Najbiedniejszy prezydent świata

Mówią o nim: Don Kichot w ciele Sancho Pansy. José Mujica, lewicowy przywódca Urugwaju, opuścił scenę polityczną. Uczynił to jako uosobienie zapomnianego pojęcia „mąż stanu”.

29.03.2015

Czyta się kilka minut

José Mujica jeszcze jako prezydent Urugwaju, obok jego słynny volkswagen garbus, 2014 r.  / Fot. Cťsar Dezfuli / DEMOTIX / CORBIS
José Mujica jeszcze jako prezydent Urugwaju, obok jego słynny volkswagen garbus, 2014 r. / Fot. Cťsar Dezfuli / DEMOTIX / CORBIS

Siwy pan w niedopasowanym garniturze stanął na mównicy. Był czerwiec 2012 r., w Rio de Janeiro obradowała konferencja ONZ na temat zrównoważonego rozwoju. „Co by się stało, gdyby obywatele Indii mieli ten sam odsetek aut na rodzinę co Niemcy? Ile tlenu by nam wtedy zostało? Czy świat ma tyle zasobów naturalnych, aby osiem miliardów ludzi mogło żyć na tym samym poziomie konsumpcji i generować tyle śmieci, ile produkują najbogatsze społeczeństwa? Czy my rządzimy globalizacją, czy ona nami?” – zaczął swe przemówienie.

Rok później, wrzesień 2013 r., Zgromadzenie Ogólne ONZ. W roli głównej znów on. „Poświęciliśmy stare, niematerialne bóstwa na rzecz świątyni Boga-Rynku. On organizuje naszą gospodarkę, politykę, życie, daje nam stopy rynkowe, karty kredytowe, czyli ułudę szczęścia. Wydaje nam się, że urodziliśmy się tylko dla konsumpcji. Kiedy nie możemy już konsumować, mamy uczucie frustracji” – mówił pewnym głosem.
W obu przypadkach na sali zapadała cisza. W końcu ktoś erudycyjnie podpalał lont pod suchymi schematami obrad ONZ. Do tego przybywał z Urugwaju, który na międzynarodowej scenie nie znaczy nic.

Za średnią krajową

Światowa prasa przemilczała „filozoficzne” przemówienia, które wygłaszał José Alberto Mujica Cordano. Dopiero gdy hiszpański dziennik „El Mundo” określił prawie 80-letniego dziś Urugwajczyka mianem „najbiedniejszego prezydenta świata”, zagraniczni dziennikarze zaczęli odwiedzać niewielką farmę w Rincon del Cerro, 20 kilometrów od stołecznego Montevideo.

Tu, w betonowym domku, razem z trzynogą suczką Manuelą, mieszka była pierwsza para Urugwaju (kadencja Mujicy dobiegła końca w marcu). Do pałacu prezydenckiego w stolicy wpadali tylko podczas oficjalnych wizyt zagranicznych notabli.

„Gdy masz pieniądze, nie możesz iść do supermarketu i poprosić o dodatkowe pięć lat życia. Nie można więc marnować czasu, a pesos najlepiej wydawać na to, co motywuje nas do egzystencji. Nie chcę, by rzeczy kradły mi czas” – mówił Mujica w jednym z wywiadów, a przytakiwała mu żona Lucía Topolansky.
Majątek prezydenckiej pary ograniczał się do dwóch volkswagenów garbusów (rocznik 1978), trzech ciągników i farmy. 90 proc. prezydenckiej pensji (ok. 12 tys. dolarów) Mujica oddawał na cele dobroczynne. Żył za średnią krajową. Bez konta w banku i karty kredytowej.

Wieczory spędzał na podlewaniu kwiatów i dyni, które namiętnie hoduje. Odpoczywał, jak poetycko stwierdził, „rozmawiając z chwastami” na łonie natury. Prosty, bliski narodowi „Pepe” – mówią o nim rodacy.
„Politycy powinni żyć życiem większości, a nie mniejszości. Prezydentem zostałem tylko na pięć lat, a rolnikiem będę zawsze. Nie jestem biedny, jestem normalny. Mam lekki bagaż i mogę iść przez życie wolny. I tak zarabiam więcej, niż mogę wydać” – zwykł powtarzać.

Gdy pewien arabski szejk proponował mu, że odkupi słynnego niebieskiego garbusa, długo się zastanawiał. Obiecany milion dolarów – sumę wielką jak za takie auto – chciał przeznaczyć na cele charytatywne. W końcu zrezygnował. „To byłoby obraźliwe dla garstki przyjaciół, którzy podarowali mi auto” – stwierdził.

Dla wielu polityków, bez względu na szerokość geograficzną, skromny styl życia byłby tylko marketingowym chwytem. Natomiast Mujica swą skromnością i naturalnością porywał tłumy. W ciągu pięciu lat rządów (w Urugwaju prawo zakazuje powtarzania kadencji) miał tak wysokie poparcie jak żaden inny prezydent w historii tego 3,5-milionowego kraju. Dzięki temu mógł przeprowadzić państwo przez trudne reformy – wprowadził więc np. plan budowy domów dla potrzebujących, zaczął reformę edukacji.

Mujica doprowadził też do zalegalizowania aborcji i małżeństw par tej samej płci; podobnie było z uprawą marihuany i jej sprzedażą dorosłym. Argumentował, że podatki z legalnej sprzedaży trafią do budżetu, a nie w ręce gangów, co ograniczy siłę karteli. „To narcotraficantes, a nie narkotyki są największym problemem Ameryki Łacińskiej. Nie chcę, by mój kraj znalazł się w tym samym miejscu, co Meksyk. Skoro rynek istnieje, trzeba go zacząć kontrolować” – przekonywał.

Wegetariański partyzant

Kiedyś, dawno temu, był partyzantem – w lewicowej organizacji Tupamaros, walczącej z dyktaturą w latach 60. i 70. XX w. Sześć razy postrzelony, przez dwa lata był więziony w studni (w sensie ścisłym; był to rodzaj znęcania się nad więźniami). To były tragiczne czasy dla kraju, porównywane do rządów Augusta Pinocheta w Chile.

Po przewrocie wojskowym w 1973 r. Mujica został zamknięty. Na wolność czekał 14 lat. Właśnie w więzieniu poznał żonę Lucíę (przesiedziała rok krócej). Ślub wzięli jednak dopiero trzy dekady później. Postanowili żyć tak jak za kratami: najprościej jak się da, byleby dać coś od siebie państwu.

Dziś na biurku w gabinecie pani senator Lucíe Topolansky stoją trzy zdjęcia: męża, Carlosa Gardela (argentyńskiego pieśniarza tanga) i Che Guevary. Choć media określały prezydenta Urugwaju „nowym Che” – albo też: latynoską wersją Václava Havla – to jemu najbliższy był program Luli da Silvy, byłego prezydenta Brazylii.

Akurat porównanie z Che Guevarą nie wydaje się adekwatne. Mujica poświęcił ideologiczną utopię, która zgubiła Che, na rzecz konkretnej pracy dla najbiedniejszych. W ostatnich pięciu latach odsetek Urugwajczyków żyjących na granicy ubóstwa spadł z 38 do 11 proc. Zbudowano tysiące domów dla biedoty ze slumsów Montevideo.

Siebie samego Mujica określił mianem „wegetariańskiego partyzanta”. Zagraniczni dziennikarze nie zrozumieli tej metafory. Zaczęli pisać o nim, że nie je mięsa. Tymczasem chodziło mu o bezkrwawą walkę dla idei: sprawiedliwości społecznej, prostoty, skromności.

W istocie, w świecie polityki opartej na politycznym marketingu – obojętne: na lewicy czy na prawicy – brzmi to dość egzotycznie.

Mujica mówił: „Jak tylko politycy zaczynają wspinać się po drabinie, stają się królami. Nie wiem, jak to działa. Musisz mieć pałac, czerwony dywan, dużo ludzi wołających do ciebie: »Tak, proszę pana«. Myślę, że to wszystko jest okropne”.

Latynoska Szwajcaria

Opozycja oczywiście punktowała jego słabsze strony. Wytykano mu brak manier, gdy zatrzymał kolumnę aut i na chwilę zniknął w trzcinowym gąszczu – z powodu niestrawności. Styliści-celebryci sugerowali, by zaczął się lepiej ubierać. W 2013 r. przedstawiał nowego ministra gospodarki w sandałach. W jednym z wywiadów stwierdził, że krawat to bezużyteczny materiał, który komplikuje życie. Krytykowano go, że wciąż strzyże włosy u znajomego sprzed lat, co nie wypada głowie państwa.

W trakcie Mundialu w Brazylii, tuż po tym, jak FIFA ukarała gwiazdę reprezentacji Urugwaju Luisa Suareza za ugryzienie rywala, prezydent został przypadkiem nagrany. W internecie furorę zrobiły jego nieparlamentarne słowa, że w FIFA rządzą „hijos de puta” (w łagodnej wersji przekładu: gnojki). Znów, w niezamierzony sposób, trafił do serc Urugwajczyków, zwariowanych na punkcie piłki.

Na początku marca Mujica oddał władzę w ręce Tabarégo Vázqueza (rządził już krajem w latach 2005-10). Mujicę żegnały tłumy mieszkańców Montevideo. Na transparentach nieśli hasła: „Prawdziwy mąż stanu”, „Pepe sprawiedliwy”. Zostawił kraj o stabilnym wzroście gospodarczym, najniższej korupcji w regionie, nieuzależniony od międzynarodowych firm, które czyhają na zasoby naturalne państwa. Urugwaj nie bez przyczyny nazywany jest Szwajcarią Ameryki Południowej.

Choć odszedł z polityki, uważa, że będzie miał co robić. Kiedyś zaprosił ponad trzydzieścioro dzieci, by uczyć je uprawy roli na swej farmie. „Chcę im dać fach, nową umiejętność, a rolnictwo to całe moje życie” – tłumaczył.

„Pierwszy raz widzę, aby prezydent był tak żegnany. Jest jak gwiazda rocka. Każdy chciałby go jeszcze raz na stanowisku” – stwierdził Emir Kusturica. Serbski reżyser poświęcił sporo czasu na filmowanie życia Mujicy, zebrał kilkaset godzin nagrań.

Dokument o nominowanym w 2014 r. do Pokojowej Nagrody Nobla polityku ma mieć tytuł „Ostatni bohater”. ©

BRAZYLIA: MILIONY PRZECIW KORUPCJI
Traf chciał, że w czasie, gdy prezydent Urugwaju żegna się z urzędem, w sąsiedniej Brazylii rozwścieczeni ludzie protestują na ulicach, żądając dymisji prezydent Dilmy Rousseff. Wszystko z powodu tzw. afery Petrobras, która ciągnie się od wielu miesięcy, a wybuchła tuż po ubiegłorocznej reelekcji pani prezydent. Okazuje się, że menedżerowie Petrobrasu, największej firmy kraju, podpisywali sztucznie zawyżone kontrakty z zaprzyjaźnionymi kontrahentami, a w zamian brali wielkie łapówki (w sumie 800 mln dolarów). Działo się to przed rokiem 2006, gdy szefem tej spółki naftowej była Rousseff. Dziś prokuratura oskarża 47 osób, głównie polityków z rządzącej Partii Pracy. Straty dla budżetu państwa mogą przekroczyć 10 mld dolarów.

Rousseff od początku twierdzi, że nie wiedziała o tym procederze. Wygłosiła nawet telewizyjną odezwę, mającą uspokoić naród. Wówczas tysiące Brazylijczyków wyszło na balkony, tłukło w garnki i krzyczało: „Precz z Dilmą!” (zjawisko doczekało się już swej nazwy: panelaco, od portugalskiego słowa „patelnia”). Fala protestów wylała się na ulice 160 miast: w sumie dwa miliony ludzi z 26 stanów domagało się dymisji Rousseff, nowych wyborów i odejścia z polityki osób oskarżonych o udział w aferze.
Po ubiegłorocznym mundialu Brazylia przeżywa kryzys. Choć jest potentatem na rynku naftowym, w kraju ceny paliwa wzrosły – odwrotnie niż na świecie. Inflacja sięga już 8 proc. Protestujący uważają, że Rousseff nie ma pomysłu, jak usprawnić gospodarkę. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 14/2015