Kobieca wrażliwość

Za oknami nadal mróz i śnieg. Wiosny nie będzie. Lata też nie. Tylko jesień. A zaraz potem znów zima, znów mróz i śnieg. Ptaków też nie będzie. Rośliny opanuje nieznana, ale groźna dla ludzi choroba, więc je zniszczymy. Pozostanie pustka i pyskówki rządu z opozycją. I beznadzieja, która zbliża się wielkimi krokami. Znikąd ratunku. A tak by się chciało, żeby znalazł się ktoś, kto uratuje. Jak w bajkach. Nieznany książę, który jednym pocałunkiem budzi zmarłą księżniczkę do życia. Potem żyją długo i szczęśliwie. A w ich życiu nie ma zimy, ptasiej grypy, rządu, opozycji i idiotycznych notek wydawców.

20.03.2006

Czyta się kilka minut

/fot. Elżbieta Lempp /
/fot. Elżbieta Lempp /

Obiecywałam sobie solennie, że już nigdy tego nie zrobię. Już nigdy nie wydam 9 złotych i 90 groszy na kolejną książkę z serii "Literatura w spódnicy", "Literatura na obcasach" czy "Literatura w szpilkach". Że zajmą mnie inne serie. Np. "Seria z miotłą" wydawnictwa W.A.B. albo "Europejki" wydawnictwa Czarne. I nie zajęły. Dlaczego? Szkoda mi było pieniędzy, bo te książki kosztują co najmniej dwa razy tyle? Przecież nie jestem skąpa. A może boję się rozczarowania? Nie czytając ich, mogę nadal żyć nadzieją, że to dobra literatura. Specjalista znalazłby zapewne też inne powody. Na szczęście nic o nich nie wiem.

***

Uwiodła mnie notka wydawcy: "W walentynki do naszej serii »Literatura na obcasach« zapraszamy mężczyznę o kobiecej wrażliwości - Janusza L. Wiśniewskiego. Autor, znawca relacji damsko-męskich, przedstawi nam opowieści pełne ciepła i wzruszeń". To "książka o kobietach i skomplikowanych wydarzeniach z ich życia. W opowieściach »Zespołu napięć« kobiety są piękne, wrażliwe i kruche. Ich świat jest zupełnie inny niż świat mężczyzn. A także lepszy, ciekawszy, bogatszy w przeżycia, bardziej wzruszający. Janusz L. Wiśniewski jest wnikliwym i życzliwym obserwatorem kobiecej duszy, autorem bestsellerowych powieści »S@motność w sieci« i »Los powtórzony«".

Nie mogłam inaczej. Po prostu musiałam kupić tak zachęcająco reklamowaną książkę. Zasiadłam z nią na kanapie, nogi opatuliłam pledem, do kieliszka nalałam wina, w pokoju rozbrzmiewała muzyka zespołu Madredeus. Stworzyłam sobie międzyczas i poczułam się beztrosko. A potem zatopiłam się w lekturze. I zaczęłam w niej tonąć. Tonęłam, choć jest w tej książce wszystko, czego można wymagać od romansu. Miłość i namiętność, samotność i pustka, rozczarowanie i nadzieja, poczęcie i śmierć. Tonęłam, bo nie ma w niej szczęśliwego końca. A może z innego powodu?

"Zespoły napięć" Janusza L. Wiśniewskiego to zbiór siedmiu opowiadań. Dwa tytuły coś obiecują: "Noc poślubna" i "Kochanka". Trzy to nazwy chorób: "Arytmia", "Syndrom przekleństwa Undine" i "Anorexia nervosa". Jeden to dla sporej populacji ludzkości powszechna dolegliwość, czyli "Menopauza". Ostatni brzmi w tym kontekście dość niepokojąco - "Cykle zamknięte".

W siedmiu krótkich opowiadaniach mamy do czynienia z kilkoma chorobami, jedną odciętą nogą i piętnastoma trupami. Dziesięcioma zajmę się za chwilę, pięć pozostałych to dwóch mężczyzn i trzy kobiety. Jedna umiera na raka, dwie giną w wypadkach samochodowych. Jednego mężczyznę zabija kula snajpera w Sarajewie, drugiego - błąd lekarza podczas operacji. Opowiadają o nich ci, którzy ich kochali miłością wielką i prawdziwą. Taką, co to "dopóki śmierć ich nie rozdzieli". Ale rozdzieliła. Zbyt szybko. Zanim ich miłość zdążyła zgnuśnieć, wypalić się i spowszednieć. Więc rozpaczają i nie potrafią sobie znaleźć miejsca w życiu. Takie oto są opowieści "pełne ciepła i wzruszeń", wymarzone wprost na walentynki.

"Pełna ciepła i wzruszeń" jest też historia córki oficera Stasi. W dzień oficer katuje przesłuchiwanych, w nocy własną żonę. Dziewczynka jest śmiertelnie chora. Opiekuje się nią młody człowiek. Kiedyś był astrofizykiem. Z grupą kolegów założył w swoim obserwatorium nielegalną radiostację. Wykryli ich. Ojciec chorej dziewczynki tak go skopał, że od tej pory młody człowiek kuleje. I już nie jest astrofizykiem, bo otrzymał od enerdowskich władz zakaz wykonywania zawodu. Wolno mu jedynie opiekować się umierającymi. Więc się nimi opiekuje. Ciepło i wzruszająco.

Najbardziej jednak walentynkowe jest opowiadanie pt. "Noc poślubna", w którym pojawia się dziesięć trupów. Każdy zna ich nazwiska - Adolf Hitler, Eva Braun, Magda i Joseph Goebbels oraz szóstka ich dzieci. Znajdziemy tu parę nieprzyjaznych plotek o Evie oraz paniach Bormann, Himmler i Heydrich, opis ślubu Hitlera i jego samobójstwa, a także opis zabójstwa młodych Goebbelsów, którym matka podała truciznę. "Zespoły napięć" to rzeczywiście opowieści o "kobietach i skomplikowanych wydarzeniach z ich życia".

Czy książka Janusza L. Wiśniewskiego jest zła? Nie wiem. Oddzielona od świata pledem, miałam się przenieść do bezbolesnego świata, wypełnionego po brzegi miłością. Obiecał mi to wydawca w notce na okładce. Tymczasem otrzymałam porcję historii trudnych, smutnych, dramatycznych i przejmujących. Jak ta o samotności:

"Na mostek przychodzi rybak. Jest trochę zdenerwowany. Ma swoje trzy minuty, na które czekał od Zaduszek, i ma przy kapitanie, radiooficerze i »tym szczeniaku przy sterze« między trzaskami radia powiedzieć, że tęskni, że jest mu źle, że to ostatnia Wigilia bez nich lub bez niej, że ma już wszystkiego dość, że chciałby ją przytulić i martwi się, bo długo nie pisała. Ale najbardziej chce jej lub im powiedzieć, że jest lub są dla niego najważniejsi. I chce usłyszeć, że on też jest najważniejszy. W zasadzie tylko to jedno, jedyne zdanie chce usłyszeć. I wcale nie musi być tak wprost. A tymczasem w ciągu swoich trzech minut, na które czekał od Zaduszek, dowiaduje się, że »mama już nie chce tej halki o którą prosiła«, że »nie ma kupować tych kremów, bo dostała je w Polsce« i że »gdyby przez Baltonę przysłał pomarańcze, to chłopcy by się cieszyli«. Wychodzi rybak po swoich trzech minutach na wiatr i ma tak potłuczoną duszę, że nie pomaga mu ani etanol, ani sen. I pozostaje dla pewności w kabinie i nie wraca na wiatr, aby nie dostać znowu jakichś głupich myśli. Bo tak naprawdę po zejściu z tego mostku chciał iść na sam koniec rufy trawlera. Albo jeszcze dalej". Janusz L. Wiśniewski jest rzeczywiście obdarzony "kobiecą wrażliwością", "wnikliwym i życzliwym obserwatorem kobiecej duszy".

Czasem sobie myślę, że osoby piszące w wydawnictwach notki o książkach przeszły jakiś odpowiedni kurs językowy. A może mają po prostu specjalny zeszycik ze słowami, których koniecznie należy użyć - "urokliwy", "czarujący", "ciepły", "iskrzący się od dowcipu" itd. itd. Mdło mi się robi od takich słów, spece od reklamy wiedzą jednak dobrze, że stanowią one lep dla potencjalnej czytelniczki. I niestety mają rację.

***

Przez kilka dni tkwiłam w rozczarowaniu sobą, że znów się dałam zwieść. Ale się z niego wyleczyłam. A raczej wyleczył mnie pewien mężczyzna. I za to jestem mu wdzięczna. Wkroczył w moje życie w ubiegły czwartek wieczorem. Wieczorne "Wiadomości" podały, że Piotr Osuch z Biłgoraja łatwo i przyjemnie wyłudził od różnych osób i firm ok. 40 milionów dolarów. Karierę finansisty zaczął na bazarze w rodzinnym miasteczku, wkrótce jednak przeniósł się na międzynarodowe salony, nawiązał bliskie, a wręcz poufne kontakty z członkami różnych elit, którzy zaczęli mu powierzać swoje pieniądze, aby je pomnożył. A on ich nie mnożył, tylko pakował do własnej kieszeni i to przez kilka lat. Wśród jego klientów znalazła się między innymi księżniczka ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich i piłkarz Romario. Kolega z boiska twierdzi, że trudno go wykiwać. A jednak Piotr Osuch (wykształcenie średnie, niepełne) go wykiwał i Romario nie założy na razie szkółki piłkarskiej w Rio de Janeiro.

Dlaczego tak mnie poruszyła ta historia? Bo mi już lepiej. Bo skoro Romario i księżniczka z Emiratów dali się zwieść facetowi z Biłgoraja, to i ja mogłam dać się zwieść głupkowatemu tekścikowi. I teraz będę już mogła przeczytać książkę Janusza L. Wiśniewskiego bez żadnej nadziei, że spotka mnie w niej coś przyjemnego. I inne książki dla kobiet też tak będę czytać. Bez względu na to, co o nich napisze wydawca.

Janusz L. Wiśniewski, "Zespoły napięć", Warszawa 2005, Wydawnictwo Prószyński i S-ka.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 13/2006

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku (13/2006)