ludzki porządek został skutecznie narzucony światu, że ludzkie bez reszty zawładnęło nie-ludzkim, a zysk ma głos decydujący. Wtedy łatwo zlekceważyć wskaźnik stężenia metanu, usterkę w systemie wentylacji. Kto ma wolne ręce, tego odwaga i męstwo wynikają z prawdziwego źródła, czyli z bojaźni, o której już mówiliśmy. Kogo ręce są spętane więzami zysku, ten myli odwagę ze zwykłym głupim zadufaniem.

21 listopada 2006 r. w kopalni Halemba w Rudzie Śląskiej metan zabija 23 górników.

Jeszcze raz sięgam do rzymsko-śląskiej książki Zbigniewa Kadłubka: "Człowjek ufo za bardzo rygułom gry, kero som wymyślił". Paradoksalna ziemia - hołubi się tu siłę sprawczą człowieka możliwości jego myśli przyjmującej kształt maszyn i technologii, a w dalszej konsekwencji ekonomicznego rachunku korzyści, a jednocześnie nigdzie bardziej niż tutaj wiara ta nie zostaje podważona i zachwiana. Krajobraz zmieniony dogłębnie interwencjami człowieka - a przecież to właśnie tutaj świat, pozornie oswojony przez człowieka, dramatycznie upomina się o swoje prawa i demonstruje swoją obecność. Kto nie szanuje nie-ludzkiego, ten nie okazuje szacunku człowiekowi.

Na tej codziennie przeżywanej od nowa krawędzi między ludzkim i nie-ludzkim Śląsk żyje co najmniej 200 lat; wydobywano tu kruszce od zawsze, a pierwsza kopalnia w samych Katowicach powstała w 1801 r. A ponieważ świat polityczny porusza się wyłącznie w kręgu ludzkim, dodatkowo ograniczonym wąskimi partyjnymi interesami, zatem Śląsk był i jest niezrozumiany. W cyrku polityki Śląsk pozostał poważny. "To je wyjontkowo dziwny cyrk. Tresery szczylają batami na widzów (...). Zapomnieli, że som yno cyrkym, że przidzie czas i ich wagony pojado dalij. A póki co, bjydne ludzie skokajom, jak im grajom". Dramat Śląska sygnalizuje podstawowy problem dzisiejszego świata: niemal całkowite wywikłanie się instytucji życia politycznego i ekonomicznego z moralnych zobowiązań wobec jednostki. Cyrk polityki i ekonomii - w którym nawet żałoba narodowa gra swoją przemyślnie skonstruowaną rolę - powoduje atrofię sumienia i odpowiedzialności, zastępując je w najlepszym razie sądową wokandą, ta zaś znajdzie zawsze sposób, by wspomniane wywikłanie usprawiedliwić. Polityka dąży do tego, by jej ręce były zawsze pełne; ręce Śląska są puste. I wolne. Cena tej wolności może być straszna.

18 września 2009 r. wybuch metanu pozbawia życia 13 górników w kopalni Wujek-Śląsk w Rudzie Śląskiej. Kilkudziesięciu jest ciężko poparzonych.

Korzystałem z książki Zbigniewa Kadłubka "Listy z Rzymu", Księgarnia Świętego Jacka 2008, oraz Andrzeja Kiepasa "Człowiek wobec dylematów techniki", Wydawnictwo Gnome 2000.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Literaturoznawca, eseista, poeta, tłumacz. Były rektor Uniwersytetu Śląskiego. Stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”. Członek Komitetu Nauk o Literaturze PAN, Prezydium Komitetu „Polska w Zjednoczonej Europie” PAN, Prezydium Rady Głównej Szkolnictwa… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 39/2009