Służba specjalnej troski

Służba Ochrony Państwa właśnie straciła szefa, a po kolejnych wpadkach trudno znaleźć jej obrońców. Jak kolejne zamieszanie wpłynie na bezpieczeństwo VIP-ów?

04.03.2019

Czyta się kilka minut

Prezydent Andrzej Duda wręcza nominacje na wyższy stopień oficerom SOP. Belweder, Warszawa, czerwiec 2018 r. / ADAM CHEŁSTOWSKI / FORUM
Prezydent Andrzej Duda wręcza nominacje na wyższy stopień oficerom SOP. Belweder, Warszawa, czerwiec 2018 r. / ADAM CHEŁSTOWSKI / FORUM

Tomasz Miłkowski wytrzymał na czele SOP blisko dwa lata. Przeprowadził jej transformację – od Biura Ochrony Rządu do Służby Ochrony Państwa. Oficjalnie odchodzi w atmosferze zrozumienia i po rozmowach z szefem MSWiA. Ale wiele wskazuje na to, że czara goryczy po prostu się przelała.

SOP od miesięcy nie miał dobrej passy. Wszystko za sprawą problemów kadrowych, które zaowocowały kolejnymi wpadkami. Jedne były drobne i nie zawsze trafiały do mediów, inne już poważniejsze, jak choćby kolejne stłuczki rządowych kolumn, zostały zauważone i szeroko komentowane. Kosztem wizerunku służby, której daleko było do profesjonalizmu amerykańskiej Secret Service.

Sam generał dołożył swoje. Echem odbiła się jego rozmowa w TVN24, gdzie tłumaczył się z kolejnej stłuczki z udziałem kolumny Beaty Szydło. Choć przyznał, że „pewnie zdarzają się one za często”, to od razu zaznaczył, że w tym samym dniu w kraju doszło do prawie 1400 kolizji. „Tak się zdarza, bo tak ruch drogowy czasami wygląda” – dodał.

SOP wielokrotnie zapewniał, że sytuacja jest pod kontrolą, a służba realizuje zadania. Przecieki wskazywały na coś zupełnie innego – młodzi stażem funkcjonariusze po prostu sobie nie radzą, a doświadczonych zostało niewielu. Do tego doszły problemy we współpracy z innymi służbami z zagranicy. Sam komendant miał zaś zyskać pseudonim „wtorek-czwartek”, bo tylko w tych dniach zwykł pojawiać się w biurze przy ul. Podchorążych.

Stłuczka za stłuczką

Najgroźniejsze wypadki miały miejsce w 2016 i 2017 r. Najpierw o krok od tragedii był prezydent Duda, w którego limuzynie pękła opona. Uratowały go umiejętności kierowcy. Rok później w wypadku uczestniczyła premier Szydło. Czy po tych zdarzeniach na pewno wyciągnięto właściwe wnioski? Owszem, zmienił się szef, potem nazwa formacji, ale mijały kolejne miesiące, a kolumny z VIP-ami uczestniczyły w kolejnych „zdarzeniach drogowych”. Media co chwilę rozpisywały się o stłuczkach oraz problemach samochodów SOP i ich kierowców. Liczba takich sytuacji wzrosła do niepokojącego poziomu.


Czytaj także: Rafał Zychal: Stłuczka wagi państwowej


Kłopoty w tej służbie nawarstwiały się od lat i sięgają jeszcze czasów jej poprzedniczki, czyli BOR. Teraz obserwujemy ich kulminację. Po kolejnych zmianach w formacji brakuje doświadczonych funkcjonariuszy. Młodzi wciąż się uczą, niekoniecznie pod okiem najlepszych. A to oznacza, że są dużo bardziej narażeni na kolejne błędy. W tle są także pieniądze: funkcjonariusz rozpoczynający pracę może liczyć na niewiele ponad 2000 zł. Rząd PiS dał im podwyżkę, ale nie tak sowitą jak innym służbom. To było kolejnym argumentem dla tych starszych, by jednak wybrać się na emeryturę.

Gdy BOR zmieniał się w SOP, ze służby odeszło nawet 200 doświadczonych funkcjonariuszy. – To dla mnie najbardziej bolesna kwestia. Zawsze miałem 100-200 opracowanych kandydatur w szufladzie i komfort wyboru. Dziś raczej widzę negatywną selekcję, to nie są kandydaci „pierwszego sortu” – zauważa Mirosław Gawor.

– Pojawili się ludzie z innych służb, policji czy służby więziennej. Mam szacunek do wszystkich, ale specyfika pracy w SOP jest inna. Jeśli przychodzą osoby, które nie znają się na tej robocie, to niestety popełniają błędy – kwituje Andrzej Pawlikowski, dwukrotny szef BOR.

Do trzech razy sztuka?

Co trzeba zrobić, by odwrócić ten niekorzystny trend? Dosypać pieniędzy? Tego nigdy za wiele, zwłaszcza w tak newralgicznym obszarze państwa, który po macoszemu traktowany jest od dawna. Trudniejsza jest jednak odpowiedź na inne pytanie: kto się podejmie misji naprawy?

– Ja już swoją misję miałem – mówi krótko gen. Andrzej Pawlikowski, szef. To on przygotował plan zmian i transformacji tej służby w SOP. – Mój projekt trafił na biurka najważniejszych osób w państwie. Gdy powstała nowa służba, zrealizowano z niego około 40 proc. Reszta? Politycy powiedzieli „nie”. Gdyby został wdrożony w całości, nie mielibyśmy dziś problemów, które obserwujemy od pewnego czasu – zapewnia.

Co, jego zdaniem, należy zrobić w pierwszej kolejności? – Zagwarantować odpowiednie zarobki, ale też przeprosić się z niektórymi starszymi funkcjonariuszami. I przekonać ich, żeby wrócili do służby – odpowiada.

Mimo wielu różnic, dziś patrząc na to, co się dzieje w SOP, byli szefowie formacji mówią właściwie jednym głosem. – Jeśli słyszę w mediach, że pod dom premiera podjeżdża funkcjonariusz, przypadkowo uruchamia koguty, nie umie ich wyłączyć, budzi ludzi, a na koniec zatrzaskuje samochód, to łapię się za głowę. To nie do pomyślenia – mówi gen. Marian Janicki, szef BOR w latach 2007-13. – Tam nie może być przypadkowych ludzi, z kierowcą na czele. Takim samochodem naprawdę trzeba umieć jeździć – dodaje.

Sytuacja, o której wspomina, miała spotkać Mateusza Morawieckiego. Rzecznik SOP zdementował jednak te doniesienia. „W ostatnich miesiącach wiele razy media publikowały treści dotyczące SOP, które nie miały wiele wspólnego z prawdą” – napisano dalej w komunikacie. Podobne pojawiały się praktycznie po każdej informacji o kłopotach tej służby.

Co po służbie?

Janicki mówi wprost: – Od ręki mogę wymienić nazwiska 30 osób, które byłyby gotowe wrócić i pomóc w szkoleniu funkcjonariuszy. Takich ludzi z pewnością jest więcej. Ale dodaje od razu, że najpierw musiałby się też zmienić klimat polityczny wokół tej służby. Zdaniem byłego szefa BOR obecna ekipa raczej na taki krok się nie zdecyduje.

– Chodzi również o personalia. Jeśli miałbym wrócić i współpracować z wiceministrem Jarosławem Zielińskim, to dziękuję, nie znajdziemy wspólnego języka. Są jednak ludzie, którzy potraktowani uczciwie i rzetelnie mogą tam wrócić i pomóc odbudować wiarygodność tej służby. Ale na zdrowych zasadach – zastrzega z kolei generał Gawor. Akurat kierownictwo MSWiA wkrótce czeka mała rewolucja: szef resortu wybiera się do Brukseli, a nazwisko Zielińskiego krąży na giełdzie nazwisk osób, które mogą zasilić inne ministerstwa. Tylko czy to coś zmieni?

Co dziś robią byli funkcjonariusze BOR? Andrzej Pawlikowski miał epizod w CBA. Później, wraz z kolegami z innych służb, założył własną firmę. Mieli doświadczenie i kontakty, więc zajęli się doradztwem w kwestiach bezpieczeństwa. Marian Janicki również trafił do biznesu, a dziś jest radnym PO. A funkcjonariusze niższego szczebla? Spore grono wybrało pracę w firmach zajmujących się ochroną. Trafili więc m.in. do GROM Group znanej z tego, że odpowiada za bezpieczeństwo prezesa PiS. Inni strzegą najbogatszych Polaków, zajmują się szkoleniami, analizą zagrożeń czy ochroną bezpieczeństwa spotkań. Są też wynajmowani jako kierowcy czy ochroniarze znanych osobistości, które odwiedzają Polskę. Część tego środowiska skupiła się wokół Fundacji Byłych Funkcjonariuszy Biura Ochrony Rządu, która pełni rolę swoistej „bazy kontaktów” dla tych, którzy potrzebują fachowców w tej dziedzinie. Najczęściej jednak muszą radzić sobie sami i polegać na kontaktach z czasów służby.

– Niestety, w Polsce brakuje systemu, jaki jest choćby w USA czy Izraelu. Tam działają instytucje, które pozyskują informację, że funkcjonariusz ma zamiar przejść na emeryturę. Wtedy przedstawiają mu propozycję pracy w innych formacjach, w charakterze doradcy. Chodzi po prostu o to, by wykorzystać ich wiedzę – mówi gen. Pawlikowski. A to nie jedyny obszar w naszym państwie, który boryka się z podobną bolączką

Problemy były zawsze

Kłopoty w BOR nie pojawiły się wraz z początkiem rządów PiS. W 2015 r. w limuzynie wiozącej marszałka Sejmu Radosława Sikorskiego pękły dwie opony. Mało kto już pamięta, ale w 1992 r. w stronę kolumny z premier Suchocką strzały zdołał oddać policjant. Na szczęście z broni gazowej.

Kolejni szefowie przyznają, że zawsze zmagali się także z pustkami w kasie. – O każdą kwotę musiałem walczyć, wyrywać pieniądze na sprzęt – mówi gen. Janicki. – Musieliśmy szukać rezerw, reperowaliśmy samochody na własną rękę. Zdawaliśmy sobie sprawę, że jeśli chodzi o poziom wyszkolenia, to nie odstajemy od najlepszych. Ale już na ich wyposażenie patrzyliśmy z zazdrością – dodaje gen. Gawor. Obaj zazdroszczą też SOP obecnego budżetu.

I wreszcie, polityka. Ona w tej służbie była zawsze – sugestie, naciski, nepotyzm, ale i chęć przypodobania się swoim szefom. „Borowikom” i politykom nigdy nie współpracowało się łatwo – ci drudzy nie zawsze chcieli się podporządkować i, jak choćby Donald Tusk, szukali prywatności próbując uciekać ochronie. Swoje perypetie mieli też prezydenci – Kwaśniewski czy Komorowski. To rodziło kłopoty i napięcia.

– Szefem tej formacji powinien być człowiek, który siądzie naprzeciw premiera czy ministra i będzie z nim otwarcie dyskutował. Trzeba być na tyle dojrzałym i mieć mocny charakter, by się tym naciskom umieć przeciwstawić. A jeśli nie, nie wróżę sukcesu ani szacunku u podwładnych – dodaje Gawor.

Co z bezpieczeństwem VIP-ów?

Sytuacja w SOP przypomina dziś nieco anegdotę o trzech kopertach, które odchodzący szef wręcza następcy. Zrzucenie winy na poprzedników już było, za sobą mamy też reformę – czyli rady z pierwszych dwóch kopert. Pozostaje trzecia, a w niej kartka: przygotuj trzy koperty... Problem w tym, że bezpieczeństwo najważniejszych osób w państwie to nie temat do anegdot. Zwłaszcza że i ta służba w przeszłości musiała się zmierzyć z trudnymi sytuacjami: zamachem na ambasadora w Iraku czy katastrofą w Smoleńsku. W obu przypadkach ginęli jej funkcjonariusze.

Czy osoby pod opieką SOP mogą się czuć bezpieczne? – Wierzę, że tak. Szefowie ochrony prezydenta czy premiera to doświadczone osoby, sam wyznaczałem część z nich. Przeszli kolejne szczeble, także bojowe, byli w grupie, która odpierała atak na ambasadora Pietrzaka. Oni robią wszystko, by to bezpieczeństwo zapewnić. Bardziej martwię się o kierowców – przyznaje gen. Pawlikowski. Mniej optymistyczne zdanie ma generał Janicki: – Dziś największym zagrożeniem dla osób ochranianych jest ich ochrona.

Po ostatnich doniesieniach kontrolę w SOP rozpoczyna NIK. Raport poznamy dopiero w przyszłym roku. Zmiany muszą nastąpić wcześniej. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 10/2019