Niepotrzebne podróże

Z podróżami jest jak z życiem. Jedni udają, że podróżują. Inni chcieliby podróżować tam, dokąd nie mogą. A jeszcze inni wyjeżdżają, choć wcale nie mają na to ochoty.

26.08.2013

Czyta się kilka minut

Statki wycieczkowe kojarzą mi się właśnie z udawaniem podróży. Taki statek płynie po ściśle określonej marszrucie. Urwać można się tylko w porcie albo – gdy ktoś bardzo zdesperowany – w kapoku. Zupełną perwersją są zaś statki trwale zacumowane u nabrzeża. Nad morzem i nad Wisłą trafiają się takie wynalazki. Można tam – powiadają – pić, tańczyć oraz flirtować. A przy okazji kłamać sobie w żywe oczy, że odbywa się jakąś daleką wyprawę. Niby to jest rozsądne – tanio, wygodnie i nad ranem trafia się, przeważnie, do własnego łóżka. A jednak uważam uczestników takich zabaw za dość specyficzną publiczność.

Rzecz nie w gustach nawet, ale w pokrętnej naturze człowieka.

Spotkałem niedawno obywatela bardzo zasmuconego tym, że jego biuro podróży odwołało mu wycieczkę do Egiptu. Skąd smutek? Przecież pojedzie zamiast tego do Grecji, a jak nie – przehula całą sumę na wycieczkowcu stojącym gdzieś na Powiślu. Zafunduje wszystkim kolejkę, to mu nawet rozbujają łajbę i poczuje się jak na środku Nilu.

– Ale, ale w Egipcie jest teraz wyjątkowo ciekawie – przekonuje mnie obywatel. Fakt!

Może więc niepotrzebnie biura odwołują wyjazdy. Może trzeba, na odwrót, rozszerzać ofertę turystyczną?

Godzina 9: „Kopanie Kopta – zabawa ruchowa, animują Bracia Muzułmanie”. Godzina 11: „Nurkowanie na rafie plus nurzanie się w ludzkich nieszczęściach na lądzie”. Godzina 14: „Oglądanie starych grobowców i rzut oka na świeże groby”. Godzina 16: „Kair – gra w kulki. Zabawę prowadzi znajomy generał”. Godzina 20: „Hotel. Kino 3D: »Egipski Tutanchamon i syryjski Sarin«”.

***

Podróże kształcą. Nigdy nie wiadomo, co podróż może nam przynieść – niezależnie od tego, czy jej chcemy, czy się przed nią wzbraniamy.

Aleksander Aleksandrowicz Błok długo nie mógł się wybrać do naszej Warszawy. Ruszył dopiero, gdy otrzymał list, że jego ojciec bredzi w malignie i lada dzień umrze. Ruszył w zimową noc z Petersburga pociągiem. Był rok 1909, 14 grudnia, gdy przybył do zasypanego śniegiem, podbitego miasta. Po zmroku dobijał się do taniej lecznicy w Alei Róż. Gdy drzwi się otwarły, usłyszał, że ojciec oddał ducha. Zaprowadzono go do sali, gdzie leżały pożółkłe zwłoki starego profesora prawa. Błok poczuł ulgę, że nie będzie musiał go słuchać, prowadzić nudnych dysput.

Z ojcem znali się słabo. Matka uciekła od niego krótko po ślubie, jeszcze przed urodzeniem się poety. Był okrutnikiem, morzył ją głodem, bił. Musiał być patologicznie zły – bo druga żona także go porzuciła i uciekła do rodziców, z tych samych powodów. Profesor Błok od tej pory mieszkał w Warszawie i wykładał na tutejszym uniwersytecie. Z wiekiem stał się chorobliwie oszczędny – zbierał dziwne przedmioty, nie dbał o higienę, nigdy nie palił w piecu. Zimą, w wyziębionym mieszkaniu przy Koszykowej, pracował albo grał na fortepianie w futrze.

Nigdy tylko nie żałował pieniędzy dzieciom. Płacił regularnie na Angelinę, przyrodnią siostrę Aleksandra. Przesyłał duże sumy i synowi. Odwiedzał dzieci, gdy tylko był w Petersburgu. Syn niezbyt go lubił, ale pisywał do niego miłe listy – by zapewnić dopływ gotówki.

Stary Błok był dumny z syna poety, którego zaczęto drukować. Przeżył dramat, gdy syn nie zaprosił go na ślub (z córką słynnego profesora Mendelejewa), który stary przecież sfinansował.

Tłumacz Błoka Adam Galis w kapitalnej książce „Osiemnaście dni Aleksandra Błoka w Warszawie” obszernie cytuje korespondencję poety i profesora prawa. Listy pisarza są delikatne, zniuansowane. Widać, jak bardzo syn nie chce urazić ojca i jak bardzo zależy mu na stałym dostępie do pieniędzy. Listy profesora są barokowe i zawiłe. Widać, jak bardzo syna kocha i jak bardzo nie potrafi tego wyrazić.

Było między nimi przecież coś, czego nie dało się zapomnieć ani wybaczyć. Krzywda wyrządzona matce. Ale była też jedna krew i coraz większa bezradność starego – która musiała budzić współczucie.

A jednak Błok nie chciał widzieć ojca przed śmiercią. Odsuwał wyjazd, jak mógł – pisał listy, czytał depesze, obstalował garnitur, zaliczył nawet wizytę u dentysty.

Pierwszej nocy, w szpitalu, młody Błok zdejmuje cenny pierścień z palca ojca. Potem wraz z siostrą organizują pogrzeb i uroczystości żałobne. Wstępnie dzielą spadek – okazuje się bardzo solidny. Aleksander Aleksandrowicz natychmiast zaczyna przepijać ojcowskie pieniądze. Ósmego dnia pobytu w Warszawie doprowadza się do takiego stanu, że nazajutrz nie może uczestniczyć w mszy żałobnej. Jest częstym gościem jednego z najdroższych nocnych klubów – Akwarium przy Chmielnej. W dzienniku, który prowadził w tamtych dniach, pojawił się jeden raz, bardzo krótki zapis: „delirium”.

Przy okazji pijaństw Błok romansował z pewną nieznaną szerzej Polką. Zdaje się, że zostawił ją w błogosławionym stanie (a może była to tylko poetycka wizja człowieka, który nigdy nie miał dziecka, a bardzo tego pragnął?). Romans, spotkania z ulicznicami – nie przeszkadzały w pisaniu czułych listów do czekającej w Petersburgu małżonki.

Zatańczył na grobie ojca. Trzeba przyznać, że dość podle. Co przeżył w Warszawie – którą odwiedził tylko raz w życiu i do której wcale nie chciał przyjeżdżać – opisał w poemacie „Odwet”.

Lodowe miasto, przepełnione chęcią zemsty. Pogrzeb na Woli. To słowo u Rosjan oznacza przecież „wolność”. A cmentarz i cerkiew okupanci postawili na szczątkach powstańczej reduty z 1831 r. Nieznana kobieta w czerni: płacze, ale nikt nie potrafi jej rozpoznać pod woalką – przyjaciółka, wielbicielka, kochanka? Mieszkanie ojca pełne szmat, brudnej bielizny i niedopałków. Hulanki. I słowa nad otwartą trumną: „Zniknęły krzywdy zapomniane”.

Syn wybaczył ojcu. A ojciec? Był dziwakiem – ale na sztuce się znał: gdyby tylko mógł usłyszeć „Odwet”, odpuściłby każdą winę. Nawet przepijany spadek. Przecież choć był chorobliwym skąpcem, nigdy nie żałował synowi pieniędzy.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, felietonista i bloger „Tygodnika Powszechnego” do stycznia 2017 r. W latach 2003-06 był korespondentem „Rzeczpospolitej” w Moskwie. W latach 2006-09 szef działu śledczego „Dziennika”. W „Tygodniku Powszechnym” od lutego 2013 roku, wcześniej… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 35/2013