Myśli nowoczesnego Polaka

Można być żarliwym patriotą czy nacjonalistą - jeśli określenie to traktować szeroko i bez negatywnego wartościowania - a jednocześnie dorastać do świadomości europejskiej i nowego poziomu solidarności.

12.11.2007

Czyta się kilka minut

11 listopada sprzyja myśleniu o ojczyźnie. Dla mnie ten dzień był szczególnie ważny i przez lata towarzyszyło mi w nim szczególne napięcie psychiczne. Od 1978 r., jako środowisko opozycyjnej młodzieży skupione wokół pisma "Bratniak" (w 1979 r. ukonstytuowaliśmy się w Ruch Młodej Polski) organizowaliśmy w Gdańsku zakazane w PRL obchody rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości. Po Mszy w Bazylice Mariackiej tworzyliśmy pochód i przechodziliśmy pod pomnik Jana III Sobieskiego, gdzie składaliśmy kwiaty i słuchaliśmy patriotycznych przemówień.

Szczególnie utkwiły mi w pamięci dwie następujące po sobie rocznice 11 listopada: w 1979 r. i w 1980 r. W 1979 r. uniknąłem prewencyjnego aresztowania i zostałem zatrzymany przez SB już po uroczystości. Trafiłem na 48 godzin do sopockiego aresztu. "Na dołek" wysyłał mnie kapitan Adam Hołysz, który już od roku dostarczał mi - a za moim pośrednictwem także Bogdanowi Borusewiczowi - bezcenne wiadomości o agentach penetrujących nasze środowiska i metodach pracy SB. Gdy znalazłem się w celi z kryminalistami, zapytali mnie: "A ty za co?". Powiedziałem, że dziś jest święto narodowe. Wówczas jeden z aresztantów opowiedział, że rano jakiś facet z sąsiedniej celi odśpiewał głośno "Mazurka Dąbrowskiego". Tym "facetem" okazał się także zatrzymany prewencyjnie Lech Wałęsa.

Rok później 11 listopada obchodziliśmy już w czasach karnawału "Solidarności". W Bazylice Mariackiej były tłumy. Po Mszy uformowaliśmy wielki pochód, w którym był las transparentów Ruchu Młodej Polski. Rodzaj straży ochronnej tworzyli umundurowani studenci Wyższej Szkoły Morskiej. Był to jeden z najszczęśliwszych dni w moim życiu. Oddychaliśmy atmosferą wolności. Mam przed sobą zdjęcie spod pomnika Sobieskiego, gdzie stoję tuż obok Lecha Wałęsy, który nigdy nie zapominał o rocznicach

3 maja oraz 11 listopada i - jeśli nie siedział w areszcie - stawiał się zawsze odświętnie ubrany na organizowanych przez nas manifestacjach.

Wyznaję, że obecnie nie odczuwam już potrzeby manifestowania w święta narodowe. Jeszcze gdy byłem posłem, traktowałem obecność na Mszy i pod pomnikiem króla Jana przede wszystkim jako obowiązek, a nie potrzebę serca. Dlaczego? Bo żyłem już w wolnej Polsce. Cieszyłem się, gdy widziałem młodych ludzi demonstrujących z okazji rocznic narodowych swe patriotyczne uczucia, ale sam już takiej potrzeby nie odczuwałem. Nie znaczy to jednak, że Polska stała się dla mnie mniej ważna. Żyję nią i jej sprawami. Nie uważam, aby w dobie procesów integracyjnych w Europie i globalizacji patriotyzm stawał się uczuciem przebrzmiałym i postawą powoli odchodzącą w przeszłość. Przeciwnie. Te procesy będą wzmacniały potrzebę zakorzenienia i zachowania własnej tożsamości narodowej.

Dla mnie patriotyzm, wywodzący się od łacińskiego słowa patria (czyli ojczyzna) nierozerwalnie wiąże się z pojęciem narodu. Podobnie jak prof. Andrzej Walicki, uważam, że "we współczesnym świecie nie ma wspólnoty szerszej, a jednocześnie równie spójnej, umiejscawiającej jednostkę w równie długim historycznym czasie i równie szerokiej kulturowej przestrzeni". Naród nie jest sektą. Charles de Gaulle, mój ulubiony polityk, a zarazem człowiek wielkiej humanistycznej kultury, mawiał, że na Francję składa się kilka wielkich rodzin duchowych. Także Polskę współtworzy wiele tradycji i szkół myślenia. W 1997 r. napisałem książeczkę "Polskie patriotyzmy", w której starałem się dowieść, że istnieją różne tradycje i koncepcje polskiego patriotyzmu, współistniejące ze sobą. Na tożsamość narodu składają się elementy trwałe i zmienne, pojawiające wraz z nowymi wyzwaniami. To jednak oczywiste, że fundamentem naszej tożsamości jest chrześcijaństwo, które ukształtowało w zasadniczym stopniu naszą kulturę, wizję człowieka i system wartości moralnych. Chcę zachowania tego fundamentu w przyszłości, co oczywiście nie oznacza, że tylko ludzie wierzący są depozytariuszami tego dziedzictwa.

Roman Dmowski, główny ideolog polskiego nacjonalizmu, pisał na początku XX w. w "Myślach nowoczesnego Polaka": "na głębszych podstawach oparty patriotyzm nie potrzebuje też żywić się i wspierać przekonaniem o wyższości własnego narodu nad innymi, a poczucie niższości własnego narodu pod jakimkolwiek względem nie może zmniejszać jego moralnej siły. Przywiązanie do narodu nie powinno osłabiać umysłu człowieka, jego zdolności do krytyki, nie powinno go zaślepiać w sądach o tym, co mu najbliższe, szerzenie zaś w narodzie przyjemnych złudzeń co do własnej wartości jest tym szkodliwsze, im dalsze są one od prawdy".

Dmowski miał rację. Jednak poczucie dumy z własnych dokonań jest potrzebne narodowi. Dlatego jedną z wielkich przewin obozu politycznego, który oddaje obecnie władzę, oraz związanych z nim intelektualistów i dziennikarzy było deprecjonowanie osiągnięć Polski po odzyskaniu niepodległości w 1989 r., wmawianie Polakom, że nie udało im się zbudować państwa zasługującego na szacunek oraz pogardliwe nazywanie III RP "Rywinlandem". Oczywiście można i trzeba spierać się o bilans państwa, które budowaliśmy od 1989 r. Nie ulega jednak wątpliwości, że pokolenie "Solidarności" dokonało wielkiego dzieła, bez przelewu krwi odzyskując wolną Rzeczpospolitą, budując w niej demokratyczny ustrój, zapewniając Polsce udział w NATO i UE. Bez wątpienia te lata to jeden z najlepszych okresów w naszej historii. Nie można go opluwać i wmawiać Polakom, że w zasadzie był to czas niepowodzeń, w którym, nawet jeśli zdarzały się sukcesy, "to każdy by je uzyskał", jak wyraził się Jarosław Kaczyński w telewizyjnej debacie z Aleksandrem Kwaśniewskim.

Najlepszym nauczycielem polskiego patriotyzmu w ostatnich latach był Jan Paweł II. Tę lekcję znajdziemy w jego homiliach i wystąpieniach, zwłaszcza wygłoszonych w trakcie pielgrzymek do ojczyzny i w ostatniej jego książce "Pamięć i tożsamość". Jest to patriotyzm żarliwy, można rzec naturalny - wyssany z mlekiem matki - a zarazem pozbawiony jakichkolwiek kompleksów wynikających z cywilizacyjnej młodszości Polski. Polska Jana Pawła II to kraj świętych i męczenników, świetnej Akademii Krakowskiej, wielkich romantycznych poetów, powstańców, żołnierzy 1920 r. i II wojny światowej, wreszcie "Solidarności", z której tak był dumny. Polska - jako niezbywalny i niepowtarzalny czynnik składowy "ojczyzny europejskiej", jak zatytułował jeden z rozdziałów swej ostatniej książki.

Mamy w Polsce także inny typ patriotyzmu: patriotyzmu oblężonej twierdzy, traktujący Unię Europejską jako zagrożenie dla polskiej tożsamości. Nam potrzebny jest właśnie patriotyzm Jana Pawła II zwracający uwagę na wspólne cywilizacyjne korzenie narodów europejskich. W tej wizji Europa jest jednością w różnorodności, którą tworzą przede wszystkim narody, z których każdy wnosi swój jedyny i niepowtarzalny wkład do wspólnego dzieła.

Owszem, przez Europę przebiega pęknięcie cywilizacyjne: toczy się w niej spór dotyczący wartości. Dla wielu Europejczyków wartości wywodzące się z chrześcijaństwa, sposób pojmowania osoby ludzkiej i moralności, stały się już zbędnym balastem krępującym ludzką wolność i prawo tworzenia nowych reguł życia indywidualnego i zbiorowego. Ale od tego sporu nie odgrodzimy się i nie powinniśmy się odgradzać. Powinniśmy brać w nim udział po stronie tych, którzy twierdzą, że nie będzie Europy, która wyparłaby się swych chrześcijańskich korzeni.

Jan Paweł II był wielkim patriotą, ale z pewnością można go też uznać za człowieka głęboko zakorzenionego w szerszej europejskiej ojczyźnie, której podwaliny kładli św. Benedykt, święci Cyryl i Metody, św. Bernard z Clairvaux. Większość z nas do świadomości europejskiej tożsamości musi dopiero dorastać. Nie powstanie ona w konflikcie z narodowymi uczuciami. Te drugie okazałyby się silniejsze. Czy jednak przeciwstawianie tożsamości narodowej i europejskiej ma jakikolwiek sens? Narody są depozytariuszami kultury, historycznej pamięci. Bez nich nie zbuduje się Europy politycznej, a więc takiej, która byłaby czymś więcej niż wspólnym rynkiem.

Można być żarliwym patriotą czy nacjonalistą - jeśli określenie to traktować szeroko i bez negatywnego wartościowania - a jednocześnie dorastać do świadomości europejskiej i nowego poziomu solidarności. Proces ten jest naturalny i pozytywny, chociaż zapewne upłynie wiele dziesięcioleci, zanim w swej zdecydowanej większości dostrzeżemy w Europie naszą szerszą ojczyznę. Wówczas może się zdarzyć, że święto Europy, którym np. będzie 9 maja - dzień deklaracji Schumana, dającej początek pierwszej ze Wspólnot Europejskich: Wspólnocie Węgla i Stali - stanie nam się niemal tak bliski,w jak dni naszych świąt narodowych: 11 listopada i 3 maja.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 45/2007