Ładowanie...
9 maja w Moskwie. Pobieda bez pobiedy
9 maja w Moskwie. Pobieda bez pobiedy
9 maja w Rosji odbywają się najważniejsze rytuały putinizmu mające podkreślić nieprzemijające osiągnięcia oręża i potęgi imperium. W dzisiejszych realiach mit Pobiedy służy Putinowi do usprawiedliwiania nowych wojen. W morzu hipokryzji i zakłamywania wydarzeń tamtych lat już dawno utonęło przesłanie „Nigdy więcej wojny” zastąpione rubasznym hasełkiem „Możemy powtórzyć”.
Odwracanie pojęć to naczelna cecha quasi-ideologii zbrodniczej rosyjskiej machiny państwowej. W okolicznościowym przemówieniu Putin oświadczył: „Przeciwko Rosji została rozpętana znowu prawdziwa wojna” (sic!). Dlatego jedność jest potrzebna, aby dać odpór wrogom. A wróg to zachodnia cywilizacja, zagrażająca wartościom, rodzinie, to wszelkiej maści rusofoby, zachodnie elity globalistyczne itd. Putin znowu nazwał władze Ukrainy „przestępczym reżimem”. Wszystko to już wielokrotnie powtarzał przy różnych okazjach.
UKRAIŃSKA KONTROFENSYWA: ODLICZANIE DO D-DAY
WOJCIECH PIĘCIAK: Patrząc na ostatnie kilkanaście dni, trudno wskazać moment, gdy można by powiedzieć: zaczęło się! Jedno jest pewne: dynamika wojny się zmienia.
Ciekawsza od wystąpienia Putina była dalsza część uroczystości. Było skromnie. Znacznie skromniej niż w czasach, gdy Kreml z roku na rok rozbudowywał obchody i zawłaszczał coraz to większe obszary wspólnej pamięci, podporządkowując je swoim celom politycznym. Zwycięstwo w wojnie, będącej wielką tragedią, w ujęciu putinowskiej propagandy zostało przekształcone w militarystyczne bachanalia. Z biegiem lat usunięto ze zbiorowej pamięci udział w zwycięstwie państw koalicji antyhitlerowskiej. Słuchając dziś Putina czy propagandystów, można było odnieść wrażenie, że ZSRR sam pokonał Hitlera. O tym, że w 2010 roku w 65. rocznicę zwycięstwa do Moskwy zjechali przywódcy USA, Francji i Wielkiej Brytanii, by uczcić wspólne zwycięstwo, nikt już nie pamięta.
W tym roku przed trybuną honorową na placu Czerwonym, na której zasiadło siedem tysięcy gości, przemaszerowało w szyku kilkanaście kolumn wojsk, przejechały czołgi T-34, komponent jądrowy reprezentował pocisk dalekiego zasięgu RS-24 Jars. I tyle. Nie było chwalby nowych osiągnięć kompleksu wojskowo-przemysłowego, prezentowania pojazdów czy rakiet „niemających odpowiedników na świecie”. Nie było pokazu sił powietrznych, co stanowiło w minionych latach najbardziej atrakcyjną część defilady. Czyżby naczelny wódz lękał się, że coś spadnie z góry na trybunę? O tym za chwilę.
DRONY NAD KREMLEM: ATAK CZY PROPAGANDOWY TEATRZYK
Turbopatrioci w mediach społecznościowych wyrażali oczekiwanie, że maszerujący chwacko ludzie w mundurach wprost z placu Czerwonego popędzą na Donbas (Putin obiecał, że obroni ludność tego regionu). To miałoby być nawiązanie do sławnej defilady 7 listopada 1941 r., której uczestnicy – w dużej części ochotnicy – zostali pognani wprost spod Kremla na rubieże Moskwy, szturmowane przez Niemców. Nic jednak nie wskazuje na to, by władze nadstawiały ucha podpowiedziom z tych środowisk, które pragną wojny totalnej. Dla Putina wojna jest narzędziem zapewniającym utrzymanie się u władzy. Choć początkowy plan wzięcia Kijowa w trzy dni się nie powiódł, to Putin nadal ma nadzieję na wygranie „specjalnej operacji wojskowej”. A podtrzymywanie nadziei na zwycięstwo jest jedną z metod prowadzenia tej wojny.
O tym, że w tym roku rozmach obchodów był mniejszy, pisałam już w tekście „Koniec projektu zwycięstwo”. Ludowa inicjatywa w miejsce odgórnie zwiniętych imprez zrodziła swoje karykaturalne formy – m.in. w Bałakławie na Krymie zorganizowano patriotyczne kąpiele. Krym został w tym roku pozbawiony możliwości zorganizowania głównego wydarzenia roku: defilady zwycięstwa, a także innych imprez masowych. Powód? Zagrożenie ze strony Ukrainy.
Goście, czyli swoi
Strach przed nagłym atakiem obecny był też w Moskwie. Do ostatniego dnia nie był znany scenariusz rytuału. W telewizji powtarzano, że podjęto dodatkowe środki ostrożności w związku z „próbą zamachu na prezydenta”, jak określano incydent z dronami nad Kremlem. Czym był ten incydent – nadal nie wiadomo. Nie wiadomo było też do ostatniej chwili, kto przyjedzie na uroczystości. Na dwa dni przed ceremonią na liście zagranicznych gości figurowało tylko jedno nazwisko: prezydenta Kirgistanu, Sadyra Dżaparowa. W mediach społecznościowych pojawiły się nieoficjalne doniesienia, że zaproszenie Kremla śmiał zignorować prezydent Tadżykistanu, wykręcać się od udziału miał nawet wierny sługa Alaksandr Łukaszenka. Dziś jednak miejsca na trybunie honorowej składnie zajęli wszyscy przywódcy państw Azji Centralnej, do których doszlusował premier Armenii Niko Paszynian. Łukaszenka też przyjechał. Jak to się stało, że Putin przekonał ich do udziału w paradzie? Jak napisał politolog Iwan Prieobrażenski: „Kirgiski prezydent i białoruski uzurpator przyjechali tradycyjnie po pieniądze, premier Armenii – z powodu Karabachu, pozostałych Putin, który osobiście zadzwonił do każdego z zaproszonych, być może zaszantażował: oto w obliczu zamachu na mnie, kto nie przyjedzie – ten mój osobisty wróg”. Kuluarowa wieść głosi, że Łukaszenka nie chciał przyjechać z powodu poważnych kłopotów ze zdrowiem. Coś na rzeczy jest, bo krótki dystans od mauzoleum Lenina na placu Czerwonym do Grobu Nieznanego Żołnierza, gdzie Putin i jego goście mieli złożyć kwiaty, Łukaszenka częściowo przejechał samochodem służby ochrony.
ROSYJSKA RULETKA: CZYTAJ WIĘCEJ TEKSTÓW ANNY ŁABUSZEWSKIEJ >>>
Lista gości wiele mówi o wypłukiwaniu się wpływów Rosji z obszaru postsowieckiego. Nie było liderów Azerbejdżanu, Mołdawii, Gruzji i, oczywiście, Ukrainy. Znamienne było też sformułowanie w okolicznościowej depeszy Kremla do „przywódców Azerbejdżanu, Armenii, Białorusi, Kazachstanu, Kirgistanu, Tadżykistanu, Turkmenistanu, Uzbekistanu, Abchazji i Osetii Południowej (Rosja uznaje te oderwane od Gruzji republiki za niepodległe państwa) oraz narodów Gruzji i Mołdawii”. Narodów, nie liderów. O Ukrainie też ani słowa. Ukrainie Putin wysłał nocą kolejną partię rakiet i dronów.
Ten materiał jest bezpłatny, bo Fundacja Tygodnika Powszechnego troszczy się o promowanie czytelnictwa i niezależnych mediów. Wspierając ją, pomagasz zapewnić "Tygodnikowi" suwerenność, warunek rzetelnego i niezależnego dziennikarstwa. Przekaż swój datek:
Autor artykułu

Napisz do nas
Chcesz podzielić się przemyśleniami, do których zainspirował Cię artykuł, zainteresować nas ważną sprawą lub opowiedzieć swoją historię? Napisz do redakcji na adres redakcja@tygodnikpowszechny.pl . Wiele listów publikujemy na łamach papierowego wydania oraz w serwisie internetowym, a dzięki niejednemu sygnałowi od Czytelników powstały ważne tematy dziennikarskie.
Obserwuj nasze profile społecznościowe i angażuj się w dyskusje: na Facebooku, Twitterze, Instagramie, YouTube. Zapraszamy!
Podobne teksty
Newsletter
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]