Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
To, co usłyszał, wygenerowało w nim natarczywe pytanie: „Kto to jest, ów Jezus?”. W wersji Marka i Mateusza Tetrarcha szybko znalazł odpowiedź na owo pytanie. Stwierdził, że Jezus jest wskrzeszonym przez Boga Janem Chrzcicielem: „To Jan zmartwychwstał! Dlatego działają w nim moce cudotwórcze!”.
W zapisie Łukasza historia przedstawia się inaczej. Herod jest pewien śmierci Jana – w końcu sam kazał go zabić. Raz na zawsze. Na dobre. Jan nie żyje. Tym bardziej jednak natarczywe pozostaje pytanie: „Kim jest Jezus?”. Łukaszowy Herod nie ma odpowiedzi. Ma narastające pragnienie: „szukał, by Go zobaczyć!” (Łk 9, 7-9).
Dlatego też u Łukasza – i tylko u niego – ta perykopa znajduje ciąg dalszy. Jezus spełni pragnienie Heroda. Spotka się z nim. W godzinie... męki.
W 23. rozdziale swojej Ewangelii św. Łukasz opowiada, iż Piłat – dowiedziawszy się, że Jezus jest Galilejczykiem, a więc podlega bezpośrednio władzy Heroda – odesłał Go do Niego. „Widząc Jezusa, Herod bardzo się ucieszył” (Łk 23, 8). Już od dłuższego czasu chciał Go widzieć; spodziewał się, że Jezus wykona dla niego jakiś znak, cud. Zadał Mu też wiele pytań. Jezus jednak nie odpowiedział Herodowi – ani znakiem, ani słowem.
Jak to zrozumieć? Wyszedł w końcu naprzeciw pragnieniu Heroda, czy je zlekceważył? Objawił mu prawdę o sobie, czy ją zakrył – w przekonaniu, że „szkoda gęby...”?
Objawił. A jakże! Skoro tylko stanął przed nim w Godzinie swojej męki – objawił mu najbardziej istotny wymiar prawdy o Sobie: objawił mu Siebie jako cierpiącego Pana. Jako Tego, który „musi” być odrzucony, sponiewierany i zabity. Jako Pana z krzyżem.
Wszystkie inne wymiary Jego Osoby i dzieła zostały w tej prezentacji pominięte. Została jedynie najistotniejsza prawda. Chciałeś Mnie poznać, zobaczyć? Oto Ja: ukrzyżowany.
Ewangelista zapisał reakcję władcy: „I wzgardził Nim” (23, 11) – uczynił Go przedmiotem drwin: ubrał Go w lśniącą szatę (w narracji pozostałych Ewangelii czynią to żołnierze, a Herod w ogóle nie pojawia się w opisie wydarzeń Męki) – Jezus okazał się kimś kompletnie innym, niż oczekiwał. Nieprzystającym do jego wyobrażeń o życiu i szczęściu.
Pragnął Go bardzo poznać, a gdy się to stało – wzgardził Nim. To przerażający scenariusz...
Być może w tamtej chwili rzeczywiście nie potrzebował prawdy o Krzyżu. Wydawała mu się szaleństwem, może wręcz czymś niestosownym – w chwili, gdy z wysokości swej władzy delektował się szczęściem i urokami życia.
Być może i nam – dzisiaj – prawda, Ewangelia o Krzyżu nie jest do niczego potrzebna...
Bójmy się jednak nią wzgardzić. Bójmy się ją zlekceważyć. Będzie moment, gdy będzie nam ona bardzo potrzebna. Więcej: tylko ona nam będzie potrzebna. Tylko ona będzie zdolna przeprowadzić nas w życiu przez chwile, w których nie mamy upodobania. Będzie jedynym światłem. Jedynym punktem oparcia. Jedynym objawieniem sensu.
Krzyż.
I Zmartwychwstanie.
Pascha.©