Dwie Brazylie. Co mogą zmienić wybory prezydenckie

Wiele musiało się stać, aby ten kraj aż tak się podzielił. Przed drugą turą wyborów prezydenckich historia, zawiść i frustracje wypływają na powierzchnię.

10.10.2022

Czyta się kilka minut

Lula da Silva wśród sympatyków. São Paulo, 1 października 2022 r. / VICTOR R. CAIVANO / AP / EAST NEWS
Lula da Silva wśród sympatyków. São Paulo, 1 października 2022 r. / VICTOR R. CAIVANO / AP / EAST NEWS

Każdy naród ma swojego zbawiciela. Brazylia ma ich dwóch. Obaj zbawiają na swój sposób, powołują odmienną grupę wiernych, zapewniają, że jeszcze będzie dobrze. Mimo to do raju jest jeszcze wszystkim bardzo daleko.

W niedzielę 2 października odbyła się tu pierwsza tura wyborów prezydenckich, uważanych za jedne z ważniejszych w tym roku w skali globalnej. Choć powinniśmy się już przyzwyczaić do faktu, że skrajne antagonizmy i polaryzacja społeczeństwa są dziś normą, to Brazylijczycy głosują tak, że można odnieść wrażenie, iż Brazylie są dwie, a między nimi widnieje przepaść i nic więcej.

Sondaże wskazywały na zwycięstwo kandydata lewicy. Lula da Silva, który już dwukrotnie był prezydentem, miał zdobyć ponad 50 proc. głosów i to by wystarczyło, aby pierwsza tura rozstrzygnęła o dalszym losie Brazylii. Ale tak się nie stało. Brazylijczyków czekają teraz dni pełne napięć i rodzinnych kłótni, które zakończą się – szczęśliwie tylko dla niektórych – w niedzielę 30 października, kiedy to Lula da Silva, który zdobył w pierwszej turze prawie 48 proc. głosów, stanie do walki z aktualnym prezydentem, reprezentantem skrajnej prawicy Jairem Bolsonaro, którego wskazało prawie 44 proc. głosujących.

METALURG OPOZYCJONISTA | Można by sprawę uprościć. Powiedzieć, że Brazylia przechodzi przez kryzys gospodarczy, wiele osób głoduje, a obecny prezydent z aspiracjami na reelekcję zyskał światowy rozgłos nie tylko ze względu na sprawowaną funkcję, ale też charyzmę graniczącą z arogancją. Jednak żeby zrozumieć, jak to możliwe, że Lula (przez przeciwników zwany komunistą) i Bolsonaro (którego oponenci uważają za faszystę) mają niemal równe szanse na ponowną prezydenturę, należy cofnąć się do roku 1970.

W kraju od sześciu lat panuje wtedy dyktatura wojskowa. Dochodzi do masowych naruszeń praw człowieka. Wolność prasy nie istnieje, jakakolwiek opozycja polityczna też nie. Chociaż z pozoru nie dzieje się źle. Brazylijski reżim wspierany jest przez Stany Zjednoczone, które czuwają nad rozwojem neoliberalizmu gospodarczego, co skutkuje tzw. „brazylijskim cudem gospodarczym”. PKB rośnie, a reprezentacja piłki nożnej, której mocno kibicuje dyktator Emílio Médici, wygrywa mundial, co na chwilę poprawia nastroje.

Lula da Silva, rocznik 1945, z zawodu metalurg, wstępuje do związków zawodowych i szybko staje się przywódcą ruchu robotniczego. W 1979 r. przewodzi jednym z największych strajków w kraju. Rok później współtworzy Partię Pracy, Partido dos Trabalhadores, w skrócie PT.

Lula da Silva słucha potrzeb ludzi, ma z nimi bezpośredni kontakt, każe do siebie mówić „Lula”. To jednak nie wystarczy, żeby po upadku dyktatury w 1985 r. to on przejął rządy w Brazylii. Będzie startował jako kandydat na prezydenta trzy razy. Uda mu się dopiero w 2003 r. Wielu przyzna, że warto było czekać. W czasie swoich dwóch kadencji Lula zmienił oblicze kraju.

NOWA FALA | Lula wiedział, jakiej demokracji chcą Brazylijczycy. On był demokracją. Podczas jego prezydentury 7 mln ludzi weszło tu do klasy średniej, 36 mln wyszło ze skrajnej biedy, a rząd stworzył 22 mln nowych miejsc pracy. Wskaźnik bezrobocia był najniższy w historii. Najbiedniejsze rodziny dostawały zapomogę finansową w ramach programu Bolsa Família. Potroiła się liczba osób ciemnoskórych uczęszczających na uniwersytety. To wszystko w kraju, gdzie podziały klasowe i rasowe były wpisane w jego tożsamość od zawsze. Brazylia jako ostatnie państwo na kontynencie zniosła niewolnictwo, dopiero w 1888 r.

Lula zrobił wszystko, żeby zburzyć podziały lub przynajmniej je rozmazać, a zmiany odczuł każdy. Brazylia zaczęła się liczyć na arenie międzynarodowej, stając się siódmą największą gospodarką świata – i to w czasie światowego kryzysu w 2008 r.

Podczas swojej drugiej kadencji miał 80-procentowe poparcie społeczne. Nigdy nikomu, kto kiedykolwiek sprawował urząd prezydenta, nie udało się tak zjednać społeczeństwa. Był najpopularniejszym przywódcą nie tylko w Brazylii, ale też na świecie. Tak przynajmniej twierdził Barack Obama.

Gdyby wtedy mógł sprawować władzę przez trzy kadencje z rzędu, z pewnością zapewniłby sobie kolejną reelekcję. W 2011 r. urząd prezydencki przejęła jego partyjna koleżanka Dilma Rousseff. I to był początek końca Brazylii, jaką do tej pory znali jej mieszkańcy.

DWADZIEŚCIA CENTÓW | Dwadzieścia centów, niezależnie od waluty, wydaje się drobną kwotą. Są tacy, którzy nie schyliliby się po monetę tej wartości, gdyby im upadła. Ale to właśnie 20 centów zadecydowało, że tamtego 20 czerwca 2013 r. w Brazylii zaczęła się rewolucja, zwiastująca wielki koniec brazylijskiej lewicy. Gdy w Rio de Janeiro bilety autobusowe podrożały z 2,85 do 3,05 reali, ludzie wyszli na ulicę. Zaczęły się największe manifestacje w historii Brazylii, które swoim zasięgiem objęły cały kraj.

Legendarne 20 centów to był oczywiście tylko pretekst i kropla, która przelała szalę goryczy. Manifestanci, w tym ogromna grupa ludzi młodych, protestowali przeciw wszechobecnej przemocy i nadużyciom korporacji. Brazylijczycy protestowali również przeciwko przygotowaniom do mistrzostw świata w piłce nożnej, które miały się odbyć za rok, i igrzyskom olimpijskim w Rio w 2016 r. Policja bowiem brutalnie rozpędziła mieszkańców wielu wsi i faweli, dzielnic biedy, żeby na ich terytorium mogła powstać, niezbędna w oczach władz, infrastruktura.

Popularność prezydentki Dilmy spadła, mimo że kilka tygodni wcześniej dorównywała Luli z końca jego drugiej kadencji. Jednak najgorsze miało dopiero nadejść. Podobnie jak w przypadku 20 centów, tak i największa afera korupcyjna na kontynencie zaczęła się niewinnie – od stacji benzynowej i myjni w Brasílii, na której mało kto mył samochód, ale wszyscy prali brudne pieniądze.

MYJNIA PIENIĘDZY | To była lawina. Prokuratorzy odkryli, że od jednego do trzech procent zysku z każdego wielomilionowego kontraktu między państwowym koncernem naftowym Petrobras a firmami budowlanymi trafiało do kieszeni polityków, głównie tych z partii Luli. Teraz zbawicielem narodu nie był już Lula, lecz Sergio Moro – sędzia, który rozpoczął śledztwo i nagłośnił sprawę. To on był na okładkach wszystkich gazet i to on nawoływał do społecznego sprzeciwu.

Ludzie znowu wyszli na ulice, domagając się rozprawy ze skorumpowanymi politykami. Łącznie na karę więzienia skazano 174 osoby. Największą jednak konsekwencją afery zwanej „Lava Jato” („Myjnia Samochodowa”) było usunięcie Dilmy Rousseff z fotela prezydenckiego oraz skazanie Luli na 8 lat i 10 miesięcy pozbawienia wolności pod zarzutem otrzymania mieszkania jako łapówki od firmy budowlanej OAS.

W 2019 r. Sąd Najwyższy orzekł, że wyrok był nieprawomocny, i Lula wyszedł na wolność po kilkunastu miesiącach spędzonych w więzieniu. Ale wielu Brazylijczyków poczuło się oszukanych i opuszczonych. Jair Bolsonaro wybrał najlepszy moment, żeby tę pustkę po stracie Luli zapełnić. W 2018 r. wygrał wybory.

– Bolsonaro zjednał sobie trzy potężne grupy: ewangelików, konserwatystów i tych o poglądach neoliberalnych – mówi w rozmowie z „Tygodnikiem” jedna z najbardziej uznanych brazylijskich antropolożek, Rosana Pinheiro-Machado. Podkreśla, że popularność Bolsonaro, która przerodziła się w ruch społeczny zwany bolsonaryzmem, zmieniła całkowicie oblicze społeczeństwa.

Pinheiro-Machado: – Bolsonaryzm to ruch indywidualistów i polityka oparta na gniewie tych, którzy chowali w sobie frustrację, bo do tej pory wszystko, ich zdaniem, było dla biednych.

W dużej mierze, jak twierdzi antropolożka, bolsonaryzm to ruch ludzi młodych, którzy są zbyt młodzi, żeby pamiętać czasy dyktatury, a za prezydentury Luli byli jeszcze dziećmi.

GWIAZDA BOLSONARO | Urzędujący dziś prezydent był kiedyś wojskowym, jest politykiem, ale mógłby być też gwiazdą rocka.

– Media społecznościowe były zdominowane przez zwolenników Bolsonaro. Pastorzy Kościoła ewangelickiego, którzy mówią, że zarówno Lula, jak i jego wyborcy trafią do piekła, są jednymi z najbardziej znanych w internecie osób – mówi Pinheiro-Machado.

„Brazylia, Bóg i rodzina” – powtarzał przy wielu okazjach Bolsonaro, czym zjednał sobie dużą część wyznawców charyzmatycznych odłamów Kościoła ewangelickiego, który w Brazylii zatacza coraz większe kręgi. Głosowali na niego również ci, którzy podzielają z nim tęsknotę za dawnym reżimem wojskowym. W czasach dyktatury wszystko było jasno nazwane, granice mocno zarysowane, nie było miejsca na wątpliwości ani czasu na szukanie własnej tożsamości.

Świat Bolsonaro jest czarno-biały. Luiz Javornik, mieszkaniec São Paulo, opowiada, że ostatnie lata rządów Bolsonaro mocno odcisnęły się na życiu mieszkańców tego miasta. Na ulicach widać coraz więcej głodujących ludzi. Co na to wyborcy Bolsonaro?

– Kuzyni od strony mojego taty głosują na Bolsonaro. To ludzie oderwani od rzeczywistości – mówi Javornik. – Żyją w mniejszych miejscowościach, w swoim świecie. Nie widzą biedy, nie widzą ludzi na ulicach. Według nich wszystko jest w porządku.

NIEPEWNOŚĆ GWARANTOWANA | W czasie naszej rozmowy poprzez komunikator Luiz siedzi w kawiarni w São Paulo. Pokazuje palcami gest „L”, który oznacza Lulę. Przechodząca obok kobieta odpowiada tym samym gestem.

– Na Lulę w dużej mierze będą głosować kobiety, które mają dość mizoginicznych wypowiedzi Bolsonaro – mówi Pinheiro-Machado.

Elektorat Luli to także ci, którzy chcą walczyć o ochronę Amazonii. Tylko w ciągu jednego roku, 2020/21, wycięto obszar Puszczy Amazońskiej o powierzchni odpowiadającej 25 Warszawom. To najgorszy wynik od 15 lat.

Javornik i Pinheiro-Machado – podobnie jak wielu Brazylijczyków – wierzą, że wygra Lula. Jednak wyborcy Bolsonaro, którzy bronią swoich jedynie słusznych wartości i walki z korupcją, też mobilizują siły.

Skrajne wizje świata, gospodarki i społeczeństwa, jakie reprezentują Lula i Bolsonaro, sprawiają, że wybór każdego z nich zdecyduje o zupełnie innej przyszłości kraju.

Brazylia trwa w niepewności. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Studiowała nauki polityczne na Universidad de los Andes w Bogocie. W latach 2015-16 pracowała dla Hiszpańskiego Instytutu Nauki CSIC w departamencie antropologii w Barcelonie. Mieszkała w Kolumbii, Meksyku, Peru i Argentynie. Przeprowadzała wywiady m.in. z… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 42/2022

W druku ukazał się pod tytułem: Dwie Brazylie