Wielka zmiana

Krytycy III RP zwracają uwagę na jej "grzech pierworodny". Był nim brak radykalnego zerwania i rozliczenia się z komunistyczną przeszłością. Jest to zarzut ahistoryczny.

10.11.2008

Czyta się kilka minut

/rys. Mirosław Owczarek /
/rys. Mirosław Owczarek /

Dyskusja, która toczyła się na łamach "Tygodnika Powszechnego" przez prawie trzy ostatnie miesiące, znacznie wykroczyła poza rozważania o klimacie duchowym panującym obecnie w Polsce, o czym pisałem w artykule ją inicjującym. Stała się ona debatą nad bilansem Rzeczypospolitej, odzyskanej w 1989 r. Przedstawione w niej zostały tak różne punkty widzenia i tak różne wątki, że nie miałbym odwagi jej podsumowywać. Chcę jednak zabrać głos właśnie w kwestii bilansu III Rzeczypospolitej, która w przyszłym roku obchodzić będzie swe dwudziestolecie.

***

Niemal zawsze ci historycy, politycy i publicyści, którzy bilans III RP oceniają zdecydowanie krytycznie, zwracają uwagę na "grzech pierworodny" towarzyszący przełomowemu okresowi przechodzenia od PRL do III RP. Był nim brak radykalnego zerwania i rozliczenia się z komunistyczną przeszłością, wyrażający się także w tym, że nowy kształt państwa wynikał z przebudowywania PRL w Rzeczpospolitą Polską, a nie ze zbudowania zupełnie nowej konstrukcji.

Jest to zarzut ahistoryczny. Obóz solidarnościowy w 1989 r. przejmował odpowiedzialność za państwo w sytuacji, w której nie miał przed sobą pustej przestrzeni, którą można dowolnie wypełnić. W 1989 r. nie dokonała się zwycięska rewolucja obalająca stary porządek do końca broniony przez komunistyczną partię i podporządkowane jej służby państwowe. Abstrahując od rozważań, czy to dobrze, czy źle, że polska droga do wolności nie wiodła przez narodową rewolucję, trzeba wyraźnie stwierdzić, że ani w 1988 r., ani w 1989 r. w Polsce nie panowała rewolucyjna atmosfera ani nie wzbierała powstańcza fala. Wiedzą o tym wszyscy, którzy pamiętają ograniczony zasięg strajków z wiosny i lata 1988 r. i frekwencję z wyborów 4 czerwca 1989 r., przekraczającą ledwie 60 proc.

Wyładowanie rewolucyjne niemal zawsze jest krótkotrwałe, bo miliony ludzi nie mogą przez dłuższy czas żyć w stanie emocjonalnego napięcia i mobilizacji. Nasza bezkrwawa narodowa rewolucja miała miejsce wcześniej: dokonała się w sierpniu 1980 r. i trwała do grudnia 1981 r. Warto przypomnieć, że pomiędzy 1980 a 1986 r. opuściło Polskę co najmniej 700 tysięcy osób, w przeważającej mierze młodych i dynamicznych. W latach, które nastąpiły po wprowadzeniu stanu wojennego, opór nigdy nie wygasł, ale bardzo szerokie były także obszary społecznej apatii, co było konsekwencją utraty nadziei na pozytywne zmiany w Polsce przez miliony Polaków.

Niedawny wywiad z Lechem Wałęsą w "Polityce" został zatytułowany: "Wygraliśmy resztką sił" i dobrze oddaje rzeczywisty stan rzeczy (oczywiście jeśli pamiętać, że druga strona także znajdowała się w bardzo trudnej sytuacji). Władza decydując się na Okrągły Stół i na wybory, wcale nie myślała o honorowej abdykacji. Przeciwnie, zamierzała zachować lwią część swojej władzy. Również stronie solidarnościowej droga do niepodległości wydawała się wówczas niepewna i znacznie dłuższa, niż się to faktycznie okazało.

Jednak w rezultacie obóz Solidarności, chwytając ważne przyczółki i biorąc udział w procesie politycznym, nieznanym do tej pory w totalitaryzmie, odegrał walną rolę w zdemontowaniu dotychczasowego systemu.

Kluczowe znaczenie miał faktyczny plebiscyt, który odbył się 4 czerwca 1989 r., oznaczający zdezawuowanie systemu i obozu władzy. Stawiane są dzisiaj zarzuty o zbyt ostrożnych działaniach przywódców obozu solidarnościowego po czerwcowych wyborach, takich jak zgoda na obsadzenie w drugiej turze wyborów do Sejmu miejsc przypadających na listę krajową przez przedstawicieli strony partyjno-rządowej czy niezapobieżenie wyborowi generała Jaruzelskiego na urząd prezydenta przez Zgromadzenie Narodowe. Zgoda, działali oni ostrożnie, ale też przebywali drogę, której jeszcze nikt nie przeszedł w państwie rządzonym przez komunistów, i to w państwie otoczonym przez członków Układu Warszawskiego. Nie tylko wówczas, ale jeszcze przez długie miesiące w Waszyngtonie, Paryżu, Londynie i Bonn traktowano Związek Radziecki jako wielkie mocarstwo, które ma prawo do swej sfery wpływów i jako czynnik stały światowej polityki.

W bilansie III Rzeczypospolitej sposób przejścia z PRL do wolnej Polski zdecydowanie zapisuję po stronie dokonań. Nie tylko dlatego, że tym razem za wolność nie zapłaciliśmy rachunkiem krwi, ale dlatego, że przywódcy strony solidarnościowej działali z wielkim poczuciem odpowiedzialności za los narodu i państwa, nie ulegli poczuciu euforii i lekceważeniu drugiej strony, co zdarzało się niektórym z nich w okresie piętnastu miesięcy "karnawału".

***

Później nastąpił etap demontażu PRL. Przeprowadzany ewolucyjnie, bez próby eliminowania obozu niedawnych władców PRL, ale przecież radykalnie zmieniający charakter państwa i legitymizacji władzy. Zgoda, że dotychczasowi beneficjenci ustroju PRL często zachowywali uprzywilejowaną pozycję społeczną w wolnej Polsce. Była to jednak konsekwencja faktu, że w Polsce nie zwyciężyła rewolucja. Nie żałuję, że obóz solidarnościowy nie podjął próby jej wywołania po uzyskaniu władzy.

Po pozytywnej stronie bilansu III RP umieszczam także radykalną przebudowę ustroju gospodarczego Polski na wolnorynkowy, i to przeprowadzaną w sytuacji katastrofy budżetowej i konieczności dokonania wielkiej operacji antyinflacyjnej. Te przemiany słusznie wiązane są z nazwiskiem Leszka Balcerowicza. Nigdy jednak nie należy zapominać, że miały one pełne wsparcie i polityczną osłonę ze strony premiera Tadeusza Mazowieckiego, a później Jana Krzysztofa Bieleckiego.

Wielkim osiągnięciem polskiej polityki zagranicznej jest przeprowadzenie Polski ze stanu uzależnienia od Związku Radzieckiego do NATO i UE, co dokonało się w latach 1989-2004. Chyba w żadnej innej dziedzinie nie zaznaczyła się tak wyraźnie ciągłość polityki państwowej, pomimo zmiany u władzy obozów politycznych.

Sukcesem III Rzeczypospolitej jest zbudowanie rzeczywistej demokracji, w której szczególnie dobrze funkcjonuje samorząd terytorialny. Polski system polityczny ma wiele mankamentów, ale wbrew opinii wielu jego krytyków polska demokracja nie ma charakteru fasadowego. Kartka wyborcza zachowuje realną, wielką moc. Wyniosła do władzy Leszka Millera, ale po czterech latach przyniosła sromotną klęskę jego partii. Wprowadziła (z pomocą Jarosława Kaczyńskiego) na salony władzy Andrzeja Leppera i środowisko LPR, ale także to ona wyrzuciła ich z parlamentu. Dała przyzwolenie na "rewolucję moralną" głoszoną przez PiS, ale też kładła jej kres, gdy obóz "rewolucji moralnej" dał się lepiej poznać.

Za każdym razem wybory pociągały za sobą głębokie, rzeczywiste zmiany, chociaż nie zawsze idące w dobrym kierunku. Sukces Polski to także ukształtowanie oryginalnego modelu stosunków pomiędzy państwem i Kościołem, respektującego odrębność obu podmiotów, ale niepolegającego na ich separacji i uznającego płaszczyzny współpracy. Wbrew wysiłkom podejmowanym - zwłaszcza w pierwszej połowie lat 90. - przez skrajne środowiska antykościelne i część katolickich środowisk politycznych, w Polsce nie doszło do religijnej "zimnej wojny" domowej i widać wyraźnie, że obecnie także nie ma klimatu do jej rozbudzenia.

***

Czy Konstytucja uchwalona w 1997 r. także jest sukcesem Rzeczypospolitej? W tej sprawie moja opinia nie jest jednoznaczna. Sam fakt, że wreszcie, po ośmiu latach od politycznego przełomu w Polsce, doczekaliśmy się nowej konstytucji, jest pozytywny. Jest to konstytucja przyzwoita i nie ją, ale polityków winię za spory kompetencyjne pomiędzy prezydentem a premierem. Jednak byłoby lepiej, gdyby jednoznacznie przesądzała, gdzie znajduje się główny ośrodek władzy wykonawczej, nie czyniła z proporcjonalnych wyborów do Sejmu zasady konstytucyjnej i miała charakter mniej deklaratywny, a bardziej jurydyczny w kwestii praw społecznych.

Po stronie niepowodzeń odzyskanej Rzeczypospolitej wymieniłbym przede wszystkim słabość społeczeństwa obywatelskiego i ducha obywatelskiego, wyrażającą się w niskiej frekwencji wyborczej, braku nacisku opinii publicznej na przestrzeganie norm w życiu publicznym, których łamanie wiązałoby się z kresem politycznej kariery. Skala przyzwolenia dla chamstwa, brutalności i cynizmu demonstrowanych w życiu publicznym jest w Polsce stanowczo zbyt wysoka.

Trudno uznać za sukces kształtujący się od 1989 r. system partyjny. Przy dosyć dużej personalnej i środowiskowej stabilności klasy politycznej szyldy głównych partii, które wyłoniły się z obozu Solidarności, zmieniały się wielokrotnie. Jest to jedna z przyczyn ich słabego społecznego zakorzenienia. Tendencje polityczne, które dziś wyrażają PO i PiS, wydają się trwałe. Ale czy za kilka lat będą reprezentowane przez właśnie te partie? Nie sposób odpowiedzieć na to pytanie.

Polskie partie polityczne mają skłonność do przyjmowania charakteru wodzowskiego, tworzenia struktur oligarchicznych, zawłaszczania państwa i zostawiania bardzo mało miejsca dla ludzi prawdziwej służby cywilnej i bezpartyjnych ekspertów. Opanowały sztukę PR, ale nie budują ośrodków pracy programowej i ideotwórczej. Z pewnością nie można ich nazwać politycznymi reprezentacjami duchowych rodzin Polski. Duże fragmenty aparatu państwowego są niedostatecznej jakości, a jako całość jest on marnie wynagradzany, co nie sprzyja temu, by chcieli w nim pracować najlepsi.

***

Nie ma żadnych powodów, by idealizować bilans wolnej III Rzeczypospolitej. Z pewnością jednak spokojna rozmowa o kwestiach wymagających naprawy, o zmianach potrzebnych w Konstytucji, a nawet o uchwaleniu zupełnie nowej - jest nie tylko utrudniana przez rywalizację i przeciwstawne doraźne interesy polityczne dwóch głównych partii. Taka rozmowa jest także blokowana przez postawę zwolenników "nowego początku".

Można oczywiście budować alternatywne, lepsze scenariusze odzyskiwania przez Polskę wolności, zwłaszcza gdy już się wie, jak potoczył się proces historyczny. Gdy jednak o niepodległym - po raz drugi odzyskanym w XX wieku - państwie polskim mówi się z pogardą, dyskredytuje się jego dorobek, nazywa "Rywinlandem", przekreślając największe osiągnięcie pokolenia Solidarności, na spokojną wymianę racji nie ma już miejsca. Zastępuje ją wymiana ciosów. Bardzo źle by się stało, gdyby zdominowała ona tak potrzebną rozmowę o Polsce.

Zwłaszcza że już zbliża się dwudziestolecie wielkiej zmiany.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 46/2008