Stary przewodnik na nowe czasy

Po raz pierwszy w 60-letniej historii Malezji rządząca nią nieprzerwanie partia przegrała wybory i straciła władzę. Jej pogromcą i obrońcą demokracji został dziewięćdziesięciolatek, który rządził już Malezją przez dwadzieścia lat – ale wtedy jako despota.

17.05.2018

Czyta się kilka minut

Mahathir Mohammed, nowo wybrany premier Malezji podczas konferencji prasowej. Petaling Jaya, Malezja, 12 maja 2018 r. / Fot. Zhu Wei Xinhua / eyevine / Xinhua / eyevine / EAST NEWS /
Mahathir Mohammed, nowo wybrany premier Malezji podczas konferencji prasowej. Petaling Jaya, Malezja, 12 maja 2018 r. / Fot. Zhu Wei Xinhua / eyevine / Xinhua / eyevine / EAST NEWS /

Przewodnik na nowe czasy nazywa się Mahathir Mohammed i liczy 92 lata. Malezyjczycy znają go doskonale. Mahathir rządził nimi w latach 1981-2003 i uchodzi za twórcę nowoczesnego malezyjskiego państwa. Dla niepodległej od 1957 roku Malezji (do 1965 roku należał do niej także Singapur), byłej kolonii brytyjskiej, a zwłaszcza jej gospodarki, panowanie Mahathira było złotą epoką podczas której przeżyła ona błyskotliwy rozwój i dołączyła do grona azjatyckich „tygrysów”. Symbolem i pomnikiem tamtej epoki są wieże Petronas w malezyjskiej stolicy Kuala Lumpur, wysokie na 452 metry drapacze chmur, będące w latach 1998-2004 najwyższymi budowlami na świecie (potem wyprzedziły je Burdż Chalifa i Pentominium z Dubaju, One World Trade Center z Nowego Jorku i Taipei 101 z Tajwanu).

Pierwszeństwo dla Malajów

Mahathir okazał się doskonałym gospodarzem i zarządcą malezyjskich petrodolarów, ale jednocześnie władcą przekonanym o własnej nieomylności, nie znoszącym sprzeciwu, ani krytyki. Tych, którzy się z nim nie zgadzali, albo niepomni ostrzeżeń próbowali odebrać mu władzę, wtrącał do więzień lub wypędzał z kraju. Kneblował dziennikarzy, wykręcał ręce sędziom, by wydawali wyłącznie korzystne dla władz wyroki. Nie znosił zachodnich liberałów, wytykających mu demokratyczne niedostatki, za to za komunistycznymi przywódcami kapitalistycznych Chin chętnie powtarzał, że na Zachodzie może i liczą się przede wszystkim prawa i wolności pojedynczego obywatela, ale na Wschodzie muszą one ustąpić pierwszeństwa dobru wspólnoty.

Jeszcze chętniej odwoływał się do nacjonalizmu i poczucia krzywdy wyznających islam Malajów. Mahathir i jego partia, Zjednoczona Narodowa Organizacja Malajów (UNMO) powtarzali, że zarówno w brytyjskiej kolonii, jak we własnym, niepodległym państwie, są traktowani jako obywatele drugiej kategorii. Kiedyś wyzyskiwali ich „biali panowie”, Brytyjczycy, potem to samo robili zaradni i trzymający się razem miejscowi Chińczycy (ok. 25 proc. ludności) i Hindusi (ok. 10 proc. ludności). Malajowie chętnie słuchali, co mówił i w wyborach głosowali na niego i jego partię. W trzydziestomilionowej Malezji stanowili prawie dwie trzecie ludności więc zapewniali Mahathirowi i UNMO spokojne i nieprzerwane rządy, sprawowane wraz z kilkoma pomniejszymi partiami w sojuszniczym Froncie Narodowym.


STRONA ŚWIATA – analizy i reportaże Wojciecha Jagielskiego w specjalnym serwisie „Tygodnika Powszechnego” >>>


Mahathir i UNMO nagradzali malajskich zwolenników za wierność, nie szczędząc im pieniędzy z państwowego skarbca. Rolnicy otrzymywali korzystne pożyczki na kupno ziemi, nasion, sadzonek i nawozów sztucznych, rząd fundował im maszyny rolnicze, anteny telewizyjne i stypendia na naukę dzieci w szkołach, a prowadzona przez władze akcja afirmatywna, dawała Malajom pierwszeństwo przy przyjmowaniu na uczelnie i awansach w administracji publicznej i w państwowych firmach. Nie widząc szans na kariery w rządzonej przez Mahathira Malezji, miejscowi Chińczycy i Hindusi masowo wyjeżdżali za granicę.

Jako premier Mahathir przymykał oczy, jeśli jego podwładni dygnitarze pozwalali sobie na przywłaszczanie państwowych pieniędzy. Okazywał wyrozumiałość dla ich słabości pod warunkiem jednak, że byli mu bezwzględnie posłuszni. Nieposłuszeństwa nie znosił i zawsze je przykładnie karał.

Taki właśnie los spotkał jego zastępcę, wicepremiera Anwara Ibrahima, o którym pod koniec lat 90-tych mówiono, że Mahathir szykuje go na swojego dziedzica. W 1998 roku Anwar skrytykował jednak publicznie politykę gospodarczą premiera, a kiedy ten wyrzucił go z pracy, założył opozycyjną partię i próbował wywołać uliczną rewolucję. Mahathir kazał go aresztować. Oskarżony o korupcję i homoseksualny seks, uznawany w Malezji za sodomię (Anwar twierdzi, że jest niewinny, a oba zarzuty są bezpodstawne) został skazany na sześć lat więzienia.

Błąd życia Mahathira

W 2003 roku w wieku 78 lat i po przebytej operacji serca (cztery lata później, w ciągu niecałego roku miał jeszcze dwa zawały), Mahathir ogłosił, że składa funkcje szefa rządu i rządzącej od zawsze partii, i przechodzi na polityczną emeryturę. Wcześniej, na swojego następcę namaścił Abdullaha Ahmada Badawiego. Długo jednak w bezczynności nie wytrzymał. Badawiego krytykował w zasadzie od pierwszych dni jego panowania. W 2008 roku, dając wyraz swojemu niezadowoleniu z nowego rządu, ostentacyjnie wystąpił z szeregów rządzącej partii, a zapędzony do narożnika Badawi podał się do dymisji. Mahathir wskazał kolejnego dziedzica tronu, Najiba Razaka, potomka politycznej dynastii, która wydała już wcześniej dwóch premierów, ojca i stryja Najiba. Dziś Mahathir przyznaje, że był to największy błąd jego życia.

Najib, dziś 64-letni, okazał się bowiem przywódcą słabym, za to wyjątkowo łasym na pieniądze, pochlebstwa i wszystkie przywileje, jakie może zapewniać władza. Poddanych Najiba najbardziej drażniła rozrzutność i zamiłowanie do luksusu, z jakimi jego żona Rosmah Mansor nawet się nie kryła. W Malezji opowiadano, że na samą biżuterię wydała z państwowej kasy ze trzydzieści milionów dolarów. W 2009 roku Najib kazał utworzyć specjalny fundusz rozwojowy, który miał uczynić z Kuala Lumpur największą metropolię handlową Azji Południowo-Wschodniej. Wkrótce tajemnicą poliszynela szybko stało się, że premier i jego najbliżsi bez skrupułów sięgają do funduszu, by spełniać własne zachcianki. Okazało się, że pieniądze z funduszu rozwojowego powędrowały m.in. do Leonarda di Caprio, zabiegającego o sponsorów dla produkcji film o „Wilku z Wall Street”.

W 2015 roku kontami malezyjskiego funduszu zajęli się śledczy z amerykańskiego Departamentu Skarbu i FBI. Ujawnili, że z kont funduszu do zagranicznych banków przelanych zostało prawie 5 miliardów dolarów, a 700 tysięcy trafiło na prywatny rachunek malezyjskiego premiera. Najib odparł, że pieniądze otrzymał w prezencie od pewnego saudyjskiego księcia i że już je zwrócił. Więcej niczego nie wyjaśniał, a podległy mu minister sprawiedliwości ogłosił, że przeprowadził wnikliwe śledztwo, które niezbicie wykazało, że kierowane pod adresem premiera zarzuty były tylko podłym oszczerstwem.

Buta Najiba drażniła jego rodaków tak samo, jak jego narcyzm i oderwanie od rzeczywistości. Malezyjski premier nie przyjmował żadnych złych wiadomości, za to przechwalał się przy każdej okazji partiami golfa, jakie rozgrywał z prezydentami z Ameryki i Chin. Albo zrobioną podczas wizyty w Białym Domu fotografią z Donaldem Trumpem, którą Amerykanin podarował mu dedykując „mojemu najlepszemu premierowi”.

Dodatkowo Najiba pogrążała w oczach jego rodaków drożyzna, coraz to nowe podatki wprowadzane przez rząd. Mahathir nie mógł wybaczyć swojemu następcy, że naraził Malezję na pośmiewisko i wystawił na szwank jej dobrą reputację. W 2016 roku Mahathir ogłosił, że zakłada własną partię i wraca do polityki. Na początku roku 2018 obwieścił, że gotów jest sprzymierzyć się ze wszystkimi swoimi wrogami i pomóc im, byle odsunąć Najiba od władzy.

Dopiął swego i zawarł przymierze nawet ze swoim największym z nieprzyjaciół Anwarem Ibrahimem, którego kazał wtrącić do więzienia. Anwar wyszedł na wolność w 2004 roku, ale w 2015 roku za kratki posłał go Najib, znów za sodomię (za Mahathira oskarżono Anwara o rzekomy romans z kierowcą jego własnej żony, za Najiba – o schadzkę z jednym z jego sekretarzy). Dla siedemdziesięcioletniego Anwara sojusz z Mahathirem był jedynym sposobem, by uratować jeszcze polityczną karierę. Jego wyrok kończył się w czerwcu, już po majowych wyborach, a dodatkowo, zgodnie z malezyjskim prawem, skazani na więzienie przez pięć lat po odbyciu kary nie mogą ubiegać się publiczne urzędy. Mahathir obiecał załatwić Anwarowi królewskie (formalnie szefem państwa w Malezji jest miłościwie panujący król Sultan Mohammed V) ułaskawienie, umożliwiające powrót do wielkiej polityki (właśnie wyszedł na wolność). Anwar zgodził się puścić w niepamięć dawne krzywdy i na to, by jego nienawistny wróg Mahathir objął przywództwo stworzonego przez niego opozycyjnego Sojuszu Nadziei.

Najstarszy z rządzących

Najib stanął do majowych wyborów pewny swego. Nie prowadził nawet kampanii wyborczej. Był przekonany, że jak we wszystkich poprzednich elekcjach zdobędzie głosy Malajów, dłużników rządzącej partii. Zlekceważył fakt, że odkąd opuścił ją Mahathir, rządząca partia zdobywała w wyborach coraz mniej głosów, a w ostatnich, w 2013 roku, przegrała z partią Anwara i władzę udało się jej zachować tylko zawiązując koalicję z innymi. Widząc wielotysięczne tłumy na wiecach Mahathira, tylko trochę zaniepokojony Najib tuż przed dniem wyborów obiecał, że odwoła niektóre podatki, przywróci rządowe dotacje do żywności i ogłosi dwa dodatkowe dni wolne od pracy. Pocieszał się też, że jego zapobiegliwi urzędnicy postanowili urządzić wybory w środku tygodnia, a nie w wolny dzień, by w ten sposób zniechęcić ludzi do głosowania; że ogłosili je tylko z miesięcznym wyprzedzeniem i zmienili granice okręgów wyborczych, by w ten sposób osłabić szanse opozycji.

W dzień wyborów Mahathir odebrał jednak rządzącym głosy Malajów (okazało się, że czuli się dłużnikami nie partii rządzącej, a jego osobiście), a opozycyjny Sojusz Nadziei po raz pierwszy w 60-letniej historii Malezji wygrał (113 do 79) wybory i odebrał władzę obozowi panującemu. Nazajutrz, dziesiątego maja, 92-letni Mahathir został zaprzysiężony na premiera, stając się w ten sposób najstarszym ze współcześnie rządzących na całym świecie.

Zdumiony porażką Najib, próbował z żoną wyjechać z kraju do Indonezji, ale Mahathir zakazał mu zagranicznych podróży. Ma czekać w kraju na zakończenie śledztwa w sprawie zarzucanych mu afer, a Mahathir nie kryje, że jeśli wina zostanie byłemu już premierowi dowiedziona, trafi jak każdy złoczyńca do więzienia.

Mahathir zapowiada, że porządzi rok, najwyżej dwa, a potem odda władzę uwolnionemu z więzienia Anwarowi Ibrahimowi. Póki co wicepremierem w swoim nowym rządzie mianował żonę Anwara, panią Wan Azizah Wan Ismail (to pierwsza w Malezji kobieta na tak wysokim stanowisku). Innego swojego wroga i dwukrotnego więźnia, Lim Guan Enga, powołał na ministra finansów. Lim jest pierwszym od 44 lat Chińczykiem na takim stanowisku, a jego awans ma być dowodem na to, że Mahathir odchodzi od dawnej polityki kokietowania wyłącznie Malajów.

Wielki Budowniczy zostaje Wielkim Sprawiedliwym

Po wyborczej wygranej dziennikarz telewizji CNN zapytał Mahathira po co mu to było potrzebne. „To było zadanie, które musiałem wykonać” – odparł. – „Nie mogłem patrzeć, jak mój kraj jest niszczony przez samolubów, myślących tylko o sobie i o tym, jak ukraść pieniądze”.

W jednej chwili ze skorumpowanej satrapii Malezja stała się w całej Azji Południowo-Wschodniej wzorem demokratycznej przemiany i źródłem nadziei dla tamtejszej opozycji. W okolicznych stolicach, z rzadkimi wyjątkami, rządzą bowiem satrapowie. W Singapurze, niegdyś części Malezji, zawsze rządzą oświeceni dyktatorzy. Na Filipinach króluje populistyczny dyktator Rodrigo Duterte; w Wietnamie – dawni komuniści; w Tajlandii – po staremu, generałowie (od 1932 roku doszło tam do 12 wojskowych zamachów stanu); w Kambodży – już czwarte dziesięciolecie rządzi Hun Sen, dawny skruszony, Czerwony Khmer; sułtanat Brunei jest monarchią absolutną.

Wygrana 92-letniego Mahathira i jego wielki powrót do polityki wlał także nadzieję nawet w serca zimbabweńskich polityków, którzy pozostają wierni 94-letniemu byłemu prezydentowi Robertowi Mugabemu, obalonemu jesienią w wojskowym puczu. W lipcu w Zimbabwe odbędą się wybory nowych władz i zwolennicy Mugabego nabrali wiary, że stary władca zjednoczy pod swoim panowaniem opozycję wobec obecnych władz, poprowadzi ją do wygranej w wyborach i dopiero potem przejdzie na emeryturę – jako zwycięzca.

Nie brak opinii, że i Mahathir wrócił do polityki, by naprawić to, co mu się wcześniej nie udało, że w XX stuleciu zbudował potężną gospodarkę i wieże Petronas, a w XXI wieku zbuduje w Malezji demokratyczne państwo. Że jak został Wielkim Budowniczym, tak teraz zostanie Wielkim Sprawiedliwym, i tak przejdzie do historii, zostawiając po sobie wyłącznie dobre wspomnienia. „Nie za bardzo mnie obchodzi, czy ludzie w ogóle będą o mnie pamiętać” – zaprzeczył jednak Mahathir w jednym z powyborczych wywiadów. – „Jeśli zapamiętają – to świetnie. Ale jeśli zapomną, to też nie problem. Mnie to bez różnicy. I tak już będę martwy”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, pisarz, były korespondent wojenny. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Ponad 20 lat pracował w GW, przez dziesięć - w PAP. Razem z wybitnym fotografem Krzysztofem Millerem tworzyli tandem reporterski, jeżdżąc wiele lat w rejony… więcej