Rożawa: między rewolucją a tradycją

Młodzi ludzie z syryjskiego Kurdystanu powoli rozstają się z zasadami, które określały dotąd rodzina, religia i reżim. W cieniu wojny dokonuje się przemiana kulturowa.

04.06.2018

Czyta się kilka minut

Kurdyjskie policjantki na demonstracji  w Kobane, wiosna 2018 r. / PAWEŁ PIENIĄŻEK
Kurdyjskie policjantki na demonstracji w Kobane, wiosna 2018 r. / PAWEŁ PIENIĄŻEK

W połowie maja zaczął się ramadan, święty miesiąc dla muzułmanów. Przez 29 dni poszczą od wschodu do zachodu słońca. W tym czasie nie mogą wziąć do ust nawet kropli wody. Ramadan to także czas intensywnych modlitw.

Do meczetu w Kobane po południu schodzą się wierni, robi się tłoczono. Po modlitwach imam Azad Sufin mówi, że meczet trzeba powiększyć, bo ludzie ledwie się mieszczą. – Dużo czasu zajęło mi, żeby mieszkańcy Kobane znowu zaufali islamowi – tłumaczy 66-letni imam.

W 2014 r. ekstremiści z tzw. Państwa Islamskiego zaatakowali Kobane (w pisowni kurdyjskiej: Kobanê) – miasto w północnej Syrii, przy granicy z Turcją. Mieszkańcy musieli uciekać do Turcji. Po takich przeżyciach trudno było kogoś przekonać, że islam to coś innego niż – jak słyszał często imam – „obcinanie głów”.

– Po powrocie z Turcji modliliśmy się w pięć-sześć osób, a teraz meczet jest pełny – zauważa duchowny. Rzeczywiście, świątynia jest zapełniona. Jest wielu starszych mężczyzn, a także w wieku średnim i ich dzieci. Wielkimi nieobecnymi są za to nasto- i dwudziestolatkowie: młodzi coraz rzadziej zwracają się w stronę religii.

Podzielony naród

W Kobane mieszka dziś ok. 200 tys. ludzi (dane miejscowych władz), czyli połowa przedwojennej populacji. To jedno z kluczowych miast tzw. Rożawy, czyli po kurdyjsku „Zachodu”.

Rożawa to jeden z czterech obszarów na Bliskim Wschodzie, zamieszkanych w większości przez Kurdów. Pozostałe trzy znajdują się w Turcji (północ), Iranie (wschód) i Iraku (południe). W tych czterech państwach mieszka łącznie ok. 30 mln Kurdów.

Sto lat temu, po rozpadzie Imperium Osmańskiego, Bliski Wschód był organizowany na nowo. Rozrysowywali go nie jego mieszkańcy, lecz światowe mocarstwa. Kurdowie swego państwa nie otrzymali. Rozdzielono ich i już nigdy nie udało im się połączyć. Wykształcili różne tradycje i obyczaje, a także różne pomysły na to, jak ma wyglądać Kurdystan.

Iraccy Kurdowie postawili na niepodległość i tradycję. Ponieśli tego ogromną cenę. Tylko pod koniec lat 80. XX w. z rozkazu irackiego dyktatora Saddama Husajna zginęło nawet do 180 tys. Kurdów. Jego armia wykorzystywała przeciw nim również broń chemiczną – gazy bojowe.

Kurdyjski opór i coraz większa izolacja Husajna pomogły im zdobyć autonomię, którą przez lata rozwijali. Byli o krok od niepodległości 25 września 2017 r., gdy masowo zagłosowali na „tak” w referendum niepodległościowym.


Czytaj także: Paweł Pieniążek: Ostatnia bitwa kalifatu


Ale Irak szybko rozwiał ich nadzieje. Już w październiku iracka armia i szyickie milicje zajęły terytoria, o które toczyły się spory między autonomicznym irackim Kurdystanem i rządem w Bagdadzie. Jednym z takich miejsc był bogaty w złoża ropy Kirkuk, bez którego trudno im zbudować stabilne państwo. O niepodległości na razie musieli więc zapomnieć.

Ideowe ewolucje PKK

Tureccy Kurdowie też najpierw stawiali na niepodległość. Powstała w 1978 r. Robotnicza Partia Kurdystanu (znana pod akronimem PKK) wyrosła na nurcie antykolonialnym i czerpała garściami z marksizmu-leninizmu. Jej działacze inspirowali się Mao, bo widzieli analogie między ­Turcją i Chinami. Według nich w obu podobnie splatały się kapitalizm, feudalizm i imperializm.

Od 1984 r. PKK walczy z Turcją. Przez lata jej głównym postulatem było stworzenie własnego państwa; nie stroniła od przemocy i brutalnych metod. Przez Turcję, USA i Unię Europejską jest uznawana za organizację terrorystyczną. W trwającym wciąż konflikcie między PKK a Turcją zginęło 40 tys. ludzi. Jej 70-letni dziś lider Abdullah Öcalan, którego podstępem złapano, gdy ukrywał się w Kenii, od 19 lat siedzi w tureckim więzieniu.

W połowie lat 90. XX w. PKK zmieniła ideologię na demokratyczny konfederalizm. Odrzucono ideę państwa, uznając, że tylko zaognia i tak skomplikowaną sytuację na Bliskim Wschodzie. Zamiast tego region miałby być zbudowany z luźno powiązanych wspólnot, które otrzymałyby władzę przejętą po zdecentralizowanych państwach. Wszystko miałoby się opierać na demokracji, ekologii i feminizmie (Öcalan uważa kobiety za awangardę rewolucji). PKK, choć nie uważa się za przeciwnika religii, raczej popiera ateizm.

Wykorzystana szansa

Syryjski Kurdystan, od dawna blisko związany z tureckim, też poszedł drogą Öcalana. Czekał tylko na właściwy moment.

Nastąpił on w 2011 r., gdy na fali Arabskiej Wiosny w marcu wybuchła w Syrii rewolucja. Już kilka miesięcy później zamieniła się w wojnę – najpierw domową, a potem z udziałem zewnętrznych aktorów – która trwa do dziś. Pochłonęła ona przynajmniej 400 tys. śmiertelnych ofiar, a niemal 12 mln ludzi (połowę ludności Syrii) zmusiła do opuszczenia domów.

Gdy zbrojna rebelia wstrząsała krajem, prezydent Baszar al-Asad zdał sobie sprawę, że nie jest w stanie kontrolować go w całości. Przerzucił wojska ze wschodu i północy kraju, by bronić głównie jego zachodniej części, w tym kluczowych metropolii jak Damaszek czy Homs. Dlatego rząd zawarł porozumienie z Kurdami: oddał im kontrolę nad częścią terytoriów w północnej Syrii, a w zamian mieli nie dołączać do rebelii.

Kurdowie na to przystali i zaczęli rządzić po swojemu. Odrzucenie zasad, które wcześniej narzucał im syryjski rząd, stało się ważną częścią budowy ich tożsamości.

Koniec arabizacji

Zîlan ma dopiero 21 lat. Pracuje w centrum kultury w Kobane, gdzie organizuje pokazy filmowe. Raz w tygodniu prowadzi audycję w miejscowym radiu, poświęconą również kulturze. Zîlan dużo czyta. Żartuje, że chyba jako jedyna w Kobane korzysta z bibliotek.

Uczyła się w szkole prowadzonej przez syryjskie państwo, ale nie mogła jej dokończyć, bo wybuchła wojna. Jej pierwszym językiem w mowie jest kurdyjski, a dokładnie miejscowy dialekt, który różni się od literackiego języka. W piśmie częściej sięga po arabski, bo wyniosła go ze szkoły.

Rządząca Syrią od lat 60. XX w. partia Baas, z której wywodzi się klan Asadów (przed obecnym prezydentem rządził jego ojciec Hafiz, w latach 1971–2000), realizowała idee arabskiego nacjonalizmu. Nie przewidywał on miejsca na różnorodność.

Kurdowie byli traktowani jak obywatele drugiej kategorii; mieli nawet problem z otrzymaniem dokumentu tożsamości. Władze źle postrzegały nadawanie kurdyjskich imion dzieciom. Nie mogli legalnie uczyć się własnej historii i kultury. Zmuszano ich do posługiwania się arabskim, a kurdyjski był językiem ulicy.

Dlatego w Kobane (oficjalna arabska nazwa, której nikt tu nie używa, to Ayn al-Arab) i innych miastach Rożawy trudno spotkać kogoś, kto dobrze posługuje się pisanym kurdyjskim. Zwykle to przedstawiciele władzy i szeroko pojętej kultury. Oraz dzieci, które poszły do szkół po tym, jak zniknął reżim lub chwilę wcześniej. Programy szkolne są teraz realizowane w kurdyjskim, arabski jest językiem obcym.

Wojna trwa ósmy rok – i także Zîlan, która niedawno skończyła miejscową akademię filmową, zajęcia miała prowadzone już w języku kurdyjskim.

Jak dżihadyści niechcący wsparli ateistów

Na często zadawane w trakcie ramadanu pytanie, czy pości, Zîlan tylko się uśmiecha. Ani jej to w głowie. Jak wielu młodych Kurdów, nie wierzy w Boga. – Wszyscy moi znajomi są ateistami. Jedna koleżanka przez rok wierzyła, ale jej przeszło – mówi Zîlan.

Choć akurat wśród młodych można spotkać trochę osób, które zdecydowały się na ramadanowy post. Głównie dlatego, że starsi to robią, więc i tak trzeba czekać na posiłek do wieczora. Tak właśnie Zîlan jednego dnia pościła, bo kucharka w pracy jest osobą religijną, więc nie gotowała. Inny powód jest bardziej prozaiczny: chcą schudnąć, a post jest ku temu okazją. Na taki pomysł wpadła jej siostra, ale po jednym dniu machnęła ręką.


Czytaj także: Nieporządek bliskowschodni: Wojciech Jagielski rozmawia z Krzysztofem Strachotą


Zîlan twierdzi, że laicyzacja kurdyjskiego społeczeństwa zaczęła się jeszcze przed wojną. To też była forma sprzeciwu wobec władzy w Damaszku, która zmuszała do noszenia tradycyjnych strojów arabskich i muzułmańskich. Islam był traktowany jako część polityki arabizacji. Zîlan uważa, że islam został narzucony Kurdom i to nie jest ich religia.

Poważnym ciosem dla religii było nadejście tzw. Państwa Islamskiego. W styczniu 2014 r. ekstremiści zajęli syryjską Rakkę, a w czerwcu Mosul – drugie największe miasto Iraku. Tam ogłosili powstanie kalifatu, państwa bożego. Szybko zajęli terytorium wielkości Wielkiej Brytanii. Także Kurdowie stali się ich celem – wśród ludności arabskiej często mówi się o Kurdach jako o „niewiernych” właśnie dlatego, że ich stosunek do religii jest luźny.

Bitwa o Kobane

Do jednej z najbardziej dramatycznych (i symbolicznych) bitew w Syrii doszło w Kobane, w latach 2014-15. Ekstremiści islamscy zaciskali pierścień wokół miasta. Klęska zdawała się nieunikniona. 2 października 2014 r. – Zîlan dobrze pamięta datę – cała jej rodzina uciekła z miasta.

Jednak Kurdowie dokonali niemożliwego: w heroicznej obronie utrzymali Kobane, a potem odparli ekstremistów – i koniec końców mieli decydujący udział w upadku tzw. Państwa Islamskiego.

Skuteczna obrona Kobane – podczas której zginęło ponad dwa tysiące Kurdów, a miasto zostało zrujnowane – nie byłaby możliwa bez amerykańskich nalotów na dżihadystów, bez dostaw zachodniej broni, a także bez otwarcia granicy przez Turcję (po naciskach USA). Ale kluczowe były determinacja i heroizm walczących. Dlatego dziś oblężenie Kobane to fundament współczesnej tożsamości syryjskich Kurdów. Nic dziwnego, że islam zaczął kojarzyć się ze wszystkim, co najgorsze.

– Z moich obserwacji wynika, że do nadejścia Daeshu jakaś jedna czwarta mieszkańców miasta była ateistami. Po Daeshu ich liczba skoczyła do połowy, a teraz 80-90 procent – ocenia Zîlan. Dziewczyna używa arabskiego akronimu Daesh na określenie Państwa Islamskiego – taki akronim stosowany jest przez jego przeciwników.

Kategorie hańby

Dziś w tak dużym mieście są raptem trzy meczety. Ale mimo laicyzacji, mieszkańcy są bardzo tradycjonalistyczni. Widać to, gdy mowa o emancypacji kobiet, która jest jednym z kluczowych postulatów idei demokratycznego konfederalizmu. Ucieleśnieniem tej idei są Kobiece Jednostki Ochrony, znane jako YPJ. To milicja złożona z samych kobiet, organizacja „siostrzana” wobec Powszechnych Jednostek Ochrony (YPG), które są główną kurdyjską grupą zbrojną w Syrii.

O walczących Kurdyjkach świat zaczął mówić podczas bitwy o Kobane, gdy stawiały czoło ekstremistom. Stąd Rożawę zaczęto utożsamiać z bliskowschodnią rewolucją feministyczną. Często na wyrost. W zbrojnych milicjach też zachowało się wiele tradycjonalizmu. – Kobieta wciąż łatwo może okryć się hańbą – twierdzi Zîlan.

Dziewczyna tłumaczy, że zmieniły się kategorie hańby. I tak, gdyby 20 lat temu kobieta wyszła na ulicę w dżinsach, zostałaby pobita, a dla męża byłby to wstyd. Dziś dżinsy nikogo nie drażnią. Ale wciąż funkcjonuje wiele zasad, których kobieta powinna przestrzegać. Za pojęciem „hańby” kryje się mnóstwo rzeczy, których nie wolno. Nie dlatego, że zabrania tego prawo – tak mówią normy społeczne. Wtedy, mówi Zîlan, sąsiedzi będą plotkować tak długo, że nigdy nie znajdzie męża.

Tymczasem małżeństwo to wciąż jedyna dopuszczalna forma związku. Pary mieszkające bez ślubu? Zîlan wraz z siostrą wydają z siebie przeciągłe „och”, które jest wyrazem żartobliwej dezaprobaty. Tu coś takiego byłoby nie do pomyślenia. – To znaczy: facetowi nic by się nie stało, nawet uznano by pewnie, że jest super, bo mężczyznom wszystko wolno. Ale dla kobiety mogłoby się to źle skończyć – mówi Zîlan.

Co jeszcze może spowodować, że kobieta zostanie źle odebrana przez wspólnotę? Chodzenie obok mężczyzny, który nie jest członkiem rodziny (nawet do sklepu, nie mówiąc o kawiarni). Albo: na ulicy kobieta nie powinna mówić głośno i dużo, uśmiechać się, żuć gumy, palić papierosów. – Ale takie zasady z moją siostrą bez skrupułów łamiemy – mówi Zîlan.

Wciąż dominuje model macho. Mężczyzna, co słyszałem wielokrotnie, może przechwalać się niezliczoną liczbą kobiet, z którymi się spotyka. Ale one muszą być cnotliwe i wierne. Źle natomiast jest postrzegane, jeśli on wykonuje „kobiece zajęcia”, np. gotowanie czy sprzątanie. – Mój tata lubi gotować i robi to dobrze, ale nikomu nie można o tym powiedzieć poza domem, bo byłby wstyd – mówi Zîlan. – Kobieta powinna pracować w domu, a mężczyzna poza nim. Co znaczy tyle, że nic nie będzie robił przez większość czasu.

Na to Zîlan z siostrą też się nie godzą. Zmuszają braci do sprzątania i gotowania.

Sport także dla kobiet

Rewolucja Rożawy w niektórych aspektach gna, a w innych kroczy powoli. Kobiety coraz częściej zasilają służby mundurowe i administrację. Na listach wyborczych są kwoty płciowe (50 proc.; są też kwoty dla mniejszości etnicznych i religijnych), a kluczowe stanowiska są współpiastowane przez kobietę i mężczyznę.

Dziś nawet żeńska piłka nożna nie jest wielkim zaskoczeniem. W Kobane są dwie drużyny piłkarskie dla nastolatek. Jedna ma ponad dwa lata. Druga dziewięć miesięcy, a jej trenerką jest 20-letnia nauczycielka wychowania fizycznego Dêlvîn Ahmed. Treningi odbywają się dwa razy w tygodniu, na miejskim boisku.

– Na początku mężczyźni przychodzili oglądać nasze treningi, żeby sobie pożartować. Z czasem zaczęli brać nas na poważnie – mówi Dêlvîn Ahmed.

Nauczycielka zachęca kobiety, by uprawiały sport i dbały o siebie. One też sobie zaczynają z tego zdawać sprawę, bo coraz chętniej odwiedzają miejscowe siłownie.

Owszem, zdarzają się jeszcze rodzice, którzy nie są chętni, aby córka grała w „chłopięcy” sport. Ale Dêlvîn Ahmed odwiedza ich i rozmawia. Zwykle udaje się ich przekonać.

Pewnie dla kolejnego pokolenia uprawianie sportu przez kobiety już nie będzie kwestią wartą debatowania. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego". Relacjonował wydarzenia m.in. z Afganistanu, Górskiego Karabachu, Iraku, Syrii i Ukrainy. Autor książek „Po kalifacie. Nowa wojna w Syrii", „Wojna, która nas zmieniła" i „Pozdrowienia z Noworosji".… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 24/2018