Demon i Gracje

Poczucie beznadziei narasta. A przecież miało być tak dobrze. Przyszła wiosna. Ale jest tak, jakby jej nie było. Nudzi mnie własne zniechęcenie i znudzenie. Staram się rozerwać, ucieszyć i rozweselić. Nie potrafię. Zaczynam się obawiać, że dopadł mnie znany średniowiecznym mnichom, niebezpieczny i uciążliwy demon acedii.

17.05.2006

Czyta się kilka minut

Sandro Botticelli, "Primavera" (fragment) /
Sandro Botticelli, "Primavera" (fragment) /

Mami on różnymi pokusami i niebezpiecznymi myślami. Sprawia, że człowiek przestaje wierzyć w istnienie miłości i bezinteresowności, że wszędzie wietrzy kłamstwo i niecne zamiary, nie ma ochoty na pracę i nie widzi jej sensu. Pragnie uciec od swego życia i tęskni za tymi miejscami, w których go nie ma. Wyobraża sobie, że gdzie indziej byłoby mu lepiej, bo tam odnalazłby spokój i przestał się denerwować sprawami, na które i tak nie ma wpływu. Grzegorz Wielki uważał, że dziećmi demona acedii są rozpacz, osowiałość, zgorzknienie, obojętność, senność, nuda, roztargnienie, ucieczka od siebie samego, niepokój duszy i ciała.

Rację miał Ewagriusz z Pontu pisząc, że "człowiek opanowany przez acedię przy czytaniu wciąż ziewa i łatwo wpada w senność. Pociera oczy i przeciąga się, to znów odwracając oczy od księgi, spogląda na ścianę, znów obraca się, czyta nieco i kartkując bada dokładnie końcówki wypowiedzi. Liczy kartki i ustala liczbę rozdziałów, gani pismo i zdobienie. Wreszcie zamyka księgę, kładzie pod głowę i wpada w sen niezbyt głęboki, ponieważ głód w końcu budzi jego duszę i ulega ona swoim własnym troskom".

Nie chce mi się czytać. A powinnam. Mam przecież napisać felieton o literaturze kobiecej. Marzę o tym, by uciec od osaczającej mnie rzeczywistości i zatopić w "cudownym, iskrzącym humorem świecie kobiet, którym nieobce są też dramaty codzienności". Ale nie mogę. Przede mną piętrzy się na stole kilka stosów. Białe okładki. Na nich nazwisko autora, tytuł, a pod spodem zawsze podobny tekst: "Egzemplarz próbny. Nieprzeznaczony do sprzedaży. UWAGA! Tekst przed korektą - może ulec zmianie". Do tego list wydawcy. Czuły i ciepły. Nieomal osobisty. Jest w nim kilka zdań o autorze, streszczenie książki i pozdrowienia. Zawsze bardzo serdeczne.

Właściwie powinnam być wdzięczna, że dostaję coś, czego inni jeszcze nie mają. Ale nie jestem. Mam raczej wrażenie, że znalazłam się w pułapce. Odkąd prowadzę "Pamiętnik szalonej gospodyni", nieomal co tydzień zjawia się w moim domu kolejny egzemplarz próbny, a ja nie bardzo wiem, co mam z nim począć. Dlaczego mam zaprzątać sobie głowę czymś, co nie jest gotowe, dlaczego mam tracić czas na potykanie się o błędy stylistyczne i gramatyczne, dlaczego mam się niepokoić, czy ktoś je zauważy i poprawi, dlaczego mam się zastanawiać, co w tym tekście ulegnie zmianie albo ulec powinno? Nie chce mi się do tego zabierać, nie chce mi się tego odstawiać na półkę, nie chcę, żeby mi się to panoszyło w mieszkaniu. A wyrzucić na śmietnik nie potrafię, bo to jednak książka. A może nie? Może to tylko jakiś produkt, który znalazł się w moim domu jedynie dlatego, że prawdziwą władzę nad nami objął marketing, rządzący się prawami, których nie mogę pojąć?

To najzupełniej zrozumiałe, że wydawcy wysyłają recenzentowi swoje publikacje w nadziei, że ten coś o nich napisze. Rozumiem, że zależy im na czasie i marzą o tym, by tekst ukazał się w tej samej chwili, w której edycja trafia na półki księgarni. Nie rozumiem jednak, jak mam wyrobić sobie rzetelną opinię na temat czegoś, co nie zostało skończone. Jak mam pisać o czymś, co jest zaledwie egzemplarzem próbnym. Wydane dzieło to przecież nie tylko treść, ale i papier, czcionka drukarska, a także okładka, która powinna przyciągać wzrok, wabić i zachęcać. A tu nic. Tylko anonimowa biel. I niby-książka, pozbawiona jakiegokolwiek wdzięku, z której napisać mogę jedynie niby--recenzję, więc wolę jej nie pisać.

Wdzięk i wdzięczność. Dwa pokrewne słowa. Człowiek wdzięczny to według słownika frazeologicznego ten, którego przepełnia wdzięczność, ale też ten, kto jest pociągający, ujmujący, przyjemny i harmonijny. W łacinie "gratia" oznacza także łaskę. Wyraz "Gracja" poznałam we wczesnym dzieciństwie. W mieszkaniu mojej babci wisiała na ścianie reprodukcja fragmentu obrazu Sandro Botticellego "Primavera", na którym trzy powabne panny tańczą, trzymając się za ręce. Właściwie niewiele o nich wiadomo. Są córkami Zeusa i Eurynome. Zwykle kroczą w orszakach Hermesa, Afrodyty i Apolla, a bogowie chętnie zapraszają je na uczty i zabawy. Nazywają się Aglaia (blask), Eufrozyna (rozkosz) i Talia (kwitnąca). Symbolizują zgodę, radość, piękno, wdzięk i bezinteresowną miłość, która wszystko oddaje, nie żądając nic w zamian. Gracje dość długo zaprzątały głowy filozofom, którzy uznali je za alegorię dobroczynności. Artyści przedstawiali je zawsze w podobny sposób, a każdy szczegół tych przedstawień miał ważne znaczenie symboliczne.

Dobroczynność według Seneki to nie tylko dawanie, ale też branie i odwzajemnianie, bo tylko ten potrafi obdarowywać innych, kto umie przyjąć dar. Siostry ubrane są w zwiewne i przejrzyste szaty, ponieważ hojność nie może być wymuszona lub czymkolwiek ograniczona. Bywa jednak, że są nagie, a ich nagość symbolizuje szczerość intencji. Jedna z nich zwrócona jest do widza tyłem, bo nie powinniśmy chwalić się naszymi dobrymi uczynkami; druga, stojąca do nas przodem, opowiada szczerze o dobrodziejstwach, jakie ją spotkały; trzecia, przedstawiana zazwyczaj bokiem, jest personifikacją odwzajemniania - ukrywa własną szczodrobliwość, chwali jednak swoich dobroczyńców. Dziewczęta są młode, ponieważ pamięć o doznanych łaskach i wdzięczność za nie powinny być zawsze żywe; radosne, bo radość powinna nam towarzyszyć wtedy, gdy wyświadczamy przysługę, i wtedy, gdy doznajemy dobrodziejstw; beztroskie, bo wiedzą, że dobro zawsze rodzi dobro, że obdarowując jednych, możemy być pewni, iż spotka nas kiedyś wdzięczność osób trzecich. Trzymają się za ręce albo obejmują, tworząc zamknięty krąg dobra.

Napisałam o Gracjach, by wyrwać się ze szponów demona acedii, co wcale nie jest łatwe, tym bardziej że rozpoczęła się budowa IV RP, a ja nie jestem w stanie patrzeć na jej twórców bez odrazy. Czasy, jakie są, każdy widzi. Równie byle jakie, jak próbne egzemplarze książek. Pozbawione wdzięku. Bo wdzięk rodzi się z wdzięczności. Nie ma go tam, gdzie rządzi wyłącznie troska o własne interesy i ambicje.

Próbuję z trudem wymazać z głowy wizerunki trzech panów, których się najzwyczajniej w świecie boję. Zamiast nich staram się ujrzeć postaci trzech Gracji i przypomnieć sobie ogrom dobra, jakie mnie przecież, mimo wszystko, stale spotyka. Od losu. Od przyjaciół, znajomych, a czasem od całkiem obcych ludzi. Jestem im wdzięczna. I dzięki temu trochę mi lepiej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 21/2006

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku (21/2006)