Nowożeńcy z wyspy Afrodyty

„W domu moglibyśmy wziąć tylko ślub religijny, a tego nie chcemy” – mówi Libanka Zeina. Z narzeczonym Aleksem przylecieli na Cypr, aby przyrzec dozgonną miłość na świeckiej ceremonii. Za nimi czeka już para z Izraela.

08.04.2017

Czyta się kilka minut

Półtora roku po ślubie w cypryjskim Limassol Rana i Ralph przenieśli się tu na stałe. Rana próbuje sił w organizacji libańskich wesel na wyspie. / Fot. Samir Kayal
Półtora roku po ślubie w cypryjskim Limassol Rana i Ralph przenieśli się tu na stałe. Rana próbuje sił w organizacji libańskich wesel na wyspie. / Fot. Samir Kayal

Rankiem w centrum Larnaki, turystycznego kurortu w południowej części Cypru, na ulicach nie widać żywego ducha. Restauracje przy nabrzeżu zamknięte są na cztery spusty. Na plaży tylko czasem mignie zapalony biegacz.

Jest jednak miejsce, gdzie życie wre już od samego poranka. To ulica Athinon, przy której znajduje się urząd stanu cywilnego.
Już o ósmej przy stercie dokumentów uwijają się tu Paraskevi Anastasiou i Andry Tzioni. Urzędniczki z wieloletnim stażem od poniedziałku do piątku przyjmują pary obcokrajowców, które na Cyprze chcą przyrzec sobie dozgonną miłość.

Zanim jednak do tego dojdzie, narzeczeni lądują przy owalnym stoliku w poczekalni, gdzie w pośpiechu muszą sprawdzić niezbędne do ślubu papiery. O błąd nietrudno, bo w ciągu godziny przez urząd przewija się niekiedy nawet po kilka par. Wśród nich większość to Libańczycy i Izraelczycy, którzy – w przeciwieństwie do Rosjan czy Anglików, marzących o ceremonii ślubnej na plaży – przyjeżdżają tutaj przez cały rok.

Z krewnymi przez Skype’a

Choć w poczekalni urzędu trudno o kameralność, Zeina i Alex – 30-latkowie z Bejrutu – nie dają za wygraną.
Są dzisiaj pierwszą parą, która weźmie ślub. Dlatego wykorzystują sytuację i zamykają się w głównej sali. Ze środka słychać już dobiegające z ekranu komputera okrzyki podekscytowanych krewnych. Połączeni z młodą parą poprzez Skype’a, nie mogą doczekać się transmisji z ceremonii.

– Chcieliśmy przyjechać razem z rodziną, ale przerosły nas formalności. Wyrobienie wiz dla wszystkich trwałoby zbyt długo. Nie żałujemy jednak, że bierzemy ślub za granicą. W Libanie moglibyśmy wziąć tylko religijny, a na to nigdy się nie zgodzimy – mówi Zeina.
Chociaż Liban formalnie jest świecką republiką, ślub cywilny to wciąż temat tabu. Wszystko za sprawą klucza religijnego, według którego urządzone jest w tym kraju życie polityczne i społeczne.

Libański system opiera się bowiem na przynależności do oficjalnie uznanych 18 wspólnot religijnych, posiadających odrębne prawo wyznaniowe – regulujące m.in. takie kwestie jak prawo dziedziczenia, małżeństwo, rozwód czy adopcja.

Oznacza to, że w Libanie pary, w których jeden z partnerów wyznaje odmienną religię od drugiego, mogą liczyć na ślub, ale pod warunkiem, że narzeczony lub narzeczona zmieni wyznanie.

Takiego scenariusza chcieli uniknąć Zeina i Alex. Bo choć oboje oficjalnie (tj. wedle wpisu w dowodzie osobistym) są maronitami – czyli wyznawcami odłamu wschodniego Kościoła katolickiego – to w praktyce Zeina wyznaje protestantyzm. Ślub w kościele maronickim byłby więc sprzeczny z jej wiarą.

Tam i z powrotem

Niektórzy Libańczycy, nie godząc się na zdominowany przez przywódców religijnych system, próbują walczyć o swoje prawa. Udało się to m.in. dwojgu młodym muzułmanom, szyitce i sunnicie: w 2013 r. stali się pierwszymi Libańczykami, którzy otrzymali zgodę na ślub cywilny.

Ich zwycięstwo zostało jednak okupione wysoką ceną: żeby pobrać się bez obrządku religijnego, musieli oficjalnie zawnioskować o wykreślenie z rejestru rodzinnego informacji o swoim wyznaniu.

Oznacza to, że w przyszłości mogą mieć problem ze zgłoszeniem urodzenia dziecka czy posłaniem go do szkoły. Do wszystkiego potrzebny jest bowiem słynny libański dowód osobisty, w którym widnieje także informacja o wyznawanej religii. Bez tego zamkniętych jest wiele drzwi.

Zamiast długotrwałej walki Zeina i Alex wybrali pewniejszą procedurę – właśnie na Cyprze. Bo choć władze libańskie nie chcą słyszeć o ślubie cywilnym na terenie kraju, to bez problemu uznają akt małżeństwa zawarty w ten sposób za granicą.

Jak mówi Tony Harfouche – Libańczyk z agencji Platinum, pomagającej przy zorganizowaniu ślubów na Cyprze – tylko w 2016 r. w ambasadzie Libanu w Nikozji zarejestrowano 900 małżeństw. Liczba nowożeńców, którzy zdecydowali się na cypryjską ceremonię, może być jednak o wiele wyższa: niektóre pary, chcąc utrzymać ślub w tajemnicy przed konserwatywną rodziną, nie rejestrują faktu zawartego już małżeństwa w ambasadzie.

– Bez względu na motywację nowożeńców wszystkich na Cypr przyciąga przejrzysta i szybka procedura – mówi Tony Harfouche.
Do ślubu potrzebny jest tu jedynie przetłumaczony na angielski akt urodzenia, akt poświadczający stan cywilny i opłata (w wysokości 282 euro). A potem od razu po ceremonii pary młode – to znaczy: te, które tego chcą – jadą do ambasady Libanu do stołecznej Nikozji. Takie zarejestrowanie ślubu to formalność. Wszystko trwa do kilku godzin.

Gdy jeszcze do niedawna na trasie Larnaka–Bejrut funkcjonowały dwa loty dziennie, niektórzy przylatywali na wyspę na Morzu Śródziemnym – nieodległą od libańskiego wybrzeża – z samego rana i już wieczorem wracali do domu. Teraz trzeba przylecieć wieczornym połączeniem, a powrót możliwy jest dopiero następnego dnia po południu.

Tańszy luksus na plaży

Plan krótkiego wypadu na Cypr mieli także pierwotnie Rana i Ralph, para 25-latków z Bejrutu.

Ona pracowała w branży filmowej, on jako informatyk. Świeżo po studiach, wykazywali się w nowej pracy i nie mieli czasu na dłuższy urlop. Im jednak więcej myśleli o swoim ślubie, tym bardziej dochodzili do wniosku, że nie chcą ceremonii tylko we dwoje.

– Mieliśmy to szczęście, że mogliśmy podzielić się swoimi planami z bliskimi. Moi rodzice są liberalni i sami wzięli ślub cywilny na Cyprze. Tak samo mój wujek i ciotka Ralpha. Gdy powiedziałam o wszystkim rodzinie, moja mama zmartwiła się tylko, czy zdążymy to zorganizować – mówi Rana.

Bo młodzi nie mieli dużo czasu na przygotowania. Jak wielokrotnie dotychczas w swoim życiu, także teraz podjęli spontaniczną decyzję i wyznaczyli datę ślubu z miesięcznym tylko wyprzedzeniem. Chcieli zdążyć przed końcem sezonu, który zwykle przypada na początek listopada.

Na Cyprze robi się wtedy chłodniej, a Rana zawsze marzyła o ślubie na plaży. Wbrew obawom już po kilku dniach poszukiwań udało jej się znaleźć hotel, który specjalizuje się w organizacji libańskich wesel.

– Na początku obawiałam się, że zabiją nas ceną – mówi dziewczyna. – W końcu to pięciogwiazdkowy hotel... Szybko jednak się okazało, że dostaliśmy ofertę, o której moglibyśmy tylko pomarzyć w Libanie. Za przyjęcie dla 40 osób, noclegi i oprawę zapłaciliśmy 6 tys. dolarów.

– W Libanie to tylko ułamek wydatków, bo według tradycji na przyjęcie trzeba zaprosić minimum 200 osób. Dla wielu par, które nie chcą wydać fortuny, przyjazd na Cypr jest więc najlepszym rozwiązaniem także od strony finansowej – dodaje Rana.

Zwyczajowe, nie faktyczne

Łatwego zadania przy organizacji ślubu nie mają również izraelskie pary, które – podobnie jak Libańczycy – u siebie w ojczyźnie mogą pobrać się tylko podczas ceremonii religijnej.

W Izraelu, gdzie – także za sprawą napływu imigrantów – społeczeństwo staje się coraz bardziej wielowyznaniowe (albo raczej: gdzie coraz więcej obywateli nie uważa się za religijnych), a także wielokulturowe, fakt ten stwarza problemy dla wielu par.

Nie inaczej było w przypadku 29-letniej Chen i 28-letniego Omera. Ona jest Żydówką z Jerozolimy, on Finem, który przyjechał do Izraela na studia. Choć mieszkają ze sobą od dwóch lat i poważnie myślą o wspólnej przyszłości, nie mają szans na ślub w Izraelu.
Jedynym rozwiązaniem, na jakie mogą liczyć, to instytucja tzw. małżeństwa zwyczajowego (po angielsku: common-law marriage), które – choć nie jest rejestrowane przez państwo jako małżeństwo – umożliwia funkcjonowanie obojgu partnerom na prawach przysługujących parze małżeńskiej.

Osoby, które zdecydują się na taki krok, otrzymują tzw. Domestic Union Cards – dokument potwierdzający, że tworzą wspólne gospodarstwo domowe. W dowodach osobistych wciąż jednak widnieją jako kawaler i panna.

– Takie rozwiązanie to fikcja – irytuje się Chen. – Chcieliśmy prawdziwego ślubu. I również z dala od komercji.

– W Izraelu działają dziesiątki agencji, które pomagają w organizacji ceremonii na Cyprze. Wystarczy podać pożądany termin pobytu i standard hotelu, według którego kalkulowana jest oferta. My woleliśmy jednak przyjechać z najbliższą rodziną i zrobić wszystko po swojemu – dodaje dziewczyna.

Następny, proszę!

Niektórzy Izraelczycy są jednak mniej przywiązani do kwestii ceremonii niż Chen i Omer.

Dinah Martens – konsultantka ślubna z agencji Cyprus Wedding Celebrations – mówi, że zdarza się, iż nowożeńcy z Izraela przyjeżdżają na ceremonię bezpośrednio z lotniska i pobierają się w T-shircie i dżinsach. Szczególnie popularnym wśród nich miejscem jest urząd stanu cywilnego w Aradippou, oddalonym o 10 km od Larnaki. Co roku za pośrednictwem agencji turystycznych pobiera się tam ponad tysiąc izraelskich par.

Największy ruch jest w piątki, bo to dzień, gdy najłatwiej wziąć wolne w Izraelu. Bywa, że w Aradippou ustawia się wtedy w kolejce po kilka par naraz.

Podczas ceremonii – trwającej raptem około trzech minut – nie ma miejsca ani na oprawę muzyczną, ani tym bardziej na indywidualne podejście do nowożeńców. Ale też młodym parom, które się na to decydują, najwyraźniej na tym wszystkim nie zależy.

W prężnie działającym na Cyprze biznesie ślubnym nic jednak nie przebije masowych ślubów w Larnace. Raz do roku, w czerwcu, w zbiorowej ceremonii organizowanej przez tamtejszy urząd miasta bierze udział jednorazowo nawet sto par z Izraela.

Grupa nowożeńców – gdy schodzą na ląd, już ubranych w suknie ślubne i garnitury – przypływa wtedy wspólnie, statkiem wycieczkowym z Hajfy lub innego izraelskiego miasta. Podczas trwającego 12 godzin rejsu panny młode mogą skorzystać z usług kosmetyczki, fryzjerki i manikiurzystki.

Gdy statek dociera do portu w Larnace, na pasażerów czekają samochody lub bryczki, które wiozą ich na ceremonię organizowaną na średniowiecznym zamku.

Na dziedzińcu stoją wtedy obok siebie dziesiątki par, które ślubują sobie w tym samym czasie miłość. Gdy jest już po wszystkim, nowożeńcy wracają na statek, gdzie biorą udział w wielkim weselu.

Cypr to przecież wyspa Afrodyty. Tu każdy – na swój sposób – może przypieczętować swoją miłość. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka specjalizująca się w tematyce amerykańskiej, stała współpracowniczka „Tygodnika Powszechnego”. W latach 2018-2020 była korespondentką w USA, skąd m.in. relacjonowała wybory prezydenckie. Publikowała w magazynie „Press”, Weekend Gazeta.pl, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 16/2017