Amerykański lekarz: Większość trafiających do nas ofiar strzelanin jest już w zasadzie martwa

JOSEPH SAKRAN, chirurg: To niedorzeczne, że w wielu stanach USA niemal każdy może kupić broń, która pozwala wystrzelić nawet sto pocisków bez konieczności przeładowania.

17.10.2022

Czyta się kilka minut

W pierwszym półroczu tego roku w Baltimore było 179 zabójstw, większość z użyciem broni palnej; to rekord w historii miasta. Na zdjęciu: dzielnica Highlandtown, gdzie przestępczość jest szczególnie wysoka, 2021 r. / JAHI CHIKWENDIU /THE WASHINGTON POST / GETTY IMAGES
W pierwszym półroczu tego roku w Baltimore było 179 zabójstw, większość z użyciem broni palnej; to rekord w historii miasta. Na zdjęciu: dzielnica Highlandtown, gdzie przestępczość jest szczególnie wysoka, 2021 r. / JAHI CHIKWENDIU /THE WASHINGTON POST / GETTY IMAGES

MARTA ZDZIEBORSKA: W Stanach tak często dochodzi do strzelanin, że mówi się już o kryzysie w zdrowiu publicznym. Czy to pora, by pokazywać ludziom zdjęcia ciał podziurawionych kulami? Niektórzy lekarze wierzą, że tylko to wstrząśnie Ameryką.

JOSEPH SAKRAN: Nie sądzę, żeby to cokolwiek zmieniło. Ludzie za bardzo przyzwyczaili się do newsów o kolejnych strzelaninach. Pokazywanie zdjęć ofiar byłoby zresztą zbyt bolesne dla ich rodzin. Czy wie pani, że po strzelaninie w Uvalde [w czerwcu w szkole podstawowej w Teksasie napastnik zabił 19 uczniów i 2 nauczycieli – red.] rodzice ofiar musieli czekać na wyniki testów DNA? Zwłoki ich dzieci były tak zmasakrowane, że nie dało się zidentyfikować ich w inny sposób. To przerażające kadry, które powinny być zarezerwowane wyłącznie dla służb medycznych, policji i rodzin ofiar.

Jaka jest różnica między ranami postrzałowymi z karabinu AR-15, użytego w Uvalde, a tymi ze zwykłego pistoletu?

Skala obrażeń zależy od prędkości lotu pocisku. W przypadku tego wystrzelonego z karabinu jest ona wyższa, co powoduje poważne zniszczenia tkanek, i to nawet tych, z którymi pocisk nie jest w bezpośrednim kontakcie. Proszę sobie wyobrazić łódź na jeziorze: im szybciej płynie, tym większa tworzy się za nią fala. Pocisk wystrzelony z karabinu AR-15 może ­poćwiartować ramię ofiary, zmienić w miazgę organy wewnętrzne i roztrzaskać kości. Obrażenia są szczególnie śmiertelne wśród dzieci, bo pocisk uderza w ciało, w którym organy i tętnice ściśnięte są na niewielkiej powierzchni.

Dzieci, do których strzelał zamachowiec w Uvalde, nie miały szans?

Niektóre przeżyły. Wszystko zależy od trajektorii lotu pocisku i miejsca uderzenia. Karabiny AR-15 co do zasady sieją większe zniszczenie. Także z uwagi na większe magazynki, nawet o pojemności stu naboi. Ludzie mówią, że tak samo niebezpieczne dla życia może być dźgnięcie nożem. To nieprawda. Pojedynczy nóż nie wyrządzi tak dużej krzywdy jak broń, z której można wystrzelić sto naboi bez konieczności przeładowania. To niedorzeczne i przerażające, że w USA właściwie każdy może kupić karabin z tak dużą pojemnością magazynka.

Jak do tego doszło?

Przede wszystkim należy winić administrację George’a W. Busha. W 2004 r. zniosła federalny zakaz sprzedaży karabinów szturmowych, który obejmował również restrykcje dotyczące pojemności magazynków [Bush zniósł przepisy obowiązujące od 1994 r. – red.]. Niedługo potem wzrosła liczba masowych strzelanin, w których w większości przypadków używano właśnie broni szturmowej. Ale pamiętajmy, że masowe strzelaniny stanowią zaledwie 2 proc. przypadków przemocy z użyciem broni palnej. Reszta to strzelaniny na ulicach miast, samobójstwa i tragedie wywołane niezamierzonym użyciem broni.


PRZECZYTAJ TAKŻE:

WIĘCEJ BOGA, WIĘCEJ STRZELB. RELIGIA A DOSTĘP DO BRONI PALNEJ. Dla chrześcijańskich nacjonalistów próby ograniczania nadanego przez Opatrzność prawa do noszenia broni są bluźniercze >>>


Szacuje się, że aż prawie 5,5 mln dzieci mieszka w domach, gdzie broń trzymana jest w dostępnym dla nich miejscu. A przecież tragedii, w której dziecko zabija przez przypadek swojego brata lub siostrę, można byłoby uniknąć.

Skupmy się na Baltimore, gdzie Pan pracuje w szpitalu. Tylko w pierwszym półroczu tego roku odnotowano 179 zabójstw, w większości z użyciem broni palnej. To rekord w historii tego miasta.

Wzrost liczby zabójstw to ogólnokrajowy trend, ale w Baltimore problem narasta od dawna. Już od siedmiu lat w mieście dochodzi do średnio trzystu zabójstw rocznie. A to nie oddaje w pełni skali: na każde zabójstwo przypadają średnio dwa-trzy przypadki postrzeleń, które nie kończą się śmiercią. W zeszłym roku odnotowano siedemset takich przypadków.

Kto zazwyczaj trafia do Pana na stół operacyjny?

To głównie brązowi i czarni młodzi mężczyźni. Aż 40 proc. z nich powróci do nas z kolejnymi ranami postrzałowymi w ciągu najbliższych pięciu lat.

Skąd ta pewność?

Strzelaniny to w Baltimore problem mocno powiązany z nierównościami społecznymi. Większość sprawców i ofiar mieszka w biednych enklawach, do których zepchnęły ich dekady stosowania dyskryminujących przepisów.

Na przykład jakich?

Spójrzmy na wprowadzoną w latach 30. XX w. politykę mieszkaniową. W jej ramach przyznawano korzystne kredyty hipoteczne białym Amerykanom, co pozwalało im osiedlać się na przedmieściach. Kolorowe społeczności mogły liczyć jedynie na przydział lokalu komunalnego w ściśle do tego przeznaczonych, mniej atrakcyjnych dzielnicach. Nierówności społeczne pogłębiła także amerykańska wojna narkotykowa, która doprowadziła do zaostrzenia kar za posiadanie kokainy w formie cracku, stosowanego głównie wśród biednych czarnoskórych. To sprawiło, że znacznie częściej trafiali oni za kraty niż biali, którzy brali kokainę w proszku, obwarowaną mniejszymi restrykcjami.

Opowiadając o tym wszystkim, wygląda Pan na bardzo zmęczonego. Czy w tym tygodniu miał Pan dużo pacjentów, również tych z ranami postrzałowymi?

W tym konkretnym przypadku przeprowadziłem tylko jedną operację.

To mało, jak na miasto z rekordową liczbą zabójstw.

Niestety większość trafiających do nas ofiar strzelanin jest już w zasadzie martwa. Najczęstszą przyczyną zgonów przy ranach postrzałowych jest wstrząs krwotoczny wynikający ze zbyt dużej utraty krwi. Mówiąc wprost: ludzie wykrwawiają się na śmierć, zanim dotrą do szpitala. Ale na szczęście ostatnio miałem niewiele takich tragicznych przypadków, bo padało.

Nie rozumiem.

Gdy pada deszcz, ludzie częściej zostają w domu i siłą rzeczy dochodzi do mniejszej liczby strzelanin. Oczywiście mówię tutaj o wschodnim Baltimore. Aż 80 proc. naszych pacjentów mieszka w promieniu ośmiu kilometrów od szpitala.

Opowie Pan o tej okolicy?

Wschodnie Baltimore to przykład getta dla kolorowych, o którym już mówiłem. Jak na dłoni widać tu nierówności społeczne będące efektem niesprawiedliwego systemu sądownictwa i niedoinwestowania szkół publicznych.

A gdzie Pan chodził do liceum? Czytałam, że w wieku 17 lat postrzelono Pana w pobliżu szkoły.

W Fairfax w północnej Wirginii. Wychowywałem się tam od dziecka.

Jak doszło do strzelaniny, która niemal pozbawiła Pana życia?

Razem z kolegami po szkolnym meczu piłki nożnej poszliśmy do pobliskiego parku. W pewnym momencie dwóch stojących tam mężczyzn zaczęło się kłócić i doszło do strzelaniny. Jedna z kul trafiła mnie w tętnicę szyjną. Przeżyłem tylko dzięki szybkiemu przewiezieniu do szpitala i dobremu chirurgowi, który przeprowadził u mnie tracheotomię.

Jak długo dochodził Pan do zdrowia?

Spędziłem w szpitalu ponad miesiąc. Przez następne pół roku przeszedłem serię zabiegów. Po powrocie do domu nie było szans, abym szybko zaczął znów chodzić do szkoły. Musiałem nauczyć się na nowo chodzić i mówić. W wyniku strzelaniny mam sparaliżowaną strunę głosową i nerw przeponowy, co sprawia, że mój głos już nigdy nie będzie tak donośny jak kiedyś. Pamiętam, że jeszcze jako nastolatek stresowałem się, że nikt nie usłyszy mnie w towarzystwie. Do dziś obawiam się tego podczas wystąpień publicznych. Na szczęście mam wtedy mikrofon.

Czy wspomnienia powracają, gdy operuje Pan ofiary strzelanin?

Nie. Zazwyczaj przypominają mi się przypadki innych pacjentów. Przyznam, że do dziś najtrudniejsze są dla mnie rozmowy z ich bliskimi. Często opowiadam im swoją historię, bo to pozwala mi skrócić dystans.


PRZECZYTAJ TAKŻE:
Rosyjska agresja na Ukrainę obudziła nie tylko stare polskie strachy przed najazdem ze wschodu. Na polityczną agendę niespodziewanie wrócił temat uproszczenia dostępu do broni palnej >>>>


W przeciwnym razie rodzina pacjenta patrzyłaby na mnie jak na kolejnego białego faceta, który nie wie, z jakimi problemami zmagają się czarnoskórzy w Baltimore. A ja poszedłem na medycynę, bo chciałem ratować innych, tak samo jak chirurg, który podarował mi w życiu drugą szansę.

Wykorzystać tę drugą szansę mieszkańcom Baltimore może być trudno. Bo nawet jeśli przeżyją, to niekiedy zmagają się z poważnymi problemami. Co czeka ofiary strzelanin?

Niektórzy są sparaliżowani, inni do końca swoich dni muszą być podłączeni do respiratora. Zdarzają się pacjenci, u których na skutek licznych operacji nie ma możliwości bezpośredniego zamknięcia jamy brzusznej. W wyniku komplikacji pooperacyjnych chorzy miewają również przetokę jelitową, co wymaga długotrwałego leczenia.

W Stanach, gdzie nie ma powszechnej opieki zdrowotnej, takie leczenie kosztuje nawet setki tysięcy dolarów. Jak radzą sobie pacjenci, których już wcześniej nie było stać na wykupienie polisy ubezpieczeniowej?

Gdy trafiają do nas ludzie z ranami postrzałowymi, nie sprawdzamy, czy mają ubezpieczenie zdrowotne. Przyjmujemy każdego i nie wystawiamy potem za to rachunku. Problemy zaczynają się później. Wielu osób nie stać na koszmarnie drogie leczenie. Mogą liczyć jedynie na zbiórkę internetową lub na pomoc ze strony organizacji pozarządowych.

Czy jest jakiś pacjent, o którym nie może Pan zapomnieć?

Tak, to siedemnastolatek, który kilka lat temu trafił do szpitala z raną postrzałową głowy. Doszło do poważnego uszkodzenia mózgu i nie miał szans na przeżycie. Ta sytuacja kompletnie mnie zdruzgotała: ten chłopak miał tyle samo lat co ja, gdy zostałem postrzelony. Na dodatek jego matka powiedziała mi, że jako pierwszy w rodzinie miał skończyć liceum i planował iść na studia. We wschodnim Baltimore to naprawdę ambitne plany. Nigdy nie zapomnę, gdy po śmierci tego chłopca jego matka podeszła do mnie, położyła rękę na moim ramieniu i spytała, czy dobrze się czuję. A to przecież ona właśnie straciła syna i potrzebowała wsparcia. Takie chwile sprawiają, że wierzę w człowieczeństwo i mam motywację, by dalej wykonywać tę pracę.

Zna Pan okoliczności, w jakich do tego chłopaka strzelano?

Nie znam. Zwykle nie mamy takich informacji na temat pacjentów.

W kwietniu tego roku postrzelony został chirurg z Waszego szpitala. Media podały, że zaatakowali go napastnicy, którzy chcieli mu ukraść samochód. Jak czuje się teraz?

Fizycznie dobrze. To ja go operowałem, gdy trafił do nas z raną postrzałową. Ale nie powiem nic więcej. Nie chcę naruszać jego prywatności.

Przemoc w Maryland stała się jednym z tematów kampanii przed wyborami gubernatorskimi w listopadzie. Jak ocenia Pan propozycje reform kandydata Partii Demokratycznej? Mam wrażenie, że Wes Moore mówi niewiele o zaostrzeniu dostępu do broni.

Bo Moore skupia się na rozwiązaniach, które mają zniwelować nierówności społeczne. A to one w dużej mierze sprzyjają przemocy w takich miastach jak Baltimore. Tu nie chodzi o zabranie ludziom broni, ale np. o powszechne prześwietlanie jej nabywców i promowanie odpowiedzialnego jej przechowywania.

Ale rozumiem, że sprzedaży karabinów szturmowych by Pan zakazał?

Tak, oczywiście. Uważa tak zresztą większość Amerykanów. Mało się o tym mówi, ale wielu członków Narodowego Stowarzyszenia Strzeleckiego (NRA) opowiada się za reformami, jak np. wspomniane powszechne prześwietlanie nabywców [tzw. background checks nie są wymagane podczas transakcji online i na targach broni – red.]. Niestety hamulcowym jest kierownictwo NRA, które od lat lobbuje przeciw restrykcjom.

I jest w tym skuteczne. Usunąć luk prawnych dotyczących prześwietlania nabywców nie udało się nawet po strzelaninie w Sandy Hook w 2012 r. Z rąk zamachowca zginęło wtedy 26 osób, w tym 20 dzieci. Nie uważa Pan, że sprawa zaszła zbyt daleko i jedynym rozwiązaniem jest zniesienie drugiej poprawki do konstytucji?

Podkreślę jeszcze raz: zakazanie ludziom posiadania broni nie jest dobrym rozwiązaniem w naszym społeczeństwie.

To co nim jest? Stany stały się krajem, gdzie osiemnastolatek nie może kupić legalnie piwa, ale może kupić karabin. Amerykańskie miasta zalewa tzw. broń widmo, czyli zestawy do samodzielnej konstrukcji, z których można złożyć np. karabin maszynowy bez numerów seryjnych. Wystarczy złożyć zamówienie online.

Akurat z tym walczą władze Maryland. Niedawno wprowadzono przepisy zakazujące kupowania i sprzedawania broni bez numerów seryjnych. Takie zasady powinny obowiązywać w całych Stanach.

Trzyma Pan w domu broń?

Nie, w żadnym wypadku. Nie wychowywałem się w rodzinie, gdzie czymś naturalnym jest trzymanie pistoletu lub strzelby w domu. Jestem synem imigrantów, którzy przyjechali do Stanów Zjednoczonych po lepsze życie.


PRZECZYTAJ TAKŻE:
ILE JESZCZE OSÓB MUSI ZGINĄĆ, BY W USA ZAOSTRZONO DOSTĘP DO BRONI? >>>>


Nigdy nie przyszło im do głowy, by przechowywać w mieszkaniu broń, a co gorsza, nosić ją przy sobie.

Skąd pochodzą Pana rodzice?

Tata jest Izraelczykiem, a mama Libanką. Poznali się w Izraelu i wyemigrowali do Stanów ponad 40 lat temu.

Jak zareagowali, gdy jako 17-latek zdecydował się Pan zdawać na medycynę?

Od początku zachęcali mnie, żebym przekuł moje doświadczenia w coś konstruktywnego. Nie zapomnę, gdy kilka dni po postrzeleniu patrzyłem w szpitalu na swoje odbicie w lustrze. Widziałem okropne blizny na twarzy i wystającą z szyi rurkę tracheostomijną. Byłem przerażony. Podszedł do mnie wtedy ojciec i powiedział, że mam teraz wybór. Albo zrobię z siebie ofiarę, albo wykorzystam drugą szansę, jaką właśnie dał mi los. Wziąłem sobie te słowa do serca. ©

Autorka jest dziennikarką „Press”.

DR JOSEPH SAKRAN (ur. 1977) jest ordynatorem oddziału chirurgii urazowej w Szpitalu Johnsa Hopkinsa w Baltimore w Maryland – siódmym w kolejności stanie, gdzie dochodzi do największej liczby zabójstw z użyciem broni palnej. W 2018 r. zainicjował internetową akcję #ThisIsOurLane – skupia ona chirurgów sprzeciwiających się polityce Narodowego Stowarzyszenia Strzeleckiego NRA, które blokuje reformy mające zaostrzyć dostęp do broni palnej. W wieku 17 lat Sakran sam padł ofiarą strzelaniny. Po serii operacji i długiej rekonwalescencji postanowił zdawać na medycynę i kształcić się na chirurga urazowego.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka specjalizująca się w tematyce amerykańskiej, stała współpracowniczka „Tygodnika Powszechnego”. W latach 2018-2020 była korespondentką w USA, skąd m.in. relacjonowała wybory prezydenckie. Publikowała w magazynie „Press”, Weekend Gazeta.pl, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 43/2022

W druku ukazał się pod tytułem: Dostałem drugą szansę