Napędzane siłą bezwładu

Po chodnikach największych miast jeżdżą już tysiące elektrycznych hulajnóg. Są uciążliwe dla pieszych i powodują coraz więcej wypadków. Ale dla prawa tak jakby ich nie było.

03.09.2019

Czyta się kilka minut

Wybrzeże Kościuszkowskie w Warszawie, maj 2019 r. / ADAM CHEŁSTOWSKI / FORUM
Wybrzeże Kościuszkowskie w Warszawie, maj 2019 r. / ADAM CHEŁSTOWSKI / FORUM

Jak dobrze trafimy, na początek wystarczy złotówka i w drogę. Każda minuta jazdy to koszt rzędu 50 groszy. A gdy już jesteśmy na miejscu, po prostu ją zostawiamy byle gdzie. Hulajnogowy boom trwa w najlepsze. I nic nie wskazuje na to, by przeminął wraz z nadejściem chłodniejszej aury.

Elektryczne hulajnogi na wynajem to widomy znak działalności tzw. start-upów. Twórcy sieci wypożyczalni podążyli szlakiem przetartym choćby przez Ubera i pokazali, że dzięki ogólnodostępnym technologiom można stworzyć dochodowy biznes. Przy okazji dołożyli cegiełkę do realizacji wizji elektromobilności, o której tak ciepło zawsze wypowiadał się premier Morawiecki. Na razie zamiast miliona aut na prąd mamy więc tysiące tak zasilanych hulajnóg.

Najpierw zagościły we Wrocławiu, Warszawie i Poznaniu. Przez kolejne miesiące zadomowiły się również na ulicach Trójmiasta i Krakowa. Łącznie jest ich już dobre 10 tysięcy, a ta liczba rośnie. Dziś w każdym z tych miast o klientów walczy już po kilku operatorów. Z nieco zapomnianej zabawki dla dzieci (napędzanej siłą mięśni) hulajnogi stały się modnym gadżetem, także dla tych nieco bardziej wyrośniętych. Oprócz wypożyczalni, mamy jeszcze te zupełnie prywatne. W swojej ofercie mają je już nawet operatorzy komórkowi. Jedno jest pewne – e-hulajnogi na dobre wpisały się w pejzaż największych polskich miast.

O tym, jakie niosą ze sobą szanse, ale i wyzwania, pisaliśmy w „Tygodniku” już w marcu. Co zmieniło się przez te blisko pół roku? Co najważniejsze, nie zmieniły się przepisy. Przybyło hulajnóg, nie ubyło pytań i problemów. Zresztą naiwnością byłoby przekonanie, że upływ czasu sam rozwiąże problemy i uporządkuje bałagan, zwłaszcza ten legislacyjny. Szczególnie w kraju, w którym kultura kierujących i pieszych pozostaje sferą wiecznych narzekań.

Nad problemami, jakie pojawiły się wraz z tymi elektrycznymi pojazdami, głowią się nie tylko nad Wisłą. Śmierć 25-latka pod kołami ciężarówki w Paryżu, tragiczny wypadek popularnej brytyjskiej youtuberki – te wydarzenia odbiły się szerokim echem i zmusiły do dyskusji, co dalej z obecnością e-hulajnóg w przestrzeni miejskiej. Zakazać czy jednak ująć w ramy przepisów? Co kraj, to inne podejście. Jedni reagują szybciej, inni wolniej, a jeszcze kolejni – wcale. Niestety, mimo licznych zapowiedzi rządzących, Polskę wciąż trzeba zaliczyć do tej ostatniej grupy. A i u nas tragedie przy udziale hulajnóg już były. Statystyka nieubłaganie podpowiada, że kolejne to pewnie kwestia czasu.

Pędzi na kółkach, a jednak pieszy

– Wraz z pojawieniem się e-hulajnóg przybyło obowiązków naszym inspektorom, którzy na co dzień monitorują zajęcie tzw. pasa drogowego – przyznaje Magdalena Wasiak, rzecznik Zarządu Dróg Miasta Krakowa. To jedno z tych miast, gdzie hulajnogi na minuty trafiły w drugim rzucie, czyli dopiero w tym roku. Jak dodaje, ich obecność oznacza także więcej pracy czysto porządkowej. Inspektorzy, jeśli widzą porzuconą na środku chodnika hulajnogę, po prostu ją przestawiają, by nie stwarzała zagrożenia. Ale nie zawsze się tak da i kilka takich pojazdów zostało przez ZDMK zarekwirowanych.

I to właściwie wszystko, co dziś mogą służby miejskie. – Możemy jeszcze informować, prosić i apelować o kulturę jazdy – dodaje Wasiak. Podobne głosy słychać w pozostałych miastach. Wszyscy z utęsknieniem czekają na obiecane zmiany w prawie. Bo jak na razie kierujący hulajnogą w świetle prawa jest... pieszym, ale jednoznacznej interpretacji brak. Ta luka od miesięcy rodzi przeróżne problemy. Przyznajmy, że mknący po chodniku pojazd średnio mieści się w zdroworozsądkowej definicji pieszego. A za jazdę hulajnogą po ścieżce rowerowej grozi mandat, nawet 500 złotych.

W zasadzie równie bezradna co służby miejskie jest policja. Bo jak np. ukarać kierującego hulajnogą, który jest po paru głębszych? Wszak to wciąż pieszy. Przepisy rodzą więcej niejasności. Głośno było choćby o sprawie z Warszawy, gdzie potrącona przez hulajnogę kobieta została początkowo uznana za winną i ukarana mandatem.

Policja nie prowadzi oddzielnych statystyk wypadków z udziałem hulajnóg, ale jej przedstawiciele przyznają, że problem narasta. Widać to też po liczbie medialnych doniesień o kolejnych takich przypadkach. W bardziej obrazowy sposób pokazują to relacje lekarzy. „Dziś blisko 7 godzin składaliśmy roztrzaskaną żuchwę u 19-latka, który przewrócił się na hulajnodze. Potworny uraz, ekstremalny zabieg z dużym ryzykiem trwałego kalectwa, mimo naszych wysiłków (...) Niemal każdego dnia ktoś łamie sobie kości twarzo­czaszki na hulajnodze w Warszawie” – pisał na Facebooku warszawski chirurg Marcin Socha.

Urządzenia transportu osobistego

Z luką w przepisach uporały się już Niemcy. Co ciekawe, jeszcze nie tak dawno elektryczne hulajnogi w ogóle nie mogły tam jeździć po drogach publicznych. Teraz ich ruch przeniesiono na ścieżki rowerowe. W wyjątkowych sytuacjach mogą poruszać się po chodnikach i jezdniach. Każdy pojazd musi mieć nie tylko dzwonek czy światła, ale i ubezpieczenie OC. Wreszcie, ich prędkość ograniczono do 20 km/h, a kierujący nie może mieć więcej niż 0,5 promila alkoholu we krwi. Nieco bardziej restrykcyjnie podeszli do tematu Francuzi. Tam bowiem e-hulajnogom zabroniono wjazdu na chodniki.


Czytaj także: PIotr Kozanecki: Elektryczną hulajnogą w czarną dziurę


Propozycje zapowiadane przez naszych rządzących wyglądają podobnie. Najważniejsza różnica jest ciągle ta sama – nasze regulacje wciąż nie weszły w życie. I wcale nie ma pewności, że to się stanie prędko. Projekt zmian w prawie już jest. Termin zakończenia prac? Trzeci kwartał. A potem ustawa jeszcze będzie musiała przejść przez parlament. PiS co prawda już nieraz pokazało, że potrafi wyjątkowo sprawnie zmieniać prawo, ale akurat w tym przypadku legislacyjne młyny mielą wolno.

Jeśli nic się w trakcie uzgodnień między resortami oraz prac w Sejmie nie zmieni, to e-hulajnogi formalnie staną się rowerami, których definicja zostanie poszerzona właśnie o tzw. urządzenia transportu osobistego (UTO). Do tej kategorii wpadną więc również segwaye czy elektryczne jednokołowe skutery. Kierujących będą obowiązywały wszystkie nakazy, zakazy oraz regulacje już obejmujące rowerzystów. Dojdą jednak ważne zakazy: używania ich przez osoby poniżej 10. roku życia oraz pozostawiania w miejscach, gdzie mogą stwarzać zagrożenie. A przede wszystkim UTO mają się przenieść na drogi rowerowe. I tu rodzą się wątpliwości, które podnoszą krytycy tego projektu. Bo w określonych przypadkach hulajnogi i tak będą mogły poruszać się po chodnikach. Patrząc na stan naszej infrastruktury rowerowej, zapisany w przepisach wyjątek szybko może zmienić się w regułę. Choć na plus należy zaliczyć fakt, że policja dostanie narzędzie do walki z łamiącymi przepisy. W krytycznych głosach słychać też kolejne argumenty – że jednak maksymalna prędkość powinna być niższa, ustawa zaś powinna zawierać bezwzględny prymat pieszych na chodnikach.

A co z jazdą w stanie nietrzeźwości, która w przypadku rowerów jest dziś wykroczeniem? Prawnicy zwracają uwagę na nieścisłości. W kodeksie karnym mamy bowiem zapis o jeździe w stanie nietrzeźwości pojazdem mechanicznym. I to już jest przestępstwo, za które grożą nawet dwa lata odsiadki. Zdaniem ekspertów elektryczna hulajnoga jak najbardziej wpisuje się w tę definicję, bo przecież nie jest napędzana siłą mięśni. Albo więc twórcy ustawy doprecyzują prawo, albo interpretacja ostatecznie będzie leżała w gestii sądów. Ta dyskusja wróci z całą mocą, gdy rządowy projekt trafi już do Sejmu. Zapewne nie ograniczy się jedynie do tego, po czym i jak szybko jeździć. Podniosą się i głosy dotyczące kwestii bezpieczeństwa czy problemów ekologicznych, jakie powstają w związku z krótką żywotnością baterii, a może nawet kwestia „sprawiedliwości”, po tym, jak okazało się, że jedna z sieci dostarcza do Polski... słabsze hulajnogi niż np. do Niemiec.

Od nowa w następnej kadencji

Pogarszająca się aura zapewne nieco osłabi zainteresowanie hulajnogami. Ale jednocześnie trudniejsze warunki pogodowe mogą wpłynąć na wzrost liczby wypadków. Z zapowiedzi rządu wynika, że na wejście w życie przepisów musimy poczekać do początku 2020 r. Nie uznano, że jest to kwestia wymagająca szybkiej ścieżki legislacyjnej. Nawet jeśli projekt zdąży jeszcze trafić we wrześniu do Sejmu, choćby w ramach spełniania przedwyborczych obietnic, to zakończy swój żywot wraz z dobiegającą końca kadencją parlamentu. W kolejnej cała machina będzie musiała ruszyć od nowa.

Jak na razie nie widać, by była to kwestia, którą władze chcą możliwie szybko się zająć. Przed wyborami są też istotniejsze dla niej sprawy. Oby tylko impulsem do działania nie była jakaś tragedia. ©

 

Autor jest dziennikarzem Onet.pl. Stale współpracuje z „TP”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 36/2019