Ojczulek kontra dżihad

Północna Syria to dziś centrum „kurdyjskiego projektu”: nowego modelu rządzenia na Bliskim Wschodzie, alternatywnego wobec świeckich dyktatur i Państwa Islamskiego.

15.02.2015

Czyta się kilka minut

Cmentarz kurdyjskich żołnierzy i żołnierek poległych w walce z Państwem Islamskim, Qamiszlo w północnej Syrii, 2015 r. / Fot. Witold Repetowicz
Cmentarz kurdyjskich żołnierzy i żołnierek poległych w walce z Państwem Islamskim, Qamiszlo w północnej Syrii, 2015 r. / Fot. Witold Repetowicz

Gdzie jesteś, mój synu, czemuś opuścił swą matkę, gdzie jest twoja głowa?... – zawodzi starsza kobieta. Prawie położyła się na świeżej mogile, obsypanej kwiatami. Obejmuje grób, szlocha, śpiewnie zanosi swe żale, bez przerwy, bez końca.

Jest czwartkowe popołudnie – czwartek to dzień, gdy tradycyjnie muzułmanie przychodzą na cmentarz, by opłakiwać swoich bliskich. Ten cmentarz jest szczególny: leżą tu szahidzi, czyli polegli muzułmanie, męczennicy.

Jestem w syryjskim Qamiszlo. Ale nie jest to cmentarz ani bojowników opozycyjnej Wolnej Armii Syryjskiej, ani żołnierzy reżimu syryjskiego dyktatora Al-Assada. Nie leżą tu również dżihadyści (tu mówi się zwykle o nich: terroryści) z ISIS.

Tutaj, na cmentarzu w Qamiszlo, spoczywają ci, którzy są dziś największymi wrogami dżihadystów: Kurdowie z YPG (Yekîneyên Parastina Gel) i YPJ (Yekîneyên Parastina Jinê). Czyli z męskich i żeńskich oddziałów samoobrony Rożawy.

Qamiszlo to nieformalna stolica syryjskiego Kurdystanu, czyli właśnie Rożawy, jak to terytorium nazywają sami Kurdowie. A dla Kurdów – także przecież muzułmanów – szahidem jest każdy, kto oddał życie w służbie publicznej. Dlatego żołnierze sił kurdyjskich, polegli w walkach z dżihadystami z ISIS, to męczennicy.

Synku, jestem dumna

– Jej syn był żołnierzem, strzelcem wyborowym. Bandyci z ISIS schwytali go dwa tygodnie temu i obcięli mu głowę – tłumaczy mi Abdulsalem, miejscowy dziennikarz i tłumacz. Stoimy obok, nad grobem jego kuzyna, który zginął pół roku wcześniej pod Tel Brak.

– Była mgła, ISIS ich zaskoczył i 30 naszych zostało szahidami – dodaje Abdulsalem.

Przy kolejnym grobie inna kobieta spokojnie siedzi i czyta Koran. Jej syn także zginął pod Tel Brak.

– Miał 22 lata, dopiero co się ożenił. Dwa miesiące po jego śmierci urodziła mu się córeczka. Nazwaliśmy ją Cudi – opowiada kobieta. – Jestem z syna bardzo dumna. Gdyby nie YPG i YPJ, te bestie wszystkich nas by zabiły – dodaje. – Przysięgam na Koran, to nie są muzułmanie, to zwierzęta. Nasza religia nie nakazuje obcinania głów i zabijania za inną narodowość.

Państwo Islamskie twierdzi natomiast, że to Kurdowie nie są prawdziwymi muzułmanami. Dlatego zabija wszystkich schwytanych, bez względu na to, czy są to żołnierze, cywile czy dzieci.

– Czasem tylko zachowują niektórych naszych przy życiu, jeśli potrzebni są im do wymiany jeńców – mówi Abdulsalem. – My jeńców nie zabijamy, trzymamy ich w więzieniu – podkreśla.

Gdy trzy lata temu w Syrii wybuchła rewolucja przeciw dyktaturze Al-Assada, również Kurdowie z Rożawy chwycili za broń – i wyzwolili swoje ziemie, tworząc na nich trzy niezależne „kantony”: Dżazire, Efrin i Kobane. To samo Kobane, o które przez minione miesiące trwały zażarte walki, zakończone niedawno wyparciem sił ISIS.

Łącznie te trzy „kantony” zamieszkuje około 4 mln ludzi, z czego 1,5 mln mieszka w Dżazire, obejmującym większość syryjskiej prowincji Hasakah. Nie są to wyłącznie Kurdowie.

– Szanujemy wieloetniczny i wieloreligijny charakter tych terenów – mówi Abdulsalem. – W naszym kantonie takie same prawa mają chrześcijanie i muzułmanie, Kurdowie, Arabowie i Asyryjczycy. No i oczywiście kobiety i mężczyźni.

Kurdyjski projekt

Zasada równości obu płci to jeden z fundamentów polityki Rożawy – co jest ewenementem w tej części świata, gdzie powszechne jest zupełnie odmienne traktowanie kobiet.

– W Rożawie zapisaliśmy w Kontrakcie Społecznym, który jest naszą tymczasową konstytucją, że kobiety muszą stanowić co najmniej 40 proc. składu parlamentu – mówi Hakem Halou, przewodniczący parlamentu kantonu Dżazire.

Ponadto wszystkie organy władzy muszą mieć dwóch współprzewodniczących, kobietę i mężczyznę. Do złudzenia przypomina to system parytetów, promowany przez lewicowe środowiska w Europie.

Nic dziwnego, bo to koncepcja Abdullaha Ocalana, przywódcy Partii Pracujących Kurdystanu (PKK), nielegalnej organizacji tureckich Kurdów. Ocalan kiedyś propagował ideologię będącą mieszanką kurdyjskiego nacjonalizmu i marksizmu. Ale po rozpadzie Związku Sowieckiego, a zwłaszcza po tym, gdy w 1999 r. został schwytany i uwięziony przez Turcję, Ocalan zmienił swoje poglądy i stworzył swoisty model polityczny, odwołujący się do europejskich lewicowych koncepcji ustrojowych.

Kurdowie nazywają Ocalana „Apo” – to dosłownie znaczy „Ojczulek”. Choć od 16 lat siedzi on w więzieniu, teraz jego eksperymentalny projekt jest wcielany w życie w Rożawie. Niewiele ma on jednak wspólnego z komunizmem. W Rożawie nie walczy się ani z symbolami religijnymi, ani z tradycją.

– Szanujemy wszelkie wyznania i zapewniamy wolność religijną. Rożawa jest wspólnym domem muzułmanów, chrześcijan obrządku syryjskiego, asyryjskiego, ormiańskiego i jazydów – podkreśla Hakem Halou.

– „Apo” odrzuca jakiekolwiek prześladowania religijne, w tym to, jak wyglądały one w systemie sowieckim – dodaje Abdulsalem. – To nie my, ale ISIS burzy kościoły, a nawet meczety, jeśli uzna, że należą do „apostatów”.

W Rożawie nie walczy się też z prawem własności, co więcej, przygotowano grunt pod coś w rodzaju reprywatyzacji.

– Kiedyś mieszkało tu bardzo dużo Żydów i Ormian, ale w latach 60. reżim partii Baas zmusił ich do wyjazdu z Syrii – mówi dr Muhaz, współprzewodniczący Rady Miasta Qamiszlo.

– Ich domy zostały nielegalnie skonfiskowane i podarowane ludziom związanym z reżimem. Teraz powiedzieliśmy im, że to nie ich własność, i jeśli pojawią się prawowici właściciele, to będą musieli się wyprowadzić.

Demokracja eksperymentalna

Zwolennicy Ocalana uważają, że jego projekt oparty jest na rozwiązaniach historycznych. Faktem jest bowiem, że Syria i Irak to państwa stworzone sto lat temu sztucznie przez mocarstwa kolonialne na gruzach imperium osmańskiego. Wcześniej przez wieki istniały tu półniezależne państewka. Również osmańska Turcja podzielona była przez kilkaset lat na ejalety rządzone przez miejscową arystokrację (sułtana interesowała tylko ich lojalność).

Stąd pomysł stworzenia multietnicznych kantonów w miejsce unitarnego państwa narodowego. Ale bez sułtana czy jakiegokolwiek innego tyrana.

– Idea Ocalana to demokracja bezpośrednia – tłumaczy Abdulsalem. – Struktury władzy budujemy oddolnie, od wspólnot sąsiedzkich, które wybierają rady dzielnicowe, te z kolei miejskie i wreszcie kantonalne – dodaje. – Prócz tego mamy również instytucje polityczne, takie jak parlament, w którym reprezentowane są wszystkie grupy etniczne i religijne.

Parlament nie pochodzi z wyborów, lecz został powołany zgodnie z tzw. Kontraktem Społecznym. Jednak nie wszystkie partie tu działające przystąpiły do Kontraktu.

– Przygotowujemy się do wyborów powszechnych – mówi Hakem Halou. – Jak do tej pory, zmieniamy najważniejsze prawa, wzorując się na ustawodawstwie funkcjonującym w dojrzałych demokracjach europejskich. Chodzi przede wszystkim o prawo o partiach, wyborach, zgromadzeniach i ustawodawstwo dotyczące kobiet.

Jednym z głównych problemów Rożawy jest jednak polityczny spór między obozem TEV-DEM, skupionym wokół popierającej Ocalana partii PYD, a obozem Kurdyjskiej Rady Narodowej (KNC), która jest związana z syryjskim oddziałem Kurdyjskiej Partii Demokratycznej (jej liderem jest prezydent Kurdyjskiego Regionu Autonomicznego w Iraku Masud Barzani).

– Ostatnio doszło do porozumienia w Dohuk, więc jestem dobrej myśli. Mam nadzieję, że nowe wybory w tym roku zorganizujemy wspólnie, TEV-DEM oraz KNC – mówi Hakem Halou.

Zbliżeniu między oboma obozami przysłużyła się też wielomiesięczna bitwa o Kobane, gdy Barzani posłał posiłki wojskowe dla YPG w postaci peszmergów – wojska irackich Kurdów, wyposażonych w ciężką broń, której syryjscy Kurdowie nie mają.

Arabska czy wieloetniczna?

Kolejnym problemem są relacje z syryjską opozycją, która oskarża Kurdów o kolaborację z reżimem Assada.

– To bzdura – odpiera zarzuty dr Muhaz. – Gdy w 2004 r. wyszliśmy na ulice, a reżim Assada krwawo stłumił nasze protesty i polował na naszych studentów w Damaszku czy Aleppo, wówczas ci, którzy dziś stawiają nam te zarzuty, nie ruszyli palcem.

Abdulsalem ma jeszcze inne pretensje do syryjskiej opozycji: – Oni odrzucają naszą konfederacyjną wizję przyszłości Syrii i chcą utrzymać wyłącznie arabski charakter tego państwa. Nie chcą zmienić nawet nazwy, dla nich to wciąż Syryjska Republika Arabska. A przecież w Syrii nie mieszkają wyłącznie Arabowie.

Abdulsalem twierdzi, że opozycja nie chce „prawdziwej rewolucji”, tylko „zmiany ekipy”: – Kurdowie w Syrii przez dekady byli pozbawieni równych praw. Pół miliona osób nie miało obywatelstwa i dokumentów tożsamości, na przykład moja żona. To powodowało nie tylko brak możliwości wyjazdu za granicę, ale też ograniczenia w edukacji. Przez to żona nie mogła studiować.

Innym przejawem prześladowania Kurdów w Syrii było przesiedlanie Arabów z południa kraju do prowincji Hasakah. Abdulsalem: – Utworzono ponad 60 osiedli arabskich i dano im najlepszą ziemię, a Kurdowie, których wywłaszczono, otrzymali rekompensatę w postaci działek na pustyni przy granicy z iracką prowincją Anbar. A tam jest tylko piasek.

Abdulsalem dodaje, że ci Arabowie teraz popierają zarówno reżim Assada, jak też Państwo Islamskie: – Czynią to z nienawiści do nas. Ale miejscowi Arabowie z plemienia Szemar są po naszej stronie. Ich szejk jest współprezydentem kantonu, a trzy tysiące ich żołnierzy walczy w brygadach Sonadid, ramię w ramię z YPG.

Ostatnio relacje YPG z częścią syryjskiej opozycji uległy poprawie. Wchodzące w skład Wolnej Armii Syryjskiej oddziały Burkan al-Furat walczyły sprzymierzone z YPG oraz z peszmergami w Kobane. Teraz razem nacierają w kierunku wschodniej części prowincji Aleppo, zajętej pół roku temu przez dżihadystów.

Ponadto coraz częściej dochodzi do starć między YPG i siłami Assada, na przykład w Hasakah i Aleppo.

„Turcja nas oszukuje”

Jest jednak jeszcze jeden powód, że Kurdowie w Qamiszlo unikają walki z syryjskimi wojskami rządowymi.

– Nie możemy walczyć ze wszystkimi naraz, zwłaszcza gdy Turcja blokuje granicę – mówi Abdulsalem. – Pozwalamy też na to, by reżim kontrolował lotnisko, bo jest to również korzystne dla nas: umożliwia nam sprowadzanie wielu towarów, funkcjonowanie poczty i obieg pieniężny. Ale ludzie reżimu mogą poruszać się tylko między swoją bazą, lotniskiem i dzielnicą arabską.

Granica między Turcją a terenami opanowanymi w Syrii przez Kurdów jest zamknięta od dawna. Powodem są związki Kurdów syryjskich z PKK.

– Ale my nie chcemy zmieniać granic ani atakować Turcji – podkreśla Abdulsalem.

Abdulsalem twierdzi, że dowództwo YPG ma dowody na wspieranie ISIS przez Turcję.

Taka polityka Turcji może się wydawać dziwna, gdyż Ankara jednocześnie deklaruje, że jej priorytetem jest proces pokojowy z PKK.

– Turecki rząd nas oszukuje i tylko udaje, że chce rozmów – twierdzi Hilmi Aydogdu, współprzewodniczący Demokratycznej Rady Kurdyjskiej w Diyabakir, nieformalnej stolicy tureckiego Kurdystanu. – Blokada Rożawy przez Turcję to poważna kwestia. Wykazujemy wobec tureckiego rządu maksimum dobrej woli i nie odejdziemy od stołu negocjacji. Ale nigdy nie dojdzie do porozumienia, jeśli Turcja będzie nadal dążyć do zniszczenia Rożawy. Jeśli prezydent Erdoğan twierdzi, że Rożawa jest zagrożeniem dla Turcji, to znaczy, że każdy Kurd jest dla niego zagrożeniem – podsumowuje Hilmi Aydogdu.

Wsparcie ze strony tureckich Kurdów jest bardzo ważne dla Rożawy, zwłaszcza że w rejonie przygranicznym władzę w samorządach ma HDP, będąca legalnym skrzydłem PKK.

Dzięki temu samorządy wymuszają zgodę tureckich władz na coraz większą liczbę transportów humanitarnych do Syrii. Gdy zaś władze nie chcą się zgodzić, Kurdowie tureccy wychodzą na ulice i dochodzi do zamieszek.

Przemyt ponad podziałami

Poza transportami humanitarnymi funkcjonuje też przemyt – na ogromną skalę.

I to nie tylko przez granicę z Turcją. Niektóre towary sprowadzane są też z terenów kontrolowanych przez reżim Assada, drogą lądową, a nawet powietrzną.

– Kierowcami muszą być Arabowie sunnici, bo Kurdów czy chrześcijan ISIS od razu zabija. Ale też potrzebuje pieniędzy, więc przepuszcza ciężarówki, biorąc jedynie myto – mówi Abdulsalem.

Mimo tych trudności, bazar w Qamiszlo nie świeci pustkami, a infrastruktura działa.

Jednak kluczowe znaczenie dla kantonu Dżazire – jak i dla całej Rożawy – ma armia 50 tys. bojowników i bojowniczek YPG i YPJ, którzy walczą z Państwem Islamskim na wielu frontach. Są to zresztą nie tylko Kurdowie, ale też Arabowie. Tacy jak na przykład 18-letni Baszir, pochodzący z wioski Szarmah niedaleko Tel Maruf. W YPG jest od dwóch miesięcy, od kiedy w walce z ISIS zginęli jego brat i kuzyn.

– Zaczęło się od tego, że nasze wioski popierały YPG. Wtedy dżihadyści porwali wujka i obcięli mu głowę, a potem spalili naszą wioskę – mówi Baszir, pokazując zgliszcza swego domu. Mieszkańcy wioski uciekli, ale niektórzy chłopcy wstąpili do YPG.

Teraz służą na stanowisku znajdującym się na wzgórzu – nieopodal ruin swych domów.

©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 08/2015