Nasza broń święta

W zmęczonych pandemią Stanach Zjednoczonych rozprzestrzenia się wirus przemocy – codziennie od kul ginie już 55 Amerykanów.

26.07.2021

Czyta się kilka minut

Upamiętnienie Gene’a Sillera, golfisty zastrzelonego w Pinetree Country Club w Kennesaw w stanie Georgia, 9 lipca 2021 r. / ATLANTA JOURNAL-CONSTITUTION / ASSOCIATED PRESS / EAST NEWS
Upamiętnienie Gene’a Sillera, golfisty zastrzelonego w Pinetree Country Club w Kennesaw w stanie Georgia, 9 lipca 2021 r. / ATLANTA JOURNAL-CONSTITUTION / ASSOCIATED PRESS / EAST NEWS

Gene Siller nie doczekał swoich czterdziestych siódmych urodzin. Zaledwie cztery dni wcześniej, w sobotę 3 lipca, został zastrzelony na polu golfowym na przedmieściach Atlanty, stolicy stanu Georgia.

Można by powiedzieć, że golfista z Atlanty miał pecha: znalazł się w nieodpowiednim miejscu i czasie. Gdy około drugiej po południu szedł w stronę dziesiątego dołka (jedną rundę rozgrywa się na osiemnastu dołkach), zobaczył jadącego z naprzeciwka białego pick-upa. Prowadzący pojazd mężczyzna oddał w jego kierunku kilka strzałów i uciekł. Jak ustaliła potem policja, przestępca nieprzypadkowo zareagował nerwowo na widok golfisty – w swoim aucie wiózł ciała dwóch mężczyzn, których uprzednio uprowadził i zabił.

Bogu ducha winny Gene Siller zginął w klubie Pinetree Country Club, gdzie jako trener i dyrektor przepracował ostatnie dwa lata swojego życia. Na ukochane pole golfowe jeździł nawet w niedziele. Regularnie uczył gry swoich dwóch synów. Siedmioletni Beau i pięcioletni Banks przyzwyczaili się do tego, że tata nałogowo oznacza piłeczki ich imionami.

Krwawy lipcowy weekend

O historii golfisty z Georgii na początku lipca rozpisywały się najważniejsze gazety w USA. Gene Siller, przypadkowa ofiara, mógł wydać się uosobieniem amerykańskiego snu: studia na prestiżowej uczelni, żona, dwójka dzieci, oszczędności na koncie – słowem: dobre, ustabilizowane życie.

Mimo to, w ciągu zaledwie kilku sekund, stał się jedną z ofiar ponad pięciuset strzelanin, do jakich doszło w pierwszy weekend lipca. Te dwa dni, towarzyszące obchodom amerykańskiego Święta Niepodległości (4 lipca), zostały już okrzyknięte najbardziej krwawymi od początku tego roku. W czasie gdy miliony Amerykanów bawiły się na uroczystych paradach i rodzinnych piknikach, w całym kraju zginęły co najmniej 223 osoby, a 618 zostało rannych.

Do przemocy z użyciem broni palnej dochodziło w sytuacjach prozaicznych: na domówkach, podczas koleżeńskiej sprzeczki w pobliżu myjni samochodowej, a nawet w wyniku kłótni nastolatków, która zakończyła się postrzeleniem czterech osób w wieku od 6 do 16 lat. To, jak niewiele potrzeba w Stanach, aby wyciągnąć broń, pokazuje wydarzenie z Teksasu: dwóch dwudziestolatków wygrażało tam pracownikowi McDonalda pistoletem, bo… dostali przesolone frytki.

W ten świąteczny weekend najbardziej brutalnie było na ulicach Chicago i Nowego Jorku – doszło tam do, odpowiednio, 69 i 29 strzelanin. W nowojorskiej metropolii, gdzie od zeszłego roku liczba incydentów z użyciem broni palnej wzrosła aż o 38 proc., niebezpiecznie bywa nawet na kultowym placu Times Square. Od maja doszło tam do dwóch strzelanin, w wyniku których raniono cztery osoby, w tym czteroletnią dziewczynkę.

W związku z gwałtownym wzrostem przestępczości gubernator stanu Nowy Jork Andrew Cuomo ogłosił na początku lipca stan wyjątkowy i zapowiedział, że na programy przeciwdziałania przemocy przeznaczy prawie 139 mln dolarów. „Obecnie więcej ludzi umiera od kul niż z powodu covidu” – alarmował gubernator, tłumacząc, że w całym stanie w weekend 3 i 4 lipca było 51 ofiar strzelanin. Z powodu covidu zmarło w tym czasie 13 osób.

Dwadzieścia tysięcy

Rosnąca liczba strzelanin w dużych miastach to część ogólnokrajowego zjawiska.

Według danych FBI w 2020 r. w Stanach odnotowano o 25 proc. więcej zabójstw z użyciem broni palnej niż rok wcześniej. Od kul zginęło niemal 20 tys. Amerykanów – to najwyższe statystyki od co najmniej dwóch dekad. Tegoroczne dane wyglądają równie przygnębiająco: do połowy lipca w całym kraju odnotowano 355 masowych strzelanin, czyli takich, w których ucierpiały co najmniej cztery osoby. Szacuje się, że od kul zginęło już prawie 11 tys. Amerykanów, średnio 55 osób dziennie.

Amerykańscy eksperci wskazują, że spirala przemocy z użyciem broni palnej zaczęła nakręcać się od kwietnia 2020 r., gdy w wyniku pandemii i wprowadzanych lockdownów pracę straciły miliony Amerykanów.

Skutki kryzysu epidemicznego najbardziej dotkliwie odczuły mniejszości etniczne, wśród których przemoc z użyciem broni palnej już wcześniej była sporym problemem. Szczególnie narażeni na zejście na złą drogę byli nastolatkowie z biednych dzielnic. Ze względu na pandemię stracili istotne wsparcie: skazani na naukę zdalną, nie mogli korzystać z zajęć sportowych w szkole oraz programów socjalnych i antyprzemocowych.

„Zlikwidujmy policję!”

Społeczne niepokoje czasów epidemii dodatkowo podsyciła śmierć czarnoskórego George’a Floyda. Na fali gniewu po brutalnej interwencji policji w Minneapolis na ulicach wielu amerykańskich miast zapanował chaos. Przy okazji antyrasistowskich demonstracji dochodziło do zamieszek, grabieży sklepów, a także oddolnego demontowania pomników np. generałów Konfederacji z czasów wojny secesyjnej, którzy wspierali niewolnictwo.

Niektórzy eksperci wskazują, że w zaprowadzeniu porządku na ulicach nie pomagały postulaty uszczuplenia, a nawet zlikwidowania służb policyjnych. W wyniku nacisków ze strony antyrasistowskich aktywistów w ok. 50 miastach, w tym w Nowym Jorku, Los Angeles i San Francisco, obcięto środki na działanie policji i zredukowano jej szeregi.

Dziś, ponad rok po rozpoczęciu protestów Black Lives Matter, lokalne władze robią krok w tył i po cichu zwiększają fundusze na walkę z przestępczością.

Mama kupuje spluwę

Nakręcający przemoc chaos szedł w parze z gwałtownym wzrostem sprzedaży broni palnej. Tylko w 2020 r. zakupiono ponad 23 mln sztuk broni, czyli 65 proc. więcej niż zwykle. Zakupową gorączkę wywołały nie tylko kryzys epidemiczny i antyrasistowskie protesty, ale także strach przed anarchią po listopadowych wyborach prezydenckich. Sytuacji nie ułatwiał ubiegający się o reelekcję Donald Trump, który już na długie tygodnie przed głosowaniem mówił o rzekomych fałszerstwach wyborczych i sugerował, że w przypadku „skradzionego” wyścigu tak szybko się nie podda.


CZYTAJ TAKŻE

WERSJA STARTOWA: Po miesiącach ciszy Donald Trump wraca do życia publicznego w USA. Jednak liczne pozwy i śledztwo w sprawie jego firmy Trump Organization mogą pokrzyżować mu polityczne plany.


Wybuchowa pandemiczna mieszanka sprawiła, że swój pierwszy w życiu pistolet kupiła rekordowa liczba Amerykanów, w tym kobiety i mniejszości etniczne: Latynosi, Afroamerykanie i Azjaci. Według wyliczeń dziennika „New York Times” świeżo upieczeni „rewolwerowcy” stanowili w zeszłym roku aż jedną piątą kupujących.

Na pierwszy w życiu zakup broni zdecydowała się także cytowana przez Agencję Reutera czarnoskóra Andreyah Garland z miasteczka Fishkill w stanie Nowy Jork. Matka wychowująca samotnie trójkę dzieci kupiła sobie strzelbę i zapisała się na kurs strzelecki. Jej nowym zwyczajem stały się wyprawy do popularnego supermarketu Walmart, gdzie kilka razy w tygodniu poluje na zapasy amunicji. Dziennikarzowi tłumaczyła, że odkąd w USA zapanowała „rewolwerowa gorączka”, półki z amunicją często świecą pustkami.

„Amerykanie uczestniczą we własnym wyścigu zbrojeń. Już na początku pandemii wykupowali broń palną tak samo chętnie jak papier toaletowy” – przekonuje cytowany przez „New York Timesa” Marqueece Harris-Dawson. Ten przedstawiciel rady miejskiej w Los Angeles wie, co mówi: w Kalifornii sprzedaż pistoletów w 2020 r. wzrosła aż o 65 proc.; podobnie jest w całych Stanach.

Jak zabić seksoholizm

Szacuje się, że broń palną posiada już 39 proc. amerykańskich gospodarstw domowych, a do zakupowego zrywu dochodzi po każdym większym ataku z jej użyciem.

Nie inaczej było w marcu tego roku, gdy świat obiegły doniesienia o strzelaninach w salonach masażu w Georgii i supermarkecie w Colorado. Serwis CNN informował wówczas, że w ciągu zaledwie miesiąca o jedną trzecią wzrosła liczba wniosków o tzw. background checks, czyli wymagane przy zakupie broni prześwietlenie przeszłości nabywców. Taką procedurę w marcu rozpoczęło ok. 4,7 mln Amerykanów.

A że pistolet w Stanach można kupić bardzo łatwo, pokazuje przykład 21-letniego Roberta Aarona Longa, który w salonach masażu w Georgii zabił osiem osób. Chłopak kupił broń tuż przed strzelaniną, a sama procedura zajęła mu zaledwie parę minut. Było to możliwe dzięki stanowym przepisom, które zezwalają na taki zakup od ręki, bez kilkudniowego okresu oczekiwania, jaki obowiązuje np. w Kalifornii, Illinois czy na Florydzie.

Po aresztowaniu Longa w mediach zaroiło się od spekulacji, czy gdyby w Georgii obowiązywały większe restrykcje, to może 21-latek zdążyłby ochłonąć i porzucić swoje makabryczne plany. Tym bardziej że w dniu strzelaniny chłopak był w złym stanie psychicznym: noc wcześniej rodzice wyrzucili go z domu za to, że godzinami oglądał w internecie porno- grafię. Wychowany w konserwatywnej baptystycznej rodzinie, Long walczył z obsesją na temat seksu i spędził kilka miesięcy w ośrodku terapii uzależnień. Przekonywał potem policję, że nie bez powodu zaatakował salony masażu: według niego jest to siedlisko zła, które wiedzie innych na pokuszenie.

Złóż sobie karabin

W reakcji na tegoroczne strzelaniny prezydent Joe Biden mówi już o „epidemii przemocy” i podejmuje wysiłki, by ją zatrzymać. W ostatnich miesiącach zapowiedział m.in. walkę z nielegalną sprzedażą broni w dużych miastach, chce też karać autoryzowanych sprzedawców przymykających oko na prześwietlanie przeszłości kupujących; planuje również ukrócić handel tzw. bronią widmo. W tym ostatnim przypadku chodzi o dostępne na rynku zestawy do samodzielnej konstrukcji, z których można złożyć np. karabin maszynowy bez numerów seryjnych – i bez konieczności składania wniosku o background check.

Aby skuteczniej walczyć z przestępczością, prezydent Biden zachęca również władze lokalne do zatrudniania większej liczby policjantów i wprowadzania tzw. prawa czerwonej flagi. To obowiązujące już w 19 stanach przepisy, które umożliwiają sądom tymczasową konfiskatę broni należącej do osoby, która zostanie uznana za zagrażającą sobie lub innym.

Spór bez końca

W kwestii zwiększenia kontroli nad dostępem do broni palnej prezydent USA może jednak zaskakująco mało. Za wprowadzanie kluczowych restrykcji w tej sferze odpowiadają bowiem władze stanowe oraz uchwalający federalną legislację członkowie Kongresu. Ci ostatni pozostają głusi na apele, aby załatać luki prawne, dzięki którym prześwietlanie nabywców nie jest wymagane w przypadku sprzedaży online lub na targach broni.

Wprawdzie stosowna ustawa dotycząca tej kwestii została przegłosowana w marcu przez Izbę Reprezentantów, ale nic nie wskazuje na to, aby udało się to w Senacie. A to za sprawą republikańskich polityków oraz wpływowego w USA lobby na rzecz broni palnej, które od lat skutecznie blokuje wszelkie próby reform. Do rozszerzenia obowiązku prześwietlania nabywców nie doszło nawet po masakrze w podstawówce Sandy Hook w Connecticut w 2012 r., gdy dwudziestolatek zastrzelił sześć nauczycielek i dwadzieścioro uczniów pierwszej klasy.


POKOLENIE MASAKR

JAN SMOLEŃSKI: Zamiast wejść w tradycyjną rolę załamanych ofiar szkolnej masakry, uczniowie z Florydy zainicjowali ruch, który rozlewa się na całą Amerykę. To być może największy zryw społeczny w USA od czasu protestów przeciw wojnie w Wietnamie.


Wysiłki na rzecz ograniczenia dostępu do broni palnej to w USA niekończąca się historia: podczas gdy aktywiści i politycy Partii Demokratycznej apelują o reformy, konserwatyści powołują się na prawo do samoobrony i wykorzystują fakt, że o wszystkim i tak zadecydują reprezentanci kilku słabo zaludnionych republikańskich stanów. Dzieje się tak, gdyż w Senacie do uchwalenia ustawy potrzeba poparcia 60 senatorów, czyli co najmniej dziesięciu Republikanów pochodzących ze stanów, gdzie dostęp do broni palnej jest uważany niemalże za rzecz świętą.

Grzywna dla szeryfa

Kult rewolwerów na amerykańskiej prowincji jest tak powszechny, że niektóre miasta i hrabstwa ogłaszają się mianem „sanktuariów drugiej poprawki”, chroniących posiadaczy broni przed restrykcjami federalnymi (druga poprawka do konstytucji interpretowana jest jako gwarancja do posiadania broni palnej przez obywatela). Ten swego rodzaju ogólnokrajowy ruch nasilił się, odkąd prezydentem został Joe Biden, polityk Partii Demokratycznej – tylko w ostatnich miesiącach status „sanktuarium” ogłosiły władze Montany i Arizony.

„New York Times” alarmuje, że już co najmniej osiem stanów wprowadziło też specjalne wytyczne, które mają zniechęcać lub wręcz zakazywać policji stosowania przepisów federalnych, jeśli można zinterpretować je tak, iż naruszają drugą poprawkę do konstytucji. Np. w Missouri za stosowanie się do niektórych regulacji federalnych szeryfom i policjantom grozi 50 tys. dolarów grzywny (sic!).

To, jaką logiką rządzą się Republikanie i ich zwolennicy, pokazuje fakt, że gdy w USA dochodzi do masakry z użyciem broni palnej, konserwatywne stany dążą do poluzowywania restrykcji – argumentując, że trzeba zapewnić obywatelowi prawo do samoobrony. I tak w ostatnich miesiącach w Montanie zezwolono na noszenie pistoletów na kampusach uniwersyteckich, a w Teksasie umożliwiono przechowywanie broni w pokojach hotelowych.

Najgłośniejszym echem w Stanach odbiło się wprowadzenie przepisów umożliwiających noszenie pistoletów w miejscach publicznych bez odpowiedniego pozwolenia. Takie nowe prawo – uchwalone w tym roku m.in. w Teksasie, Iowa i Tennessee – przeforsowano wbrew oporowi wielu policjantów i szeryfów, którzy przestrzegają przed jeszcze większym wzrostem przemocy na ulicach.

A pomyśleć, że to wszystko dzieje się w kraju, gdzie nawet błaha kłótnia o przesolone frytki może doprowadzić do wygrażania bronią. Ameryce, już zmagającej się z rekordową falą zabójstw, nie wróży to dobrze. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka specjalizująca się w tematyce amerykańskiej, stała współpracowniczka „Tygodnika Powszechnego”. W latach 2018-2020 była korespondentką w USA, skąd m.in. relacjonowała wybory prezydenckie. Publikowała w magazynie „Press”, Weekend Gazeta.pl, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 31/2021