Moskwa zaatakowana przez drony

Nad Moskwę 30 maja o poranku przyleciały drony. Uderzyły w fasady domów mieszkalnych. Napędziły też strachu mieszkańcom Rublowki, matecznika putinowskiej elity.
w cyklu ROSYJSKA RULETKA

01.06.2023

Czyta się kilka minut

Atak dronów na Moskwę, 30 maja 2023 r. Fot. Associated Press/East News

Po tajemniczym i do dziś niewyjaśnionym ataku dronów na kremlowski Pałac Senacki i wkroczeniu do rosyjskiego obwodu biełgorodzkiego uzbrojonych dywersantów, którzy bez przeszkód przekroczyli granicę i weszli w głąb terytorium Rosji jak w masło, doszło do kolejnego incydentu: ataku dronów na stolicę i okolice.

Cwał bezzałogowych walkirii zmącił spokój rosyjskiego społeczeństwa i zrujnował mity głoszone przez Putina i jego propagandystów o bezpiecznym rosyjskim niebie i doskonale chronionej granicy państwowej.

Co się tym razem stało? Wczesnym rankiem Moskwa i obwód moskiewski zostały zaatakowane przez drony. W chwili, gdy piszę te słowa, brak wiarygodnych informacji, skąd przyleciały i kto je skierował na Moskwę. Nie udało się też ustalić dokładnej liczby dronów – było ich być może 25, a być może 32. W Moskwie jeden z dronów wpadł przez okno do mieszkania, gdzie spało kilka osób, i choć walnął o podłogę, nie zdetonował. Inny uszkodził fasadę bloku, wytłukł okna. Większość lokatorów domu obudziła się dopiero zaalarmowana przez policję, wzywającą do ewakuacji. Alarmu przeciwlotniczego nie ogłoszono. Nikt nie zginął.


ZOBACZ TAKŻE:

ROSYJSKA CERKIEW POZBYWA SIĘ NIEWYGODNYCH DUCHOWNYCH. Posłusznie realizuje linię agresywnej polityki władz świeckich, wspiera modlitwą wojnę. I pozbywa się ze swoich struktur tych, którzy krytykują patriarchę za zaprzedanie się Kremlowi >>>>


Moskwa miała być – według zapewnień władz – bezpieczna. Kilka tygodni temu ostentacyjnie zamontowano na dachu stalinowskiego gmaszyska ministerstwa obrony oraz w innych punktach miasta nowoczesne systemy obrony przeciwlotniczej. To był jasny przekaz od władz do obywateli: możecie spać spokojnie, nic wam nie grozi, bo nad waszym bezpieczeństwem czuwa cud technika, „niemająca odpowiedników w świecie”. Rozbrzmiewały zapowiedzi twardej reakcji w razie ataku nieprzyjaciela. Wrócę jeszcze do tego wątku w dalszej części.

Jeszcze ciekawsze rzeczy działy się na obrzeżach Moskwy. Drony przyleciały nad wypasione wille na Rublowce. Zostały zneutralizowane. Rublowka to osiedle rezydencji członków politycznej i artystycznej elity, ludzi z otoczenia Putina. Mają tu swoje przytulne gniazdka, wykładane marmurami i kapiące pozłotą, m.in. szef Rosgwardii Wiktor Zołotow i jego syn Roman, klan Rotenbergów, bliskich przyjaciół Putina, realizujących najważniejsze projekty (jak choćby Most Krymski) czy prezes Rosniefti Igor Sieczin. Właścicielką pałacyku w chronionym raju jest też domniemana konkubina Putina, Alina Kabajewa. Mieszkają tu tuzy rosyjskiej kultury, posługujące na kremlowskim dworze – Nikita Michałkow, jego brat Andriej Konczałowski czy dyrygent Walerij Giergijew. Jeden z dronów uderzył kilka kilometrów od oficjalnej rezydencji Władimira Putina w Nowo-Ogariowie.

Mer Moskwy Siergiej Sobianin dwoił się i troił, żeby ugasić panikę, wzywał mieszkańców do spokoju i czerpania informacji tylko z oficjalnych źródeł. Ale media społecznościowe szalały: - „Mówią nam [władze], żeby nie siać niepokoju, ale nas nie informują, co i jak. Boję się”. „Jak ja mam teraz spać spokojnie?”. „Mieliśmy fart, że ładunki nie wybuchły”. „Gdzie nasza obrona przeciwlotnicza?”.

Już po fakcie w mieście wyłączono GPS. Jadąca taksówką kobieta alarmowała rodzinę: „Według wskazań GPS, jestem w Nigerii, od domu dzieli mnie dziewięć dni”.

Kilka godzin później, gdy elektroniczną i analogową pocztą pantoflową rozeszły się wiadomości o zakresie ataku, niepokój na chwilę ustąpił kolektywnej schadenfreude: Rublowka może oberwać, Rublowka też się trzęsie ze strachu, a niech się trzęsie! Zauważono też, że drony lecące nad Rublowkę zostały zestrzelone, natomiast te nad blokowiskiem w Moskwie – nie. Najbardziej wyrazistą wypowiedzią na temat „równych i równiejszych” popisał się szef Grupy Wagnera, Jewgienij Prigożyn: „Śmierdzące dranie, co wy wyprawiacie? Bydlaki! Oderwijcie swoje sraki od gabinetów w ministerstwie obrony, macie bronić kraju. (…) To, że (drony) lecą na Rublowkę na wasze domy, niech lecą! Niech wasze domy płoną! Ale co mają robić zwykli ludzie, gdy w ich okna wlatują drony?”.

Oficjalna propaganda próbowała wylansować hasło: po podstępnym ataku wrogów na stolicę naród skonsoliduje się wokół przywódcy, nastąpi społeczna mobilizacja, wróg zostanie pokonany. Ale rychło ten przekaz wyciszono.


ZOBACZ TAKŻE:

9 MAJA W MOSKWIE. POBIEDA BEZ POBIEDY >>>>


Kto zaatakował? Rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow już o poranku, zanim jeszcze cokolwiek było wiadomo, nie miał wątpliwości: to atak terrorystyczny ze strony kijowskiego reżimu. Ale nasza obrona poradziła sobie doskonale. Nie ma powodu, aby prezydent wypowiadał się w tej sprawie, nic takiego bowiem się nie stało.

Strona ukraińska nie wzięła na siebie odpowiedzialności za atak. Mychajło Podolak z kancelarii ukraińskiego prezydenta wysunął przypuszczenie, że drony, które zaatakowały Moskwę, są rosyjskie: sztuczna inteligencja zadecydowała, że to wstyd bombardować kobiety i dzieci w Ukrainie, dlatego postanowiły zawrócić (Rosja od kilku dni przeprowadza zmasowane ataki na Kijów i inne cele w Ukrainie, 1 czerwca w wyniku kolejne ostrzału w ukraińskiej stolicy zginęły trzy osoby, w tym dziecko).

Rosyjski opozycjonista Igor Ejdman napisał: „Moskwianie podzielili się na dwie grupy: agresywnych i pokornych. Agresywni są pełni gniewu: Jak śmieli? Pokorni dopytują: A nas to za co? I proszą o zaprowadzenie porządku w schronach. Rosyjscy poddani uważają, że codzienne bombardowania Ukrainy to ich święte prawo. Ale Ukraińcy żadną miarą nie mogą odpowiadać w taki sam sposób: to zbrodnia. Nalot na Moskwę jest dla tele-obywateli aktem terroru państwowego. A codzienne naloty na Kijów – czymś w rodzaju pokazów lotniczych. To typowa logika kolonizatorów”.

Mimo początkowych zapewnień rzecznika Kremla, że nie ma powodu, by prezydent zabierał głos, Putin przemówił (nie, nie było specjalnego orędzia, prezydent był zajęty zwiedzaniem wystawy poświęconej kreatywnej gospodarce; rzucił kilka zdań w podstawiony przez dziennikarza mikrofon): oskarżył Ukrainę i powiedział, że to był odwet za rosyjskie uderzenie w sztab wywiadu wojskowego Ukrainy (Ukraina nie potwierdziła, że jakikolwiek atak na siedzibę wywiadu miał miejsce), a Ukraina w odpowiedzi „wybrała drogę zastraszania obywateli Rosji i ataków na obiekty mieszkalne”. Wyraził zadowolenie, że rosyjski system obrony przeciwlotniczej „zadziałał, jak należy”. Rosjanie, nic się nie stało!

Politolożka Tatiana Stanowaja (Carnegie Endowment) pisze: „Przez ponad rok wojny nastąpiła interesująca ewolucja tego, jak władza w Rosji tłumaczy swoje porażki. Do końca lata ubiegłego roku popularna była odpowiedź: «Myśmy jeszcze na poważnie nie zaczęli». Tak powiedział Putin. Wtedy wydawało się, że Kreml wie, co robi, że ma asa w rękawie, a nieużywanie mocnych militarnych argumentów to forma łagodności wynikająca z siły, a nie słabości. Mówiono wtedy też o czerwonych liniach, za ich przekroczenie miały grozić decydujące, niszczące uderzenia. Ale potem zaczęły przychodzić złe wiadomości: zabójstwo Darii Duginej, wycofanie się z obwodu charkowskiego, eksplozja na Moście Krymskim, poddanie Chersonia, Makiejewka i tak dalej. W następstwie powstało wrażenie, że czerwone linie Kremla albo nigdy nie istniały, albo dynamicznie się przesuwają. Reakcja władz na te zdarzenia była jednakowa: dewaluacja znaczenia tego, co się stało, pokazanie, że to Rosja jest ofiarą, depolityzacja problemu. Putin w ogóle nie odnosi się do tego, co się dzieje na tym polu. I być może dałoby się w tym duchu postępować dalej, gdyby nie to, że ataki stają się coraz bardziej brawurowe. Drony w Moskwie to nowy poziom zagrożenia – zagrożenia życia mieszkańców. A władza nadal zachowuje się tak, jak gdyby nic się nie stało”.


ZOBACZ TAKŻE:

DO ROSJI WJECHAŁO OKOŁO STU UZBROJONYCH LUDZI I KILKA OPANCERZONYCH TRANSPORTERÓW >>>>


Putin próbuje przeczekać złą passę. Być może nadal liczy na zmęczenie Zachodu pomocą dla Ukrainy, być może czeka na personalną zmianę w Białym Domu, sądząc, że powrót Donalda Trumpa odwróci bieg wydarzeń na froncie ukraińskim. Stara się zachować czystą kartę, w oczach obywateli nie chce kojarzyć się z niepowodzeniami, dlatego trzyma się na dystans od kotłowaniny militarnej, w jaką wepchnął kraj. Ale czas płynie nieubłaganie i przynosi nowe wyzwania. Lina, na której balansuje Putin, jest coraz cieńsza.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
W latach 1992-2019 związana z Ośrodkiem Studiów Wschodnich, specjalizuje się w tematyce rosyjskiej, publicystka, tłumaczka, blogerka („17 mgnień Rosji”). Od 1999 r. stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”. Od początku napaści Rosji na Ukrainę na… więcej