Ogień i lód

To naturalne, że szukamy sensów w tragedii, która wydarzyła się w Paryżu. Katedra Notre Dame to symbol: religijny, kulturowy, ważny ślad historii Francji i Europy. Pójdźmy więc tą drogą.

19.04.2019

Czyta się kilka minut

Paryż, poniedziałkowy wieczór, 15 kwietnia 2019 r. / DAVID CORDOVA / NURPHOTO / GETTY IMAGES
Paryż, poniedziałkowy wieczór, 15 kwietnia 2019 r. / DAVID CORDOVA / NURPHOTO / GETTY IMAGES

Płonie muzeum
Jak słoma
Pali się piękno
Czczone przez pokolenia
Bezcenne
Jak ciało człowieka.

Człowiekowi, który żył na świecie
Tylko po to, żeby strzec muzeum
Udało się przybiec na czas.

Jeśli przeżyje, zaświadczy
Dla przyszłych pokoleń,
Jak pięknie umierało
w płomieniach
Piękno.

Ten wcale nie tak dawny wiersz Anny Świrszczyńskiej pochodzi z czasów, gdy nie każdy zabierał głos w sprawie symbolicznych znaczeń nieszczęśliwych wydarzeń dotykających człowieka. Do niedawna to była sfera zarezerwowana dla duchownych oraz poetów, filozofów i teologów, które to funkcje zresztą często spełniali ci sami ludzie. To oni określali znaczenie i sensy zdarzeń budzących zadumę, a zwłaszcza strach zwykłych śmiertelników. Ci także wymyślali własne sensy, czasem niezgodne z przyjętymi przez rządzących umysłami. Ale kilka wieków temu groziło im za to spalenie na stosie albo banicja, a w świecie nowoczesnym nikt nie zwracał uwagi na ich przesądy.

Wyjaśnianie rzeczy, których wyjaśnić nie sposób, jest nam niezbędne – bo przecież życie pozbawione warstwy symbolicznej byłoby martwe, bez tej trudno definiowanej przestrzeni, w której możemy mieć nadzieję, że to, co nas w życiu spotyka, wykracza poza powszedniość. Zwłaszcza pożar starego budynku, który sam w sobie jest znakiem przeszłości i czasu, który bezpowrotnie odszedł, nadaje się na rozmyślania symboliczne.

To naturalne zatem, że szukamy również sensów w tragedii, która wydarzyła się w Paryżu. Sama katedra Notre Dame jest symbolem: religijnym, kulturowym, śladem historii Francji i Europy. Ten kościół, zbudowany w czasach, gdy wznoszenie katedr było formą komunikacji z Bogiem – i niszczony w czasach, gdy zabijanie Boga stawało się chwytliwym programem polityczno-kulturalnym – niesie w sobie zapis myślenia ludzi różnych epok o Bogu, o sobie samych, o religii, polityce, sztuce. Jest także świątynią, miejscem kultu religijnego, do którego przychodzili nieliczni francuscy katolicy w nadziei – zwykle płonnej, bo turyści im to utrudniali – na chwilę skupienia i modlitwy.

Nie ma zatem nic złego ani dziwnego w tym, że poszukujemy metafizycznego sensu w wydarzeniu, które nas tak silnie porusza. A jednak trudno uniknąć wrażenia, że te poszukiwania, prowadzone przy okazji pożaru katedry Notre Dame, wiodą nas w sferę wcześniej nieznaną, słabo zagospodarowaną, a dziś rozwijającą się w zastraszającym tempie.

Z modlitwą na ustach i plątaniną myśli

Na odbudowę Notre Dame zebrano już prawie miliard euro. W kilka dni. Przeznaczmy je na biedne dzieci w Porto Rico albo na wodociągi w afrykańskiej Gomie. Chrystusa nie interesowało malowane szkło w oknach, tylko ludzie.

Dobrze brzmi, prawda?

Bardzo dobrze. Nie szkodzi, że nie ma związku między witrażami z Notre Dame a losem dzieci w Porto Rico czy w Afryce. Myślenie magiczne właśnie na tym polega, że łączy się rzeczy z różnych miejsc i porządków po to, aby znaleźć sens w wydarzeniu, którego sens nam umyka. Trudno nam przyjąć, że katedra, którą budowano dwieście lat, i która stała następnych kilkaset, spłonęła, bo jakiś robotnik nie zgasił peta albo nastąpiło zwarcie instalacji, albo też ogień sam się zaprószył, nie wiem jak – nie jestem strażakiem. W chwili, gdy piszę te słowa, nikt nie wie. I założę się, że gdy strażacy wreszcie się wypowiedzą, a ich wersja nie będzie wystarczająco spiskowa, natychmiast odezwą się ci, którzy podadzą inną, „prawdziwszą” prawdę.

Trudno przyjąć, że w czasach, w których dorobiliśmy się sztucznej inteligencji, wysyłamy sondy na Marsa i ożywiamy martwe komórki w uciętej głowie świni – że w takich czasach przychodzi ogień, a my stajemy wobec niego bezradni, z sikawką w ręku, z modlitwą na ustach i z plątaniną myśli w głowie. Żyjemy w głęboko niesprawiedliwym i niezrozumiałym świecie, w którym jedną z niewielu rzeczy rozdawanych za darmo stało się słowo. Każdy może mówić, co chce, pisać, co chce – i znajdzie chętnych do rozmowy. Albo do czegoś, co mgliście ją przypomina.

No to rozmawiamy: jeden procent Brytyjczyków posiada połowę ziemi w Wielkiej Brytanii. Jeden samolot F35 kosztuje nieco poniżej 100 mln dolarów. Może gdyby zabrać hektary angielskim posiadaczom ziemskim i nie kupować F35, świat byłby sprawiedliwszy? Kto wie, może byłby, choć pewności nie ma – takie próby już podejmowano, z nie najlepszym skutkiem.

Trzeba jednak czynić świat sprawiedliwszym. Co nie ma związku z pożarem paryskiej katedry. Tym niemniej wszystkie wątki, o których dotąd piszę, znalazłem w różnych komentarzach osadzone w kontekście tej tragedii.

W Polsce – kraju, który szczyci się mianem katolickiego – zastanawiamy się, czy przypadkiem to nie Pan Bóg podpalił Notre Dame w proteście przeciwko bezbożności Francuzów albo może pedofilii księży. Czy to może być przypadek, że w „muzułmańskiej Francji” płonie katolicka katedra?

Stanisław Lem wyznał kiedyś: „Dopóki nie skorzystałem z Internetu, nie wiedziałem, że na świecie jest tylu idiotów” – i dotknął tym chyba istoty problemu. Nie chodzi o to, że ludzkie zidiocenie postępuje obecnie w tempie szybszym niż w przeszłości. Znacznie szybciej niż kiedyś postępuje natomiast rozpowszechnianie głupoty. Przypomnijmy sobie, z jaką wzgardą traktowane były teorie spiskowe po zamachach na World Trade Center w 2001 r. Dzisiaj, przy okazji paryskiego pożaru, nie tylko wszystko jest dozwolone, ale wszystko, albo prawie wszystko, traktowane jest poważnie. Każda, choćby najbardziej szaleńcza opinia ma swoich wyznawców, w każdej może „tkwić ziarnko prawdy”, zwłaszcza jeśli prawdą jest to, co za nią uznamy.

Nawa główna katedry, wtorek, 16 kwietnia 2019 r. / CHRISTOPHE PETIT TESSON / AFP / EAST NEWS

„Katedra każdego Francuza”

A przecież powinno być miejsce na rzeczową dyskusję o tym, jak ten pożar wpłynie na Francję i Europę.

Jesteśmy w przededniu wyborów do Parlamentu Europejskiego, prezydent Macron znalazł się w ogniu być może najważniejszego sporu polityczno-społecznego ostatnich dekad. Pod koniec maja Europejczycy wybiorą swoich przedstawicieli do instytucji, która w coraz większym stopniu wpływa na ich życie. Wygląda na to, że wskażą wielu, którzy chcieliby uczynić z Europy zupełnie inny twór niż ten, który istniał pod kierunkiem obecnych zarządców Unii.

W poniedziałek wieczorem Emmanuel Macron przygotowywał się do wygłoszenia swego kluczowego przemówienia: podsumowania debaty narodowej, zainicjowanej przez prezydenta w związku z protestami „żółtych kamizelek”. Dwie godziny później, zamiast analizować medialne reakcje na swoje słowa, wygłaszał inne, które pewnie przez lata będą odtwarzane dla przypomnienia wydarzeń z 15 kwietnia: „Notre Dame to nasza historia, nasza literatura, epicentrum naszego życia, katedra każdego Francuza i Francuzki”.

Co konkretnie miał na myśli? Czy Macronowi chodziło o to, by przy okazji tragedii zjednoczyć naród, aby – wracając do sfery symbolicznej – wybić się w przyszłość całkiem powszednią i przeliczalną na poparcie społeczne?

Z jednej strony poniedziałkowy pożar może okazać się dla niego ogromną szansą na zmobilizowanie społeczeństwa. Francuzi są dziś narodem rozdartym i zagubionym, o czym świadczy choćby ich reakcja na ruch „żółtych kamizelek”.

W manifestacjach bierze dziś udział tak minimalna grupa ludzi, że w normalnych okolicznościach nikt nie zwróciłby na nich uwagi.

Jednak to nie są normalne okoliczności: Francuzi może nie wychodzą masowo na ulice, ale wielu czuje, że ich kraj przeżywa dramatyczny kryzys. Nawet jeśli nie wspierają „żółtych kamizelek”, nawet jeśli widzą słabości i błędy tego ruchu, to nie ma wątpliwości, że oczekują fundamentalnych zmian.

Świat kwestionowany

W tym sensie płonąca Notre Dame jest symbolem zupełnie innym, niż chcieliby niektórzy polscy felietoniści albo politycy niemieckiej AfD. Podobnie jak Grenfell Tower – płonąca w czerwcu 2017 r. w środku najbogatszej dzielnicy Londynu – stała się dla wielu Brytyjczyków symbolem upadku ich kraju, tak też obraz paryskiej katedry pogrążonej w ogniu, dymie i popiele przypomina o społecznych, politycznych i duchowych traumach, jakie dotykają Francuzów.

Pożar na L’Île de la Cité – historycznej wyspie na Sekwanie, na której stoi także katedra – znacząco podniósł stawkę następnego przemówienia Macrona. To nie może być wyłącznie odniesienie do protestu „żółtych kamizelek”. Francja potrzebuje prezydenta, wokół którego będzie mogła się zjednoczyć na dłużej.

Wiemy z grubsza, co miało być treścią niewygłoszonego przemówienia Macrona: zapowiedź obniżenia podatków dla klasy średniej, zawieszenie tzw. podatku ekologicznego podnoszącego ceny paliwa, rewizja (choć nie zniesienie) wcześniejszej decyzji o obniżce podatków od nieruchomości dla bogatych, więcej referendów w sprawach lokalnych, zmniejszenie liczby posłów, a także likwidacja lub ukrócenie rangi Krajowej Szkoły Administracji, która od lat produkuje establishment kraju i dla wielu Francuzów jest symbolem wszystkiego, czego nienawidzą: bogactwa, nieuzasadnionych wpływów, kumoterstwa i dożywotniego prestiżu gwarantowanego absolwentom szkoły, uczącym się tam tylko dlatego, że mają odpowiednie kontakty.

Paradoksalnie fakt, że tak niewielu ludzi wychodzi na ulice w protestach przeciw rządowi, pokazuje, jak trudne zadanie czeka Macrona. Francja, podobnie jak wiele innych krajów Europy, przeżywa dziś bunt społeczny, który nie jest skierowany przeciw konkretnym politykom, lecz całym klasom zarządzającym państwem. Podważane są fundamenty liberalnej demokracji, która jeszcze kilka lat temu miała być nieusuwalną częścią społeczno-politycznego krajobrazu zachodniego świata. Dziś chwieje się niemal każdy z filarów podtrzymujących dotychczasowy porządek w państwach europejskich: systemy wyłaniania przedstawicieli, założenia gospodarcze i finansowe, liberalne dogmaty dotyczące narodowej tożsamości, zasad debaty publicznej, akceptacji dla odmienności. „Żółte kamizelki” nie dają sensownej alternatywy. Może gdyby dawały, świat byłby prostszy i bardziej przewidywalny.

Ale nie jest. Miał rację rzecznik francuskiego rządu Benjamin Griveaux, gdy w środowym przemówieniu w Zgromadzeniu Narodowym mówił: „Nie mamy do czynienia z opozycją polityczną, tylko z opozycją wobec republiki”.

Nie wygląda na to, by ta opozycja uległa rozwodnieniu przy pomocy sikawek gaszących pożar Notre Dame. Wręcz przeciwnie – zarówno Macron, jak i „żółte kamizelki” wiedzą, że podobnie jak każdy publiczny przejaw społecznej solidarności, także ten szybko się wypali. Ludzie wrócą do domów i pracy, a katedra zacznie odgrywać w ich życiu dokładnie taką samą rolę jak przed pożarem: niemego świadka wydarzeń, który co najwyżej wzbudza entuzjazm turystów. Codziennie innych. Kolejne miliony ludzi będą szukać najlepszego ujęcia części katedry strawionej przez pożar, żeby potem umieścić je na Facebooku i Instagramie. A gdzieś w ich tle będą przesuwać się paryżanie – zatopieni w teraźniejszości, a nie w przeszłości, z obawami o przyszłość.

Wybór (nie tylko) Macrona

Prezydent Emmanuel Macron zapowiedział, że „przemieni gniew w rozwiązania”. Aby choć mieć szansę na taką przemianę, jego nowa przemowa musiałaby się różnić od wcześniej planowanej. Musi wybiec znacznie dalej w ambicjach i nadać Francuzom kierunek, o którym przed feralnym poniedziałkiem Macron nawet nie myślał.

Jeśli mu się uda, przejdzie do historii jako wielki lider Francuzów. A dzień, w którym płonęła katedra Notre Dame, uznany zostanie być może za przełomowy dla jego politycznej kariery. A jeśli się pomyli? Jeśli nie będzie wystarczająco ambitny, jeśli nie doceni tej kluczowej cechy, która coraz silniej ogarnia kolejne zachodnie społeczeństwa – nienawiści do rządzących?

Nam wszystkim pozostanie kontemplowanie symboli. Jak pisał Robert Frost (a tłumaczyła Ludmiła Marjańska), ogień ma swoje lustrzane odbicie, równie śmiertelne:

Jedni mówią, że świat zniszczy ogień.
Inni, że lód.
Iż poznałem pożądania srogie,
Jestem z tymi, którzy mówią: ogień.
Gdyby świat zaś dwakroć ginąć mógł,
Myślę, że wiem o nienawiści
Dość, by rzec: równie dobry lód
Jest, aby niszczyć,
I jest go w bród.

©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dariusz Rosiak (ur. 1962) jest dziennikarzem, twórcą i prowadzącym „Raport o stanie świata” – najpopularniejszy polski podkast o wydarzeniach zagranicznych (do stycznia 2020 r. audycja radiowej „Trójki”). Autor książek – reportaży i biografii (m.in. „Bauman… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 17/2019