Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Epidemia odry, która jesienią wybuchła w tym 200-tysięcznym wyspiarskim państwie na południowym Pacyfiku, jest wyjątkowo śmiertelna: do początku grudnia zachorowało ponad 6 tys. osób, a zmarło co najmniej 70 – głównie małe dzieci (uwzględniając liczbę ludności to tak, jakby w Polsce umarło 10 tys. osób). Rząd ogłosił stan wyjątkowy i zarządził przymusowe szczepienie wszystkich obywateli. Nakazano, by przed każdym domem, w którym przebywają osoby nieszczepione, wywieszono czerwoną flagę – to ostrzeżenie i informacja dla mobilnych zespołów prowadzących szczepienia. Znany aktywista ruchu antyszczepionkowców, który się opierał, został aresztowany.
Tak gwałtowny przebieg epidemii jest spowodowany faktem, iż przed jej wybuchem tylko jedna trzecia małych dzieci na Samoa była zaszczepiona przeciw odrze i wirus padł na podatny grunt. Przyczyną tak niskiej wyszczepialności był brak zaufania do służby zdrowia po tym, jak w 2018 r. po szczepieniu zmarło kilkoro dzieci. Wprawdzie ustalono, że winna nie była szczepionka, lecz jej niefachowe podanie, ale to nie przekonało lokalnych działaczy antyszczepionkowych.
Wirus dotarł na Samoa zapewne z Azji Wschodniej – wcześniej duże epidemie odry wybuchały w Wietnamie i na Filipinach. ©℗