Mundial 2018: raport o stanie niewiary

Porażka z Senegalem i to, co wydarzyło się po niej, stawia rzeczywiście pytania fundamentalne, tyle że nie o stan polskiej reprezentacji. Ona każe pytać o stan polskiego kibicowania.

22.06.2018

Czyta się kilka minut

Robert Lewandowski i Adam Nawałka na treningu reprezentacji Polski, Soczi, 21 czerwca 2018 r. / Fot. Bartek Syta / Polska Press / East News /
Robert Lewandowski i Adam Nawałka na treningu reprezentacji Polski, Soczi, 21 czerwca 2018 r. / Fot. Bartek Syta / Polska Press / East News /

To jest naprawdę mocne przeżycie, czytać i oglądać w tych dniach komentarze na temat polskiej reprezentacji. Ci sami ludzie, którzy przekonywali nas, że do Rosji jedziemy po medal, ci sami, którzy nasładzali się bliskością z Grześkiem, Wojtkiem, Arkiem, Kubą czy nawet Robertem, albo jeżdżą teraz po polskich piłkarzach jak po łysych kobyłach, albo odwracają się do nich plecami. Zjawisko nie dotyczy wyłącznie świata tabloidów (te mają zresztą swoją aferę – ich zdaniem to skandal, że dzień po przegranym meczu reprezentanci Polski poszli na basen, a Arkadiusz Milik, któremu były piłkarz Kowalczyk życzył w jednym z internetowych shows złamania ręki, dał się sfotografować z uśmiechem): ekipa tygodnika „Polityka” na przykład, która dopiero co zapowiedziała ustami swojego przyozdobionego reprezentacyjnym szalikiem naczelnego, że będzie wspólnie oglądać mecze naszej grupy, po pierwszej porażce wycofuje się z inicjatywy.

Jasne: Polacy zagrali słabo. Przegrali mecz. Tylko że przecież z perspektywy kibica przegrany mecz to najnormalniejsza rzecz na świecie. Każdy, kto związał swoje serce z jakąś drużyną wie, że nawet jeśli przez jakiś czas idzie jej naprawdę dobrze, to prędzej czy później (nie ukrywajmy: raczej prędzej niż później) przydarzy jej się kryzys. Istota kibicowania polega wtedy na tym, by nadal być z tą drużyną – by piłkarze wciąż czuli wsparcie, a nie mieli graniczące z pewnością poczucie, że za chwilę zostaną wyszydzeni, wyśmiani, obrzuceni błotem.

Istota komentowania piłki, dodajmy, polega na próbie zrozumienia przyczyn porażki, a nie na schlebianiu najniższym instynktom odbiorców.

Od wtorkowego wieczoru usłyszałem kilka prób odpowiedzi na pytanie, co się stało. Niektóre pochodziły z ust trenera, piłkarzy i ludzi z ich zaplecza: zaraz po meczu zarówno Adam Nawałka, jak Robert Lewandowski narzekali na niepodjęcie przez drużynę ryzyka. Z tego, co mówili, wynikało, że problemem nie była zmiana ustawienia, tylko to, że – przynajmniej do końca pierwszej połowy – drużyna wybierała jedynie bezpieczne rozwiązania. Wojciech Szczęsny w rozmowie z Pawłem Wilkowiczem tłumaczył, że Senegal zmusił reprezentację do ataku pozycyjnego, który Polakom od dawna nie leży. Michał Zachodny zamieniał nasze niedobre wrażenia z tego meczu na liczby (aż 54 proc. podań w poprzek boiska, tylko 13 prób dryblingu – najgorszy wynik od listopada 2014 r., najwięcej podań od Pazdana do Zielińskiego, co pokazuje, jak głęboko musiał się cofać rozgrywający, mikra liczba akcji Lewandowskiego, oznaczająca zamknięcie środkowej strefy przez Senegalczyków, itd., itp.). Nie oni jednak nadawali ton rozmowom na temat tego, co się stało na stadionie Spartaka i co czeka nas w niedzielę.


Czytaj także: MIchał Okoński: Zakład Nawałki


Pokusa, żeby diagnozować kondycję polskiego społeczeństwa przy pomocy futbolu, jest oczywiście duża – że jest to nie tylko możliwe, ale też uprawnione pokazał choćby Jonathan Wilson pisząc „Aniołów o brudnych twarzach”, czyli piłkarską historię Argentyny. Pokusie tej uległ także we wrześniu 2013 roku Andrzej Duda, deklarując na Twitterze, że „stan polskiego sportu, zwłaszcza gier zespołowych, jest smutnym odzwierciedleniem stanu polskiego państwa”, co dziś rzecz jasna obraca się przeciw obozowi politycznemu prezydenta RP. Nie będę ukrywał, że i mnie pociąga przyjrzenie się polskim neurozom przez pryzmat tego rzucania się od ściany do ściany – najpierw słynnego „pompowania balonika”, a później wdeptywania w ziemię tych, którzy „po raz kolejny nie spełnili oczekiwań”. Czy wszystkie te rojenia o potędze, wraz z ich późniejszym odreagowywaniem, nie są świadectwem jakiegoś gigantycznego braku poczucia własnej wartości? Tego, że tak naprawdę nie wierzymy ani w reprezentację Polski, ani w samych siebie?

Nie śledzę polskiej reprezentacji z tak bliska, jak robi to wielu moich kolegów, autorów licznych książek i niezliczonych tekstów na jej temat. To na podstawie tych książek i tekstów, a przede wszystkim na podstawie przebiegu eliminacji do tego i poprzedniego turnieju, oraz samych mistrzostw Europy we Francji, wyrobiłem sobie nienajgorszą opinię na temat tworzącego drużynę Nawałki „pokolenia Erasmusa” czy „pokolenia >>chcę więcej<<” – choć jako człowiek raczej niedzisiejszy miałem także przez cały czas, i mam nadal, wątpliwości związane ze sposobem obecności tego pokolenia w mediach społecznościowych; po porażce z Senegalem przydałby się tu chyba reset, a nie (jak to robił np. Sławomir Peszko) wchodzenie w internetowe polemiki. Nie uważałem ich za kandydatów do medalu, nie zachwycałem się wysokim miejscem w rankingach, ale przecież nie zakładałem (i wciąż nie zakładam), że w Rosji będziemy obserwować kolejną z polskich katastrof. Dlatego najważniejsze pytanie, jakie dziś sobie zadaję, brzmi: dlaczego to „pokolenie >>chcę więcej<<” wydawało się sparaliżowane podczas pierwszego meczu jedynej tak naprawdę imprezy – każdy piłkarz zdaje sobie przecież z tego sprawę – na której można przejść do historii futbolu? I czy można to zmienić?


Czytaj także: Łukasz Wiśniowski, Przemysław Wilczyński: Portret piłkarza w czasach młodości


Moja hipoteza brzmi następująco. Problem nie leży po stronie piłkarzy i trenerów, którzy nie zmienili się w ciągu dziewięćdziesięciu minut z ludzi wybitnych w beznadziejnych patałachów, tylko po naszej stronie. Do uzdrowienia jest toksyczna relacja między kibicami a reprezentacją. Nie może być tak, że wiążemy z tą grupą zawodników wszystkie nasze, niemożliwe do zaspokojenia gdzie indziej fantazje, tylko po to, żeby chcieć spalić ją na stosie przy pierwszym potknięciu.

Innymi słowy: wydaje mi się (zwłaszcza że podobny mechanizm obserwowałem przy okazji kilku ostatnich turniejów reprezentacji Anglii, w której dająca sobie radę w klubach grupa piłkarzy wychodziła na boisko ze strachem w oczach, sparaliżowana tym, co w przypadku niepowodzenia zrobią z nimi media i kibice), że przyczyną tego, iż „nie zadziałały głowy”, było ulokowane gdzieś w tyle tychże głów przekonanie, że jeśli podejmą ryzyko, o które apelował trener, i coś pójdzie nie tak, broń Boże, staną się wylęgarnią memów.

PODYSKUTUJ Z AUTOREM NA BLOGU "FUTBOL JEST OKRUTNY"

CZYTAJ TAKŻE: MUNDIAL 2018 W SPECJALNYM SERWISIE "TP"

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, redaktor wydań specjalnych i publicysta działu krajowego „Tygodnika Powszechnego”, specjalizuje się w pisaniu o piłce nożnej i o stosunkach polsko-żydowskich, a także w wywiadzie prasowym. W redakcji od 1991 roku, był m.in. (do 2015 r.) zastępcą… więcej