Najstarszy premier świata

Nieoczekiwanie dla samych siebie Malezyjczycy odwołali rządzącą od 60 lat koalicję, zastępując ją opozycją – z jej 92-letnim liderem. Trwa festiwal demokracji. Ale ludzie obiecują sobie więcej niż tylko chwilową fetę.

28.05.2018

Czyta się kilka minut

Nowy premier Malezji, 92-letni Mahathir Mohamed. Kuala Lumpur, 11 maja 2018 r. / SADIQ ASYRAF / AP / EAST NEWS
Nowy premier Malezji, 92-letni Mahathir Mohamed. Kuala Lumpur, 11 maja 2018 r. / SADIQ ASYRAF / AP / EAST NEWS

Zmianę najbardziej widać w ludziach. W kopitiamach (ulicznych kawiarniach), nad czarną kawą i tostami z jajkiem, jak zwykle błyskają ekrany smartfonów i szeleszczą stronice dzienników. Ale teraz już nie tylko ogląda się i czyta, również głośno i publicznie komentuje. Polityka, dotąd dyskutowana głównie w domach i rzadziej w mediach społecznościowych, z dnia na dzień przeniosła się na ulice. – Zupełnie jakby nagle wróciła wolność słowa, ludzie przestali się bać – mówi Neeraj, mieszkający w Kuala Lumpur marketingowiec dużej firmy.

Ludzie wymieniają się nie tylko satyrycznymi memami, ale także artykułami. I tajemnicami poliszynela, które długo trzymano tu na lepsze czasy. Na jaw wychodzą wątpliwe interesy byłego już premiera Najiba Razaka i jego rodziny, ekstrawaganckie zakupy jego żony. A także zeznania świadków tajemniczych morderstw, w które zamieszane są osoby powiązane z byłym szefem rządu. Media, dotąd ostrożnie podejmujące takie tematy, całkiem zmieniły ton. – To wszystko jest lepsze niż kablówka, Bollywood i koreańska telenowela razem wzięte – ekscytuje się Neeraj, który z wieczornych seansów filmowych przestawił się na programy informacyjne.

Rozliczanie rządzących to dla Malezyjczyków nowość. Bo tak ogromnej zmiany nie było w tutejszej polityce nigdy. Od 1957 r., czyli od uzyskania niepodległości od Wielkiej Brytanii, tym 30-milionowym dziś krajem rządziła ta sama koalicja: Barisan Nasional (Front Narodowy). Wydawało się, że porządzi jeszcze długo.

Tymczasem wybory wygrał niespodziewanie centrolewicowy Pakatan Harapan (Pakt Nadziei), na którego czele stanął 92-letni Mahathir Mohamed – dawny premier, kiedyś mentor Najiba Razaka. Zwycięski Mahathir został najstarszym na świecie wybranym w powszechnych wyborach przywódcą państwa. Paradoksalnie może to odświeżyć malezyjskie życie publiczne.

Kneblowana demokracja

Nowy rząd, zaprzysiężony w połowie maja, zaczął od konkretów: z więzienia wypuszczono ważnego lidera opozycji Anwara Ibrahima, premierowi Najibowi zakazano wyjazdu za granicę i zarządzono przeszukanie jego rodzinnych posesji. Policjanci zabezpieczyli tam biżuterię, warte kilkaset tysięcy dolarów torebki byłej pierwszej damy i gotówkę. Błyskawicznie zniesiono niepopularny podatek od dóbr i usług.

Nowy-stary premier zapowiedział też, że będzie pilnował niskich cen paliw, ukróci korupcję i odchudzi administrację (o 17 tys. pracowników). Ma też na nowo otworzyć śledztwa w sprawie licznych afer, w które zamieszany jest jego poprzednik – np. prześwietlić zawarte przez niego umowy inwestycyjne z Chinami. Za premierostwa Najiba, trwającego od 2009 r., Malezja bardzo zbliżyła się do Pekinu, który inwestuje w całym regionie, by zapewnić sobie dostęp do zagranicznych rynków zbytu i surowców. Coraz głośniej mówi się, że Malezja może przy okazji wpaść w chińską pułapkę kredytową, jak wcześniej przydarzyło się to Sri Lance.

Na liście priorytetów Paktu Nadziei nie znalazła się natomiast likwidacja ustawy o fake newsach, wprowadzonej tuż przed wyborami, która poważnie ograniczała wolność słowa. Najib Razak natychmiast użył jej do gróźb pod adresem Mahathira.

W kraju, w którym formalnie działają wszystkie instytucje demokratyczne, ale media są ściśle kontrolowane, studentów dziennikarstwa od dawna uczono, by rządu na wszelki wypadek nie krytykować. W tegorocznym World Press ­Freedom Index – rankingu wolności prasy, opracowywanym przez organizację Reporterzy bez Granic – Malezja zajęła 145. miejsce (na 179 notowanych krajów). Dla porównania: Polska, po dużym spadku, znalazła się na 58. miejscu (jeszcze przed trzema laty była na 18. lokacie).

Większość informacji niewygodnych dla poprzedniego rządu rozchodziła się więc wśród Malezyjczyków przez media społecznościowe i komunikatory, jak WhatsApp i WeChat. Za ich pośrednictwem udostępniano informacje z nieprawo­myślnych portali. Rząd cenzurował wprawdzie internet, ale ograniczenia łatwo można obejść przy pomocy serwerów VPN.

Jak będzie z tym teraz? Po przejęciu władzy Mahathir ani formalnie nie rozluźnił cenzury, ani nie zlikwidował ustawy, choć obiecał się jej dokładnie przyjrzeć.

Zresztą to nie polityczna wojna informacyjna jest priorytetem nowego rządu. Kraj ma wiele problemów, które wymagają szybkich recept.

Zmęczony Tygrys

Malezja jest jednym z najzamożniejszych krajów Azji, choć z zazdrością patrzy na znane z bogactwa sąsiednie państewka: Singapur i Brunei. Dawniej była zaliczana do tzw. tygrysów Azji – i to właśnie Mahathir Mohamed, premier przez ponad 20 lat, jest uważany za ojca gospodarczego cudu w dwóch ostatnich dekadach XX w.

Dziś gospodarka zwolniła, choć Kuala Lumpur pozostaje stale rosnącą świątynią handlu i konsumpcji, budowaną rękami robotników sprowadzanych z całej Azji Południowo-Wschodniej. Lotnisko, rosnąca sieć metra, drapacze chmur i ogromna liczba centrów handlowych (malezyjska stolica ma ich blisko sto) mogą robić wrażenie. Ale na zaniedbanej prowincji widać, jak nierówny to rozwój.

Skrajny przykład to miasto Kelantan – jakieś 400 km na północny wschód od stolicy, przy granicy z Tajlandią. To najbiedniejszy (pod względem dochodu w przeliczeniu na mieszkańca) i jeden z najbardziej konserwatywnych malezyjskich stanów. Miejscowi przechowują tradycyjną kulturę i jako jedni z nielicznych do zapisu języka malajskiego używają alfabetu arabskiego, a nie łacińskiego.

To tutaj stoją najstarsze w kraju, 300-letnie drewniane meczety, nie ma za to dobrych dróg ani pracy. Poza szczęśliwcami z rządowymi posadami stałe zajęcie mają tu głównie drobni przedsiębiorcy: sprzedawcy jedzenia, ubrań i rzemieślnicy. Drewniane kelantańskie wsie sprawiają wrażenie sennych i zapomnianych. Podobnie jak w całej Malezji, w ostatnich latach za sprawą nowego podatku od dóbr i usług oraz likwidacji dopłat do benzyny bardzo wzrosły tu koszty życia. Rośnie też bezrobocie wśród młodych. Jeśli Najib Razak miał szansę na głosy miejscowych, roztrwonił je. Kelantan znów głosował na islamistyczną partię PAS.

Poparcie Najib tracił zresztą w całym kraju już od lat. W 2013 r. władzę udało mu się utrzymać tylko dzięki manipulacjom przy okręgach wyborczych. Ostatecznie teraz wyborcy – niezależnie od ich pochodzenia etnicznego i religii – pokazali mu czerwoną kartkę, za obojętność na sprawy obywateli, skrajną korupcję i nepotyzm.

Globalna afera

Gwoździem do trumny rządu Najiba Razaka stała się wielka międzynarodowa afera korupcyjna, która wybuchła, gdy okazało się, że z rządowej spółki 1Malaysia Development Berhad (1MDB) „wyparowało” 4,5 mld dolarów. Utworzony przez nią fundusz rozwojowy miał stymulować gospodarkę i zapewnić Kuala Lumpur jeszcze szybszy rozwój.

Według dziennika „Wall Street Journal” 700 mln dolarów wylądowało na prywatnych kontach malezyjskiego premiera (późniejsze doniesienia mówiły o ponad miliardzie). Sprawa zahaczyła o ­Hollywood i film „Wilk z Wall Street” z Leonardem DiCaprio: okazało się, że firma, która go wyprodukowała, należała do pasierba Najiba i wykorzystywano ją do prania brudnych pieniędzy. DiCaprio musiał się od niej publicznie odciąć, a śledztwa w sprawie nielegalnych interesów premiera Malezji otwarto w USA, Szwajcarii, Hongkongu, Singapurze, Luksemburgu, Zjednoczonych Emiratach Arabskich i na Seszelach.

Najib zaprzeczał wszystkim zarzutom i mówił, że pieniądze – owszem – dostał, ale nie z funduszu 1MDB, lecz jako bezinteresowny prezent od saudyjskiej rodziny królewskiej. Saudowie potwierdzili jego wersję po tym, jak większą część rzekomo wcześniej przekazanej kwoty przelał na ich konto. Nowo mianowany przez Najiba prokurator generalny uznał sprawę za zamkniętą, ale w niewinność jego przełożonego już mało kto wierzył.

Emeryt Mahathir Mohamed opuścił główną partię koalicyjną UMNO właśnie po ujawnieniu skandalu 1MDB – jak powiedział: ze wstydu. Z emerytury wrócił kilka miesięcy temu, by poprowadzić do zwycięstwa opozycję.

Ojciec autokrata

Za swojego poprzedniego premierostwa Mahathir – ojciec malezyjskiego sukcesu – był jednak autokratą, krytykowanym za łamanie praw człowieka, kneblowanie mediów i bezlitosne tępienie przeciwników.

Jedną z jego ofiar był dawny sojusznik, Anwar Ibrahim. Gdy, założywszy własną partię, zaczął on krytykować politykę mentora, ten doprowadził do jego aresztowania pod zarzutem korupcji i uprawiania seksu z innym mężczyzną. Zarzuty powtórzyły się za rządów Najiba, w czym powszechnie widziano walkę z niebezpiecznym konkurentem. Tym razem jednak priorytetem było usunięcie Najiba z fotela premiera. Mahathir załatwił więc Anwarowi królewskie ułaskawienie i zapowiedział, że za dwa lata przekaże mu władzę.

Dr Mohamed Nawab, politolog z singapurskiego Nanyang Technological University, uważa, że tym razem 92-letni ­Mahathir nie pokaże swojej autokratycznej strony. – Stoi na czele szerokiej koalicji i każdy krok będzie musiał konsultować z sojusznikami – mówi Nawab. Najważniejszymi wśród nich są miejscowi Chińczycy z Democratic Action Party, co może doprowadzić do pewnych zmian w relacjach między malezyjskimi grupami etnicznymi.

Krucha równowaga

Malezyjskie społeczeństwo jest bowiem wieloetniczne: przeważają muzułmańscy Malajowie (ok. 65 proc. ludności), ale są też mieszkający tu od 300 lat Chińczycy i Indusi, rdzenna ludność i imigranci z sąsiednich krajów (ok. 10 proc. ludności to chrześcijanie, a ok. 6 proc. – hinduiści).

Dawniej to malezyjscy Chińczycy kontrolowali gospodarkę i do dziś to oni najlepiej radzą sobie w biznesie. Po uzyskaniu niepodległości Malajowie obawiali się, że – będąc większością – zostaną zepchnięci do roli obywateli drugiej kategorii, poparli więc masowo ideologię malajskiej dominacji. W 1969 r. wybuchły krwawe antychińskie zamieszki, w których zginęło co najmniej kilkaset osób.

Aby zapobiec kolejnym takim wybuchom, rząd wprowadził system bumiputra (w sanskrycie: syn ziemi). Dał Malajom pierwszeństwo w zatrudnieniu na rządowych posadach i w państwowych spółkach oraz łatwiejszy dostęp na wyższe uczelnie. Choć system otwarcie dyskryminuje mniejszości, to od dziesięcioleci utrzymuje kruchą harmonię między społecznościami.

– Od dobrej dekady Chińczycy starają się o większe polityczne wpływy, ale Malajowie z prowincji bardzo się tego obawiają – tłumaczy dr Nawab. – Nowy rząd z jednej strony musi zapewnić Chińczykom reprezentację, ale z drugiej nie może przesadnie chronić ich interesów, bo to zaszkodziłoby mu w kolejnych wyborach. Większość elektoratu to w końcu Malajowie i to w tej grupie przyrost naturalny jest najwyższy, dlatego polityka bumiputra może być co najwyżej kosmetycznie modyfikowana.

Rzeczywiście, Mahathir zapewnił muzułmańską większość, że jej przywileje i specjalne traktowanie islamu zostaną zachowane.

Dalej od Chin

Zmiany akcentów można się spodziewać w polityce zagranicznej. – Malezja tradycyjnie utrzymywała dobre stosunki zarówno z Chinami, jak też z USA, oraz równy dystans wobec obojga. Mahathir wróci do tej tradycji i będzie się chciał upewnić, że interesy kraju nie zostaną naruszone przez umowy z Chinami czy Singapurem – mówi politolog Nawab.

Malezja to ważny element w geopolitycznej układance Azji. Leży nad strategicznie kluczową cieśniną Malakka, łączącą Morze Południowochińskie z Oceanem Indyjskim i Pacyfikiem. Rocznie przepływa tędy 100 tys. statków. Przez cieśninę do Chin płynie ropa z Zatoki Perskiej, a na zachód chińskie produkty. Cieśnina jest ważna także dla Indonezji, Tajwanu, Korei Południowej i Japonii. W sumie od tego przejścia morskiego zależna jest czwarta część światowego handlu morskiego.

Z myślą o projekcie Morskiego Szlaku Jedwabnego Chińczycy rozbudowują i budują w Malezji porty i kolej (powstająca linia ma w 2024 r. połączyć cieśninę Malakka ze wschodnimi stanami Terranganu i Kelantan i dalej z Tajlandią), wznoszą apartamentowce i fabryki. Ale teraz, po ostatnich wyborach, w dobrym guście leży publiczne wyrażanie sceptycyzmu w sprawie chińskich inwestycji i zaniepokojenia przekazywaniem pod nie malezyjskiej ziemi.

Wzmocnieni obywatele

Tu wątpliwości nie ma: głównymi zwycięzcami majowych wyborów są demokracja i obywatele. Dotąd wydawało się, że przegrywają na wszystkich frontach. Przekonanie o wszechmocy rządu było powszechne, a organizowane w 2013 r. bezskuteczne protesty przeciw manipulacjom wyborczym jeszcze wzmocniły poczucie bezsilności.

Tymczasem polityka rządu coraz bardziej odbiegała nie tylko od potrzeb gospodarczych, ale też od stylu życia większości ludzi, zwłaszcza młodego pokolenia. W 2017 r. państwowe media otrzymały zakaz – dla młodych niezrozumiały – rozpowszechniania portorykańskiego tanecznego przeboju „Despacito”, którego tekst był jakoby sprzeczny z islamskimi wartościami. Efekt? W ramach protestu utwór masowo grano w barach w całym kraju.

Organizacje pozarządowe, które teraz wzywały do uczciwych wyborów, wspierane były przez świeżą krew: młodych profesjonalistów, którzy zgrzytali zębami na nierówny dostęp do rządowych posad, nawet dla Malajów.

Hanifi, 29-letni projektant wnętrz i konserwator zabytków, przez kilka lat nie mógł znaleźć pracy. Sił próbował w ministerstwach, w galeriach i muzeach. Jak tłumaczy, zajęcie znajdowali tam tylko ludzie związani z politycznym układem. Dziś ma nadzieję, że państwo wreszcie zacznie działać uczciwiej.

Mohamed Nawab prognozuje: – Pierwsza zmiana rządzącej koalicji w postkolonialnej historii Malezji uświadomiła ludziom ich siłę. Czują się wolni i będą teraz bardziej skłonni do wytykania błędów władzom. A organizacje pozarządowe zaczną odgrywać jeszcze większą rolę.

Tegoroczny Ramadan, muzułmański miesiąc postu, jest dla Malezyjczyków czasem oczekiwania. Ludzie oczekują od nowego premiera, który wkrótce będzie obchodzić 93. urodziny, głębokich zmian, zwłaszcza gospodarczych.

A także tego, aby tym razem pamiętał, iż w demokracji z prawdziwego zdarzenia szef rządu, nawet potężny, może mniej niż autokrata. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 23/2018