Niedole Atlasa

Miesiąc temu obiecałam na tych łamach, że nie będę narzekać. Obietnicy trzymam się jak pijany płotu, który wie, że jeśli płot puści, niechybnie upadnie. Zapewne w błoto. Równocześnie snuję plany na przyszłość. Wysprzątam piwnicę. Jest trochę wilgotna, ale za to obszerna. Na pewno zmieści się w niej z pięćdziesiąt osób. Okna wychodzą na ogród, więc dyskrecja gwarantowana. Jeśli się okaże, że przypadkowy przechodzień może usłyszeć dochodzące z piwnicy głosy, wstawię szyby dźwiękoszczelne. Na wszelki wypadek. Kuronia opluli. Herberta opluli. Miłosza opluli. Na Michnika plują ciągle. Zaraz zaczną pluć na innych. Ich nazwiska umieszczą na indeksie. Napiszą na nowo historię Polski. Wtedy w mojej piwnicy urządzimy tajne komplety...

16.10.2006

Czyta się kilka minut

Zanim do tego dojdzie, próbuję pozbierać się po lekturze książki "Mężczyzna od podstaw. Podróż pewnej kobiety do świata mężczyzn i z powrotem". Jej autorka, Norah Vincent, amerykańska dziennikarka, feministka i lesbijka, przez półtora roku żyła jako facet o imieniu Ned. Wcześniej brała lekcje charakteryzacji i emisji głosu, chodziła na siłownię, by nadać swej sylwetce męskie kształty, kupiła odpowiednie ubrania, między innymi kilka za małych biustonoszy sportowych, które boleśnie wpijały się jej w ciało, za to doskonale maskowały istnienie biustu. Całości nowego, męskiego wizerunku dopełniał sztuczny penis w skurczonej formie, przyczepiony tam, gdzie jego miejsce.

Norah jako Ned zapisała się do drużyny kręglarskiej, wstąpiła na jakiś czas do męskiego zakonu, pracowała jako akwizytor, brała udział w terapeutycznych warsztatach dla mężczyzn, odwiedzała kluby ze striptizem, podrywała kobiety i umawiała się z nimi na randki. Eksperyment przypłaciła załamaniem nerwowym, po którym trafiła do szpitala psychiatrycznego z powodu "biernych skłonności samobójczych". Wypisana po czterech dniach, leczyła się w domu przez kilka miesięcy. Czy jej męka się opłaciła? Ona uważa, że tak. Tego samego zdania jest też polski wydawca, obiecujący potencjalnemu czytelnikowi, że pozna "tajemnice, których istnienia nie podejrzewają nie tylko kobiety, ale nawet sami mężczyźni".

***

Coś ze mną jest widocznie nie tak, skoro ja żadnej tajemnicy nie poznałam. Przebrnęłam przez książkę z pewnym trudem, dość zbrzydzona metodą badawczą autorki, opartą na oszustwie. Tylko w niektórych przypadkach ujawniła swoją prawdziwą płeć. Trudno mi sobie wyobrazić, co czuje kobieta, która kilka razy umawia się na randkę z facetem, by w końcu dowiedzieć się, że ten wcale facetem nie jest. Co myślą mężczyźni, którzy chwalili się kumplowi podbojami seksualnymi, kiedy ów kumpel pokazuje im nagle, że ma biust. Norah Vincent twierdzi, że wszyscy przyjmowali jej wyznania z wyrozumiałością. Ja bym chyba dała w zęby.

Miałam nadzieję, że dotrę do zamkniętych przede mną obszarów, wedrę się w rejony dotąd mi obce, poznam mroczną i skrywaną część męskiej duszy. I co? I nic. Wszystko, o czym pisze autorka, jest nam w jakiś sposób dobrze znane z literatury czy z filmów. Żadnych niespodzianek, bez względu na to, czy chodzi o opis kręgielni, klubów erotycznych czy podsłuchanych rozmów, jakie mężczyźni toczą we własnym gronie. Norah Vincent z przyklejanym codziennie rano do twarzy zarostem słucha ich z wyraźną niechęcią: "Dialog przybierał ohydną postać, a ja uczestnicząc w nim jako kobieta, czułam się zbrukana i przerażona od samego słuchania. Zaszokowało mnie to, że w najgorszym wydaniu był znacznie gorszy niż oczekiwałam - tak obco brzmiała dla mnie obsesja na punkcie seksu, rywalizacji i robienia kawałów słabym facetom". Szukałam rozpaczliwie tych ohydnych dialogów, ale to, co znalazłam, ani mnie nie zaszokowało, ani nie zraniło. Zwykłe męskie rozmowy, które równie dobrze mogłyby się toczyć w jednej z krakowskich kawiarni, w dodatku w obecności kobiet.

Norah Vincent wkroczyła w męski świat pełna uprzedzeń, do czego przyznaje się we wstępie. Między wierszami przebija jej niechęć do mężczyzn, którzy sprawiają na niej wrażenie istot całkowicie obcych. Przebywanie wśród nich pogłębi jeszcze to wrażenie: "Uważam, że tak bardzo różnimy się pod względem priorytetów, poglądów i natury, iż po okresie spędzonym w skórze Neda trudno mi powstrzymać się od myśli, że musimy żyć w równoległych światach i że tak naprawdę owa mistyczna spajająca nas istota zwana człowiekiem nie istnieje. Istnieją tylko mężczyźni i kobiety - niczym dwie odrębne sekty". Czy na taki pogląd może mieć wpływ orientacja seksualna autorki? Odpowiedzi na to pytanie powinien udzielić specjalista.

Zmieniając się w mężczyznę, Norah myślała, że stanie się członkiem warstwy uprzywilejowanej. Po zakończeniu swojego eksperymentu stwierdziła jednak: "Pod każdym względem jestem szczęśliwa, wolna i zadowolona z tego, że jestem kobietą". Bo bycie mężczyzną - o czym się przez te półtora roku przekonała - wcale nie jest takie proste. Mówili o tym też uczestnicy warsztatów terapeutycznych. Opowiadali o swoich fantazjach, w których z lodowatą precyzją rąbią siekierą na kawałki własne matki, żony lub partnerki życiowe. O ojcach wyrażali się zwykle z tęsknotą i smutkiem, kobiety chcieli mordować. Zawsze miały wobec nich zbyt wygórowane wymagania, nigdy nie były zadowolone.

"Choć kobiety chciały mężczyzny władczego, to jednocześnie chciały, by był wrażliwy (...). Mało tego, od mężczyzny oczekuje się, że będzie nowoczesny - to znaczy, że bezwarunkowo poprze feminizm, postrzegając i traktując kobiety jako równe mu pod każdym względem. Z drugiej strony jednak nadal oczekuje się od niego, że jednocześnie będzie tradycjonalistą, traktującym damy z należytym szacunkiem, wskazującym im drogę i płacącym rachunki. Oczekiwania, oczekiwania, oczekiwania (...). Życie mężczyzny przez większość czasu łączy się z takim płynącym nieustannie w jego kierunku strumieniem nierealistycznych, ograniczających, wkurzających i przygnębiających oczekiwań, podczas gdy on odruchowo stara się wypełniać wszystkie zalecenia". Mężczyzna przypomina Atlasa, dźwigającego na swych barkach kulę ziemską, co jest nie tylko "bolesne i męczące", ale oznacza też "przyjęcie jednej z najbardziej bezbronnych dla mężczyzny pozycji (...). Każdy może do niego podejść i kopnąć go w jaja".

W trakcie eksperymentu Norah Vincent, niejako wbrew sobie - i to jedyna ciekawa rzecz w tej książce - zaczyna współczuć mężczyznom, a odpowiedzialnością za ich niedole obarcza także kobiety. "Męskość to ciężka jak ołów mitologia ciążąca na barkach mężczyzny. W sumie prawda. Co z tym jednak zrobić? Ledwie jestem w stanie pisać te słowa i ich bronić. Wyzwolenie mężczyzn nie jest platformą, która nadawałaby się na punkt wyjścia, nawet jeśli w epoce New Age wyznacza ono ostatnią granicę wyrównania krzywd: ciemiężyciel występuje w roli ciemiężonego. W naszej epoce kobiety nie czują politycznej sympatii do »mężczyzny«, ponieważ to on był zdobywcą, gwałcicielem, podżegaczem wojennym, plutokratą, zbiorowym koszmarem, przygniatającym do ziemi".

To jednak "kobiety płacą najwyższą cenę za dysfunkcję mężczyzn (...). Uzdrowienie mężczyzn leży w interesie kobiet, chociaż dla kobiet będzie to oznaczało w jakimś stopniu pogodzenie się ze stwierdzeniem, że mężczyźni również są - tu pojawia się to straszliwe słowo - ofiarami patriarchatu oraz że (to będzie najtrudniejsze do przełknięcia) kobiety razem z nimi konstruowały ten system, chwilami z równym jak oni poświęceniem i zapałem, przykładając się do tworzenia i utrwalania męskich ról. Z feministycznego punktu widzenia wygląda to w najlepszym razie na ucieczkę od odpowiedzialności, otworzenie furtki dla twórcy systemu i, co najgorsze, skandaliczny przykład zrzucania odpowiedzialności na prawdziwą ofiarę (...). Trudno żeby mężczyźni zebrali się na trawniku przed Białym Domem i demonstrowali na rzecz swojego prawa do płaczu w miejscach publicznych albo domagali się utraconej miłości ojcowskiej. Wydaje się, że są to sprawy, które rozwiązuje się na kozetce u psychologa. Prywatne sprawy. Ale oczywiście prywatne życie mężczyzn jest również naszym życiem (...). To, czy jest się feministką czy nie, ma tu niewiele do rzeczy. Jeżeli mężczyźni faktycznie nami przewodzą, wyleczenie ich z niestrawności przyniesie korzyść wszystkim".

***

Wyobrażam sobie: przed gmachem Sejmu stoją ramię w ramię bracia Kaczyńscy, Rokita, Lepper, Olejniczak, Tusk, Giertych, Borowski, Wierzejski. Jednym wspólnym głosem proszą naród, by pozwolił im wreszcie ujawnić publicznie ukrywane dotąd uczucia - agresję, złość, lęk, słabość, niemoc, frustracje. Czy naród by im na to pozwolił? Nie mam pojęcia.

  • Norah Vincent, "Mężczyzna od podstaw. Podróż pewnej kobiety do świata mężczyzn i z powrotem", przeł. Jacek Konieczny, Kraków 2006, Wydawnictwo Otwarte.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 43/2006

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku (43/2006)