Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
"Mamy klucze - możemy zmienić świat!" - sympatyczna kobieta uzbrojona w pluszaki, lalki i balony nawołuje kilkuletnie dzieci do duchowego przebudzenia. W imię lepszej Ameryki, którą mali krzyżowcy mają "odzyskać dla Chrystusa". Jesteśmy świadkami szkolenia, jakiemu poddawane są dzieci wyznawców amerykańskiego ewangelikalizmu. Obozy, takie jak ten w Dakocie, łączą religijność z patriotyzmem. Obok symboliki chrześcijańskiej, dzieciom towarzyszą flagi USA i podobizny "pomazańca bożego", George'a Busha. Mali uczestnicy "obozu Jezusa" nazywają siebie wojownikami Boga, którzy będą walczyć z aborcją, Harrym Potterem, teorią ewolucji i mitem globalnego ocieplenia. Widzimy, jak wpadają w religijną ekstazę, jak histerycznie płaczą i mówią w dziwnych językach. Skojarzenie z muzułmańskimi medresami, gdzie wykuwa się kadry fanatyków dżihadu, nasuwa się nieuchronnie.
Jako dokumentalne świadectwo ideologicznego gwałtu, jakiemu poddaje się najmłodszych, film szokuje i zmusza do zastanowienia nad paradoksami zachodniej demokracji. Gdyby jednak nominowane do Oscara twórczynie poprzestały na zapisie, wymowa byłaby silniejsza. Tymczasem przed kamerą pojawia się raz po raz lewicujący komentator-radiowiec, który łopatologicznie ostrzega przed niebezpieczeństwem. Mamy przed sobą typowy dokument interwencyjny, wywodzący się ze "szkoły" Michaela Moore'a i rządzący się własnymi prawami. Jedno z nich mówi, że słuszny cel uświęca każde środki... Film jednak bezwzględnie trzeba zobaczyć. Zwłaszcza w Polsce. I zwłaszcza dzisiaj.
"JESUS CAMP" - reż.: Heidi Ewing i Rachel Grady, Premiera 20.10.2007 r., godz. 22.00, HBO.