Manifest teologiczny

Misją "Tygodnika jest stanie przy ludziach inaczej myślących. Ma bronić ich przed ideologią wątpliwości bądź nadmiernej pewności wsprawach wiary. Znawcy rynku mediów doradzali nam czasem wykreślenie ztytułu pisma przymiotnika "katolickie. Twierdzili, że wielu może on odpychać. Odpowiadaliśmy, że udzielone "Tygodnikowi przez Kościół prawo do tego przymiotnika pokazuje, na czym polega katolickość.

13.12.2007

Czyta się kilka minut

fot. GRAŻYNA MAKARA /
fot. GRAŻYNA MAKARA /

Manifest teologiczny

Ks. Jacek Prusak SJ

Greckie słowo katholikos oznacza "generalny", "całkowity" lub "powszechny". Dla pisma, które w swojej nazwie ma ten przymiotnik, wyznacza ono standard w rozumieniu i przedstawianiu różnorodności Kościoła. Owa różnorodność jest faktem, i sama z siebie jest czymś pozytywnym. Kościół, który wykluczałby kogokolwiek na tle rasowym, etnicznym lub społecznym, nie mógłby być powszechny. Powszechność "Tygodnika" musi więc odzwierciedlać katolickość Kościoła. Kościół powinien trwać przy ludziach, którzy cierpią, i sam musi zważać, kim są ludzie, których wskazuje jako winnych.

Ani integryzm, ani barykady

Patrzenie na Kościół w kategoriach podziału na lewicę i prawicę, na liberałów i konserwatystów, postępowców i tradycjonalistów jest tylko częściowo trafne. Taka polaryzacja odpowiada bardziej opisowi społeczeństw Zachodu, lecz niewątpliwie wpływa na sposób widzenia przez chrześcijan podziałów wewnątrz Kościoła. Jest jednak głęboko sprzeczna z wiarą. Polaryzacja lewicy i prawicy nie jest zakorzeniona w Biblii ani w nauce społecznej Kościoła, ale w filozoficznych trendach Oświecenia. Starcie Kościoła z liberalizmem XIX wieku źle się skończyło dla samego Kościoła. Kościół, jak zauważa Timothy Radcliffe OP, "przyjął teren bitwy wskazany przez przeciwników, czyli kategorie obce jego własnej tradycji, a tym samym skazał się na porażkę i w XX wieku musiał odwołać wiele z antyliberalnych tez, które przyjął w wieku poprzednim. Jego porażką było przyjęcie struktur myślenia swoich przeciwników, zamiast odrzucenia kategorii, w których inni chcieli go zamknąć".

Spadkiem po owych czasach jest ciągła ochota "katolickich liberałów" i "nowej prawicy religijnej" do przesuwania frontu i toczenia ze sobą batalii w imię obrony obecności Kościoła w zmieniającym się świecie. Wyjściem nie jest tradycjonalizm, który tak naprawdę unika spotkania z Tradycją, ani postępowość, która domaga się ciągłych reform, a nie przemiany. Trzeba sięgnąć poza podział na prawicę i lewicę i szukać odpowiedzi w radykalizmie Ewangelii, która nie jest ani liberalna, ani konserwatywna. O wiele jednak łatwiej być ponad lub przeciwko komuś, niż kochać.

Charyzmat

Ci, którzy zbyt szybko utwierdzają granice i tożsamość bez wsłuchania się w Ewangelię, są zazwyczaj wrogami ekumenizmu, przebaczenia, otwartej krytyki i podstawowego ludzkiego dialogu. Te ostatnie nie oznaczają przecież tolerancji polegającej na odmowie stanięcia po jakiejkolwiek stronie. Katolickość nie jest pojęciem rozmytym, a pismo takie jak "Tygodnik" nie jest słupem ogłoszeniowym. "Tygodnik" ma swój profil, powiem wprost: charyzmat. Jest nim obrona katolickości przed integryzmem, klerykalizmem i spychaniem poza obręb Kościoła ludzi zmagających się z wiarą lub jej poszukujących. Zadaniem "Tygodnika" jest szukanie drogi poza podziałami. Ponieważ "Tygodnik" reprezentuje teologię posoborową, ważne, aby jego autorzy, jak i czytelnicy pamiętali, że nie chodzi tu o konflikt między tymi, którzy są wierni Soborowi, i tymi, którzy chcieliby wrócić do Kościoła przedsoborowego, tylko między dwoma różnymi rozumieniami Soboru i sposobami jego kontynuacji.

Z drugiej strony, nie jest to konflikt między tymi, którzy są wierni tradycji, a tymi, którzy chcieliby ulec współczesnemu światu - jak twierdzą niektórzy konserwatywnie czy wręcz integrystycznie nastawieni katolicy. Misją "Tygodnika" jest ukazywanie faktu, że odnowa odbywa się poprzez powrót do nadzwyczajnej różnorodności tradycji chrześcijańskiej, a nie do podnoszenia do dogmatu wiary tradycji wyniesionych z domu, salki parafialnej czy redakcyjnego kolegium. To oznacza dla "Tygodnika" nie tylko przedstawianie "dosłownego sensu interpretacji Tradycji" - a więc cytowanie czy omawianie wszystkich oficjalnych dekretów soborowych, encyklik oraz pisanie o wszystkich praktykach i wierzeniach przekazywanych w Kościele z pokolenia na pokolenie - ale także pokazywanie, jak dokonuje się "rozwój w ciągłości", uwzględniający zerwania ciągłości i zmiany kierunku w orzeczeniach Magisterium Kościoła czy stawianie nowych pytań wobec zmieniających się problemów świata. Nie ma to nic wspólnego z "nowinkarstwem", ale z ukazywaniem, jak dokonuje się zmiana i odnowa w Kościele. W lokalnych wspólnotach mogą się bowiem pojawiać nowe i odmienne wobec przyjmowanych powszechnie praktyk i wyjaśnień woli Bożej idee, które mają początkowo charakter marginalny, a nawet prowadzą do napięć; stopniowo jednak się upowszechniają, przesuwają z marginesu do centrum i stają się częścią oficjalnego nauczania Kościoła. "Tygodnik" nie może być suplementem do Katechizmu. Świetnie w tej roli sobie radzą inne tygodniki katolickie - i jest to ich wielką zaletą. Zadanie "Tygodnika" jest inne.

"Tygodnik" a modernizm

Sobór Watykański II przyjął współczesność, ale katolicy do dziś spierają się o to, czy wybrał na to właściwy moment. George Weigel uważa, że "Sobór Watykański II otworzył okna na świat właśnie w momencie, kiedy współczesność zamknęła się w ciemnym tunelu pełnym trujących oparów". Tadeusz Bartoś, który jest pod silnym wpływem myśli dominikańskiego teologa Edwarda Schillebeeckxa i uważa siebie za reprezentanta teologii liberalnej w Polsce, pisząc o Kościele zarzuca mu, że dostał zadyszki, otwierając okna na świat, więc nadeszła pora, aby je wreszcie uchylił do końca. Ponieważ, jak twierdzi jego mistrz Schille-

beeckx: "Po dwóch wiekach oporu katolicy przyjęli świat współczesny właśnie wtedy, gdy ten zaczął wątpić w siebie".

W obecnych czasach obserwujemy jednak zastępowanie wspólnoty przez tożsamość. Prowadzi to w Polsce do sytuacji, w której świeckie pisma opiniotwórcze stały się przestrzenią debaty o Kościele w kluczu politycznych sympatii ich religijnych publicystów. I znów wpadamy w pułapkę wcześniej opisanej polaryzacji na lewicę i prawicę. Szukamy sobie sojuszników, a nie reprezentujemy powszechności Kościoła. Rolą "Tygodnika" jest więc przerzucanie pomostów zarówno między tymi "frakcjami" wewnątrz Kościoła, jak i między Kościołem a współczesnym światem. "Tygodnik" na tym polu wielokrotnie już się sprawdził, teraz musi podjąć kolejne wyzwania.

Dla niemuzykalnych

Stałą grupą czytelników "TP" są osoby zmagające się z wiarą, poszukujące, sytuujące się na obrzeżach Kościoła albo będące już poza nim. Troska o ich potrzeby i szukanie języka do rozmowy z nimi wyróżniały pismo wśród innych tytułów katolickich w kraju, co często sprowadzało na "Tygodnik" głosy krytyki - zwłaszcza duchowieństwa i hierarchii. Socjolodzy religii mówią o pokoleniu ludzi "religijnie niemuzykalnych", którzy nie potrafią usłyszeć harmonii prawd głoszonych przez Kościół, nie dlatego że nie mają słuchu, tylko dlatego że mają inną wrażliwość - czasami również nie odpowiada im postawa dyrygenta. "Tygodnik" nie może odstąpić od bycia towarzyszem ich drogi, ponieważ naturalnym wyrazem głodu religijnego jest pielgrzymka także w sferze intelektu. Powszechność "TP" obejmuje radość z jednego nawróconego i troskę o niego. Misją pisma jest stanie przy ludziach inaczej myślących, wspieranie ich w podejmowaniu decyzji moralnych w ramach ich możliwości, a nie podejmowanie tych decyzji za nich. Inaczej pismo nie może sobie rościć prawa do bycia opiniotwórczym.

Czytelników "Tygodnika" nie pociąga pewnie prezentacja nauczania Kościoła, która mówi im, co mają robić, albo nie uwzględnia złożoności ludzkich biografii. Nie oznacza to jednak zmiękczania doktryny, ale myślenie teologiczne od środka, bo to "człowiek jest drogą Kościoła", jak mawiał polski papież i jeden z ojców "Tygodnika". W przypadku tego grona czytelników chodzi o cierpliwe tłumaczenie, że "czynić wolę Ojca jest ostatecznie naszą najgłębszą wolnością, ale być może widać to na końcu podróży, a nie na początku". Dla księży, których "Tygodnik" będzie chciał pozyskać nie tylko jako nowych autorów, ale i czytelników, oznacza to dowartościowanie charyzmatów ludzi świeckich i traktowanie ich jako równoprawnych partnerów w realizowaniu misji Kościoła.

Formacyjnym zadaniem "Tygodnika" jest pokazanie, że w życiu religijnym wątpliwości mogą mieć pozytywny charakter. Nie oznacza to ani odrzucania niewygodnych pytań pod adresem Boga czy Kościoła, ani relatywizowania wiary. "Wątpienie to miejsce pytania o Boga". Etosowi redakcji "Tygodnika" bliskie jest stwierdzenie, że "istnieje niewiara, która ma swoje miejsce w porządku łaski". Wątpienie związane z wiarą nie jest więc przykładem odejścia od Boga, lecz konfrontacją z własnymi doświadczeniami i pytaniami, a także z tym, co każdy z nas o Bogu w swoim życiu usłyszał i czego się o Nim dowiedział. Tylko w ten sposób kształtuje się inteligencja katolicka, nie tylko jako indywidualna cecha jednostek, które wyszły poza dziecięcą religijność, ale "oznaka firmowa" środowiska. Rolą "Tygodnika" jest obrona czytelników przed ideologią wątpliwości bądź nadmiernej pewności w sprawach wiary.

Sprawa przymiotnika

Ks. Adam Boniecki

Chcę zwrócić uwagę na jeden tylko efekt zaopatrzenia pisma podtytułem "katolickie". Przymiotnik ten, w normalnym odbiorze czytelniczym, nadaje pismu charakter reprezentatywny. Ortodoksyjny katolik chce, czytając, czuć się w swoich katolickich przekonaniach bezpieczny, mniej ortodoksyjny będzie oczekiwał pola konfrontacji własnych przekonań. Czytelnik spoza granic Kościoła, jeśli w ogóle weźmie pismo do ręki, będzie chciał zobaczyć, jak i co myślą katolicy. Katolicy chcą w katolickim piśmie rozpoznawać swoje własne myśli, zaś "ludzie spoza i z obrzeży" chcą prawdy, która uwzględniłaby ich punkt widzenia, sposób pojmowania świata, ciekawość i rozterki.

Przymiotnik "katolickie" nie oznacza, że pismo, zamieszczając artykuły o edukacji, literaturze, sztukach plastycznych, ekonomii, polityce itd., ma reprezentować w tych sprawach stanowisko Kościoła. Zresztą w wielu szczegółowych kwestiach Kościół jako taki swego stanowiska nie definiuje. Byłoby jednak nieuczciwością, gdyby pismo "katolickie" promowało to, co Kościół potępia, czy potępiało to, co on głosi. Oznacza to fundamentalną wyrazistość wyborów i postaw (co pismu raczej pomaga niż szkodzi), a jednocześnie pozostawia ogromne przestrzenie wolności. Np. w debacie o prawie do aborcji katolickie pismo nie będzie wspierać tezy relatywizującej moralną ocenę zabiegu, ale będzie się spierać o jego penalizację, jeśli ma inne zdanie niż zwolennicy zaostrzania kar, choćby to nawet byli biskupi. W debacie o lustracji księży katolickie pismo również nie musi się zgadzać z oficjalną opinią Episkopatu. Nawet w sprawach doktrynalnych pismo ma szersze pole manewru niż np. listy pasterskie i może, a nawet musi, prezentować towarzyszące doktrynie bogactwo teologicznych sporów. Oczywiście, nie wolno mu prezentować czegoś jako stanowiska Kościoła, gdy takim nie jest, ale też nieuczciwością byłoby zamykanie drogi do dyskusji tam, gdzie dyskusja może mieć i w różnych miejscach świata ma miejsce.

Nie należy oczekiwać, że w sporach dotyczących zjawisk politycznych, społecznych, finansowych, ekonomicznych, obyczajowych (zwłaszcza gdy w grę wchodzą duchowni) pismo katolickie zawsze i bezwzględnie stanie po stronie księdza i instytucji, albo że będzie te sprawy lękliwie pomijało.

W ten sposób pismo z tytułem "katolickie" staje się dowodem wolności w Kościele. Przestrzenią czasem kłopotliwego dla instytucji dialogu i poszukiwań, w trakcie których mogą, a nawet muszą zdarzać się pomyłki. Miejscem wyjaśniania spraw, których wyjaśnienie nigdy by do głowy nie przyszło duchownej części Kościoła. I wreszcie: miejscem prawdziwej konfrontacji różnych wizji świata i różnych od religijnego poglądów. Uciekanie od tej konfrontacji w azyl środowiska myślącego podobnie do nas jest ucieczką w świat ułudy.

By temu sprostać, pismo katolickie i ci, którzy je tworzą, muszą dysponować odpowiednią wiedzą. Max Weber w książce "Polityka jako zawód i powołanie" napisał: "Nie każdy zdaje sobie sprawę, że naprawdę »dobre« dzieło dziennikarskie wymaga co najmniej tyle samo »intelektu«, co dzieło uczonego; zwłaszcza że powstać ono musi z ko­nieczności natychmiast, na rozkaz, i musi natychmiast oddziaływać, natomiast warunki, w jakich powstaje, są oczywiście zupełnie inne. Prawie nigdy nie docenia się faktu, że na dziennikarzu ciąży dużo większa odpowiedzialność niż na uczonym" (cytuję za "Etyką dziennikarską" Jana Pleszczyńskiego).

Niedokształcenie i amatorszczyzna w sferze problematyki religijnej jest zjawiskiem żałosnym i szkodliwym. Czemu np. służy debata telewizyjna z udziałem jednego księdza i trzech "katolickich" dziennikarzy, poświęcona polskiej parafii, jeśli uczestnicy (z wyjątkiem księdza, którego łatwo mogą zagadać) ujawniają swoją ignorancję w zakresie przedmiotu, o którym z dużą pewnością siebie mówią? Czemu służą konstruowane ad hoc diagnozy, krytyka akurat nie tego, co należałoby skrytykować i całkowicie wydumane propozycje? To niebezpieczeństwo grozi także mediom drukowanym. Oderwane od rzeczywistości reformatorskie konstrukcje, opisy pobieżnie poznanych wydarzeń, nieprzemyślane fascynacje czy oburzenia raczą czytelników obrazem świata dalekiego od rzeczywistości.

Drugim, obok wiedzy i rzetelności profesjonalnej, polem, którego katolickie czasopismo ignorować nie może, są przekonania. Jan Pleszczyński pisze: "Choć przekonania należą do prywatnej sfery każdego człowieka i można ich nie wyrażać słowami, to jednak zwykle wyrażają się pośrednio, w postępowaniu człowieka. Dla etyki dziennikarskiej ważne jest uchwycenie różnych sposobów wyrażania przekonań. Przede wszystkim materializują się w publikacjach, ale kryją się także w wyborze redakcji czy metodach zbierania materiałów dziennikarskich. Przekonania są opiniami wolnych ludzi i w demokratycznych społeczeństwach prawo posiadania i wyrażania opinii przysługuje każdemu człowiekowi".

Zasadniczo już sam wybór redakcji, z którą się wiąże własną pracę, podobnie jak wybór pisma, w którym się publikuje, jest manifestacją przekonań. Może być jednak i tak, że manifestowane gdzie indziej i kiedy indziej przekonania pozostające w sprzeczności z charakterem wybranego pisma są z osobą dziennikarza tak silnie kojarzone, że nie sposób przejść nad tym do porządku dziennego. Doświadczenie 62 lat "Tygodnika Powszechnego" pokazuje, że totalna zgodność przekonań redaktorów jest utopią, zabijającą rzeczywistą dyskusję i prowadzącą do morderczej przewidywalności. Ta redakcja nigdy nie stała na stanowisku, że pismo ma być wypełniane treścią przez układnych, "ortodoksyjnych" katolików. Wprost przeciwnie: na łamach "TP" znajdowali miejsce autorzy, których przekonania, choć dalekie od proweniencji katolickiej, katolickość (powszechność) pisma podkreślały. Spór nas ożywia, pogarda niszczy...

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się 25 lipca 1934 r. w Warszawie. Gdy miał osiemnaście lat, wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów. Po kilku latach otrzymał święcenia kapłańskie. Studiował filozofię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował z młodzieżą – był katechetą… więcej
Jezuita, teolog, psychoterapeuta, publicysta, doktor psychologii. Dyrektor Instytutu Psychologii Uniwersytetu Ignatianum w Krakowie. Członek redakcji „Tygodnika Powszechnego”. Autor wielu książek, m.in. „Wiara, która więzi i wyzwala” (2023).