Portret piłkarza w czasach młodości

ŁUKASZ WIŚNIOWSKI, dziennikarz sportowy: Obecni reprezentanci Polski to pokolenie „chcę więcej”, więc sam udział w mundialu ich nie zadowoli. Od poprzednich generacji różnią się też tym, że pracują na dwóch etatach: piłkarzy i atletów.

11.06.2018

Czyta się kilka minut

Grzegorz Krychowiak, Robert Lewandowski, Wojciech Szczęsny i Łukasz Teodorczyk, Arłamów, maj 2018 r. / TOMASZ RADZIK / EAST NEWS
Grzegorz Krychowiak, Robert Lewandowski, Wojciech Szczęsny i Łukasz Teodorczyk, Arłamów, maj 2018 r. / TOMASZ RADZIK / EAST NEWS

PRZEMYSŁAW WILCZYŃSKI: Proszę o jedno: nie odpowiadaj na pytania tak, jak to robi na konferencjach Adam Nawałka.

ŁUKASZ WIŚNIOWSKI: (śmiech) Z tym nie będzie problemu. Mam za sobą dziennikarski staż.

Więc wiesz, jak mówić konkretnie i ciekawie. Pracujesz dla Polskiego Związku Piłki Nożnej, dbając o wizerunek reprezentacji: tworzysz serwis internetowy Łączy Nas Piłka z jego flagowymi filmikami pokazującymi kadrę od kulis. No i dmuchasz w narodowy balon.

Nie dmucham. A na zjawisko „pompowania balona” patrzę tak: mamy w Polsce specyficzny profil kibica. Bardzo przeciętna liga sprawia, że niewielu piłkarskich fanów żyje futbolem na co dzień.

Byłem kiedyś w Sewilli, gdzie grał nasz piłkarz Grzegorz Krychowiak. Pamiętam scenę z meczu Pucharu Hiszpanii: obrońca jednej z drużyn jest pod presją napastnika, i umiejętnie podaje piłkę do własnego bramkarza. A na trybunach brawa!

W Polsce kibice by pewnie krzyczeli: „Graj do przodu!”.

Mamy „30 milionów selekcjonerów”, ale z rozedrganymi emocjami i ograniczonymi kompetencjami?

Powiem tak: kibicujemy głównie barwom narodowym, przez co jesteśmy bardziej podatni na „pompowanie balona”.

Ale na ŁNP nie używamy narzędzi, które takie pompowanie definiują: np. krzykliwych tytułów. Mieliśmy filmiki z szatni reprezentacji, na których Robert Lewandowski odziany jedynie w ręcznik śpiewał albo witał się z prezydentem. Moglibyśmy dać tytuł „Nagi Lewandowski śpiewa!”. Ale tego nie robimy. Nigdy też nie dmuchaliśmy balona w znaczeniu rozbudzania oczekiwań wobec reprezentacji.

Jeśli już, to promujemy poszczególnych graczy. Inna scena: zgrupowanie w Arłamowie przed Euro 2016, nasz bramkarz Wojtek Szczęsny idzie na trening, a mały chłopiec krzyczy: „Szczena, podpisz mi się!”. Wojtek skonsternowany: „Co za niekulturalny gówniarz!”. „Szczena – mówię do Wojtka, bo faktycznie jest tak nazywany – dla tego chłopca jesteś bohaterem serialu wyświetlanego na ŁNP, musisz mu wybaczyć”.

Tych bohaterów sam tworzysz. Jesteś PR-owcem czy dziennikarzem?

Myślę o sobie jako reporterze. Uwielbiam rozmawiać z ludźmi, poznawać świat. A równocześnie bywam zapraszany na konferencje PR-owe. Odmawiam, odpowiadając, że nie mam teoretycznej wiedzy na ten temat. Ani praktyki. Nigdy nie myślimy: „O cholera, Lewandowski miał ostatnio gorszy wizerunek, musimy go odbudować”.

Dziennikarze sportowi zazdroszczą Wam, że jesteście w samym środku tego świata dzięki legitymacjom PZPN?

Słyszałem takie głosy. Zawsze odpowiadam, że nasze materiały mogą twórczo wykorzystywać, rozwijać.

Ale nikt nie wejdzie do pokoju Lewandowskiego tuż po kontuzji, by sfilmować dziurę w jego goleni, i by zapytać, jak się czuje.

Skoro „nikt nie wejdzie”, to dlaczego nam tego odmawiać? Zresztą dziennikarze nie próbowali specjalnie intensywnie wchodzić za kulisy, zanim powstał kanał ŁNP. Częściowo dlatego, że nie byli tam wpuszczani. My jesteśmy, więc próbujemy ten świat pokazać.


MUNDIAL 2018: o wszystkich obliczach mistrzostw świata piszemy w naszym specjalnym serwisie >>>


Wejdźmy w ten świat, próbując oddzielić zawartość od „opakowania”. Dziesiąte miejsce polskiej reprezentacji w rankingu FIFA – rzeczywistość czy fikcja?

Blisko rzeczywistości: jesteśmy gdzieś w drugiej dziesiątce.

Lista piłkarzy z europejskiego topu: Szczęsny, Piszczek, Glik, Lewandowski. Tyle?

Nie zapominałbym o bramkarzu Łukaszu Fabiańskim, który mógłby grać w najlepszych angielskich klubach. A także o Miliku i Zielińskim, którzy grają w jednym z najlepszych włoskich.

Mentalność, psychika. Nie pękają?

Nie pękają, i na pewno na mundialu też nie pękną. Kiedy tuż przed historycznym, wygranym meczem z Niemcami w 2014 r. Krychowiak ze Szczęsnym robili sobie na konferencji prasowej jaja, wielu dziennikarzy mówiło: „To za poważny mecz na takie żarty!”. A oni wyszli na boisko i pokazali, że jest odwrotnie: potrafią się kapitalnie uwolnić od presji.

Generacja bez kompleksów?

Pokolenie „chcę więcej”. To hasło zapożyczyliśmy po Euro 2016 od dziennikarza Andrzeja Twarowskiego, i uczyniliśmy zeń tytuł filmu pokazującego reprezentację we Francji. Dobrze opisuje tę drużynę: po awansie do Euro była wielka euforia, po kwalifikacji do MŚ już takiej fety nie było.

Co było?

Odbicie kart po ośmiu godzinach w biurze. Chłopcy potraktowali ten awans jako coś normalnego.

W czym jeszcze to pokolenie jest inne?

W tym, że jego przedstawiciele pracują na dwóch etatach: piłkarza i atlety. Arsen Wenger, legendarny trener Arsenalu, zapytany został, co się zmieniło w związku z przyjściem nowej generacji piłkarzy. Wszyscy myśleli, że wspomni o telefonach komórkowych i technologii, a on powiedział: „Najbardziej zmieniły się klatki piersiowe”. To widać też po naszych piłkarzach. Są atletami.

Profesjonalni, unikający imprez i „śmieciowego” jedzenia. To prawda?

Prawda, ale to tylko element szerszego zjawiska: dzisiejszy piłkarz jest inteligentny, a boisko jest dla niego czymś więcej niż polem strzelania bramek. Jeśli ktoś jest tylko zdolny motorycznie i technicznie, ale nie ogarnia meandrów taktyki, to sobie nie poradzi. Podobnie nie poradzi sobie, jeśli nie będzie się dobrze prowadził, wypoczywał, odżywiał.

Piłkarze dbają o dietę, ale swoją. Co ci mówi ten zestaw: cola, chipsy, napój energetyczny, parówki?

Mówisz o reklamach.

Gdyby kibic żywił się tylko produktami promowanymi przez reprezentację i trenera, mógłby dostać perforacji żołądka. Hipokryzja?

Nie, bo nie jest przecież tak, że Lewandowski czy Błaszczykowski nigdy nie zjedli chipsa albo nie wypili szklanki coli.

A używając argumentu z innego porządku: życie piłkarza jest bardzo krótkie. Reklamy to pieniądze na zabezpieczenie przyszłości.

Np. pieniądze od firm bukmacherskich.

Reprezentacja jest partnerem zakładu bukmacherskiego, ale żaden czynny piłkarz nie jest zaangażowany w reklamowanie hazardu.

Gdyby był, uznałbyś to za przekroczenie?

Uznałbym to za rzecz do dyskusji.

Czyli Zbigniew Boniek reklamujący taką firmę to rzecz do dyskusji?

Prezes nie jest czynnym piłkarzem. A zobowiązania reklamowe wobec jednej z firm zaciągnął, gdy nie był szefem PZPN. Aktualnie nie jest „twarzą” żadnej marki bukmacherskiej. Nie ma co ukrywać, że z kibicowaniem jest związane obstawianie wyników, podobnie jak związana z nim jest konsumpcja piwa. I jeszcze jedno: partnerem reprezentacji jest legalny bukmacher, co o tyle ważne, że na polskim rynku działają też ci nielegalni. Możemy więc to potraktować jako promowanie dobrych praktyk.

Kolejny element wizerunku: uśmiech i optymizm. Jak jest kontuzja, to „nic poważnego”, jak jest coś poważnego, to „wrócę jeszcze silniejszy”. Pokazujecie tylko radosną twarz futbolu.

Nie zgadzam się. Gdy Arek Milik zerwał więzadła, co oznaczało wielomiesięczną pauzę, to pokazaliśmy go płaczącego.

Swoją drogą, czy naprawdę uważasz, że topowy piłkarz, gracz obecnej reprezentacji, ma wiele powodów do smutku?

Może czasami ma, tylko wtedy nie idzie za nim Wasza kamera?

Jak jesteś w grupie, zwłaszcza w grupie ambitnych sportowców, to słabości zostawiasz w pokoju. Tak po prostu jest, to również część prawdy o sporcie.

Ale to też świat zazdrości, rozpaczy, depresji. O płaczącym Zielińskim w przerwie meczu na Euro 2016 nie dowiedzieliśmy się od Was. Nie wy poinformowaliście o aferze alkoholowej w kadrze już po Euro.

Ale to, że Zielińskiego pocieszał Lewandowski, pokazała nasza kamera. Nie było u nas wielu takich scen, bo też za kadencji Adama Nawałki nie było wielu powodów do smutku.

Choć zgodziłbym się z ogólnym stwierdzeniem, że podobne obrazy trudno uchwycić w atmosferze familiarności, jaka panuje w tej reprezentacji, również na linii piłkarze–reporterzy ŁNP.

Usłyszałeś kiedykolwiek od piłkarza: „Wiśnia, wytnij to”?

Takiej sytuacji nie pamiętam. Pamiętam inną: że sam coś wyciąłem.

Przykład?

Piłkarz X wypowiada nieparlamentarne słowo.

Ale takie słowa to nieodłączna część rzeczywistości szatni!

Tyle że w naszym przypadku chodzi też o odpowiedzialność za odbiorcę. Nasze materiały są ogólnodostępne, oglądane przez ludzi młodych. I wykorzystywane przez media oraz internautów. Wyobraź sobie, jak łatwo by było zmanipulować taki fragment z przekleństwami.

Jest też druga strona tej odpowiedzialności: może kreujecie pozbawiony kantów wizerunek piłkarza, który dla wielu młodych wyda się niedościgły?

Mitologizacja piłkarza, czyli pokazywanie go przez pryzmat samochodu i willi z basenem, to rzeczywiście częste zjawisko. Ale celują w tym media plotkarskie. My pokazujemy coś przeciwnego, np. ciężką pracę. Na boisku, siłowni. Nasz przekaz jest następujący: tylko jeśli będziesz ciężko pracował, możesz dostać nagrodę.

Ktoś może powiedzieć, że te nasze filmiki to „zabawa dla gimbazy”. A ja kiedyś spotkałem trenera czwartoligowej drużyny, który powiedział mi, że gdy piłkarze widzą leżącego na stole do masażu Kamila Grosickiego, który ma niesłychanie rozbudowane mięśnie nóg, to od razu idą na siłownię! Takich scen: potu, wysiłku, jest u nas dużo.

Ale oszukiwalibyśmy odbiorcę, gdybyśmy pokazywali tylko to.

Więc pokazujecie głównie śmiech i żarty.

Bo drużyna piłkarska żyje z szydery! To też część prawdy o niej.

Współczesny piłkarz kontroluje swój wizerunek. Rzadziej niż kiedyś pozwala sobie na lekceważenie dziennikarzy, ale jak już z nimi rozmawia, to zwykle „na okrągło”...

To dla nich bufor bezpieczeństwa. Było wielu, którzy udzielali szczerych wywiadów, a potem ich słowa zostały albo źle zrozumiane, albo zmanipulowane.

Ale spójrz na to inaczej: właśnie to pokolenie piłkarzy mogłoby sobie pozwolić na życie bez mediów tradycyjnych. Mają kanał ŁNP i media społecznościowe, za pomocą których mogliby sami komunikować się z kibicami. A jednak chętnie rozmawiają z dziennikarzami.

Weźmy na warsztat trenera Nawałkę. Czasami odnoszę wrażenie, że Wy – dziennikarze sportowi – go zmitologizowaliście.

Do nas akurat kieruje się zarzut odwrotny: dlaczego tak mało go pokazujecie?

To niepokazywanie też jest częścią mitu: pracujący po nocach tytan, który nie ma nawet czasu, by stanąć przed kamerą.

To akurat prawda!

Ale czy ten obraz nie jest nadmiarowy? Nawet z wyciągnięcia w przerwie meczu na Euro 2016 karimat dla piłkarzy uczyniono symbol: Nawałki-detalisty.

Dla mnie to było jedynie ciekawostką. Ale znowu: on faktycznie jest detalistą!

Pamiętam jedną z niewielu scen z Nawałką na ŁNP. Piłkarze i trener wychodzą na płytę boiska w pierwszym meczu po kontuzji Milika. Mają koszulki z napisem: „Arek, czekamy na ciebie!”. Trener pokazuje do kamery uniesiony w górę kciuk. A potem patrzy na ten swój kciuk, czy go dobrze trzyma... Trener nie rozmawia z mediami, bo nienawidzi sytuacji, których nie może kontrolować?

Gdyby tak było, to by nie został trenerem. Szkoleniowiec stoi przecież przy linii przez 90 minut, przyglądając się czemuś, na co ma ograniczony wpływ. Ale częściowo się zgadzam: trener Nawałka lubi mieć możliwie dużo pod kontrolą. To jednak w zarządzaniu grupą cecha pozytywna.

Słyszałeś kiedyś, by jakiś dziennikarz sportowy skrytykował fundamentalnie Nawałkę?

Być może on i piłkarze nie zasłużyli na fundamentalną krytykę, skoro drużyna wygrywa, a ponad 90 proc. decyzji trenera się broni?

Kiedyś zapytano Ronaldo, co takiego robi legendarny trener José Mourinho, czego nie robią inni trenerzy. Odpowiedział: robi to samo, tylko poświęca na to dziesięć razy więcej czasu.

Co takiego robi Nawałka, czego nie robili jego poprzednicy?

Odpowiedź jak wyżej (śmiech).

On ma etos pracy, z jakim nigdy wcześniej się nie spotkałem.

Zapamiętałem taką scenę z nieformalnej rozmowy trenera z grupką dziennikarzy. Jeden z nich pyta, dlaczego nie jest powoływany piłkarz X. A trener zwraca się do dziennikarza: „Ile jego meczów pan obejrzał?”. Na co dziennikarz milknie, bo wie, że za sztabem Nawałki stoi analiza dziesiątek występów każdego zawodnika.

Jeden z poprzednich selekcjonerów mawiał, że do przetestowania piłkarza wystarczy mu obejrzenie, jak zawodnik wchodzi po schodach...

No właśnie... Jest też i drugi element charakterystyczny dla Nawałki: jego warsztat psychologiczny, niezależnie od tego, że piłkarze mają też swoich psychologów.

Rzecz trzecia: intuicja. Ma „czuja” do ludzi, do piłkarzy.

No i jeszcze jedno: ma szczęście.

Co dla Ciebie znaczy hasło „Łączy Nas Piłka”? Piłkarska reprezentacja to ostatni narodowy zwornik?

Mieliśmy w Juracie spotkanie z prezydentem Dudą. Piłkarze robili sobie zdjęcia. A ja tak sobie stoję i myślę: „Kurczę, zaraz to powrzucają do sieci, i zacznie się hejt”. Albo z prawej strony, albo z lewej – ktoś na pewno będzie niezadowolony.

Powrzucali. Ale żadnego hejtu nie było.

Piłkarze, trener, prezes nie mają poglądów czy specjalnie unikają ich ujawniania?

Jedni nie mają, inni mają, ale ich nie wyrażają. Cieszę się, że ten okręt – być może jako jeden z ostatnich w Polsce – nie został jeszcze przez nikogo zawłaszczony albo podzielony.

Reprezentacja nas łączy, ale może też usypia? Żyjemy w rzeczywistości piłkarskiej dość upiornej: słabej ligi i rządzących klubami kiboli.

Prezes Boniek mówi, że mamy „piłki dwóch prędkości”. Reprezentacja to nasze pendolino, a reszta to pociągi gorszej jakości.

Nie boisz się, że pendolino się zepsuje, gdy wysiądą z niego Nawałka i Lewandowski?

Wszystko, co robi ta kadra i ludzie wokół niej, zmierza do tego, by tak się nie stało. Chodzi mi o atmosferę, która sprawia, że więcej chłopców gra w piłkę, a przez to powiększa się tzw. grupa selekcyjna w kolejnych generacjach. Wśród nich są przyszli reprezentanci Polski.

To oczywiście nie załatwi wszystkiego. Istnieje teza, że wielka piłka rodzi się albo w krajach biednych, gdzie dzieciaki grają do upadłego na ulicach, albo w krajach bardzo bogatych, gdzie wszystko jest w ryzach dobrze zorganizowanego systemu szkolenia.

My jeszcze nie mamy systemu, a już zniknęła z naszego pejzażu instytucja podwórka.

Dlatego dobrze by było, byśmy jak najszybciej poszli w stronę krajów bogatych.

Boisz się klapy w Rosji?

To kwestia nastawienia.

Dużo rozmawiam z żoną, która w ogóle nie interesuje się piłką. Jej główną obawą jest to, że jej męża nie będzie ponad miesiąc w domu...

...czyli Twoja żona kibicuje Senegalowi i Kolumbii.

(śmiech) Zmierzam do czegoś innego. Na jej narzekania reaguję prośbą, by przypomniała sobie swoją wizytę w Disneylandzie, o której zawsze marzyła. Ja od dzieciństwa marzyłem o mundialu, na którym nigdy nie byłem. „Teraz ja – mówię żonie – jadę do swojego Disneylandu”. Niech kibice podejdą do tego tak samo: niech się cieszą tym mundialem, a nie martwią klapą.

Ja mundialu się nie boję – jaram się nim. ©℗

ŁUKASZ WIŚNIOWSKI jest od 2012 r. reporterem serwisu internetowego Łączy Nas Piłka. Wcześniej pracował w telewizji Orange Sport.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz działu krajowego „Tygodnika Powszechnego”, specjalizuje się w tematyce społecznej i edukacyjnej. Jest laureatem Nagrody im. Barbary N. Łopieńskiej i – wraz z Bartkiem Dobrochem – nagrody Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Trzykrotny laureat… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 25/2018