Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Hinduiści mają w Malezji „sto razy więcej praw” niż mniejszość muzułmańska w Indiach, choć są przy tym bardziej lojalni wobec indyjskiego premiera Modiego niż wobec malezyjskiego rządu, a miejscowi Chińczycy to jedynie „goście”, którzy powinni wrócić do Chin – takie opinie można było usłyszeć podczas kazania Zakira Naika, które ten muzułmański duchowny wygłosił w konserwatywnym malezyjskim stanie Kelantan.
Są w Azji kraje, w których eksploatowanie niechęci do mniejszości narodowych mogłoby ujść na sucho. Ale w ponad 30-milionowej Malezji – gdzie dwie trzecie mieszkańców to muzułmanie, a reszta, odpowiednio, wyznawcy buddyzmu, chrześcijaństwa i hinduizmu (tych ostatnich jest ok. 6 proc.) – harmonia społeczna jest pilnie strzeżona. Wypowiedzi popularnego kaznodziei wywołały więc gniew i oburzenie, a sprawa od połowy sierpnia nie schodzi z pierwszych stron gazet.
Moralista z zarzutami
Zakir Naik – z wykształcenia lekarz (niepraktykujący), świetny mówca i islamski moralista – urodził się w Mumbaju niespełna 54 lata temu. Popularność zyskał, gdy w 2006 r. założył satelitarną telewizję Peace TV, która nadaje ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich w języku urdu, po angielsku, bengalsku i mandaryńsku. Za cel Naik stawia sobie nawracanie na islam – tyle tylko, że często w prowokacyjnym stylu.
Trzy lata temu kaznodzieja uciekł z rodzinnych Indii, gdy zarzucono mu, że promuje wrogość i nienawiść między religiami. Władze w Delhi oskarżają go też o przestępstwa finansowe i nawoływanie do terroryzmu. Z kolei rząd sąsiedniego Bangladeszu twierdzi, że swoimi kazaniami Naik przyczynił się do radykalizacji nastolatków, którzy zamordowali 22 ludzi w kawiarni w stołecznej Dhace.
W obu tych krajach, podobnie jak w Kanadzie, Naik ma zakaz publicznych wystąpień i nie można tam oglądać jego programów. Po zamachach na Sri Lance w Wielkanoc tego roku także rząd w Kolombo zdelegalizował Peace TV. To samo – za szerzenie homofobicznej mowy nienawiści – rozważa Wielka Brytania.
W Malezji, która podjęła go jak specjalnego gościa i przyznała status stałego rezydenta, Naik mieszka od 2016 r. Obserwatorzy miejscowej polityki uważają, że zapraszając go, poprzedni premier chciał się przypodobać muzułmańskim wyborcom, wśród których mówca jest bardzo popularny. Nowemu rządowi nie wypada go teraz wprost atakować, stąd na każdym kroku politycy podkreślają, jak bardzo szanują Naika jako postać życia religijnego. Fotografowali się z nim zarówno były, jak i obecny szef rządu.
Gdy w czerwcu rząd w Delhi zwrócił się do Kuala Lumpur o jego ekstradycję, Malezyjczycy odmówili – twierdząc, że islamski trybun nie może liczyć na sprawiedliwy proces w swej ojczyźnie.
Jednak teraz, po ujawnieniu treści jego kazania w Kelantanie, wszystko mogło się zmienić. Zaprotestowała dwumilionowa mniejszość indyjska, a później dołączyło do niej kilku ministrów i media, żądając jego deportacji.
Ani słowa o mniejszościach
Kaznodzieję – oficjalnie podejrzanego o umyślną zniewagę, z zamiarem sprowokowania naruszenia pokoju – długo i wielokrotnie przesłuchiwała malezyjska policja. Dostał też zakaz publicznych występów, w tym za pośrednictwem mediów społecznościowych. Premier Mahathir Mohamad stanowczo stwierdził, że choć Naik może wygłaszać kazania o zasadach wiary, to ma trzymać się z daleka od polityki etnicznej Malezji.
Zakir Naik szybko oświadczył, że jego słowa wyjęto z kontekstu, że nie jest rasistą i nie zamierzał wypowiadać się przeciwko jakiejkolwiek mniejszości.
Policyjne śledztwo trwa, bo – jak powiedział minister spraw wewnętrznych Muhyiddin Yassin – nikt nie stoi ponad prawem i nie ma od tego wyjątków, zwłaszcza w sprawach bezpieczeństwa narodowego, a za taką jest tu uważana harmonia społeczna. Minister dodał, że Naik powinien uznać swój status rezydenta za przywilej i nie przeciwstawiać się etyce i prawu, jakie obowiązują w goszczącym go kraju.
Czytaj także: Azja nauczycielką demokracji? - Wojciech Jagielski o Malezji i Malediwach
W sprawie ekstradycji Malezja nie zmieniła jednak zdania. Proponowano wprawdzie wydalenie Naika do jakiegoś trzeciego kraju, ale rząd Mahathira mógłby zapłacić za taki krok zbyt wysoką cenę. Ekipa skorumpowanego byłego premiera Najiba próbuje przedstawić swoich następców i oponentów jako wrogich islamowi, grając na religijnych uprzedzeniach Malajów.
Z kolei miejscowi duchowni są w sprawie Naika podzieleni. Mufti najbardziej zróżnicowanego etnicznie stanu Penang, Wan Salim Noor, wyraził pogląd, że zagraniczni kaznodzieje w ogóle nie powinni być sprowadzani do Malezji, bo ich wystąpienia zakłócają spokój wielokulturowego społeczeństwa.
Delikatna tkanka społeczna
Jak już powiedzieliśmy, nieco ponad 60 proc. obywateli Malezji to muzułmanie, głównie etniczni Malajowie. Pozostali to – wyznający różne religie – Chińczycy i przybysze z Indii, którzy od 200 lat współtworzą miejscową kulturę.
Od pół wieku, dzięki skutecznej polityce etnicznej, w kraju nie doszło do żadnych poważnych ekscesów między społecznościami, a Malezyjczycy, z którymi rozmawiam na temat afery, chcieliby utrzymać status quo.
– O religii lepiej nie dyskutować publicznie, to prowadzi tylko do złego. Nie chcemy w Malezji tego, co się dzieje w Indiach, na Sri Lance czy w Birmie – mówi mi Yasin, malajski właściciel restauracji. Z kolei Emma, agentka nieruchomości, której dziadkowie przypłynęli tu z Chin, ma coraz więcej obaw. Widzi postępującą radykalizację Malajów i przypomina o krwawych zamieszkach rasowo-religijnych z 1969 r.
Być może z powodu takich właśnie obaw rząd stara się wyciszyć sprawę. Anwar Ibrahim, lider rządzącej koalicji, zablokował zaplanowany wcześniej uliczny protest przeciw kaznodziei. Osobiście zadzwonił do organizatora, przekonując, że marsz należy odwołać, i obiecując, że na Zakira Naika spróbuje wpłynąć inaczej.
Tylko czy kaznodzieja posłucha głosu rozsądku? ©