Obrońca Belbeku

Rok temu Julij Mamczur stracił na Krymie dwie trzecie swych żołnierzy. Zdradzili. Ci, którzy pozostali wierni Ukrainie, są bohaterami. Bez mieszkań i z marnymi pensjami, ale jednak.

09.03.2015

Czyta się kilka minut

Ukraiński płk Julij Mamczur na czele swoich bezbronnych żołnierzy, Krym, marzec 2014 r. / Fot. Ivan Sekretarev / AP / EAST NEWS
Ukraiński płk Julij Mamczur na czele swoich bezbronnych żołnierzy, Krym, marzec 2014 r. / Fot. Ivan Sekretarev / AP / EAST NEWS

Julij Mamczur, legendarny ukraiński pułkownik, dziwnie wygląda w garniturze i białej koszuli. Ledwie go poznaję, gdy wchodzi do kijowskiej kawiarni. Zamawia czarną kawę. Teraz nie jest wojskowym, tylko posłem z Bloku Petra Poroszenki.

Jak mu w garniturze? Śmieje się i macha ręką.

Krym, marzec 2014

Rok temu na Krymie, w lotniczej bazie Belbek, piliśmy herbatę. Pamiętam jego wymięty mundur i przekrwione oczy. Namiot ustawiono na koszarowym placu. Żony oficerów napełniały kubki. Usiedliśmy w kącie, na desce ułożonej na skrzynkach. Rozmawialiśmy. Sytuacja była beznadziejna: baza okrążona przez Rosjan, atak możliwy w każdej chwili. Nie było czym się bronić: kilkanaście kałasznikowów na całą brygadę, trochę broni krótkiej, po kilkadziesiąt nabojów na głowę. Ci, dla których nie starczyło karabinów, mogli nosić kije do bejsbola i wystrugane pałki. Dowódca zezwolił.

To było wojsko Mamczura.

Kilka dni później zostali bez dowódcy. Mamczur, który przeciwstawiał się przejęciu bazy przez Rosjan, zniknął. Okazało się potem, że jest w rosyjskiej niewoli. Jak to się stało?

22 marca 2014 r., cztery dni po aneksji Krymu przez Kreml, ukraińska 204. Sewastopolska Brygada Lotnictwa Taktycznego ciągle trzymała się w Belbeku. Odcięci od świata, nie chcieli składać broni. Wtedy Mamczura zaprosili na rozmowy z dowódcą Floty Czarnomorskiej.

– Zamiast na rozmowy trafiłem do aresztu. Trzymali mnie trzy i pół doby. Funkcjonariusze Federalnej Służby Bezpieczeństwa chcieli mnie namówić do przejścia na stronę Rosji – opowiada dziś. Najpierw próbowali przekupić. Ładne mieszkanie, większe pieniądze: – Wiedzieli, że często rozmawiałem z rosyjskimi żołnierzami, przecież moja brygada sąsiadowała z ich jednostkami. Przypominali, że tamci zarabiają więcej. Moja odpowiedź brzmiała: „Nie”. Wtedy metody się zmieniły – wspomina.

FSB tłumaczyła Mamczurowi, że nie złamie przysięgi, jeśli przejdzie na rosyjską stronę: „Kończył pan sowiecką szkołę wojskową, składał przysięgę na wierność Związkowi Sowieckiemu! A Związek Sowiecki to teraz Wielka Rosja, która ma wielkie lotnictwo. Pan jest doskonałym fachowcem, potrzebujemy takich!”. Każde słowo, każdy gest, były rejestrowane. Rosjanie chcieli mieć na filmie moment, gdy Mamczur się złamie. Ale on ciągle mówił: „Nie”.

Kolejnym etapem były groźby: – Grożono nie fizycznie, ale tym, że mogę mieć postawione zarzuty karne. Ich prokuratorzy uważali, że chciałem sprowokować rosyjską armię do użycia broni. Gdy nie zgodziłem się na żadną z propozycji, odprowadzono mnie do celi. Przez dwa i pół dnia nie pozwalali spać. Oczekiwali, że pod presją przejdę na ich stronę – relacjonuje Mamczur.

Gdy wszystko zawiodło, do celi wszedł rosyjski kapitan z rozkazem wywiezienia pułkownika z Krymu. Mamczur: – 26 marca w południe znalazłem się w miejscowości Czengar. Tam oddano mnie w ręce ukraińskich pograniczników.

Jak Rosja została wrogiem

Czy to dziwne, że Rosjanie poświęcili tyle czasu, by zwerbować jednego ukraińskiego oficera? Na pozór tak. Przecież 204. Brygada nie miała wtedy żadnego znaczenia wojskowego: zostały im tylko koszary, bo lotnisko, gdzie stacjonowały migi-29, stracili zaraz na początku inwazji. Nie było szans, by je obronić. Na pas startowy i do hangarów weszło 150 rosyjskich desantowców, gdy na posterunku stało wtedy trzech ich ludzi, zbrojnych w jeden pistolet.

Tamci – to rosyjska piechota morska z Sewastopola. „Zielone ludziki” znikąd? Może dla świata. Dla nich to byli ich sąsiedzi. A oni? Przy tamtych wyglądali jak amatorzy, oberwańcy. Zresztą nie ćwiczono ich do walki z piechotą. Byli pilotami odrzutowców, mechanikami. Może tak cenną brygadę powinien ktoś ochraniać? Ale nie ochraniał nikt. Państwo nie miało pieniędzy. No i nikt nie wyobrażał sobie, że Ukraińcom przyjdzie się bić z „braćmi Rosjanami”.

Pytam Mamczura, czy była wtedy szansa, by obronić Krym? Widzę, że nie lubi o tym mówić. Ale ciągle jest o to pytany.

Odpowiedź jest jasna. Zapuszczona przez lata niepodległości armia, brak jasnego kierunku w polityce zagranicznej, brak rozkazów z góry.

A gdyby rozkazy były? Mamczur: – Siły wojskowe nie były gotowe. Ani technicznie, ani moralnie. Chodziło przecież o walkę z Rosją. Wtedy trudno było sobie wyobrazić, że żołnierz rosyjski może być wrogiem.

A dziś? Mamczur: – Teraz nie ma żadnych iluzji. Aneksja Krymu to nie była spontaniczna akcja, lecz plan przygotowywany od lat. Jest jasne, że ich wojska walczą z nami, że wspomagają terrorystów na wschodzie: sprzętem, pieniędzmi, amunicją, ludźmi. Gdyby udało nam się kontrolować granicę z Rosją, konflikt by wygasł.

Jak wygląda w rok po Krymie ukraińska armia? Mamczur: – Proszę pana, przez ostatnie 23 lata to wojsko było w stanie permanentnej reformy. Powstawały plany, koncepcje, programy, tylko zawsze brakowało pieniędzy na realizację. Teraz przyjęliśmy w parlamencie budżet państwa, który nazywamy wojennym. Przemysł obronny pracuje pełną parą. W ciągu tego roku armia zmieni się kardynalnie.

Czego Ukraińcom potrzeba? Mamczur: – Środków radiolokacji, systemów obrony przeciwlotniczej, systemów łączności i walki radioelektronicznej...

Z hymnem, bez broni

Widziałem teraz ukraińską armię na froncie. Jest rzeczywiście inna. Ostrzelana, gotowa do walki, niemająca ochoty ustępować. Zastanawiam się, skąd bierze się różnica.

Mamczur spogląda na swój telefon. Położył go uważnie na brzegu stolika. Mogą wezwać go do parlamentu. W planie jest głosowanie nad reformą emerytalną.

Rok temu pułkownik też nie rozstawał się z komórką. Wtedy czekał na rozkazy z Kijowa.

Co było wówczas robić? Bronić się? Cofać? Strzelać? Rozkazy nie nadchodziły. Żołnierze szeptali, że ich porzucono. Pytali, czy Polska będzie przyjmować uchodźców. Widzieli, że będą musieli stąd odejść. Zostawić mieszkania w obrzydliwych blokach, za murem koszar. Zabrać żony i dzieci. Bali się porzucać całe życie. Ich też kuszono: „Chodźcie do nas, po lepsze pensje”.

Zostać z Ukrainą czy przejść na stronę Rosji: to nie była tylko decyzja symboliczna. Był to wybór między kontynuacją dotychczasowego życia i dostatkiem a milczącym odległym państwem, które przez 23 lata nie pamiętało o swych obrońcach. I zapominało o nich teraz, w najtrudniejszej chwili. Piłem z oficerami koniak i wódkę do białego rana. Widziałem, jak się bali i jakie przeżywali rozterki. Wydawało mi się, że spotkałem dzielnych wojaków. Choć przecież nie oddali wtedy żadnego strzału.

Byli rozbici, niepewni. Słyszeli, jak lokalna żulia wyzywa ich żony noszące im wałówkę od „ukraińskich prostytutek”. Musieli prosić swoje kobiety, by zza firanek wypatrywały nadchodzących Rosjan. Musieli chodzić z kijami zamiast karabinów. Prosić dziennikarzy, by zostali z nimi na noc: „Jak tu będziecie, może na nas nie ruszą”. Słyszeli, że Kijów mianował dowódcą marynarki kontradmirała Denisa Bierezowskiego, a dzień później Bierezowski zdradził i namawiał innych do zdrady.

Mimo to 204. Brygada była wtedy najsłynniejsza na Ukrainie. A Mamczur był bohaterem. Wszystkie telewizje świata pokazywały, jak 4 marca – rosyjskie „zielone ludziki” zajęły już Półwysep Krymski – wyprowadza swych ludzi z koszar. Szli zwartą kolumną na pozycje Rosjan. Pięknie, pod ukraińską flagą, z hymnem na ustach. Żaden nie miał broni. Szaleństwo. Każdy, kto strzelał z kałasznikowa, wie, że można było ich położyć kilkoma seriami. Oni, żołnierze, wiedzieli o tym jeszcze lepiej. Wariacka odwaga. Tamci zaczęli strzelać w powietrze, potem pod nogi. W końcu zaczęli rozmawiać i zgodzili się na wspólne patrole na lotnisku.

To zwycięstwo było ważne tylko przez kilkanaście godzin, bo potem Rosjanie znów ich wygnali do koszar. Ale cała Ukraina zobaczyła, że ma wojsko gotowe postawić się Rosjanom.

Wybór

Tamten rajd Mamczura zmienił wiele. Dla Rosji idealną sytuacją byłoby, gdyby ukraińskie wojska na Krymie w całości przeszły na ich stronę. To byłby zaraźliwy przykład dla innych: w Donbasie, w Charkowie, może jeszcze dalej.

Mamczur i jego ludzie wszystko popsuli. Tym cenniejszym pułkownik byłby nabytkiem. Bezcenny zaś byłby obrazek w propagandowych telewizjach, jak Mamczur przechodzi na stronę Rosjan, przyjmuje kwiaty i rosyjski paszport. A za nim roześmiani żołnierze i ich rodziny. To byłoby coś. Mamczur popsuł ten plan.

Jest marzec 2015 r., pułkownik dopija kawę. Zadaję mu najtrudniejsze pytanie. Ilu jego oficerów zostało na Krymie? Mamczur spuszcza oczy: – Gdy siedziałem w celi, Rosjanom udało się spotkać i porozmawiać z częścią moich oficerów. Proponowali im mieszkania w Sewastopolu, większe pieniądze. Oficerowie poszli na to. Obietnic nie spełniono. Teraz po cichu przenoszą ich do odległych jednostek na Syberię. Rosjanie im nie ufają. Kto zdradzi raz...

Czy Mamczur jest w stanie ich zrozumieć, usprawiedliwić? – Nie. To były tak samo trudne decyzje dla tych, co zostawali na Krymie, jak i dla tych, co pozostali wierni i musieli wyjeżdżać z Krymu. Rozpadały się rodziny. Czasem człowiek tylko raz w życiu ma szansę, by wybrać. Oni wybrali źle. Dla mnie są zdrajcami, nie rozmawiam z nimi.

Ilu zdradziło? – 62 procent. Pozostali są w Nikołajewie, część walczy na wschodzie. Mieszkają w koszarach lub wynajmują coś w mieście. Jednostka funkcjonuje, wypełnia zadania.

Czy ma kontakt z tymi, którzy pozostali wierni? – Staram się być u nich co miesiąc.

Ciągle uważają, że ich wybór był dobry? – Oczywiście. Nie są rozczarowani. Rozumieją, że ci, którzy zostali na Krymie, byli Rosjanom potrzebni tylko do propagandowych obrazków w telewizji.

Żegnamy się. Pułkownik Mamczur musi pędzić do parlamentu.

62 procent zdrajców: to chyba dużo? Zastanawiam się, ilu z nich wtedy poznałem? Z iloma piłem koniak tamtej nocy? ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, felietonista i bloger „Tygodnika Powszechnego” do stycznia 2017 r. W latach 2003-06 był korespondentem „Rzeczpospolitej” w Moskwie. W latach 2006-09 szef działu śledczego „Dziennika”. W „Tygodniku Powszechnym” od lutego 2013 roku, wcześniej… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 11/2015