Niebo, czyli inni

Spośród tytułów serwowanych przez dystrybutorów w okresie przedświątecznym film Kaya Pollaka jak żaden inny wprowadza w atmosferę Bożego Narodzenia, kiedy to wszyscy na moment zdajemy się lepsi.

25.12.2005

Czyta się kilka minut

 /
/

Rekolekcje z filmem "Jak w niebie" uczą radosnego przeżywania chwili, przebaczania starych win, poszukiwania Boga tu, na Ziemi, na miarę własnych skromnych doświadczeń. Film zrealizowany przez szwedzkiego twórcę, nie wstydząc się naiwności i uproszczeń, opowiada o potrzebie międzyludzkiej wspólnoty.

Miejsce tych poszukiwań wybrał Pollak zgoła niewdzięczne: zakopaną w śniegu szwedzką mieścinę, gdzie wszyscy duszą się we własnym sosie plotek, podejrzeń i resentymentów. Tu właśnie przybywa na dobrowolne zesłanie główny bohater, sławny dyrygent Daniel Daréus. Schorowany, choć ciągle jeszcze w kwiecie wieku, zmęczony sławą i samotnością w blasku fleszy, powraca do rodzinnej miejscowości przez nikogo nie rozpoznany. Trudno wyobrazić sobie mniej fortunne sanatorium dla zawałowca: zamknięta społeczność, wzajemne kwasy, a w dodatku upiorne wspomnienia z dzieciństwa, kiedy to kilkuletni Daniel, uważany za odmieńca i mięczaka, odbierał od miejscowych osiłków niezłe manto. Zresztą niewiele od tamtej pory się zmieniło: dawny oprawca Daniela teraz regularnie katuje swoją żonę, a wszystko odbywa się za cichym przyzwoleniem lokalnej społeczności.

Centrum miasteczka stanowi kościół. Pastor, uchodzący za moralny autorytet, z miejsca stara się zaprzyjaźnić z nowym, który nie zważając na niewygody, zainstalował się właśnie w nieczynnej szkole. Duchowny proponuje Danielowi zaszczytną funkcję kantora w chórze przykościelnym. Dla muzyka to prawdziwe wyzwanie, a z czasem i wielka pasja, którą będzie starał się zarazić mieszkańców pogrążonego w marazmie miasteczka.

Przybycie obcego, jego energia i niekonwencjonalne metody dla wielu będą dziwactwem z wielkiego świata. Będą jednak i tacy, którzy z miejsca pokochają Daniela. W chórze znajdą miejsce różnej maści zbłąkane owieczki, jak choćby młodziutka Lena powszechnie uchodząca za puszczalską, niedorozwinięty umysłowo Tore, maltretowana przez męża Gabriella, wreszcie Inger, żona pastora, coraz bardziej zaniepokojonego tym, co dzieje się wieczorami w domu parafialnym.

Daniel, ucząc śpiewu, stara się wydobyć z każdego indywidualny ton, uczy, jak odnaleźć harmonię drogą nieskrępowanej ekspresji. Ma w sobie coś z szamana, który uwalnia drzemiące wewnątrz ludzi moce. Nic dziwnego, że oschły w obejściu pastor stanie się szybko zazdrosny - zarówno o "rząd dusz", jak i o własną małżonkę, która zapatrzona w nauczyciela zaczyna traktować śpiewanie jako formę autoterapii. Na śpiewających spływa jakaś nieznana siła, każdy zaczyna czuć się lepszy, piękniejszy, wolny od codziennych ograniczeń i kłamstw. Jednocześnie nikt z nich nie dostrzega, że mistrz i uzdrowiciel coraz bardziej w swojej pracy się zatraca, że niosąc innym światło, sam powoli gaśnie.

Czyżby Daniel był w tym filmie figurą Chrystusa, wcieleniem ofiary? Reżyser podsuwa taki trop, ale bierze go jednocześnie w cudzysłów. To tylko w oczach prostych ludzi wychowanych w duchu surowej religijności Daniel uchodzi za postać ulepioną z innej gliny, zesłaną nie z tego świata. Sam Kay Pollak nie wikła się w głębokie metafory. Działając na podobieństwo swojego bohatera, stara się ze swoim filmem dotrzeć do ludzi, obudzić ich lepszą stronę. Pokazuje na ekranie niewielki wycinek świata, w którym jak w soczewce skupiły się lęki i tęsknoty drzemiące w każdym, niezależnie od światopoglądu i sposobu przeżywania swej religijności.

Protestancka społeczność, starzejąca się, właściwie skazana na wymarcie, rozpaczliwie potrzebuje odrobiny wzniosłości. Jednocześnie każdy z jej członków tłamsi w sobie jakąś prawdę - przyziemną, bolesną, wstydliwą. Daniel poprzez śpiew uczy ich wykrzyczenia tej prawdy - nawet jeśli w szacownych murach domu parafialnego miałoby to uchodzić za nietakt.

W filmie Pollaka pada wiele gorzkich słów pod adresem Kościoła, nie tyle nawet szwedzkiego, ewangelicko-luterańskiego, ale każdej instytucji opartej na mechanicznej obrzędowości i ślepym posłuszeństwie wobec hierarchii, a zamkniętej na rzeczywiste problemy. Taki Kościół u Pollaka przegrywa. W jego miejsce tworzy się inna forma religijności - międzyludzka wspólnota, w której każdy czuje się ważny i potrzebny, a zarazem powołany do tego, żeby być z drugim. I nie jest to sekta nawiedzonych odszczepieńców, ale grupa ludzi, którzy mimo wszystko pragną pozostać w pustoszejącej świątyni. Najpierw jednak chcieliby ją przewietrzyć i wypełnić nową żarliwością.

Nominowany do Oscara film Pollaka nie ma zapędów reformatorskich. Szwedzki reżyser wypróbowuje tutaj znany schemat fabularny: oto charyzmatyczny przybysz z zewnątrz budzi do życia zgnuśniałych umysłowo i emocjonalnie miejscowych. Stąd też jednym ciągiem wymienia się "Jak w niebie" obok tak różnych jakościowo tytułów jak "Uczta Babette" Gabriela Axela, "Włoski dla początkujących" Lone Scherfig, "Czekolada" Lasse Hallströma - by wspomnieć tylko filmy zrealizowane przez twórców z kręgu kultury skandynawskiej. W każdym z nich zmysłowa wrażliwość i otwarte serce okazuje się najprostszą i najskuteczniejszą receptą na duchowe osierocenie.

W różnych konwencjach: mitycznej przypowieści, współczesnej bajki czy komedii romantycznej twórcy skandynawscy głoszą pozytywny program walki o człowieka, który szuka sobie miejsca w coraz bardziej przyziemnej, dwuwymiarowej codzienności. Opowieść Pollaka, która w Szwecji zgromadziła ponad milionową publiczność, wbrew euforycznemu tytułowi nie mami obietnicą nieba na ziemi. Ale krzepi, kiedy pokazuje nam swych bohaterów - typy w większości pospolite i wybitnie "niefotogeniczne" - jak usilnie wspinają się na palce, by choć raz tego nieba dotknąć.

"JAK W NIEBIE" ("Sĺ sam i himmelen") - reż.: Kay Pollak, scen.: Kay Pollak, Anders Nyberg, Ola Olsson, Carin Pollak, Margaretha Pollak, zdj.: Harald Gunnar Paalgard, muz.: Stefan Nilsson, wyst.: Michael Nyqvist, Frida Hallgren, Lennart Jäkhel, Ingela Olsson, Niklas Falk, Helen Sjöholm, Pere Morberg, Andre Sjöberg i inni. Prod.: Szwecja 2004.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 52/2005