Off-patriotyzm

Nie ma co ukrywać, w nadmiernym podniecaniu się sprawami narodowymi, we wszelkich zbiorowych polskich emocjach jestem słaba.

11.08.2019

Czyta się kilka minut

Możliwe, że winę za to ponosi moje klasyczne śląskie wychowanie, przebiegające w duchu „weź, nie fandzol gupot”, sceptyczne wobec romantycznych zrywów, uniesień ponad miarę i innych tego typu niejasnych dla mnie odlotów.

Nie raz, nie dwa widzę przecież, patrząc kątem oka, jak mój na wskroś mazowiecki mąż szlocha, poruszony zupełnie nieprzemawiającą do mnie sceną, która gra na jakiejś zbiorowej a obcej mi emocji, na odruchach bezwarunkowych zrodzonych z tłuczonej nam w szkołach do głów tradycji kochania cmentarzy i klęsk. Czy to film w kinie, czy to jakaś kolejna manifestacja w słusznej sprawie – może bym i chciała się tak umieć rzucić głową w tę rozedrganą emocję, ale pokolenia twardo po ziemi stąpających pragmatycznych śląskich praszczurów trzymają mnie w garści.

Ale wszystko do czasu, jak to u nas godają – przyszła kryska na Matyska: wzięło mnie ostro i poczułam ci ja nagle przypływ głębokich uczuć do ojczyzny i potrzebę budowania wspólnoty.

A działo się to wszystko w miejscu i o czasie raczej całkowicie niesprzyjającym jakimkolwiek refleksjom tego typu, czyli podczas katowickiego OFF Festivalu, na początku sierpnia.

Przyjechaliśmy tam całą rodziną, co być może – jak wie każdy rodzic przedszkolaków – jeszcze dalej powinno mnie odsunąć od rozważań na temat miejsca narodu w moim sercu, bo ogarnianie dwójki rezolutnych a szybkich przy tym osób w wieku do lat siedmiu nie sprzyja jakimkolwiek refleksjom poza tymi, jak patrzeć w dwóch przeciwległych kierunkach naraz.

Mijało więc sobie ostatnie przyjemne niedzielne popołudnie w Dolinie Trzech Stawów – mnóstwo znajomych, przyjazne twarze, powszechny brak koszulek patriotycznych i tatuaży w duchu „Pamiętamy” i „Śmierć wrogom ojczyzny”, ekologiczne kubki zwrotne na cienkie piwko, wegetariański kotlet w orkiszowym pieczywie, biodegradowalne talerze, książki Marcina Napiórkowskiego do kupienia, słowem – daleko od ronda Dmowskiego.

I oto nagle na scenie głównej pojawił się zespół Śląsk. Moja 5-letnia córka, zafascynowana kolorowymi strojami pań z zespołu, pociągnęła mnie pod scenę, a ja przeciskając się przez dziki tłum, jaki się nagle zjawił, by zobaczyć ten koncert, pisałam właśnie SMS-a do mojego ojca: „Nie uwierzysz – największy hit festiwalowej niedzieli – zespół Śląsk. Totalne szaleństwo!”. Tata jednak – człowiek, co z niejednego pieca już się chlebem pożywiał, z typowym dla siebie śląskim dystansem do wszystkiego, odpisał od razu krytycznie, w duchu „wszystko pięknie ładnie, ale pamiętajmy, że te niby śląskie piosenki napisał pan Hadyna na polityczne zamówienie po wojnie”. Nie da się zaprzeczyć – władza kochała zespół Śląsk, a sam wojewoda Jerzy Ziętek rzekł Hadynie: „Toż róbcie, Stanisławie, swoje”, roztaczając nad nim swój pancerny parasol. Tym razem jednak – ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu – nawet ta silna dawka szczepionki przeciwko emocjonalnym wybuchom nie zadziałała.

Stałam pod samą sceną, trzymając na rękach rozpromienioną córkę, która co chwilę krzyczała mi do ucha: „Mamusiu, ja chcę tańczyć w takim zespole!”. Nagle ze sceny popłynęły dźwięki „Ondraszka”, pieśni o zbójniku, który oczywiście rabował bogatych i rozdawał biednym, a zdradzony przez jednego ze swojej bandy – niejakiego Juraszka – został ponoć dla przykładu poćwiartowany na rynku we Frydku.

W dzieciństwie słyszałam tę pieśń wiele razy – może w radiu, może w jednym z trzech istniejących wówczas kanałów telewizji, może podczas odwiedzanego przez nas latem każdego roku Tygodnia Kultury Beskidzkiej w Wiśle albo w Żywcu, nie pamiętam już dobrze. A potem ją zapomniałam.

Kiedy jednak wokalistka ubrana w piękny istebniański strój załkała „Ondraszku, Ondraszku, kaj się ty podziywosz”, po pierwsze usłyszałam, jak z całej siły moich strun głosowych śpiewam tę pieśń razem z nią, zupełnie nie bacząc na hipsterską publiczność, która mnie otaczała, po drugie poczułam, jak po mojej niewzruszonej przecież zazwyczaj twarzy płyną łzy, po trzecie zobaczyłam, że dziewczyna obok mnie też płacze, może nawet płacze bardziej, zanosi się wręcz szlochem, po czwarte poczułam prawdziwą miłość do tej ojczyzny, do której przez kilka lat wracałam z rodzicami z zagranicznych wyjazdów, przekraczając granicę Zwardonia. Wysiadaliśmy z samochodów tuż za przejściem i wtedy wybrzmiewała nieśmiertelna fraza, wypowiedziana kiedyś przez mojego cieszyńskiego wujka do mojego ojca: „ Ale takich piknych smreków jak u nos to nikaj ni ma”.

Pieśń o Ondraszku wzbudziła we mnie wielką tęsknotę za pojednaniem, za wspólnotą, za możliwością swobodnego mówienia o miłości do ojczyzny, bez stygmatu przynależności do narodowej prawicy, za smrekami na Sołowym Wierchu i Rachowcu. I do mnie więc w końcu dotarło, że trzeba odebrać prawicy ten samowolnie przyznany sobie monopol na patriotyzm. Skoro nawet takie impregnowane na wiele jego odcieni osoby jak ja miewają momenty wielkiej słabości, to, sorry koledzy, ale wciąż ten kraj jest nasz i wasz, jak w hymnie Samoobrony. Możliwe, że po prostu trzeba nam jakiegoś sensownego Ondraszka, co go wam odbierze, jako tym, co sobie wzięli za dużo. ©

Czytaj także: Piotr Kosiewski i Robert Zakrzewski o OFF Festival 2019

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Pisarka i dziennikarka, wcześniej także liderka kobiecego zespołu rockowego „Andy”. Dotychczas wydała dwie powieści: „Disko” (2012) i „Górę Tajget” (2016). W 2017 r. wydała książkę „Damy, dziewuchy, dziewczyny. Historia w spódnicy”. Wraz z Agnieszką… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 33/2019