Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Pułkownik Julij Mamczur dokładnie rok temu, 4 marca 2014 r., stał się bohaterem światowych mediów. Największe telewizje relacjonowały z Krymu, jak dowódca ukraińskiej 204. brygady lotnictwa taktycznego prowadzi swoich nieuzbrojonych żołnierzy w kierunku pozycji „zielonych ludzików” otaczających bazę Belbek. Ukraińcy szli pod flagami narodowymi, śpiewali hymn. Rosjanie, w mundurach bez znaków rozpoznawczych, najpierw strzelali w powietrze, potem pod nogi oficerów.
Pojechałem wtedy do Belbeku, spotkać się z pułkownikiem Mamczurem i jego żołnierzami. Spędziłem tam noc. Z oficerami piliśmy koniak pod tuszonkę i długo rozmawialiśmy. Wiedzieli, że bronią straconej pozycji. Nie mieli amunicji, brakowało karabinów. Niektórzy patrolowali teren z kijami do bejsbola. Kijów milczał. Nie było żadnych rozkazów.
Za murem jednostki stały liszajowate bloki, w których żyły wystraszone rodziny. Kobiety zza firanek, z komórkami w rękach, obserwowały, czy nie nadchodzą Rosjanie. Gdyby coś zauważyły, miały dzwonić do mężów. Tak wyglądała „obrona Belbeku”.
Mamczur i jego żołnierze byli dla Ukrainy bohaterami. Państwo niewiele im dało, mimo to oni nie chcieli złamać przysięgi.
Niedługo potem Julij Mamczur został przez Rosjan wzięty do niewoli. Oszukali go zapewnieniem, że chce się z nim spotkać dowódca Floty Czarnomorskiej, ale zamiast do admirała, pułkownik trafił do wojskowego więzienia w Sewastopolu. FSB pracowała nad nim trzy i pół doby. Namawiano go, by zdradził, zapisał się do „wielkiego lotnictwa, wielkiej Rosji”, próbowano przekupić, złamać brakiem snu. Gdy to się nie udało, pod eskortą odprawiali go z Krymu.
Umówiłem z pułkownikiem Mamczurem w poniedziałek, w kawiarni koło parlamentu w Kijowie. Wojskowy dziwnie wygląda w garniturze, ale Mamczur jest teraz posłem Bloku Petra Poroszenki, więc pewnie musi się tak ubierać.
Powspominaliśmy dawne czasy. W końcu zapytałem o los jego oficerów. Mamczur mówił o tym, jak Rosjanie na nich naciskali, o rozbitych rodzinach, zostawionych mieszkaniach. W końcu o tym, ilu jego ludzi zdradziło, a ilu pozostało wiernymi Ukrainie.
Ilu?
– 38 procent służących w mojej jednostce wojskowej wyjechało na Ukrainę, 62 procent zostało tam.
Dużo to, czy mało?
Zapytałem jeszcze pułkownika, czy jest w stanie zrozumieć tych, którzy zostali na Krymie, jakoś ich usprawiedliwić: – Uważam ich za zdrajców. Nie rozmawiam z nimi – powiedział.
Fragment wywiadu z pułkownikiem wyemituje w czwartek Polskie Radio, a tekst o nim i o żołnierzach z Belbeku w najbliższym „Tygodniku Powszechnym”.
PS. Powinienem wspomnieć, że na Ukrainie jestem dzięki stypendium Fundacji Współpracy Polsko – Niemieckiej. Gdyby nie oni siedziałbym w domu.