Nie ma strachu

Tygodnik Powszechny, do którego Kościół się przyznaje, jest oczywistym dowodem otwartości tej instytucji, wolności, tolerancji, pluralizmu - cech, których Kościołowi chętnie się odmawia.

27.03.2005

Czyta się kilka minut

 /
/

Czy »Tygodnik Powszechny« jest pismem katolickim?". Tak zatytułowany artykuł Jerzego Turowicza ukazał się na tych łamach w styczniu 1959 r. Naczelny cytował listy, których autorzy byli zaniepokojeni, że “TP" za mało zajmuje się pogłębianiem katolickiego światopoglądu: nie pisze o świętych, nie uwzględnia wszystkich kościelnych świąt, a za to rozpisuje się o kulturze, sztuce, gospodarce i polityce. Katolickie pismo - pisali - powinno być poświęcone religii i wierze...

Odpowiedź Turowicza

Jerzemu Turowiczowi te listy posłużyły za punkt wyjścia do wyjaśnienia, co należy rozumieć przez określenie “katolicki". Naczelny uznawał rolę pism poświęconych tematyce religijnej, popularyzujących naukę Kościoła, informujących o jego życiu i historii. Ubolewał, że takich pism w Polsce jest za mało i tłumaczył, że “Tygodnik Powszechny", pismo katolickie, będąc zarazem pismem społeczno-kulturalnym, obok treści sensu stricto religijnych interesuje się także innymi dziedzinami życia. Owszem: teologia, filozofia, liturgia, informacje o życiu Kościoła winny w “Tygodniku" zajmować, i zajmują, ważne miejsce. Ale przedmiotem uwagi są również inne sfery życia, co w niczym nie umniejsza katolickości pisma, a może nawet przeciwnie. Bo źródłem nieporozumień jest sposób pojmowania religii w ogóle, a katolicyzmu w szczególności, i przekonanie, że “katolicki" znaczy ograniczony do spraw religijnych i kościelnych.

Wielki, oparty na objawionej religii, budowany przez dwa tysiące lat gmach Kościoła, tworzona przezeń chrześcijańska cywilizacja, myśl społeczna, kultura są dostatecznie obszerne, by dostarczyć tematów dla setek czasopism - tłumaczył Turowicz. Ale ta tematyka nie wyczerpuje całej rzeczywistości ludzkiej. Istnieją jeszcze światopoglądy sprzeczne z chrześcijaństwem, istnieją społeczeństwa, które nie podporządkowały się jego normom moralnym, jest cywilizacja laicka, która - jak twierdzą jej wyznawcy - doskonale się obchodzi bez Boga. Czy katolik ma skapitulować i uznać, że są to obszary dla niego niedostępne? Czy należy rozdzielić strefy wpływów, godząc się z przeciwstawianiem “chrześcijaństwa" światu? Czy można się zadowolić tym, że sztuką, literaturą, gospodarką i polityką zajmują się pisma laickie, a samemu zamknąć się w zakrystii, w kręgu “naszych" spraw, rezygnując z obecności tam, gdzie żyją ludzie, i z mówienia o tych samych problemach własnym głosem i inaczej? Katolik otrzymuje od Kościoła dar objawionej nauki wiary. Z tym darem idzie przez życie, starając się wpływać na rzeczywistość.

Wrota ku Boskości

Tak mniej więcej odpowiadał Jerzy Turowicz przed blisko 50 laty tym, którzy kwestionowali katolickość “Tygodnika". Czytany dziś tamten artykuł uświadamia, jak długą przeszliśmy drogę. Po Soborze Watykańskim II, po latach nauczania ostatnich papieży, zwłaszcza Jana Pawła II, głoszącego konieczność “nowej inkulturacji" wiary, w kontekście tego, czym od dawna żyje Kościół, podobne zarzuty wydają się nie do pomyślenia. Cała “teologia rzeczywistości ziemskiej" otworzyła Kościół na wszelkie dziedziny kultury.

“Czy kultura jest do zbawienia koniecznie potrzebna?" - pytał kiedyś Jacek Woźniakowski. I odpowiadał: tak, w pewnym sensie jest, ponieważ bez niej nie byłoby kogo zbawiać. Jest potrzebna, by mógł żyć, rozwijać się i dojrzewać człowiek.

“Tak jednostka, jak i społeczność potrzebują sztuki dla interpretacji świata i życia, dla rozjaśnienia epokowych wydarzeń, dla ujęcia wielkości i głębi istnienia - mówił w 1983 r. w Wiedniu Jan Paweł II. - Potrzebują sztuki, aby zwrócić się ku temu, co przewyższa sferę samej użyteczności... Potrzebują literatury i poezji: słów łagodnych, a także proroczych i gniewnych, które częstokroć lepiej dojrzewają w samotności i cierpieniu... Także Kościół potrzebuje sztuki, nie tyle po to, ażeby zlecać jej zadania i w ten sposób zapewnić sobie jej służbę, ale przede wszystkim po to, aby osiągnąć głębsze poznanie conditio humana, wspaniałości i nędzy człowieka". Kultura - i sztuka czy literatura stanowiące jej część - buduje człowieczą wspólnotę, określa społeczny charakter naszego bytu, czasem zaś, jak to ujął kard. Ratzinger, “otwiera wrota ku Boskości".

W orędziu na Światowy Dzień Środków Przekazu w 1984 r. Papież określił rolę, jaka im przypada w spotkaniu kultury z wiarą: “Kościół dziś chce, by wiara i kultura się spotykały i współpracowały właśnie na płaszczyźnie komunikacji. (...) Środki przekazu, zarówno wtedy, gdy się zajmują informowaniem o sprawach bieżących, jak i wtedy, gdy poruszają tematy czysto kulturalne, gdy stają się środkami artystycznego wyrazu lub służą rozrywce, zawsze się odwołują do określonej koncepcji człowieka". Oceniać je należy właśnie na podstawie słuszności i kompletności owej koncepcji.

Katolickość urzędowo gwarantowana?

A przecież, choć oparte na innych przesłankach, zarzuty powracają. Oznacza to, że refleksja nad katolickością pisma jest potrzebna. Przede wszystkim jest potrzebna nam samym, ale może się też okazać użyteczna dla innych. Może wyjaśnić nieporozumienia, może zdjąć kamień z serca zatroskanych o nas i o bezpieczeństwo Kościoła w Polsce. Bo tym, którzy wszystko wiedzą najlepiej i nie mają zwyczaju słuchać cudzych argumentów, nie na wiele się przyda.

Na wstępie powiedzmy jasno: tytuł “katolicki" jest “własnością" Kościoła i przyznanie lub odmowa prawa do używania go przysługuje Kościołowi, o czym ostatnio przypomniał dokument Konferencji Episkopatu Polski. Z drugiej strony, katolickości pisma nie da się zagwarantować urzędowo, np. przez mianowanie kościelnego asystenta. Asystent, jeśli ma pełnić funkcję cenzora, może co najwyżej odegrać rolę negatywną, to jest nie dopuścić do przedstawiania poglądów sprzecznych z nauką Kościoła, tak jakby były jego nauką. Czasem może też zapobiec opublikowaniu czegoś, co wprawdzie nie jest herezją, ale mogłoby sprawić przykrość księdzu biskupowi. To jednak wydaje się za mało.

Katolickość, która wychodzi poza niegłoszenie herezji, będzie się wyrażać w sposobie redagowania. Samo wpisanie do tytułu pisma (rozgłośni radiowej, telewizji) tego przymiotnika z różnych płynie motywów i różne może mieć skutki. W przypadku “Tygodnika" było świadomą, by nie powiedzieć programową decyzją tych, którzy go zakładali, świadomie podejmowaną przez kolejne pokolenia redaktorów.

Decyzja ta ma swoje konsekwencje. Są np. eksperci od spraw marketingu, którzy z dobrego serca radzą nam, by dla zwiększenia sprzedaży i dotarcia do nowego, młodego czytelnika ten przymiotnik skreślić. Mówią nam: “zostańcie katoliccy, ale nie straszcie tym słowem w podtytule". My jednak z przekonaniem trwamy przy swoim. Uważamy, że “Tygodnik Powszechny", do którego Kościół się przyznaje, jest oczywistym dowodem otwartości tej instytucji, wolności, tolerancji, pluralizmu, czyli cech, których Kościołowi chętnie się odmawia.

Spory dawne i obecne

Na różnych etapach historii “Tygodnika" jego katolickość różne przybierała formy. Zaraz po założeniu pismo ruszyło do starcia z doktryną marksistowską oraz inwazją programowego ateizmu. Prezentowanie społecznej nauki Kościoła, informowanie o tym, jak Kościół funkcjonuje, było dopełnione materiałami z najnowszej historii oraz materiałami politycznymi, które miały pokazywać, w jaki sposób jest możliwa obecność katolików w świecie. Stopniowo, w miarę zaostrzania cenzury, akcenty przesuwały się w kierunku zjawisk kulturowych. “Tygodnik" przeciwstawiał się - na ile to było możliwe - programowi socrealizmu, prezentował inny rodzaj kultury. I dodajmy: nie chodziło tylko o sztukę czy literaturę “katolicką". Chodziło o sztukę, literaturę, kulturę bez żadnych przymiotników.

W latach 60. “Tygodnik Powszechny", jak zresztą całe środowisko Znaku, zaangażował się w odnowę soborową. W licznych artykułach podnoszono potrzebę odnowy Kościoła, polegającej na reformie liturgicznej, zwiększeniu (zwłaszcza w apostolstwie) roli świeckich, nawiązaniu dialogu z innymi wyznaniami chrześcijańskimi, uznaniu w Kościele pluralizmu, otwarciu na problemy nędzy, pokoju oraz oddzieleniu spraw Boskich od cesarskich. “Tygodnik", a także miesięczniki “Znak" i “Więź" oraz Kluby Inteligencji Katolickiej odegrały wielką rolę w przybliżaniu Polakom nauki Soboru i związanych z nią poszukiwań i przemian zachodzących w Kościele na Zachodzie.

To zaangażowanie nie zawsze budziło zachwyt hierarchii. Episkopat, świadom zamiarów komunistów, chcących Sobór wykorzystać do rozbicia Kościoła w Polsce, do tworzenia podziałów i antagonizmów, a ostatecznie do podkopania prestiżu hierarchii, opowiadał się za powolnym i ostrożnym wprowadzaniem soborowych przemian. Główny nacisk kładziono na religijność ludową, nawiązującą do tradycji narodowych. Praca duszpasterska koncentrowała się wokół wielkich, masowych przeżyć religijnych, jak peregrynacja kopii obrazu jasnogórskiego, uroczyste obchody milenijne, pielgrzymki i procesje.

To z kolei nie budziło entuzjazmu wśród ludzi “Tygodnika" i Znaku: uważaliśmy, że zaniedbuje się pracę ze środowiskami inteligenckimi, intelektualne pogłębianie wiary, szeroką debatę teologiczną itd. Ta różnica w postrzeganiu priorytetów prowadziła do napięć i sporów. Nigdy jednak ani Kardynał Prymas, ani Metropolita Krakowski nie sugerowali, by te różnice podważały katolickość pisma (o reakcjach Prymasa wiele mówią listy do Jerzego Turowicza, omawiane przeze mnie na str. 10). Co więcej: kardynał Wojtyła systematycznie spotykał się z Redakcją. Dobrze pamiętam te spotkania, niekiedy trudne i burzliwe, które jednak prowadziły do lepszego wzajemnego zrozumienia i przynosiły dobre rezultaty.

Mam wrażenie, że w tamtych czasach spór dotyczył raczej strategii niż meritum. Dzisiaj pytanie o katolickość staje się coraz bardziej pytaniem merytorycznym, pytaniem o właściwości wymagane od katolickiego środka przekazu, w naszym przypadku czasopisma.

O tym, czy jest ono katolickie, świadczy - jak sądzę - to, że uczestniczy ono w dziele ewangelizacji, czyli (jak pisał Jerzy Turowicz) w kształtowaniu świata w duchu Ewangelii. Chodzi tu, co bardzo ważne, o oddziaływanie specyficzne, zgodne z naturą środków przekazu, a więc inne niż oddziaływanie instytucji kościelnych, misjonarzy, ruchów odnowy charyzmatycznej itd. Zgodność z własną naturą jest warunkiem wiarygodności mediów. Czasopismo - katolickie czy niekatolickie - aby być wiarygodne, musi odpowiadać wymaganiom stawianym mediom, a więc konsekwentnie i profesjonalnie uczestniczyć w promowaniu takich wartości jak prawda, sprawiedliwość, wolność i równość wszystkich ludzi. Musi zachować autonomię właściwą wiarygodnym środkom przekazu, nigdy nie może przystać na manipulowanie informacjami, musi - nawet w pełnieniu “misji ewangelizacyjnej" - szanując naturalną laickość mediów nie dopuścić do klerykalizacji. Żeby zachować moc opiniotwórczą, nigdy nie może się stać “medium dworskim".

Kilka ważnych pytań

Zgłaszane dziś niekiedy wątpliwości odnoszące się do katolickości “Tygodnika Powszechnego" można rozłożyć na kilka szczegółowych pytań. Oto ważniejsze z nich.

Czy katolickie pismo ma prawo, a może obowiązek prezentowania aktualnych debat i sporów toczących się w katolickiej teologii? Czy może referować - w miarę możności piórem zwolenników - poglądy uznane za niebezpieczne, jak w latach 70. teologia wyzwolenia, a dziś pluralistyczna teologia religii? Czy też pismo katolickie ma obowiązek zawsze zajmować stanowisko apologetyczne, ograniczać się do referowania stanowiska Stolicy Apostolskiej? Tak właśnie postąpiły włoskie media po ogłoszeniu potępienia przez Rzym deklaracji kilku niemieckich biskupów w sprawie dopuszczania do sakramentów osób rozwiedzionych i powtórnie poślubionych (1993 r.). Inkryminowany dokument ośmieliło się wydrukować tylko jedno katolickie pismo, wydawane przez zakon sercanów “Il Regno".

Czy katolickie pismo ma prawo publikować artykuły będące owocem poszukiwań katolickich myślicieli, którzy przez innych katolickich myślicieli uważani są za nie-ortodoksów? Przechowuję list jednego z biskupów, w którym wskazuje on na artykuł ks. Józefa Tischnera jako dowód tego, że “Tygodnik Powszechny" jest zagrożeniem dla Kościoła w Polsce.

Czy w informowaniu o Kościele katolickie pismo ma być - jak określono kiedyś jedno z polskich pism kościelnych - “pismem dobrych wiadomości"? Czy życie Kościoła ma pokazywać także od strony zdarzających się w nim problemów? Czy pisanie o godnych ubolewania wydarzeniach należy pozostawić pismom laickim?

Czy redakcja pisma katolickiego może w sprawach, które nie są przedmiotem wiary, zajmować własne stanowisko? Czy słusznie “Tygodnik" wypowiedział się przed laty krytycznie w sprawie zaangażowania biskupów w kampanię wyborczą? Czy może mieć swoje zdanie na temat konstytucji europejskiej? Czy może zająć inne stanowisko niż np. Prymas w sprawie upublicznienia listy katalogowej Instytutu Pamięci Narodowej?

Czy miarą katolickości pisma będzie nasycenie go wiadomościami z życia Kościoła? Czy też może tym różni się pismo katolickie od kościelnego, że dokonuje według swej wiedzy i kryteriów profesjonalnych selekcji informacji, zachowując hierarchię ważności? Opis dorocznej inauguracji roku akademickiego na jednej z katolickich uczelni nie doda ani nie ujmie niczego katolickości pisma.

Te pytania mają w kontekście jedno wspólne: jak pisać/mówić o Kościele? Może warto za ojcem Yvesem Congarem przypomnieć, że używamy słowa Kościół w potrójnym sensie. Kościół jest rzeczywistością pochodzącą od Boga - ustanowioną przez Chrystusa, której zasadami konstytutywnymi są wiara (objawiona), sakramenty wiary, władza apostolska odnosząca się do wiary i sakramentów oraz charyzmaty. Tak rozumiany Kościół jest darem Chrystusa, dlatego nie można mu zarzucić przestarzałości, ciasnoty ani niedostosowania. Żadne reformy nie są mu potrzebne.

W drugim sensie Kościół jest ludem chrześcijan - zgromadzeniem wiernych. Mamy tu czyste dary Boga, ale i sposoby, na jakie ludzie z tych darów korzystają, a więc też ludzkie słabości, niestałość, skłonność do upadku. Mówiąc “Kościół" w trzecim sensie, mamy na myśli hierarchię.

Kościół łączy wszystkie trzy aspekty, bo żaden poryw ducha nie może istnieć bez form instytucjonalnych. Jednak siłą rzeczy przedmiotem zainteresowania mediów jest Kościół w sensie drugim i trzecim. Napięcie między kościelnymi instytucjami a środkami przekazu jest nie do uniknięcia. Każda instytucja ma naturalną skłonność do kontrolowania informacji na swój temat i żadna nie jest zachwycona, kiedy jej błędy zostają wydobyte na światło dzienne, a decyzje są poddawane dyskusji.

Jestem chrześcijaninem i nic, co ludzkie, nie jest mi obce. Katolickie pismo po prostu nie może się bać. Nie ma obawy, że czytelnik się zgorszy spokojną analizą zarzutów stawianych Papieżowi, natomiast trafiając na te zarzuty gdzie indziej może się czuć zagrożony i bezradny, nie wiedząc, co z nimi począć i jak pogodzić je z wyidealizowaną wersją pontyfikatu, którą otrzymał w Kościele.

Czy można pytać o racje takich wskazań kościelnych, jak zakaz antykoncepcji? Odpowiedź negatywna uwłacza wolności człowieka, który dokonując życiowych wyborów chce znać racje i o te racje pyta. Czy wolno komentować administracyjne decyzje kościelnej władzy? Jeśli nie, to ludzkie w końcu decyzje wynosimy do rangi nadprzyrodzoności.

***

Na koniec napiszę o tym, czego jestem pewien. Jestem pewien, że “Tygodnik Powszechny" nie byłby pismem katolickim, gdyby prezentował poglądy sprzeczne z wiarą Kościoła jako z nią zgodne. Nie byłby katolicki, gdyby siał nienawiść, gdyby pod pozorem troski o Kościół, rozmijając się z prawdą, podkopywał zaufanie do Kościoła. Nie byłby katolicki, gdyby głosił, że każdy, kto myśli inaczej niż “Tygodnik", zasługuje na potępienie wieczne, a w tym życiu nie ma prawa do określenia “katolik". Nie byłby katolicki, gdyby się nie mylił (bo katolik wie, że nieomylność jest przymiotem tylko papieża).

Nie byłby też pismem katolickim, gdyby się bardziej bał ludzi aniżeli Pana Boga, gdyby przestał być sobą, stał się pismem dworskim. Przed czym niech nas ustrzegą wszyscy święci.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się 25 lipca 1934 r. w Warszawie. Gdy miał osiemnaście lat, wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów. Po kilku latach otrzymał święcenia kapłańskie. Studiował filozofię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował z młodzieżą – był katechetą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 13/2005