Jedno miasto, trzy światy

Mało kto w Kabulu pamięta czasy pokoju, a jednak stolica usiłuje normalnie żyć. Dla zwykłego Afgańczyka większym problemem niż talibowie jest brak pracy i perspektyw.

13.02.2016

Czyta się kilka minut

Widok na Kabul z okolicznych wzgórz, grudzień 2015 r. / Fot. Wakil Kohsar / AFP / EAST NEWS
Widok na Kabul z okolicznych wzgórz, grudzień 2015 r. / Fot. Wakil Kohsar / AFP / EAST NEWS

Nocą Kabul nie tętni życiem, ale tak się złożyło, że o tej porze do niego dotarłem. Puste, pogrążone w ciemności ulice, którymi czasem mkną auta. Część to taksówki, nie wszystkie oznaczone. Nawet w ciągu dnia rzadko korzystają z nich obcokrajowcy.

Ci ostatni to w Kabulu w zasadzie tylko dyplomaci, ochroniarze, pracownicy organizacji pozarządowych i niektórych korporacji. Mieszkają w kabulskim „getcie”, do którego zalicza się też pięciogwiazdkowy hotel Serena. Choć to nie lada twierdza, w 2014 r. grupie talibów udało się dostać do środka. W toalecie skręcili rozmontowane karabiny i zastrzelili w restauracji dziewięć osób, w tym afgańską rodzinę z dwójką dzieci.

Inni cudzoziemcy mieszkają w różnych zamkniętych „wioskach”, z silną ochroną i obowiązkową „śluzą”. To podwójna brama z podwójną kontrolą, przy czym otwarcie jednej bramy dopuszczalne jest, gdy druga pozostaje zamknięta (system rodem ze średniowiecznych zamków). Podobnie jest w ambasadach i urzędach, których wiele leży przy ulicy o znaczącej nazwie: Interior Ministry Road (ul. Ministerstwa Spraw Wewnętrznych). Obcokrajowy zwykle krążą między tymi obiektami w firmowych pojazdach i z ochroną.

Staromiejsko i bazarowo

Nie miałem wyjścia i wsiadłem nocą do nieoznaczonej taksówki, która zawiozła mnie do podrzędnego hoteliku bez ochrony, znajdującego się w starym Kabulu, koło bazaru. Kabul można bowiem podzielić na trzy części, które są odmiennymi światami, a część ich mieszkańców w ogóle nie pojawia się w sąsiedniej „rzeczywistości”. Obok wspomnianego „getta” to „stary” i „nowy” Kabul. Do „nowego” przeniosłem się po dwóch dniach pobytu w „starym”, po usilnych naleganiach znajomego Afgańczyka.

Nie chodzi o talibów. Z kabulskich Afgańczyków mało kto drży ze strachu przed nimi. Trudno się dziwić, zważywszy, że po ponad 35 latach wojny niewielu pamięta czasy pokoju i jakiejś normalności. Talibowie nie atakują zresztą bazarów i miejscowej ludności, tylko obiekty rządowe i militarne, a także obcokrajowców. Tym Kabul różni się od Bagdadu. Prawdziwe niebezpieczeństwo to porwanie dla okupu, przez kryminalistów. Dlatego jazda taksówką jest niebezpieczna. Chodziłem więc pieszo.

Gdyby nie odór moczu, który – jak odniosłem wrażenie – stanowi główny dopływ stołecznej rzeki Kabul, staromiejsko-bazarowe centrum byłoby urocze. Na obu brzegach rzeki ciągną się ładne kolorowe kamienice, wzrok przykuwa meczet Szah Do Szamszir. Ten żółty budynek z klasycystyczną fasadą zdaje się nie pasować do otaczających go dwóch minaretów i miejsca, gdzie się znajduje. Tutejszą magię potęgują gołębie, chmarami obsiadające kopułę świątyni i niewielki placyk. Dziś większość tłoczących się przed wejściem Afgańczyków zajmuje się karmieniem gołębi, ale kilka miesięcy temu doszło tu do brutalnego mordu na kobiecie, niesłusznie oskarżonej o spalenie Koranu. Tłum ją zlinczował.

Człowiek z aparatem fotograficznym krążący po bazarze musiał być dla kabulczyków zbyt surrealistycznym zjawiskiem, by zwracać nań uwagę. Ale przy znajdujących się na przedmieściach ruinach pałacu Darul Aman, jakby żywcem wyjętych z planu filmu o nawiedzonym dworze, natknąłem się na przyjazną grupę afgańskich studentów. Razem zostaliśmy przepędzeni przez żołnierza pilnującego strategicznej ściany budynku. Tej wychodzącej na pobliski nowy gmach parlamentu, zwieńczony złocistą kopułą, dar zaprzyjaźnionego narodu – Indii.

Dwóch prezydentów

Gdy zapyta się Afgańczyka, jakiego kraju najbardziej nie lubi, i który jest źródłem wszystkich problemów z talibami na czele, to każda inna odpowiedź niż Pakistan może być zaskoczeniem. Za to Indie to najlepszy przyjaciel. Może ze względu na wspólnego pakistańskiego wroga, a może dlatego, że bollywoodzkie klipy tak różnią się od surowej obyczajowości na afgańskich ulicach.

Choć nie wszystkie kobiety chodzą tu w burkach. Burka to typowo afgański strój, ale często jest mylona z innymi muzułmańskimi okryciami. Stała się też synonimem opresji kobiet w całym świecie islamskim. Burka jest zwykle błękitna i wygląda jak worek narzucony na głowę, z wyciętą siateczką na oczy. Ale w „nowym” Kabulu rzadko można ją zobaczyć, dominują tu hidżaby (zwykle chusty) i sporadycznie czadory, charakterystyczne dla Iranu.

Afgańczycy nie lubią Irańczyków, choć cała północ Afganistanu mówi prawie tym samym językiem. Panujący tu język dari to dialekt perskiego języka farsi. Setki tysięcy Afgańczyków wyjechało też do Iranu, uciekając najpierw przed wojną, a potem biedą. Zgodnie narzekają, że w Iranie traktowani są jak ludzie drugiej kategorii. Tymczasem jeśli ruszą do Europy, stają się uchodźcami.

Niby to uzasadnione, bo w Afganistanie toczy się wojna. Tylko że to nie cywile są jej głównym celem. Dla przeciętnego Afgańczyka większym problemem jest brak pracy, brak pieniędzy i brak perspektyw oraz bezkarne „prorządowe” milicje, a także dwóch prezydentów. W 2014 r. wybory wygrał Pusztun Ashraf Ghani, ale Tadżyk Abdullah Abdullah oskarżył go o sfałszowanie wyborów, więc stworzono niekonstytucyjne stanowisko „szefa egzekutywy”, nie dzieląc bynajmniej kompetencji, lecz je dublując. We wszystkich ministerstwach jest tak samo: jak minister z jednej opcji, to zastępca z drugiej. I wszyscy się blokują.

Czas zaciera pamięć

„Nowy” Kabul wygląda zgoła inaczej. Dwie równoległe ulice oddzielone parkiem Szahre Nau pełne są restauracji, kawiarni, eleganckich sklepów i marketów. Jezdnia wprawdzie zakorkowana, lecz w przeciwieństwie do innych części Kabulu nikt tu nie pędzi pod prąd. W parku dzieci grają w piłkę, oddając się zabawie zakazanej za talibów. Ale obok, wśród krzaków, leżą brudni zarośnięci bezdomni. Im wszystko jedno, kto rządzi. Podobnie jak odzianym w burki kobietom i towarzyszącym im umorusanym dzieciakom, żebrzącym natrętnie, usiłującym wręcz wyrwać pieniądze z ręki.

Gdy chodzi się po ulicach Kabulu, a także innych miast na północy Afganistanu, można odnieść wrażenie, że prezydentem nie jest ani Ghani, ani Abdullah, lecz Ahmed Szah Massud. Tyle że ten legendarny wódz tadżyckich mudżahedinów, zwany „Lwem z Pandższiru”, został zamordowany przez Al-Kaidę jeszcze w 2001 r., tuż przed zamachem na nowojorskie WTC. Nie wszyscy Tadżycy zresztą darzą go estymą. Po ćwierćwieczu chaosu, które upłynęło od upadku ostatniego komunistycznego dyktatora wspieranego przez Sowietów – Mohammada Nadżibullaha – ten pośmiertnie doczekał się cichej rehabilitacji i idealizowania jego rządów, zwłaszcza przez inteligencję i klasę średnią. Dziś z estymą mówią o nim „doktor Nadżib”, a do Massuda mają pretensje, że przyczynił się do jego upadku. Zwykle towarzyszy temu pozytywna opinia o sowieckiej okupacji... Łatwo dziś spotkać Afgańczyków, zwłaszcza Tadżyków, którzy twierdzą, że Sowieci zrobili dużo dobrego dla Afganistanu. Zbudowali osiedla, stworzyli siły lotnicze... Coraz więcej ludzi zapomina o czarnych stronach tej okupacji, wyjątkowym okrucieństwie Rosjan. Wielu wierzy też, że to nie USA, ale Rosjanie przepędzą teraz talibów...

Amerykanie postanowili się wycofać z Afganistanu, co bynajmniej nie zwiększyło sympatii wobec nich ze strony tych, którzy i tak ich tym uczuciem nie obdarzali. Za to zostawili bez zatrudnienia tysiące ludzi, którzy pracowali dla instytucji związanych z wojskami koalicyjnymi.

Jak powiedział jeden z taksówkarzy, były tłumacz pracujący dla Brytyjczyków, część zajęła się działalnością kryminalną, w tym porwaniami. A inni? Inni, wśród nich mój rozmówca, zamierzają uciec do Europy. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 08/2016